Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

94-latka pobita na gdyńskim SOR? Rodzina zawiadamia prokuraturę, szpital wyjaśnia sprawę

94-letnia mieszkanka Gdyni po dwóch dniach pobytu na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym Szpitala Św. Wincentego a Paulo wróciła do domu z krwawiącymi ranami na ręce i nodze. Kobieta twierdzi, że została pobita na oddziale. Rodzina wezwała policję, przeprowadzono obdukcję. Bliscy zamierzają zgłosić możliwość popełnienia przestępstwa do prokuratury. Szpital wyjaśnia sprawę.
(fot. Kamil Złoch | gdynia.pl)

- To, co mi zrobiono w szpitalu nadaje się do prokuratury - powiedziała natychmiast po powrocie do domu 94-letnia pani Henryka, pokazując poranioną rękę i nogę. - I proszę was, by nigdy już mnie w takie miejsce nie wieziono. Wolę śmierć w domu.

Pani Henryka do gdyńskiego szpitala trafiła w sobotę wieczorem z powodu osłabienia, odwodnienia i gorączki.  Do tego doszły mdłości i ból w klatce piersiowej - objawy niepokojące u osoby, która wcześniej przeszła dwa zawały serca. Kiedy zabierano ją do karetki, była nieprzytomna.

- W niedzielę rano odbyliśmy rozmowę telefoniczną z lekarzem z SOR-u, który stwierdził, że babcia czuje się dobrze i czeka na przeniesienie na oddział internistyczny - mówi pani Sylwia, wnuczka pacjentki. - W poniedziałek przed południem dowiedzieliśmy się, że babcia zostanie wypisana i odwieziona do domu, ponieważ ma dobre wyniki, nie ma biegunki, a usg jamy brzusznej niczego niepokojącego nie wykazało.

Karetka przywiozła panią Henrykę do domu, gdzie mieszka z córką, w poniedziałek, około godziny 23. Starsza pani była bardzo osłabiona.

(fot. archiwum prywatne)

To, co mi zrobiono w szpitalu nadaje się do prokuratury. I proszę was, by nigdy już mnie w takie miejsce nie wieziono. Wolę śmierć w domu.

pani Henryka / (nazwisko do wiadomości redakcji)

Największy niepokój rodziny wzbudził jednak widok świeżych ran na ciele chorej.

- Babcia nie ma demencji, wykazuje się bardzo dobrą pamięcią - podkreśla pani Sylwia. - Ze szpitala wróciła jednak w ogromnym stresie, cały czas jest w szoku, zasypia,  jej stan wyraźnie się pogorszył i próbujemy to wszystko jakoś poukładać. Opowiada nam, że na SOR-ze zajmowali się nią młodzi ludzie, mówi o nich "studenci trzeciego roku". Jeden z nich, czarnowłosy mężczyzna, miał być wyjątkowo agresywny. Z dokumentacji wynika, że babcia miała wykonane jedynie badanie usg, ale z jej ust słyszymy, że właśnie podczas jakiegoś badania krzyczała głośno z bólu. Z kolei jedna z ran, pod łokciem, może wskazywać, że babcia musiała skądś spaść. Tak czy inaczej wróciła do domu ze świeżymi, krwawiącymi ranami, które nie wiadomo w jaki sposób powstały i których w szpitalu nikt nie zaopatrzył.

Zawiadomiono policję. Funkcjonariusze, widząc rany i kondycję gdynianki, zadzwonili po pogotowie. Otrzymali jednak informację, że karetka nie przyjedzie, bo nie ma stanu zagrożenia życia.

(fot. archiwum prywatne)

We wtorek panią Henrykę odwiedził lekarz rodzinny, który dokonał obdukcji. W zaświadczeniu czytamy "(..)  Na skórze grzbietowej powierzchni prawego podudzia dwa otarcia z ubytkiem naskórka, krwawiące, wielkości ok. trzech centymetrów, na skórze okolicy prawego łokcia pojedyncze otarcie z ubytkiem naskórka wielkości około jednego centymetra"(...)".

- Nie doszła do nas żadna oficjalna skarga - mówi Małgorzata Pisarewicz, rzeczniczka Spółki Szpitale Pomorskie. - Jednak, po zapoznaniu się z doniesieniami medialnymi, wyjaśniamy tę sprawę.

Rodzina zamierza zgłosić doniesienie o możliwym popełnieniu przestępstwa do prokuratury.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama