Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Inside Seaside za nami. Szkoda, że to były tylko dwa dni

Inside Seaside Festival za nami. Druga edycja była większa, niezwykle różnorodna muzycznie, a organizatorzy postarali się, aby była także bardziej wygodna dla uczestników. Impreza ma gigantyczny potencjał i na pewno będzie się rozwijać.
Inside Seaside za nami. Szkoda, że to były tylko dwa dni

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Nie ukrywam, że dwa dni festiwalu to w tym momencie nieco za mało, kiedy człowiek jest od lat przyzwyczajony do trzy- lub czterodniowych formuł. Inside Seaside ledwo się rozpocznie, a już trzeba się z nim żegnać. Ale kto wie, może gdy powstanie kolejna hala, impreza stanie się większa, organizatorzy zdecydują się na dodatkowy dzień.

Odrobione lekcje z organizacji

Organizacyjnie w tym roku było dużo lepiej. Przeniesienie większości stref do ustawionego na zewnątrz namiotu spowodowało, że korytarze były bardziej drożne, dzięki czemu wygodnie można było poruszać się między scenami. W zeszłym roku wiele osób zastanawiało się, jak AmberExpo poradzi sobie z takim wydarzeniem. Było dobrze, a teraz tylko można to potwierdzić - to obiekt, który świetnie nadaje się na imprezy muzyczne. Aż szkoda, że tak późno się na to zdecydowano. 

Całą przestrzeń kompleksu wykorzystano do cna, tworząc mnóstwo dodatkowych miejsc, które pozwalały uczestnikom chwilę odetchnąć od muzyki. Kino, świetlica, strefy plakatów, mody, silent disco, sztuka, fotografia, winyle, dyskusje i rozmowy. No naprawdę mnóstwo atrakcji.

Jedyne, do czego można się przyczepić, do strefa gastronomiczna. Food hall przygotowany przez gdańską Montownię oczywiście przygotowany był świetnie, oferował niezwykle różnorodną, smaczną i bogatą ofertę, ale ceny skutecznie odstraszały. Nie dziwi więc, że nigdzie nie było dużych kolejek, a jedzenie dostawało się niemalże z biegu. Nie wiadomo też z jakiego powodu nie dojechały wszystkie gatunki piwa, więc ci, którzy chcieli napić się India Pale Ale czy portera, musiał obejść się smakiem. Musiało to wynikać z jakichś problemów logistycznych.

Muzyka - tu również duży krok naprzód

Muzycznie natomiast było chyba jeszcze lepiej niż podczas pierwszej edycji. Wybory wydawały się odważniejsze, a na scenach pojawiły się naprawdę istotne nazwy. Oczywiście warto było wybrać się na najmniejszą scenę, gdzie można było nie tylko posłuchać powrotu Homosapiens, ale też odkryć perełki w postaci Rusted Teeth, Lor, Sprints, a także zobaczyć, że trójmiejskie Nene Heroine i Klawo to obecnie najlepsze lokalne zespoły młodego pokolenia.

Najlepsze koncerty? Zdecydowanie Idles, którzy pokazali czym powinien być współczesny punk rock; Warhaus - absolutnie fenomenalny występ, który dla tych, którzy znają Belga tylko z płyt, musiał być dużym zaskoczeniem. Różnorodność, moc i cała paleta emocji; Black Pumas - niepojęte z jaką lekkością przychodzi tej formacji granie tak dobrej i zaawansowanej technicznie muzyki. Nawet jeśli ktoś na co dzień nie słucha takich brzmień, wielokrotnie w niedzielę musiał zbierać szczękę z podłogi.

Nie zapominajmy także o pierwszej polskiej wizycie The Last Dinner Party - dziewczyn, które szturmem wdarły się na światową scenę indie, RY X - muzyk z antypodów, który przeniósł nas w nieco senny, ambientowy świat, Hania Rani - nasza wybitna pianistka zaprezentowała podszyty trip-hopem materiał, którym zahipnotyzowała wszystkich pod sceną czy przesympatyczny freak z Islandii, czyli Daði Freyr ze swoją taneczno-gitarową imprezą.

Co za rok?

Inside Seaside powróci za rok - 8 i 9 listopada. Już w tym roku było dużo więcej osób, więc kto wie, może 2025 będzie pierwszym sold outem w historii młodego festiwalu. Istnieje duża szansa, ponieważ bilety Early Bird na przyszły rok sprzedały się chwilę po ich wypuszczeniu do obiegu - w niecałe półtorej godziny. Wydaje się, że to będzie jedna z tym imprez, na którą bilety ludzie będą kupować w ciemno, ufając w wybory organizatorów.

A ci, jak dotąd, trafiają w dziesiątkę. To impreza, która przypomina, czym powinny być festiwale. Przypominają się czasy, kiedy takie imprezy wyznaczały trendy, pokazywały wyłącznie jakościowe nazwy - czy to z mainstreamu, czy alternatywy - wychowywały słuchaczy, przejmując czy uzupełniając rolę mediów.

Można się tylko cieszyć, że powstało wydarzenie, które wypełnia tę lukę. To nie tylko nowa siła na polskim rynku festiwalowym, ale realna konkurencja dla największych, co może sprawić, że inne tego typu wydarzenia będą musiały zacząć się bardziej starać, aby utrzymać zainteresowanie uczestników.

Powiązane galerie zdjęć:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama