Jedni oskarżali i krytykowali, drudzy ze słowami wsparcia dla gdańskich lekarzy
Antyaborcyjni aktywiści z fundacji Życie i Rodzina protestowali przeciw "świadomemu uśmiercaniu niewinnych, metodami znanymi z najciemniejszych kart XX wieku".
W praktyce wyglądało to tak, że wszyscy krzyczeli coś jednocześnie. Tak do końca trudno było zrozumieć co i do kogo krzyczą. Wyraźnie słychać było jedynie odmawiany różaniec i odtwarzany płacz niemowląt.

Grupę pikietujących przeciwko aborcjom w gdańskim szpitalu z Kają Godek z fundacji Życie i Rodzina na czele a tymi manifestującymi wsparcie dla lekarzy i pacjentek z Młodej Lewicy, oddzielał kordon policji. Służby mundurowe zastawiły też wejście do szpitala.
"Gdyby nie policjanci, doszłoby do rozróby!"
Jeden z obserwatorów skwitował wydarzenie krótko, uznając je za jeden wielki bałagan:
- Gdyby nie mieli tych transparentów, to nie wiedziałbym nawet o co im chodzi - mówi pan Kamil. - Jedni krzyczą, drudzy krzyczą, a w zasadzie się przekrzykują tak, że trudno cokolwiek zrozumieć. Osobiście najbardziej przeraża mnie widoczna w tych krzykach agresja. Podejrzewam, że gdyby nie było tu policjantów, doszłoby do niezłej rozróby! Nie jestem przekonany, czy takie manifestacje czemukolwiek służą, jedni swoje, drudzy swoje. Tak się przecież niczego nie zbuduje.
O ochronę policyjną zadbała spółka Copernicus, zarządzająca m.in. szpitalem św. Wojciecha w Gdańsku.
- Zwróciliśmy się do prezydent Aleksandry Dulkiewicz o zabezpieczenie przebiegu pikiety przez odpowiednie służby miejskie i podjęcie wszelkich niezbędnych kroków dla zapewnienia zgodnego z prawem jej przebiegu. Jednocześnie zwróciliśmy się do Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku o zwiększoną liczbę patroli w lokalizacji szpitala na gdańskiej Zaspie - informowała przed pikietą Katarzyna Brożek, rzeczniczka spółki.
Dlaczego aktywiści z Młodej Lewicy bronią lekarzy?
Jak podkreśla Cyprian Mrzygłód, sekretarz wojewódzki Młodej Lewicy, ich obecność przed szpitalem z założenia miała stanowić kontrę wobec presji ideologicznej, zastraszania lekarzy i ingerowania w decyzje zdrowotne pacjentek.
- Chcemy mówić jasno, że decyzje medyczne zapadają między pacjentką a lekarzem, nie pod publiczną presją. Opieka zdrowotna nie może być przedmiotem kampanii strachu, a personel medyczny zasługuje na wsparcie, a nie nagonkę pod szpitalem. Kobiety mają prawo do informacji, bezpieczeństwa i godności - mówi Cyprian Mrzygłód.
Jak dodaje, Młoda Lewica nie zgadza się na szantaż emocjonalny, stygmatyzowanie lekarzy i odbieranie kobietom decyzyjności.

























Napisz komentarz
Komentarze