Co jest tak naprawdę źródłem konfliktu między Iranem i Izraelem? Czy Izrael w jakiś istotny sposób zagraża irańskim interesom w regionie? Czy może powód jest czysto ideologiczny?
Ten konflikt ma podłoże ideologiczno-strategiczne. Do 1979 Iran i Izrael miały przyjazne stosunki, co zmieniło się w wyniku rewolucji islamskiej w Iranie. Odtąd panuje tam teokracja, gdzie władza świecka podlega religijnemu przywódcy islamskiemu. To co prawda islam szyicki, a nie sunnicki, jaki dominuje w większości państw arabskich, co nie zmienia faktu, że reżim irański nie uznaje prawa Izraela do istnienia, a wręcz traktuje go jako „szatana” i „wroga islamu”. Od samego początku te władze deklarowały wręcz, że Izrael trzeba po prostu zmieść z powierzchni ziemi. Przez co znajdywały sobie posłuch antyizraelskich ruchów wywrotowych na Bliskim Wschodzie, takich choćby jak palestyński Hamas. Dzisiaj, choć wielki Iran i mały Izrael dzieli od siebie 1000 km, to nie przeszkadza we wzajemnej wrogości. Ale Izrael ma ważną przewagę, która od dawna definiuje rozkład sił na Bliskim Wschodzie: jest jedynym krajem w regionie, który posiada broń atomową. Iran tymczasem jest krajem z ambicjami nuklearnymi i od wielu lat tę broń próbuje również posiąść. Nic dziwnego, że jednym ze strategicznych celów Izraela jest niedopuszczenie do tego. Stąd regularnie dokonywane przez Izrael zamachy na irańskich naukowców, ludzi, którzy ten kompleks przemysłowo-atomowy mają tworzyć.
Aż tak gorąco jednak do tej pory nie było.
W drodze do zrozumienia obecnej fazy konfliktu trzeba się cofnąć do ataków z października 2023, kiedy to finansowani przez Iran terroryści z Hamasu na paralotniach zamordowali około 1500 cywili w Izraelu, w tym kobiety i dzieci. To spowodowało bezsensowną eskalację konfliktu i już wtedy mówiłem, że to się to się dobrze nie skończy dla wszystkich tych, którzy zaczęli. Po co była tamta eskalacja? Z jednej strony mieliśmy ciężką sytuację jeśli chodzi o front ukraiński, ale równocześnie sunnickie kraje arabskie, czyli Arabia Saudyjska Zjednoczone i Zjednoczone Emiraty Arabskie rozwijały już technologiczną i cywilizacyjną współpracę ze Stanami Zjednoczonymi. Wiele wskazywało, że ta muzułmańska niechęć wobec Izraela na Bliskim Wschodzie trochę jakby stygła. Państwo izraelskie, któremu zależy na tym, żeby region był spokojniejszy, znajdywało się – można powiedzieć – bez prowadzenia wojny, na pozycji wygrywającej, bo nienawiść między światem islamu a prozachodnim Izraelem rozmywała się. I to zostało gwałtownie przerwane: dolano krwi niczym oliwy do ognia. Doszło do eskalacji, która będzie napędzać nienawiść na pokolenia, bo sprowokowany Izrael po prostu wyłożył wszystkie swoje militarne karty na stół. Zaczął bombardowanie i niszczenie sieci tuneli, które znajdowały się w strefie Gazy, walkę z Hamasem. Służyło to przez jakiś czas również Putinowi dlatego, że uwaga świata z inwazji na Ukrainę nagle się przeniosła w region Bliskiego Wschodu. Ostatecznie, gdy przeskoczymy do tego, co się dzieje obecnie, Izrael praktycznie zniszczył cele w Strefie Gazy i można powiedzieć, że militarnie już wygrał z Hamasem, co przyniosło też wielki i straszny kryzys humanitarny. Ale równocześnie, z racji tego, że Izrael uważa badania nad bronią nuklearną w Iranie za coraz bardziej zaawansowane, dokonuje ataków lotniczych na cele w Teheranie. W ostatnich dniach zginęło wielu generałów i wielu naukowców. Z doniesień wynika, że Izrael zdecydowanie dominuje w powietrzu. Jeśli samoloty jednego kraju mogą latać bezpośrednio nad stolicą innego kraju, no to znaczy, że sytuacja jest już bardzo trudna. Stabilność reżimu ajatollahów już nie istnieje i można się zastanawiać czy uda mu się przetrwać kilka najbliższych miesięcy. Tym bardziej, że prezydenci Stanów Zjednoczonych i Rosji rozmawiali o sytuacji w Iranie i Trump miał powiedział Putinowi, że nie będzie w żaden sposób powstrzymywał działań Izraela. Dochodzimy do sytuacji, w której prawdopodobnie nastąpi rebelia lub inny przewrót w Iranie. Pamiętajmy bowiem, że jest to państwo, które strzela również do swoich obywateli i zabija młodych za to, że nie chcą mieć religijnej dyktatury, tylko chcą żyć w kraju demokratycznym. Procesy kapturowe z karami śmierci włącznie odbywają się za rzeczy absurdalne – podejrzenie homoseksualizmu, publiczne śpiewanie czy uprawianie sportu przez kobiety. Z kolei świeckie elity Iranu, często wygnane i żyjące na obczyźnie, wolą nawiązywać do dziedzictwa cywilizacyjnego Persji, która nie wiązała się z takim zamordyzmem teokratycznym, jaki panuje tam obecnie. Dzisiaj sytuacja jest dla reżimu przegrana i zapewne w ciągu kilku miesięcy – lub tygodni! – doświadczymy zmiany władzy w Iranie, co też zmieni zupełnie układankę na Bliskim Wschodzie.

A czy zaskoczyła pana skuteczność izraelskiego ataku? No bo zlikwidowano praktycznie cały irański sztab wojskowy.
Wcale mnie nie zaskoczyła. Pamiętam historię z września 2024, gdy Izrael doprowadził do masowego wybuchu pagerów, którymi terroryści z Hezbollahu komunikowali się m.in. z dyplomatami Iranu. Kilkanaście osób zabitych, w tym niestety też osoby postronne. Izraelczycy byli w stanie punktowo doprowadzić do eksplozji tych urządzeń, które większość osób należących do siatki wspierającej Hezbollah miało przy sobie. Już tamto wydarzenie pokazało, że stopień infiltracji osobowej i technologicznej wrogów przez Izrael jest bardzo wysoki. Gdy rozmawiamy, Iran wyłapuje i skazuje na śmierć współpracowników Mossadu. Część działa z powodów nie tyle, lub nie tylko finansowych, ale ideologicznych: pamiętajmy, że bardzo wielu młodych Irańczyków, w wieku 20-30 lat, absolutnie nie chce tego reżimu. Część z tych młodych oczywiście nie jest pozytywnie nastawiona wobec Izraela. Ale są też wśród nich osoby, które jednak wolałyby już bratać się z Izraelem, niż z własną teokratyczną władzą. Takich wewnętrznych „źródeł osobowych” Izrael mógł mieć – czym się zresztą chwali – dosyć dużo. Poniekąd świadczy o tym ten niemal filmowy sposób, w jaki cały atak się rozpoczął. Oto gdzieś z kontenerów pochowanych na terytorium Iranu nagle zaczęły wylatywać chmary dronów i atakować cele na irańskim terytorium. A to oznacza, że wcześniej musiały one – w częściach – przejść przez system logistyczny i zostały po prostu przez kogoś przygotowane, żeby tę udaną akcję rozpocząć. Z kolei precyzja tych uderzeń powoduje, że w elitach teokracji irańskiej panuje poczucie sterroryzowania. Ci ludzie wiedzą, że każde użycie przez nich urządzenia cyfrowego typu smartfon, może spowodować przejęcie tego sygnału i zdradzić lokalizację danego generała czy danego naukowca.
Większość z nas nie martwi się o irańskie władze, ale o to, jak ten konflikt może wpłynąć na światowe bezpieczeństwo.
Najważniejsza jest kwestia tego jak potoczą się wydarzenia najbliższych tygodni na arenie międzynarodowej. Z tego co czytam dziś w mediach to wiemy, że reżim próbuje w jakoś negocjować z Amerykanami, żeby zachować chociaż sam system władzy ajatollahów, w zamian za zrzeczenie się przez Iran ambicji nuklearnych i liczne inne ustępstwa. Takie rozwiązanie wydaje się jednak obecnie mało prawdopodobne, bo negocjuje się z tymi, którzy mają jakieś mocne karty w ręku, a tu okazuje się, że władza Iranu ma te karty dosyć obecnie słabe. Mimo że nawet nie została zaatakowana z lądu.
A gdzie w tym wszystkim jest Rosja i Putin?
Putin w pewnym sensie ma związane ręce przez wojnę w Ukrainie. Dlatego odpuścił wcześniej Syrię, gdzie w grudniu 2024 po wspieranym przez Rosję dyktatorze do władzy doszli islamiści w garniturach. Co do Iranu: wprawdzie wbrew temu, co się mówi o „irańskich dronach”, którymi Rosja atakuje Ukrainę, jest ona już w stanie produkować je u siebie. Niemniej ich, jak to się mówi, upgrade cycle, czyli cykl kontroli i montowania ulepszeń w dronach, rzeczywiście był związany bardziej z terytorium Iranu. Tak więc Rosja dostępu do nowych dronów nie straci, natomiast osłabnie jej perspektywa technologicznej współpraca z Iranem. A to oznacza, że Rosja jeszcze bardziej będzie się uzależniać od pomocy Chin w tym zakresie. Paradoksalnie, dla Chin słabnąca Rosja to zysk.
Czy wojnę Izraela z Iranem, także wziąwszy pod uwagę stronę technologiczną, można potraktować jako taki zastępczy konflikt amerykańsko-rosyjski? A sukcesy Izraela są tu dobrą wróżbą z amerykańskiego punktu widzenia?
Stany Zjednoczone dają do zrozumienia, że śledzą sytuację, ale swoich sił militarnych w Iranie – na razie – nie angażują. Jednak z pewnością statki amerykańskie u irańskich wybrzeży odegrają tu jeszcze jakąś rolę. Natomiast, jeśli chodzi o techniki nadzoru cyfrowego, szpiegostwa cyfrowego, to Izrael ewidentnie wiedzie tutaj prym. Zresztą od samego początku, gdy tylko Izrael zaczął budować swój sektor technologiczny, postawił na rozwiązania cyfrowe. Założono bowiem, że w takim pustynnym kraju nie ma dużo przestrzeni dla tradycyjnego przemysłu. Za to przemysł cyfrowy, oparty o mikro-manipulację, precyzyjne działania czy mikrochipy, będzie napędzał gospodarkę. I teraz widzimy efekty. Jednocześnie jest to przemysł użyteczny w obronności, a więc jest on gwarantem tego, że ten kraj będzie istniał.
Czy ta sytuacja umacnia pozycję Trumpa na arenie międzynarodowej czy niekoniecznie?
Są dwie różne narracje. Z jednej strony twierdzi się, że prezydentura Trumpa miała gwarantować, że do takiej eskalacji działań militarnych nie dojdzie. Zwolennicy tego poglądu mówią, że dzisiaj Trump nie kontroluje Izraela. Ale inni mówią – moim zdaniem słusznie – że jest odwrotnie. Trump, jak sam twierdzi, miał wysyłać szorstkie sygnały dyplomatyczne do Iranu, żeby ten zdobył się na koncesje wobec USA, a dopiero gdy to zostało odrzucone, Trump „uruchomił” Izrael, czy też „tylko” pozwolił mu działać. Myślę, że gdyby rzeczywiście miało dojść do zmiany władzy w Iranie na bardziej na demokratyczną, nie mającą aspiracji nuklearnych, to będzie to ogromny sukces Trumpa, od początku wspierającego Izrael. Oczywiście na razie nie wiemy, czy w przypadku upadku republiki islamskiej, władzę przejmą elity demokratyczne, czy – jak się spekuluje – nastąpi powrót wpływu rodziny Pahlawich, czyli dynastii perskiej, panującej w Iranie do 1979 roku. Czy może dojdzie do rebelii, w wyniku której wróci gniewna, bezzębna teokracja „bis”. Natomiast w każdym wariancie zmiany władzy w Teheranie, realizacja amerykańskiego planu, czyli kreowania korzystnej dla siebie sytuacji na Bliskim Wschodzie jest coraz bliższa. Stany działają z resztą wielotorowo, budując współprace strategiczne w regionie. Mają nie tylko kij, ale i marchewkę. Przypomnijmy choćby ostatnio rozpoczęty projekt Stargate ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, który ma tworzyć, mówiąc w uproszczeniu, fabryki sztucznej inteligencji oparte o bardzo dużą energochłonność. Jeśli dodamy do tego jeszcze rozwijającą się współpracę technologiczną z Arabią Saudyjską, to widzimy, że Amerykanie mają tu duże sukcesy. Niektórzy mówią wręcz o „porozumieniu cywilizacji dzięki technologii”, to znaczy o wykorzystaniu wspólnych projektów rozwojowych do stabilizacji sytuacji geopolitycznej. Iran oczywiście ustawiał się w kontrze do tego procesu. Dlatego dziś stabilność Bliskiego Wschodu to byłby ogromny triumf Donalda Trumpa i jego ekipy. To pokazałoby, że pewnymi procesami można skutecznie zarządzać właśnie poprzez sterowanie różnymi niepewnościami, ryzykami czy eskalacjami wojennymi. Polityka Trumpa polega w dużej mierze właśnie na rozgrywaniu niepewności w systemie międzynarodowym. Wykorzystuje interesy innych aktorów do bezceremonialnego grania w „swoje szachy”.
Jakie jeszcze konsekwencje globalne, poza wzrostem cen ropy, może przynieść ten obecny kryzys?
W przypadku gdyby utrzymała się taka sytuacja jak teraz, czyli nadwerężenie władzy ajatollahów, ale bez przejęcia władzy przez irańskie środowiska prodemokratyczne, wtedy oczywiście odbije się to wzrostem cen ropy i wyrobów pochodnych, choćby nawozów. Ale – powtarzam jeszcze raz – obecnie wygląda na to, że dojdzie do przemiany fazowej czy rebelii, które powinny zakończyć się zmianą lub też zupełnym poniżeniem władzy. Co też doprowadzi do zmiany. A jeśli zmiana nastąpi i odbędzie się w sposób relatywnie pokojowy, to USA wzmocnią się i będą miały nowe narzędzia, by negocjować czy pokój z Putinem, a także lewarować i renegocjować swoją pozycję, choćby w rywalizacji gospodarczej z Chinami.
A odnosząc się bezpośrednio do Polski, jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć z tej całej sytuacji?
Że teokracja się nie opłaca. Oczywiście żartuję. Warto natomiast mieć na względzie, że obecnie w systemie międzynarodowym, oprócz klasycznie rozumianej obronności, liczy się – po pierwsze wywiad cyfrowy, czyli to jak jesteśmy w stanie kontrolować ruchy przeciwnika. Po drugie – wykorzystywanie „okien”, czyli możliwości, które pojawiają się w systemie międzynarodowym tylko na chwilę. Polska po części już to ostatnio wykorzystała, stając się hubem pomocowym dla Ukrainy. Ale tylko na chwilę, bo potem, w wyniku błędów prezydenta Zełenskiego, Ukraina ten moment strategiczny nam wykoleiła, niestety podkopując także siebie. Kolejny element, na jaki warto zwrócić uwagę, to fakt, że Izrael jest państwem frontowym, okresowo atakowanym ze wszystkich stron. I tylko cud techniki – tak zwana Żelazna Kopuła, która wychwytuje rakiety – pozwala mu na w miarę stabilne funkcjonowanie. Wniosek? Czasem tylko supremacja technologiczna pozwala w sposób niezakłócony istnieć. Polska nie jest w aż tak trudnej sytuacji, ale do odrobienia ma podobną lekcję, bo obecnie jesteśmy krajem przyfrontowym. Nasz sąsiad jest pogrążony w działaniach wojennych, które zagrażają też nam. Musimy wykorzystać moment technologiczny, który mamy dzisiaj, to znaczy fakt, że jesteśmy elementem wschodniej flanki Unii Europejskiej. Musimy tworzyć sojusze technologiczne, jeśli chodzi o firmy zbrojeniowe, technologie dual-use (podwójnego przeznaczenia), współpracować szczególnie – to mówię w kontekście gdańskim – z państwami nordyckimi i wykorzystać rewolucję sztucznej inteligencji, żeby tworzyć klastry współpracy technologicznej. Bo sprzęt, który jest niezbędny na polu walki, nawet artyleria, nawet zarządzanie polem walki, wszystko to będzie wymagało maestrii oraz wejścia na nowy poziom złożoności dla celów supremacji technologicznej. Takiej jaką – w porównaniu ze swymi sąsiadami – posiada Izrael. No a Polska – i szczerze mówiąc cała Unia Europejska – w tej rewolucji technologicznej nie jest na razie liderem. Czas to zmienić.
























Napisz komentarz
Komentarze