Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

Wielcy nieobecni. Niewidzialni w statystykach, uwięzieni w domach, odrzuceni przez społeczeństwo

Nawet 11,5 tysiąca mieszkańców Pomorza może cierpieć na otyłość olbrzymią. Ważą 150, 200, nawet 300 kilogramów. Nie wychodzą z domów, nie spotkamy ich na ulicy, w sklepie, kawiarni. Nazywani są najbardziej tajemniczą grupą społeczną.
Wielcy nieobecni. Niewidzialni w statystykach, uwięzieni w domach, odrzuceni przez społeczeństwo
Uważa się, że w Polsce żyje 19 proc. pacjentów z BMI powyżej 30, a skrajnie otyłych (z BMI przekraczającym 35) jest w polskiej populacji 6 proc.

Autor: Pixabay, zdjęcie ilustracyjne

Zaczęło się od informacji o karetce bariatrycznej, przeznaczonej do transportu osób z otyłością olbrzymią. Ma kosztować 800 tysięcy złotych i jeszcze w tym roku trafi do pogotowia w Słupsku.

– Jest to pierwsza na Pomorzu karetka ściśle bariatryczna – przyznaje dr Tadeusz Jędrzejczyk, z-ca dyrektora Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego. – Mamy wprawdzie dość dużo karetek ze wzmocnionym udźwigiem do 318 kilogramów, a szpital w Wejherowie dysponuje jeszcze większą, specjalną karetką, ale nie spełniają one wszystkich norm. Chodzi tu nie tylko o szersze nosze o udźwigu do pół tony, ale układ w karetce, umożliwiający przełożenie pacjenta i zmieszczenie tam pracownika.

Ratownicy medyczni dodają, że sama karetka nie rozwiązuje wszystkich problemów. Nierzadko muszą prosić o pomoc strażaków, by wynieśli pacjenta z domu.

– Nie zawsze da się to zrobić przez klatkę schodową – potwierdza st. kpt. Jakub Friedenberger z KW Państwowej Straży Pożarnej. – Wynosimy przez okno. Do tego potrzebny jest podnośnik, drabiny, techniki linowe.

Przewóz do szpitala to często jedyny moment na przestrzeni lat, gdy osoba skrajnie otyła styka się ze światem zewnętrznym.

Ewolucja nie chroni przed nadmiarem

Większość z nas wie, czym jest BMI, czyli wskaźnik masy ciała. Można go obliczyć, dzieląc kilogramy naszej wagi przez wzrost – podany w metrach – do kwadratu. Jeśli BMI przekracza 30 kg/m2 , mówimy o otyłości. W przypadku, gdy jest większy od 40 kg/m2 – mamy do czynienia z otyłością olbrzymią. Czyli wagą przekraczającą 150 kg, a nawet sięgającą 200-300 kilogramów.

Zależy ona nie tylko od stylu życia, ale także od genów, gospodarki hormonalnej, czynników psychologicznych i społecznych. Mówi się także o mechanizmach molekularnych związanych ze stresem oksydacyjnym i przewlekłym stanem zapalnym.

Podsumowując – jest to choroba przewlekłą. I to rozszerzająca się w sposób niekontrolowany.

– Epidemia otyłości wynika z tego, że stać nas, by kupić każdą ilość jedzenia i każdą ilość jedzenia zjeść – twierdzi dr Michał Orłowski, ordynator oddziału chirurgii ogólnej i onkologicznej w wejherowskim szpitalu, gdzie od 20 lat wykonuje się operacje ograniczające spożycie i wchłanianie pokarmów. – Producenci żywności są zainteresowani, żebyśmy byli konsumentami. A my jesteśmy ewolucyjnie tak wyszkoleni, że sobie doskonale radzimy z niedoborami żywności. Potrafimy głodować kilkanaście dni, funkcjonować, zjadając swoje zasoby. Natomiast jeżeli chodzi o nadpodaż jedzenia, jesteśmy bezbronni. Nie mamy mechanizmów wytworzonych ewolucyjnie, które by nas przed nadmiarem pokarmu chroniły.

Dlatego, mimo kampanii, programów profilaktycznych z każdym rokiem jest coraz więcej otyłych pacjentów. 

– Statystyki są fatalne – uważa dr Orłowski. – W Europie to Polska ma największy odsetek dzieci otyłych. Nie zdajemy sobie sprawy ze skali problemu, bo osoby skrajnie otyłe nie funkcjonują w przestrzeni publicznej. Pacjenci siedzą po prostu w domach.

O tym, jak trudno dotrzeć do pacjentów z otyłością skrajnie olbrzymią opowiada Magdalena Gajda, Społeczny Rzecznik Praw Osób Chorych na Otyłość w Polsce, a autorka książki „My, skrajnie otyli”.

– Dotyka ich potrójna trauma – mówi Magdalena Gajda. – Z jednej strony choroba, z drugiej wiele dodatkowych dolegliwości. Z trzeciej – ogromne odrzucenie społeczne. Im bardziej otyłość jest rozwinięta jako choroba, tym rzadziej się ujawniają. Zdjęcia profilowe na portalach społecznościowych tak zamaskują, że trudno ich rozpoznać.

Nawet e-maile z prośbami o pomoc, kierowane do społecznego rzecznika, były wysyłane z zachowaniem daleko idącej anonimowości. Na podstawie adresu nadawcy nie można było zidentyfikować imienia, nazwiska. 

– Wstydzili się, po prostu – twierdzi Magdalena Gajda. I dodaje: – To jest najbardziej tajemnicza grupa chorych w naszym kraju.


Nieznana liczba pacjentów, znane koszty

Kiedy pytam o dokładną liczbę pacjentów z otyłością skrajnie olbrzymią na Pomorzu, słyszę jedynie o danych szacunkowych.

– Choć otyłość jest podzielona medycznie na kilka etapów, wrzuca się wszystkie do jednego worka – tłumaczy Magdalena Gajda. – Nie robi się badań, ilu chorych ma otyłość pierwszego stopnia, drugiego stopnia, czy trzeciego stopnia. Dowiadujemy się o osobach chorych na skrajną otyłość, gdy nie można już dla nich nic zrobić.

Widać to było wyraźnie w opublikowanym pod koniec 2023 r. roku raporcie NIK, poświęconym profilaktyce i leczeniu otyłości w Polsce. Raport mówił o 9 mln Polaków ze wszystkimi typami otyłości, w tym o 554 tys. mieszkańców Pomorza.

Potwierdza to dr Orłowski. – Nie ma takich danych – rozwiewa moje nadzieje chirurg. – Wprawdzie od tego roku ruszył wymóg, by lekarze rodzin mierzyli i ważyli swoich pacjentów, ale spotkało się to z ogromnym oporem.

Fot. Pixabay | zdjęcie ilustracyjne

Pozostają więc tylko próby oszacowania skali problemu na podstawie informacji statystycznych. Uważa się, że w Polsce żyje 19 proc. pacjentów z BMI powyżej 30, a skrajnie otyłych (z BMI przekraczającym 35) jest w polskiej populacji 6 proc. Z kolei pacjentów, którzy ewentualnie by się nadawali do leczenia bariatrycznego – to dane z Ministerstwa Zdrowia – jest ponad 2 miliony. Jeśli dodamy do tego kolejną informację, że ludzie z otyłością skrajnie olbrzymią stanowią 0,5 proc. społeczeństwa, możemy przypuszczać, że na Pomorzu, liczącym 2,3 mln. mieszkańców, żyje ok. 11,5 tysiąca takich osób.

– Są to łącznie ogromne liczby – uważa dr Orłowski. – I choć nikt tego nie przyzna, żaden system zdrowotny na świecie nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Nawet w Stanach Zjednoczonych czy w Brazylii, gdzie zabiegów jest najwięcej, szacuje się, że na stół operacyjny trafia około 1-1,5 proc. pacjentów, którzy by się kwalifikowali do zabiegu.

Dla systemu pacjenci z otyłością są bardzo obciążający. Wymagają leczenia cukrzycy, nadciśnienia, są niepełnosprawni, nie funkcjonują na rynku pracy, jak ludzie zdrowi.

Szybciej przechodzą na świadczenia socjalne. I umierają o 8-20 lat wcześniej od swoich rówieśników. Tak odchodzili bohaterowie książki Magdaleny Gajdy. 

– Podczas realizacji książki zmarł jeden z bohaterów – wspomina Gajda. – Rozmawiałam z nim w czerwcu, a on na początku sierpnia odszedł. Nawet nie autoryzował tekstu, zrobili to jego rodzice.

– Umówmy się, w medycynie nie ma tanich chorób – tłumaczy lekarz. – Najtańsza jest śmierć, ale zanim do niej dojdzie, to niestety wszystko to kosztuje. W tym otyłość, która jest ogromnym problemem. 

Skoro mowa o pieniądzach... Podczas konferencji „Pacjent z chorobą otyłościową” cytowany przez „Rynek Zdrowia” prof. Marcin Czech z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie przekonywał, że do medycznych kosztów bezpośrednich, związanych z leczeniem pacjentów z otyłością, należy dodać koszty transportu, nieobecności w pracy, niepełną produktywność oraz przedwczesne zgony osób w wieku produktywnym. W w 2019 r. było to łącznie 15,4 mld dolarów (2,6 proc. PKB).

Prognozy na rok 2060 przewidują, że kwota ta wzrośnie do 91,5 mld USD, czyli prawie 5 proc. PKB.

Ani łatwo, ani przyjemnie

Szansą dla części pacjentów skrajnie otyłych jest chirurgia, czyli zabiegi bariatryczne. Lekarze decydują się na ominięcie żołądkowe polegające na wycięciu większej części żołądka, rękawową resekcję żołądka lub założenie opaski żołądkowej.

Zabiegi bariatryczne na Pomorzu przeprowadza się, oprócz Szpitala Specjalistycznego w w Wejherowie, także w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym, Szpitalu MSWiA w Gdańsku oraz w szpitalu w Kościerzynie. Z dobrych wiadomości – pod względem liczby wykonanych zabiegów Pomorze jest trzecim województwem w Polsce, po Warszawie i po Śląsku.

– Pacjent przede wszystkim musi dowiedzieć, że ma problem i że ten problem można leczyć mówi dr Orłowski. – To choroba, a nie powód do wstydu i ucieczki. Najwięcej czasu zajmuje przekonanie pacjenta, że otyłość jest niekorzystne i warto podjąć wysiłek, żeby to zmienić. Samo zgłoszenie się nie jest trudne. Osoba, który rozważa skorzystanie z naszej pomocy, powinna wejść na stronę http://bariatria-wejherowo.pl/ i wypełnić ankietę. Jeśli spełnione są kryteria, zapraszamy do nas. Przygotowanie do zabiegu trwa pół roku.

Chirurg podkreśla, że leczenie bariatryczne to nie tylko operacja. Operacja pomoże pacjentowi, ale go nie wyręczy. Stwarza jedynie warunki, by wysiłek włożony w odpowiednie odżywianie, aktywność życiową, był wynagradzany.

– Utrzymanie nowej wagi nie jest łatwe i przyjemne – opowiada dr Michał Orłowski. – To zawsze wysiłek, obejmujący wiele aspektów życia. Wszystko, co związane jest z jedzeniem, przewraca się do góry nogami. Zmieniają się nawyki, czas poświęcany jedzeniu, jego ilość, jakość, nawet smaki. Mówię pacjentom, że zabieg operacyjny można porównać do urodzenia dziecka. Niby się nic nie zmienia, a zmienia się kompletnie wszystko. 

Trzeba zaakceptować inne życie. Zdarzało się w wejherowskim szpitalu, zwłaszcza na początku działalności, że dochodziło do dużych niepokojów. Pewnego razu pacjent przyszedł miesiąc po operacji i powiedział, że lekarze odebrali mu największą radość jego życia – jedzenie. Wiadomo też, że około 24-30 proc. pacjentów gubi efekt operacji. Może nie jest to powrót do początkowej wagi, ale już powrót do problemu.

W ostatnich latach pojawiła się także nadzieja, związana z farmaceutykami. Przełamano pewną barierę i można przewidywać, że za 10, 15, 20 lat będziemy walczyć z otyłością lekami. Na rynek wchodzą kolejne specyfiki, a rynek staje się bardzo dochodowy. Mój rozmówca z wejherowskiego szpitala przewiduje, że chirurgia jeszcze przez jakiś czas będzie rozwiązaniem, ale docelowo skalpel zastąpią tabletki. Oczywiście, są skutki uboczne brania tych leków, ale nie można nazwać ich dramatycznymi. Nie są to leki aż tak niebezpieczne, jak np. przy chemioterapii

– Skuteczność leków jest dobra pod warunkiem, że bierze je się cały czas i leczenie jest ciągłe – podkreśla dr Orłowski. – Pacjenci, niestety, przerywają terapię ze względu na bariery finansowe.

Najtańsza skuteczna miesięczna terapia kosztuje 400 zł. Z kolei wydatek na najnowszy lek, dający najlepszy efekt sięga w polskich warunkach do 1,5 tys. zł miesięcznie.

No i ta profilaktyka

Co można zrobić, by zahamować przyrastanie wagi Polaków? Według dr. Orłowskiego odpowiedź zasługuje na nagrodę Nobla. 

– Nie sądzę, żeby jakakolwiek jednorazowa kampania cokolwiek zmieniła – uważa. –  Na pewno świadomość lekarzy rodzinnych i pacjentów jest już większa. Pacjenci czują, że nie jest to tylko problem estetyczny, czy jakaś deficyt socjalny, ale faktycznie problem zdrowotny.

Lekarzy najbardziej niepokoją dzieci. – Trzeba stawiać na działania profilaktyczne, takie chociażby jak pierwsza w Polsce inicjatywa Derbów dla zdrowia, w których w sobotę uczestniczyli najmłodsi piłkarze Arki i Lechii – mówi dr Jędrzejczyk. – To idea, by przywrócić zdrowy aspekt sportu.

Najważniejsze, by nie hodować nowych pokoleń pacjentów. Dr Orłowski przypomina wprowadzony w 2021 r. podatek cukrowy, który funkcjonuje m.in. w Wielkiej Brytanii, w Skandynawii. Tam jednak fundusze pozyskiwane z podatku są faktycznie przeznaczane na profilaktykę, na rozwój sportu, na działania prozdrowotne. U nas nikt tych pieniędzy już nie zobaczył i nie zobaczy. Wszystko wpada do jednego worka.

– Potrzebna jest także presja finansowa na wysoko przetworzoną żywność – twierdzi dr Orłowski. – Mówię o działaniach niepopularnych – nikt nie chce więcej płacić, ale w polskich warunkach ekspansji tej choroby byłoby to chyba najskuteczniejsze. 

Inaczej kolejne tysiące wielkich nieobecnych znikną w zamkniętych pokojach, za drzwiami, przez które nie dadzą rady wyjść.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama
Reklama