Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wydarzenia Grudnia '70 pokazały Polakom, że warto walczyć

Dlaczego nie rozliczono winnych masakry grudniowej? – Była to niewątpliwie porażka wymiaru sprawiedliwości – uważa Igor Tuleya, rocznik 1970, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie. – Postępowania dotyczące najistotniejszych wydarzeń z historii współczesnej Polski, jeśli już były wszczynane, toczyły się zbyt długo. Można argumentować, że nasze procedury sądowe ciągle są zbyt archaiczne, z pewnością także jakaś wina leży również po stronie sędziów, którzy je prowadzili.
Igor Tuleya

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Urodził się pan w 1970 roku. Czy data ta, prócz wpisu w metryce, cokolwiek dla pana jeszcze znaczy?

Kiedy już skończyłem tych kilkanaście lat, rok 1970 zaczął kojarzyć mi się nie tylko z datą mojego urodzenia, ale także z wydarzeniami na Wybrzeżu. Wiedziałem, że był to historyczny rok.

Historia jest czymś dalekim i nie zawsze można ją przełożyć na rzeczywistość kilkunastolatka.

Z jednej strony tak, ale ta historia – zwłaszcza w naszym kraju – jest wszędzie. I bardzo trudno od niej uciec.

Szczególnie bolesne, zwłaszcza dla świadków wydarzeń grudniowych, było nierozliczenie winnych masakry na ulicach Gdańska, Gdyni, Elbląga. Czy Pan, jako sędzia, może wytłumaczyć, dlaczego tak się stało, skoro zajęły się tym już po 1989 roku niezależne sądy?

Była to niewątpliwie porażka wymiaru sprawiedliwości. Postępowania dotyczące, zapewne najistotniejszych, wydarzeń z historii współczesnej Polski, jeśli już były wszczynane, toczyły się zbyt długo. Trudno mi odpowiedzieć, dlaczego tak się działo. Można argumentować, że nasze procedury sądowe ciągle są zbyt archaiczne, i to mógł być powód, dla którego te procesy tak wolno się toczyły. Jednak, z pewnością, jakaś wina leży także po stronie sędziów, którzy je prowadzili. Uważam, że dałoby się je prowadzić dużo sprawniej, w taki sposób by orzeczenia, rozstrzygnięcia zapadały w rozsądnym terminie.

PRZECZYTAJ TEŻ: Kolejne dwie tablice upamiętniły gdańskie ofiary Grudnia 1970 r.

W Polsce nie ma tradycji rozliczania za decyzje polityczne. W przypadku Grudnia '70, konsekwencji nie ponieśli ci, którzy wydawali rozkazy i wysyłali wojsko na ulice miast. Nie sądzi pan, że i dzisiaj – choć decyzje władz nie mają tak dramatycznych skutków – politycy nadal są pod specjalną ochroną?

Jest w tym wiele prawdy. Oczywiście, każda osoba, która narusza prawo, musi ponieść konsekwencje, bez względu na to, kim była kiedyś i jakie stanowisko obecnie piastuje. Niestety, wiele zależy od woli politycznej. W praktyce jest tak, że na ławach oskarżonych, z reguły, zasiadają płotki. Natomiast osoby, które rzeczywiście ponoszą odpowiedzialność, rzadko kiedy trafiają przed sąd, gdyż nie ma woli politycznej stawiania im zarzutów. To jest błąd, ale także argument za tym, by prokuratura była organem niezależnym.

Bowiem tylko niezależna prokuratura, która nie jest w żaden sposób powiązana z wolą polityków, ma szansę na rzetelne prowadzenie postępowań karnych i uczciwe rozliczenie prawdziwych sprawców.

Nasze prawo pozwala na rozliczanie aż „do gruntu” przestępstw i społecznych krzywd, wynikających z uzgodnień podejmowanych przez polityków?

Takim instrumentem są Kodeks Karny i Kodeks Postępowania Karnego, które przewidują możliwość pociągnięcia polityków do odpowiedzialności. Powtarzam jednak, że wszystko jest w rękach prokuratorów, a później – sędziów.

W przypadku Grudnia '70 proces, w którym oskarżono m.in. Stanisława Kociołka, trwał aż 17 lat, i człowiek, który wydał rozkaz strzelania w Gdyni, nie doczekał wyroku. Tak długo ciągnące się procesy nie wypaczają idei sprawiedliwości?

Jedną z ważnych zasad jest nieuchronność kary. Dlatego najważniejsze jest, by postępowania były prowadzone sprawnie. Po latach odpowiedzialność się rozmywa, pewne fakty rozpływają się w świadomości ludzi, a ważne wydarzenia historyczne stają się mniej ważne.

Czego nas nauczył Grudzień '70?

Tamte wydarzenia i wszystko to, co po nich nastąpiło, pokazały Polakom, że warto walczyć. I nawet wtedy, gdy wydaje się nam, że jesteśmy bezsilni, to, póki walczymy, nie jesteśmy bezbronni. I zawsze jest nadzieja na zwycięstwo. Przełomowe daty w historii naszego kraju udowadniają, że, walcząc do końca, nie należy się poddawać. Bez względu na cenę, jaką niekiedy należy zapłacić.

Demokracja, jaką w końcu wywalczyliśmy, jest nadal dosyć krucha. Mamy odpowiednie narzędzia, w tym prawne, które nie dopuszczą do powtórki błędów i tragedii sprzed lat?

Nigdy, tak naprawdę, nie uda się stworzyć idealnego prawa, które nie byłoby łamane. Natomiast, wiele zależy od adresatów tych przepisów. Jeśli nie będzie u nich woli przestrzegania prawa, to zawsze znajdą się sposoby, by je ominąć, by go nadużyć.

Jeśli prawo nie jest idealnym „bezpiecznikiem”, to gdzie należy szukać zabezpieczeń?

W instytucjach państwa, które powinny działać prawidłowo. Chociażby w sądach, które muszą pozostać niezależne i nie mogą ulegać naciskom polityków.

PRZECZYTAJ TEŻ: Grudzień ‘70. Lista rannych pacjentów skropiona łzami lekarza

Mamy szansę, by sądy utrzymały tę niezależność?

Wierzę, że tak. Sądy pozostają jednym z filarów demokracji i istotnym elementem trójpodziału władzy.

Niezależne sądy oznaczają praworządność, a praworządność i sprawiedliwość pozostają podstawami każdego demokratycznego państwa.

Po trwającym przez 740 dni zawieszeniu przez nieistniejącą już Izbę Dyscyplinarną został pan przywrócony do pracy i uznany za niewinnego przez Izbę Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego. Obie izby uznawane są za nielegalne, mówi się też, że wpływ na decyzję IOZ miały kalkulacje polityczne, związane z walką o odblokowanie unijnych pieniędzy dla Polski. Jedna z sędziów powiedziała, że decyzja Izby Odpowiedzialności Zawodowej to przejaw „schizofrenii prawnej i nie powód do radości”. Zgadza się pan z tą opinią?

Absolutnie się z tym zgadzam. Tym bardziej, tak są istotne niezależne sądy. Jeśli w mojej sprawie rozstrzygał „nie-sąd”, to można mieć wątpliwości, czy jego decyzje nie były w jakikolwiek sposób powiązane z polityką. Dlatego jako sędzia nie czuję się szczęśliwy.

Przewiduje pan, że niezależność trzeciej władzy zostanie w Polsce utrzymana?

Wierzę, że póki obywatele bronią sądów, uda się obronić niezależny wymiar sprawiedliwości.

PRZECZYTAJ TEŻ: Dwa Grudnie – 1970 i 1981. Program obchodów rocznicowych w Trójmieście

Kiedy zacznie pan orzekać?

Prawdopodobnie dopiero w styczniu. Po podłączeniu do systemu informatycznego w sądzie muszę znaleźć się formalnie na liście sędziów, wśród których rozlosowywane są sprawy. Nim wejdę na salę rozpraw, sprawa musi być rozlosowana dla mnie. Powinienem zapoznać się z aktami, wyznaczyć termin, wydać zarządzenie, kogo wezwać, zawiadomić. Korespondencja powinna dotrzeć do adresatów. Obecnie obsada urzędnicza sądów, zwłaszcza warszawskich, jest bardzo skromna i urzędnicy są bardzo obciążeni, więc może to jeszcze trochę potrwać.

PRZECZYTAJ TEŻ: Igor Tuleya, Piotr Jacoń i Katarzyna Wappa laureatami Medalu Wolności Słowa

Igor Tuleya, rocznik 1970. Prawnik, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie,  uhonorowany Medalem Wolności Słowa 2022. Za obronę wolności i niezawisłości sądów, przez ponad dwa lata był zawieszony w orzekaniu. Przywrócony do pracy 30 listopada 2022 roku, po wydanym dzień wcześniej orzeczeniu Izby Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama