Zakończył się proces w sprawie zabójstwa w Kiełpinie
W środę, 26 listopada, przed Sądem Okręgowym w Gdańsku - jak poinformowała PAP - wygłoszono mowy końcowe w procesie dotyczącym zabójstwa Jolanty K. Na sali obecny był mąż kobiety, oskarżony Tomasz K., który odpowiada za zabójstwo i próbę upozorowania wypadku. O sprawie wielokrotnie informowaliśmy na łamach "Zawsze Pomorze".
CZYTAJ TEZ: Zabił żonę i upozorował wypadek. Tomaszowi K. grozi dożywocie
Przełożył jej ciało na miejsce kierowcy
Sprawa dotyczy zbrodni z 10 stycznia 2024 roku. Wówczas w Mezowie na przejeździe kolejowym doszło - na pierwszy rzut oka - do wypadku. Pociąg uderzył w skodę fabię stojącą na torach. W środku znajdowało się ciało kobiety. Dopiero późniejsze ustalenia śledczych wykazały, że jej śmierć była starannie upozorowana, a faktycznym sprawcą miał być mąż. Ustalono, że mężczyzna umieścił pokrzywdzoną w bagażniku samochodu marki Skoda Fabia i pojechał na przejazd kolejowy w Mezowie. Następnie przełożył ciało kobiety na miejsce kierowcy pojazdu i pozostawił na przejeździe kolejowym. Wszystko miało wyglądać jak typowy wypadek na przejeździe kolejowym.
Niespełna dobę po zdarzeniu, w sprawie nastąpił jednak zaskakujący zwrot akcji. W bagażniku staranowanego przez szynobus auta, policjanci znaleźli ślady krwi. Biorąc pod uwagę ten fakt, a także inne okoliczności, funkcjonariusze uznali, że mają do czynienia z zabójstwem, którego sprawca usiłował zmylić trop.

11 ciosów w głowę i osobowość borderline
Tomasz K. ostatecznie przyznał się do winy. Biegli stwierdzili u niego osobowość borderline typu impulsywnego, a konflikt emocjonalny związany z separacją, poczuciem odrzucenia i sukcesami żony, doprowadził do eskalacji przemocy.
To wszystko doprowadziło do brutalnego morderstwa. Jak ustalili śledczy, K. zadał żonie co najmniej jedenaście ciosów w głowę. Następnie wywiozł ciało na przejazd kolejowy i tam próbował upozorować śmierć w wypadku.
Gdy chciała wezwać policję, zaatakował ją młotkiem
10 stycznia 2024 roku Tomasz K. wszedł do salonu kosmetycznego swojej żony, gdzie doszło między nimi do kłótni. Jolanta K., w momencie, kiedy próbowała zadzwonić na numer alarmowy 112, została zaatakowana młotkiem. Wtedy oskarżony wsadził kobietę do bagażnika i pojechał na przejazd kolejowy w Mezowie, gdzie posadził ją na miejscu kierowcy i zostawił na torach.
ZOBACZ TEŻ: 25 lat dla zabójcy żony. W Gdańsku zapadł wyrok w sprawie zabójstwa na parkingu przy Pachołku
Prokuratura żąda dożywocia. Argument: zaplanowana zbrodnia
Teraz prokuratura domaga się dożywocia z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie po 40 latach. Oskarżyciele są pewni, że zabójstwo było zaplanowane - K. wiedział, o której przejeżdża pociąg, wcześniej próbował też wprowadzać w błąd śledczych za pomocą sfabrykowanego listu z pogróżkami. Ponadto - jak twierdzi prokuratura - sprawca nie wyraził prawdziwej skruchy i jest wyzbyty z uczuć wyższych.
Pełnomocnicy oskarżonego - jak podaje Państwowa Agencja Prasowa - przedstawiają zupełnie inną interpretację. Utrzymują, że czyn nie był zaplanowany ani motywowany seksualnie czy rabunkowo. Podkreślają również, że oskarżony nie był wcześniej karany oraz miał świadomość swojej choroby.
Obrona twierdzi, że Tomasz K. „chciał zrobić coś złego, ale nie zabić”, a młotek miał przy sobie w związku z wcześniejszym uszkodzeniem auta żony. Wnioskują o karę poniżej 25 lat więzienia, powołując się na orzeczenia w podobnych sprawach.
Wyrok zostanie ogłoszony 8 grudnia.
























Napisz komentarz
Komentarze