„Druga Furioza”: Kino chuligańskie czy gangsterska fantazja? To nie dokument
Na wstępie należy zaznaczyć, że nie jest to żadna opowieść o trójmiejskich chuliganach. Oni są po prostu bohaterami tej historii, ale z prawdą to wszystko wiele wspólnego nie ma. Oczywiście, są pewne wątki, które się mniej lub bardziej zgadzają – jak szmuglowanie dragów przez gdyński port – ale w większości to po prostu wizja twórców.
Reżyser, Cyprian T. Olencki, wrzucił do jednego worka wszystkie zasłyszane kibolskie historie, które miały miejsce w różnych miejscach Polski, i dopełniając to różnego rodzaju – często niepotrzebnymi – wątkami zamknął je w zdaniu, które wypowiada grany przez Szymona Bobrowskiego „Mrówka”: „Nie ma już prawdziwej chuliganki. Jest tylko kasa”.
Też trudno jednoznacznie określić czas, w którym rozgrywają się obie części. Bo mamy tu wciśniętych mnóstwo wątków, które w kibolskim świecie działy się na przestrzeni ostatnich co najmniej trzydziestu lat. Olencki próbuje to wszystko ogarnąć w warunkach współczesnego świata, ale nie mamy poczucia, że to trzyma się kupy.
Jednak – wracając do zdania „Mrówki” – obie części „Furiozy” to kino gangsterskie osadzone w realiach kibolskiego półświatka. Nie oszukujmy się, w Polsce nie ma prawdziwego filmu o chuliganach, jak „Green Street Hooligans” czy „Football Factory”. Każdy, kto choć trochę zna realia kibicowskiej sceny w naszym kraju, takie filmy, jak „Furioza” czy „Skrzydlate świnie”, ogląda z facepalmem, a nie wypiekami na twarzy.
Już pierwsza część wzbudzała sporo śmiechu. Druga podobnie – już pierwszy kwadrans to spory ubaw dla tych, którzy coś niecoś wiedzą. Jednak, jeśli rozpatrywać to jako kino gangsterskie, do obejrzenia na kanapie, to w porządku – jakaś tam rozrywka jest, momenty są, ale absolutnie nie jest to kino zapadające w pamięć.
Druga część, a tak naprawdę pierwsza. O co chodzi w fabule „Drugiej Furiozy”?
„Druga Furioza” nie jest ani genezą całej historii, ani kontynuacją tego, co zobaczyliśmy w jedynce. To sidequel, czyli ta sama historia opowiedziana z innej perspektywy. Zaczynamy od śmierci „Kaszuba”, kończymy na śmierci „Goldena”, a po drodze zahaczamy o wiele wątków – często przeniesionych jeden do jednego – z pierwszej części.
Zatem w drugiej części skupiamy się przede wszystkim na granym przez Mateusza Damięckiego „Goldenie”. To pigułka tego, co się w kibolskim świecie wydarzyło w najnowszej historii i kolejne nawiązanie do słów „Mrówki”. Stare musi odejść, nadchodzi nowe – zero zasad, zero honoru, układanie się z dotychczasowymi wrogami. Wszystko dla pieniędzy.
Tym samym w „Drugiej Furiozie” wątek kibicowski odchodzi na dalszy plan i otrzymujemy współczesne kino gangsterskie skupione na przemycie narkotyków na linii Gdynia-Dublin-Gdynia. I szczerze powiedziawszy, ten irlandzki wątek jest najciekawszy w całym tym niepotrzebnym filmie.
Nierówna narracja i dłużyzny, czyli zmarnowany potencjał
Cyprian T. Olencki podszedł do zadania bezpiecznie – dał widzom to, co już znają, ale koncepcja jednak się posypała. Film jest za długi, nużący i ma wiele kompletnie niepotrzebnych wątków. Jak ten romantyczny „Goldena” i Eli (Pola Gonciarz). Strasznie słabo to wyszło, a i też nie ma większego wpływu na historię.
Gdyby „Drugą Furiozę” skrócić o godzinę, dostalibyśmy całkiem przyzwoitego „sensacyjniaka”, który nie gubi uwagi widza, tylko zapewnia żonglerkę mordobicia, gangsterki i maczet. Bo właśnie w tych momentach, kiedy Olencki prowadzi fabułę w dynamiczny i bezkompromisowy sposób, ta historia zaczyna być ekscytująca. A tak otrzymujemy nierówne kino, o którym zapominamy zaraz po jego obejrzeniu.
Ba, fabularne dłużyzny, które wielokrotnie powodują westchnięcia, sprawiają, że mamy ochotę na chwilę chwycić telefon i poscrollować, albo iść zrobić sobie kanapkę. Nic w tym czasie nie stracimy.
Parę słów o aktorstwie
Mateusz Damięcki jako „Golden”. Krok za daleko?
Wszyscy zachwycają się „Goldenem” Mateusza Damięckiego. Mam jednak odmienne zdanie. Jeszcze w pierwszej części ta kreacja się broniła, ponieważ widzieliśmy przemianę głównego bohatera ze zwykłego chuligana w brutalnego przestępcę, który próbował zaprowadzić swoje porządki.
Teraz Damięcki po prostu odpłynął, a Olencki dał mu za dużo swobody, kompletnie nie poprowadził tej roli. „Golden” to jest karykaturalna, drażniąca, przerysowana postać, która nie budzi grozy, tylko uśmiech politowania. Oczywiście, Damięcki ma w tym filmie rewelacyjne momenty, ale giną one w tym natłoku kabaretowej wręcz kreacji. Nie widzę tu gangstera, widzę mema z gurning rave guyem.
Szymon Bobrowski i Łukasz Simlat. Ratunek dla filmu
Zdecydowanie lepiej wypada Szymon Bobrowski. Jego „Mrówka” jako przedstawiciel starej chuligańskiej szkoły jest dużo bardziej autentyczny. Patrzymy na niego i widzimy postać, która faktycznie może gdzieś krążyć po Trójmieście.
Ale ten film kradnie Łukasz Simlat w roli komisarza Jacka Bauera. Kapitalna rola. Kiedy tylko pojawia się na ekranie, widzimy znudzonego i jednocześnie wściekłego gliniarza, który tylko pozornie jest głupi. Pięknie to pokazuje scena rozmowy z irlandzkim funkcjonariuszem. Simlat świetnie wciela się w postać i aż szkoda, że jest go tak mało na ekranie.
Skok na kasę w stylu Patryka Vegi?
O takich filmach mówi się: „Obejrzałem, żebyście wy nie musieli”. Ale i tak obejrzycie albo już to zrobiliście. „Druga Furioza” jest hitem Netfliksa. Ale to film, który można było zrobić inaczej, ciekawiej, lepiej. Reżyser jednak wybrał najbezpieczniejszą drogę, czyli dał ludziom to, co już znają, tylko w nieco innym pudełku.
To film zrobiony typowo pod kasowy sukces. Wiadomo, że widownia będzie ogromna, a że recenzje takie sobie? Bez przesady, ostatecznie liczy się to, co w portfelu. Najlepiej pokazał to Patryk Vega, którego koszmarne produkcje raz po raz rozbijały bank.
Czy warto obejrzeć Drugą Furiozę i czy będzie część 3.?
„Druga Furioza” to bowiem taka ulepszona wersja filmów Vegi właśnie. Jest przemoc, jest krew, jest trochę humoru, jest nagość i sporo wulgaryzmów. Film do obejrzenia oraz zapomnienia. Ot, wieczorna czy weekendowa rozrywka z paczką czipsów w dłoni.
Pytaniem pozostaje, czy ta kura znosząca złote jaja dalej będzie to robić, czy też Cyprian T. Olencki stwierdzi, że historia jest już w pełni opowiedziana i zakończona? Mam co do tego wątpliwości, ponieważ wątki „Goldena” oraz „Mrówki” można ciągnąć jeszcze na wiele sposobów. I w porządku, ale niech to będzie zrobione dobrze, a nie po łebkach, jak w tym przypadku.
























Napisz komentarz
Komentarze