Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

PiS wskazuje wroga. Na kogo wypadnie, na tego bęc

Dzisiaj w Gdańsku też jest taki ważny poseł PiS, który stoi na straży polskości naszego miasta. I mógłbym parę cytatów z jego wypowiedzi zestawić z dokumentami tej najbardziej ohydnej, komunistycznej władzy. I są one, niestety, bliźniaczo do siebie podobne – mówi prof. Cezary Obracht-Prondzyński, socjolog i historyk.
Jarosław Kaczyński
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Jarosław Kaczyński znowu sięgnął po stary straszak, jakim są Niemcy. Jego narracja podczas przerwanego objazdu kraju sugerowała, że „wróg u bram”. Po co prezesowi PiS ta kolejna wojenka polsko-niemiecka?

O to najlepiej zapytać samego prezesa albo jego akolitów. A także tych, którzy tę narrację przyjmują ze zrozumieniem. Ja, przed naszą rozmową, sięgnąłem do badań przeprowadzonych przez CBOS. I z nich wynikają ciekawe dane na temat naszych stosunków polsko-niemieckich.

Całkiem niedawno, w listopadzie 2021 roku, Centrum Badania Opinii Społecznej zapytało Polaków o stosunek do reparacji. Czy Polska powinna się ich domagać od Niemiec ?

I jaki był wynik?

Ciekawy. W elektoracie Prawa i Sprawiedliwości aż 93 procent ankietowanych było oczywiście za reparacjami od Niemiec, podobnie jak elektorat Konfederacji, w którym za opowiedziało się 86 procent ankietowanych. Za to w elektoracie Koalicji Obywatelskiej 29 procent stwierdziło, że reparacje powinny być. To i tak duża grupa, bo niemal jedna trzecia badanych.

Kto by nie chciał pieniędzy. Ale o czym jeszcze ten wynik świadczy?

O tym, że Jarosław Kaczyński tę antyniemiecką narrację kieruje do własnego elektoratu, tego mocno prawicowego. Posłużę się też innymi wynikami badań. Tuż przed wybuchem wojny w Ukrainie CBOS zapytało Polaków o stosunek do innych narodów. Stawia to pytanie zresztą od lat. I co się okazało? Niemcy jeśli chodzi o nasze sympatie do narodów, lokują się w środku stawki, na dziesiątym miejscu, tuż nad Ukraińcami. Sympatię do Niemców deklaruje 44 procent Polaków, 26 procent obojętność, a 24 procent niechęć. I te 24 procent to jest właśnie ten fundamentalnie twardy elektorat PiS. Te wyniki potwierdzają, że niechęć czy wręcz wrogość do Niemców, podsycana przez prezesa PiS, nastawiona jest na utwardzenie własnego elektoratu. To ma być kolejna kotwica, która trzyma twardy elektorat w ryzach przy tej władzy. Obok kotwic jak m.in. jak lekceważenie praw kobiet czy religijność i patriotyzm w stylu pisowskim oraz, że Polska osiągnęła za czasów PiS sukces ekonomiczny, a partia władzy jest jedynym gwarantem tego, że to co dała, nie zostanie odebrane. I to w tej pisowskiej orkiestrze bardzo dobrze gra.

prof. Cezary Obracht-Prondzynski
prof. Cezary Obracht-Prondzyński 

Jak ma nie grać, skoro poseł Janusz Kowalski opowiada w mediach, że „Polska nie otrzyma pieniędzy z Unii, dopóki Niemcy nie zainstalują premiera Tuska”. A TVP jak mantrę pokazuje wyrwany z kontekstu fragment wypowiedzi Donalda Tuska, który mówi „fur Deutschland”.

PiS jest dobry we wskazywaniu wroga. Nie tylko tego zewnętrznego jak Niemcy ale też wewnętrznego. Stygmatyzuje tych, którzy są niewygodni politycznie. Przykładem jest Donald Tusk szef Platformy Obywatelskiej. Ale na Pomorzu mieliśmy przykład stygmatyzowania Basila Kerskiego – dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności. Każdego można zrobić wrogiem czy zdrajcą. Nawet całe grupy społeczne. Przypomina sobie pani opowiadanie przez PiS w poprzednich kampaniach wyborczych o ukrytej opcji niemieckiej? Ale Niemcy służą nie tylko jako straszak czy też wróg. Są też bardzo wygodnym alibi. Przecież media prorządowe piszą i mówią stale jak to u Niemców też jest źle. Że również mają inflację, w sklepach nie ma tego czy owego, że płaczą, iż Polacy nie chcą szparagów zbierać i im gniją itd.

Że do końca grali z Putinem w jednej drużynie.

To także. Takie mówienie o sytuacji w Niemczech jest też formułą usprawiedliwienia, że u nas owszem jest ciężko, mamy kłopoty, ale oni też. To jak z prymusem w szkole, któremu można za coś przyłożyć. Ale to jeszcze nie jest wszystko. Bo ta narracja jest nie tylko usprawiedliwieniem, ale ma być także pocieszeniem. Bo niby Niemcy tacy dobrzy ale też mają źle. I nam się robi od razu lżej. Do tego to my lepiej pomagamy Ukraińcom itd. Niedawno w piśmie „Do Rzeczy” mignął mi artykuł o tym, że prasa niemiecka pisze o... cudzie nad Wisłą. Oni wychwytują każdą taką drobnostkę, żeby tylko przekuć ją na swoją korzyść. Tak więc Niemcy, niemieckość występują w PiS w różnych rolach: to gra na resentymentach, alibi, pocieszenie, poprawa nastroju, To jednocześnie przyprawianie komuś gęby po to, żeby nasza gęba wyglądała na życzliwszą.

Donald Tusk jest jednak wyjątkowo „czołgany” przez polityków PiS i ich media. Najpierw był „dziadek z Wermachtu”. Teraz TVP pokazuje go tylko w złym świetle.

To paradoksalna sytuacja. Bo z jednej politycy Prawa i Sprawiedliwości opowiadają, że ten Tusk nic nie znaczy, że to właściwie taki pikuś dla nich, ale z drugiej strony traktuje się go jak najpoważniejszego wroga. A ponieważ lider PO nie ma grzechów, które PiS mogłoby mu wyciągnąć i rozliczyć, więc wysyła przez własne media przekaz, że jest zdrajcą, która namawia się z Niemcami na szkodę Polski. Do elektoratu idzie w ten sposób sygnał, że on jest niepewny. Że jak PO wygra wybory, to będziemy pod butem Niemiec. Sączą tę truciznę o czarnym ludzie, która ma nas nastraszyć i wzbudzić nieufność do tej osoby. Ale to podprogowo idzie dalej. Bo skoro ten zły, zdradziecki, niepewny, antypolski, germański polityk stoi na czele jakiejś grupy, to ta grupa pewnie jest taka sama jak on.

PRZECZYTAJ TEŻ: O dwóch takich, co ruszyli w Polskę

Zjednoczona Prawica powtarza: To my jesteśmy prawdziwymi patriotami.

Prawdziwymi i – koniecznie trzeba dodać – jedynymi! A w związku z tym cała reszta jest niepewna. „Jedzie” na żołdzie niemieckim. Temu służą różne, retoryczne figury jak np. niedawna okładka w „Gazecie Polskiej” z Donaldem Tuskiem, który ma cień pod nosem, przypominający wąsik, a na zdjęciu jest napis: Gott Mit Uns, który był na klamrach pasków żołnierzy Wermachtu. Obrzydliwe. Ale to gra na podświadomości. I nawet jeśli nie da się kogoś zmanipulować, to sam osad pozostaje. Ma to utwardzać tych, którzy w to wierzą i zasiać niepewność w tych, którzy mają wątpliwość na zasadzie: a właściwie cholera wie, jak to jest. To może będę się trzymał z daleka od niego?

Te wojenne rany i rachunki krzyw nie zabliźniły się, mimo prawie 80 lat od zakończenia II wojny światowej. Teraz była kolejna rocznica Powstania Warszawskiego, za chwilę 1 września i PiS znowu będzie bić w tarabany.

Z wielu badań wynika, że my cały czas żyjemy w cieniu wojny. Te wojenne wspomnienia są także obecne w przekazie rodzinnym. To główna kotwica naszej zbiorowej pamięci. O wojnie i jej skutkach trzeba mówić. Ale można tę pamięć wykorzystywać do dobrych celów. Przypominam sobie wystąpienie Lecha Bądkowskiego z 1 września 1979. W warszawskim Pen Clubie stwierdził, że w 40-lecie wybuchu wojny pora na autentyczne pojednanie Powiedział m.in: „Dla bojaźliwych nie ma litości. Chcę zatem powiedzieć wyraźnie, świadom odpowiedzialności, w czterdziestolecie początku wojny narodów świata, w którą wejść musieliśmy dla obrony Rzeczpospolitej Polskiej: czas na rzeczywiste pojednanie między Polakami i Niemcami. Czas, aby zwłaszcza ci, którzy przeżyli ów kataklizm, zrzucili z siebie więzi nienawiści; obowiązek dania przykładu należy – moim zdaniem – do tych, którym walczyć wypadało twarzą w twarz. I dalej mówił: „Pamiętać o wszystkim – tak, nienawidzić – nie” .I to jest przesłanie. Tu nie chodzi o to, żeby temat wojny pogrzebać. Sami Niemcy tego nie chcą. Pomijam środowiska rewizjonistów. Bo tacy są wszędzie. Ale dyskusja powinna się toczyć, także o tym, czy na relacje między Polakami, a Niemcami będzie się patrzyło przez pryzmat wrogości i spustoszeń wojennych, czy też spojrzymy w szerszym kontekście.

To znaczy?

Nie po to, żeby falsyfikować, relatywizować obraz, ale po to, żeby on był pełniejszy. Właśnie wróciłem wczoraj z objazdu. Jechałem przez Pomorze, Wielkopolskę, na Dolny Śląsk. I wiem, że nie da się opowiedzieć historii poszczególnych regionów naszego kraju bez obecności w nich Niemców. Także tych centralnych czy południowych. Byli absolutnie wszędzie i to od głębokiego średniowiecza. Występowali w różnych rolach:, rolników, rzemieślników, kupców, urzędników…

PRZECZYTAJ TEŻ: Będzie kolejna podwyżka dla parlamentarzystów? Politycy PiS są za, a nawet przeciw

No i też najeźdźców.

Bywali dla nas wrogiem, co doprowadziło do strasznej wojny. Ale przez setki lat byli naszym kooperantem, kontrahentem. I jeśli chcemy realistycznie myśleć o sobie samych, to musimy też myśleć o naszych relacjach z innymi. Nie bać się tego, że jak powiem o szerokim spojrzeniu na Niemcy, to ktoś mi zarzuci – ale ty nie myślisz o wojnie. Do diabła, myślę o niej, ale też o tym, co było po wojnie. O wysiedleniach, wypędzeniach, o ucieczkach, o ludziach, którzy pozostali na pograniczu. Myślę, bo żyję wśród tych opowieści. O tych, którzy będąc obywatelami Rzeszy pozostali Polakami. A potem państwo polskie tak ich potraktowało, że w następnych dekadach wyjechało ich z Polski ponad milion. To była grupa, która zdeklarowała się jako Polacy. Ale ci wzmożeni narodowo sąsiedzi spowodowali, że 15 tysięcy takich gdańszczan opuściło Polskę po 1956 roku. Bo mieli dość Polski i tego sprawdzania, czy zasługują na to by być Polakiem, czy mówią w naszym języku. Bo byli obcy we własnym kraju.

Dzisiaj w Gdańsku też jest taki ważny poseł PiS, który stoi na straży polskości naszego miasta. Mówi o Polonii gdańskiej z zadęciem. I mógłbym parę cytatów z jego wypowiedzi zestawić z dokumentami, nie tylko pamiętników, ale tej najbardziej ohydnej, komunistycznej władzy. I są one, niestety, bliźniaczo do siebie podobne.

Prezes obiecuje reparacje od Niemców. Ale czy to nie jest tylko gonienie króliczka?

Oczywiście, że to gonienie króliczka i obiecanki. Od lat przyglądam się, jak te kwoty reparacji rosną. Jak miliardy przechodzą w biliony. I te zapowiedzi, że jak już je dostaniemy od Niemiec, to Polska będzie rajem. PiS już rządzi siódmy rok i co zrobiono do tej pory w tej sprawie? Niewiele.

Poseł Arkadiusz Mularczyk powiedział, że 1 września poznamy kwotę reparacji wojennych, którą Polska powinna otrzymać od Niemiec. To będzie raport nad którym pracuje od lat.

Ciekawe. Ale tak jest ze wszystkimi obietnicami PiS. One nie służą temu, żeby odzyskać pieniądze. Tylko temu, żeby elektorat myślał, że tylko PiS walczy o sprawy polskie. To żenujące. Kiedyś niedoszły premier z Krakowa wołał w samolocie: Ratunku, Niemcy mnie biją.

I tak mniej więcej woła też PiS, że sąsiedzi nas krzywdzą. Ale to też sposób na zebranie profitów - wejście w rolę ofiary. I to takiej krzywdzonej przez lata.

PRZECZYTAJ TEŻ: Konfederacja chce badać okoliczności śmierci Andrzeja Leppera

Jakiej ofiary? Przecież PiS zapowiedział, że wstajemy z kolan.

Jedno drugiemu nie przeszkadza. Widzimy we wszystkich ruchach populistycznych i nacjonalistycznych tę mieszankę wybuchową kompleksu większości i mniejszości zarazem. PiS bazuje z jednej strony na przekonaniu, że zawsze byliśmy wielcy, wspaniali i wyłącznie szlachetni. Oprócz tych zdrajców, którzy sprawiali, że ta nasza wielkość nie mogła być w całej okazałości zaprezentowana światu. Bo nie mogliśmy być tak wielcy jak nam się to należało, bo tamci wrogowie na nas nieustannie czyhali. I dlatego z drugiej strony jesteśmy ofiarą. Ale wreszcie odwrócimy wektory historii i to my będziemy rozdawali karty. To jest ich opowieść o nas. Nie do końca prawdziwa. I to jest taki związek od wielkości do krzywdy. Od zwycięstwa do ofiary. Wydaje się, że to paradoksalnie wewnętrznie sprzeczne, ale dzięki temu można obsługiwać społeczne emocje.

A w polityce jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o emocje.

No i jeszcze zawsze o władzę. Oraz związane z nią profity.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama