Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

Chcesz pokoju, szykuj się do wojny. Pomorze przygotowuje szpitalne scenariusze na czas konfliktu

Który szpital może ewakuować pacjentów do podziemnego schronu? Czy w razie wojny nie zabraknie personelu medycznego? Co z lekami i środkami opatrunkowymi? W szpitalach marszałkowskich na Pomorzu właśnie zakończono przegląd planów tworzonych na wypadek wybuchu konfliktu zbrojnego.
Chcesz pokoju, szykuj się do wojny. Pomorze przygotowuje szpitalne scenariusze na czas konfliktu
Pojawiły się pomysły na wykorzystanie parkingów na tzw. dual use, czyli przystosowania podziemnego miejsca parkowania aut na potrzeby np. schronu. Taki parking może powstać na gdańskiej Zaspie w ramach budowy projektowanego tam Centrum Pediatrycznego

Autor: Copernicus

Bombardowane szpitale w Ukrainie i strefie Gazy. Brak leków, opatrunków, operacje przeprowadzane w spartańskich warunkach. Załamanie systemu opieki zdrowotnej, przerwanie ratujących życie terapii, epidemie zapomnianych chorób zakaźnych, lekooporność. Wojna może załamać z trudem tworzone poczucie bezpieczeństwa zdrowotnego całych społeczeństw.

W naszym województwie rozpoczęto już przygotowania na czarny scenariusz. 

– Obecnie w szpitalach marszałkowskich na Pomorzu zakończyliśmy przegląd planów tworzonych na wypadek wybuchu konfliktu zbrojnego – mówi dr Tadeusz Jędrzejczyk, z-ca dyrektora Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego. – Takie plany są zresztą systematycznie aktualizowane. Analizujemy również, co ewentualnie jeszcze można zrobić, by zwiększyć odporność systemu. Gotowe są też plany poszerzenia bazy szpitali (o nowo zorganizowane miejsca diagnostyki i leczenia), reorganizacji placówek, a przede wszystkim organizacji kadry medycznej.

Konflikt zaczyna się w sieci

Niektórzy zresztą twierdzą, że jesteśmy już w stanie wojny hybrydowej, która wprost wpływa na bezpieczeństwo pacjentów szpitala.

– Dynamika wypadków na Ukrainie pokazuje, że to nie musi być tylko wojna konwencjonalna – twierdzi proszący o niepodawanie nazwiska ekspert zarządzania kryzysowego w systemie ochrony zdrowia. – Polskie szpitale codziennie poddawane są atakom na infrastrukturę informatyczną, spotykają się z próbami kradzieży danych, które często mają korzenie za wschodnią granicą.

Atak przy użyciu złośliwego oprogramowania może doprowadzić do śmierci pacjentów. Hakerzy posługują się różnymi sposobami, które są w stanie sparaliżować pracę szpitali. Na przykład blokują dostęp do dokumentacji medycznej, mogą przejąć władzę nad podłączonym do komputera robotem medycznym w trakcie operacji. Dokonać zmian w wynikach badań diagnostycznych

Przed dwoma laty w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów odbyło się spotkanie z zorganizowane przez szefa Departamentu Cyberbezpieczeństwa i prezesa Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Prywatnych. Zaproszono zespół do spraw informatyzacji NASK, przedstawicieli Ministerstw Zdrowia i Cyfryzacji, NFZ i ekspertów. Zaproponowano stworzenie jednej kopuły ochronnej dla wszystkich szpitali przychodni. Gotowość współpracy zaoferowali eksperci z Akademii Marynarki Wojennej, zajmujący się przestępstwem internetowym.

– Zmieniają się ministrowie zdrowia, więc obietnice, które padły przed laty, nie są realizowane – mówi dziś Andrzej Sokołowski, prezes OSSP. – Informacje o cyberatakach, z oczywistych względów, z reguły nie są przekazywane. Ale skala ciągle rośnie. Duża część ataków kończy się żądaniem okupu. Pozostałe mają na celu ściąganie danych pacjentów.

Dr Tadeusz Jędrzejczyk odpowiada, że zabezpieczenia cyberbezpieczeństwa placówek systemu opieki zdrowotnej są cały czas dość systematycznie poprawiane. 

– Wprawdzie nadal nie mamy pełnej gwarancji, ale system ochrony jest coraz skuteczniejszy – przekonuje.

Od eksperta,zajmującego się zarządzaniem kryzysowym słyszę, że wiele placówek z Pomorza przeszło modernizację w zakresie digitalizacji danych i widzenia się systemów informatycznych. Systemy są nowoczesne, szpitale zatrudniły zespoły fachowców, są tworzone aktualizacje,a sieć jest monitorowana. Co wcale nie zmienia faktu, że każdego dnia szpitale walczą z atakami na ich systemy.

Może więc warto wrócić do idei wspólnej „żelaznej kopuły”?

Bunkry i parkingi

W połowie ub. roku rząd zadeklarował zainwestowanie prawie 50 miliardów złotych w „podziemne szpitale”, ulokowane pod placówkami administrowanymi przez MON i MSWiA. 

A co z cywilnymi placówkami?

Największym podziemnym szpitalem na Pomorzu był trzypiętrowy, żelazobetonowy bunkier ze ścianami o grubości nawet trzech metrów, przeznaczony na półtora tysiąca osób pod dawną kliniką położnictwa i ginekologii przy ul. Klinicznej w Gdańsku. Klinika przeniosła się do UCK, gdzie ma na pewno lepsze warunki, za to podziemnego szpitala – już nie. Podziemia, pełniące przed laty funkcję schronu znajdują się za to m.in. pod szpitalami budowanymi w pierwszych latach po II wojnie światowej. 

– Część pomorskich szpitali była budowana kilkadziesiąt lat temu w czasach, gdy brano pod uwagę możliwość wojny – przyznaje dr Jędrzejczyk. – Zaplanowano je tak, by mogły mieć podwójne zastosowanie, zarówno na czas pokoju, jak i podczas wojny. W ramach bieżących planów dojdą z pewnością nowe pomieszczenia, również zaplanowane pod tym kątem.

W czerwcu br. zapadła decyzja o remoncie starych schronów z czasów PRL i budowie nowych pod cywilnymi placówkami. Pojawiły się pomysły na wykorzystanie parkingów na tzw. dual use, czyli przystosowania podziemnego miejsca parkowania aut na potrzeby np. schronu. Taki parking może powstać na gdańskiej Zaspie w ramach budowy Centrum Pediatrycznego.

Pojawiają się także bardziej zaawansowane inicjatywy, z wyznaczeniem miejsc, gdzie szpitale mogą się przenieść wraz z pacjentami, ale są to wykazy niejawne. Biorąc pod uwagę doświadczenia ukraińskie, warto rozważać decentralizację szpitali.

W kamasze

Polska od lat cierpi na niedobór personelu medycznego. Według danych OECD przypada u nas 3,4 pracujących lekarzy na tysiąc mieszkańców. Średnia dla krajów OECD wynosi 3,7. Jeszcze gorzej jest z pielęgniarkami. Na tysiąc mieszkańców przypada 5,7 pielęgniarki (przeważnie po 50. roku życia), podczas gdy średnia OECD wynosi 9,2.

Każda osoba podejmująca studia medyczne (lekarz, pielęgniarka, farmaceuta, położna) słyszy, że w razie wojny będzie zobligowana do wykonywania zadań w szpitalach. Nakaz stawienia się przed komisją wojskową może trafić do studentów i absolwentów uczelni medycznych. I nie pomoże wyjazd do przysłowiowej Hiszpanii. Jak słyszę od jednego z ekspertów, o ucieczce nie powinno być mowy. 

– Nasze umowy i współpraca na poziomie międzynarodowym, unijnym i natowskim są na tyle dobre, że będzie możliwość zawracania takich osób – przestrzega ekspert. – W razie uchylania od swoich obowiązków obronnych, będą ścigane przez wymiar sprawiedliwości w Polsce.

Mój rozmówca przypomina początki pandemii COVID-19, kiedy to w przypadku lekarzy odsetek odmów wykonania decyzji administracyjnych sięgał prawie 50 proc. Oznaczało to, że mniej więcej co drugi lekarz zgodnie z prawem powoływał się na np. dzieci, wiek, opiekę nad osobą chorą w rodzinie itd., żeby się nie stawić się w szpitalu .

– Trudno dziś przewidzieć, jaka będzie reakcja na największe zagrożenie dla wolności, jakim jest agresja wrogiego państwa – zastanawia się ekspert. – W takiej sytuacji trzeba sobie zadać pytania fundamentalne o naszą tożsamość. Dopóki człowiek nie poczuje, że ktoś naraża jego życie, zdrowie, bezpieczeństwo najbliższych, chce odebrać jego własność, to nie zrozumie czym jest ta wojna i z czym się wiąże.

Inna sprawa, że brakuje szkoleń związanych z medycyną pola walki, znacznie różniącą się od tego, co widzimy w cywilnych szpitalach. Takie szkolenia powinny pojawić się na uniwersytetach medycznych.

Pomorze już zbiera doświadczenia z krajów ogarniętych konfliktami zbrojnymi – Ukrainy i Izraela i dostosowuje je do naszych potrzeb. W lipcu 2023 r. w szpitalu w Wejherowie specjaliści i dyrektorzy szpitala w Hajfie poprowadzili szkolenie „Zarządzanie szpitalem w sytuacji kryzysowej”. Pomorscy medycy m.in. usłyszeli, że izraelski szpital może przez 72 godziny funkcjonować niezależnie, odcięty od mediów. Ma swoje ujęcia wody, agregaty, które są w stanie pociągnąć dwa tysiące łóżek w parkingach podziemnych przez trzy dni. Dowiedzieli się też, jak reagować na zdążenia masowe z dużą liczbą pacjentów.

Miliardy do rozdzielenia

I wreszcie najistotniejsza kwestia, czyli pieniądze. W maju br. został przyjęty Program Ochrony Ludności i Obrony Cywilnej na lata 2025-26, który pozwala na pozyskiwanie środków także na zabezpieczenie infrastruktury medycznej, czyli wyposażenie ratowników, sprzęt do działań ratowniczych, sprzęt logistyczny czy też przygotowywane i zakup ambulansów. W latach 2025-26 na realizację programu przeznaczono odpowiednio 16,7 mld zł i 17,2 mld zł.

O tym, jak te środki będą dzielone, decyduje wojewoda w konsultacji z ministrem spraw wewnętrznych i ministrem obrony narodowej. Szpitale występują zarówno o pieniądze na modernizację placówek, budowę parkingów, zakup ambulansów oraz ćwiczenia. Na Pomorzu jest to kwota rzędu kilkuset mln zł.

– Nie można powiedzieć, by w przypadku szpitali powiatowych przygotowania na wypadek wojny toczyły się bardzo poważnie – uważa Paweł Chodyniak, prezes Powiatowego Centrum Zdrowia w Malborku, zarządzającego szpitalami w Malborku i Nowym Dworze Gdańskim. – Dopiero teraz pewne kwoty na zakupy i inwestycje zostały wygospodarowane przez wojewodę. Są one dość skromne.

Powiatowe Centrum Zdrowia zdecydowało się na zakup karetki, do której zresztą dokłada własne środki.

Jeden z moich rozmówców wskazuje, że część placówek wykorzysta pieniądze z programu na remont czy zakup urządzeń do diagnostyki obrazowej, inne zaś podejmą działania bliższe kwestiom obronnym, jak na przykład przystosowywanie parkingów do funkcji schronów, tworzenie miejsc zabiegowych czy sal operacyjnych, ukrytych chociażby na parkingach. Wywiązała się przy tym dyskusja, na ile ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej oraz program Ochrony Ludności i Obrony Cywilnej na lata 2025-26 będzie traktowany jako skarbonka dla inwestycji modernizujących. Jest to kwestia interpretacji tego, co się nam przyda w w obszarze kryzysu.

– Zbudowanie lądowiska dla helikopterów jest inwestycją kosztowną – mówi ekspert. – Być może warto byłoby zacząć od zapewnienia wewnętrznej, łączności na potrzeby szpitala w sytuacji, gdy zabraknie łączności telefonicznej,

Jesteśmy przygotowani?

Do rozwiązania jest jeszcze wiele kwestii, w tym np. zabezpieczenie dostaw leków i materiałów opatrunkowych. Większość naszych leków powstaje za granicą i może być kłopot z ciągłością dostaw.

– Pracuje już nad tym Komisja Europejska – mówi dr Jędrzejczyk. – Zrodziła się inicjatywa, dotycząca scentralizowania w Europie produkcji substancji podstawowych, substancji czynnych (znanych pod akronimem API) służących do wyrobu leków. Produkcja każdej z tych substancji jest dość złożona i wymagająca, często także obciążająca środowisko. Dlatego korporacje farmaceutyczne kupowały je w Chinach, w Indiach, gdzie normy zabezpieczające środowisko i ludzi są mniejsze. Integracja na poziomie Unii jest niezbędna i bardzo praktyczna. Chodzi bowiem o spore inwestycje i ograniczone zasoby specjalistów od syntezy chemicznej. Polska może mieć, dzięki sporemu potencjałowi, duży udział w tym procesie.

Dr Andrzej Sokołowski pytany,czy szpitale prywatne przygotowują się na wypadek konfliktu zbrojnego,odpowiada krótko: – Nie słyszałem o takiej akcji. Nie było także ze strony władz pytań w tej sprawie. To może nieco dziwić, skoro co piąta operacja w systemie przeprowadzana jest w placówce prywatnej. Mówimy o tym od bardzo dawna. Wielokrotnie zgłaszaliśmy się do prezesa AOTMiT (Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji) z propozycją rozpoczęcia dialogu o możliwości udoskonalenia systemu raportowania danych przez prywatnych świadczeniodawców.

Według Pawła Chodyniaka trudno to, co się obecnie dzieje, nazwać pełnymi przygotowaniami na wypadek wojny. Plany obronnościowe są gotowe od lat. Nie były one weryfikowane, nie wiadomo więc czy znajdzie się odpowiednia ilość łóżek i personelu.
– Można powiedzieć, że pozostają one na papierze – uważa prezes Powiatowego Centrum Zdrowia w Malborku. – Teraz jednak wojewoda nas zobowiązał do przygotowania mocno rozbudowanych planów obrony. Oby do wojny nie doszło, ale przewiduję, że w razie wybuchu konfliktu będzie jak w covidzie. Dopiero wtedy zaczniemy się zastanawiać, które szpitale dyżurują na ostro, jakie mają zasoby i jakiego sprzętu potrzebują. Jeśli chodzi o dodatkowe miejsca w szpitalach, pandemia pokazała, że mamy pewne wolne zasoby. Myślę, że mądrzy ludzie wiedzą, co jest najbardziej potrzebne. I my powinniśmy się powoli w to zaopatrywać.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
ReklamaNewsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Reklama