Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza

Codzienne szkolne problemy i nasze kruche jak szkło dzieci

Bywało, że po samobójczej śmierci ucznia szkoła nie otrzymała pomocy, tylko była rozliczana - mówi Krzysztof Sarzała, twórca Centrum Interwencji Kryzysowej w Gdańsku, koordynator w Fundacji Ukryte Skrzydła.
Codzienne szkolne problemy i nasze kruche jak szkło dzieci
Stworzyliśmy nieprzyjazny świat nastolatkom. Są to nierzadko dzieci zbyt kruche, delikatne, które nie potrafią poradzić sobie ze szkolnym stresem

Autor: Pixabay | Zdjęcie ilustracyjne

W październiku 2006 r. o samobójstwie 13-letniej uczennicy gdańskiego gimnazjum, upokorzonej wcześniej w klasie przez rówieśników, mówiła cała Polska. Po tamtej tragedii władze Gdańska zorganizowały szerokie wsparcie dla uczniów i nauczycieli gimnazjum. Czy i dziś szkoły muszą zawiadamiać magistraty o samobójstwach i próbach samobójczych uczniów?
Oczywiście. Nadal powinny obowiązywać zasady specjalnego programu „Procedury, strategie zarządzania kryzysem w szkole” wypracowanego wspólnie przez miasto i Centrum Interwencji Kryzysowej w 2006 r. Staraniem ówczesnej wiceprezydent Katarzyny Hall wprowadzono najpierw w Gdańsku, a następnie w całej Polsce strategie zarządzania sytuacjami kryzysowymi. Stworzono m.in. interdyscyplinarne zespoły kryzysowe, przewidziane na takie zdarzenia. Szkoła ma obowiązek poprosić do współpracy np. poradnię psychologiczno-pedagogiczną, ośrodek interwencji kryzysowej lub inne, podobne placówki, by stworzyć plany na potem. Systemowe myślenie powinno obejmować sytuację sprzed wydarzeniem suicydalnym, w trakcie, jak i po nim. Trzeba zrobić wszystko, by tragedie się nie rozprzestrzeniały. Już teraz można mówić o Efekcie Wertera, bo wieści o kolejnych zdarzeniach potrafią się rozchodzić. Szeptana informacja się pojawia, zdarza się, że na zamkniętych forach dzieci licytują się pomysłami na widowiskowe i skuteczne odebranie sobie życia. Konieczne jest więc dobre rozpoznanie tematu, by wiedzieć, kto jest potencjalnie zagrożony. Kolejna sprawa to pomoc dla najbliższych.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Samobójstwa nastolatków na Pomorzu. Rodzice boją się o swoje dzieci

Trauma dotyka także nauczycieli...
Dlatego trzeba wejść do szkoły i im pomóc. Nauczyciele mogą być bardzo mocno dotknięci tym, co się stało. Bywa, że ci, którzy mieli ostatnie lekcje z tym dzieckiem, zastanawiają się nad tym, czy czegoś nie dopełnili. Poza tym nauczyciele mają swoje osobiste problemy i śmierć ucznia może je uruchomić jak kostki domina. A wie pani, co jest w tym najgorsze? Bywało, że szkoła nie otrzymała pomocy, tylko była rozliczana. Zamiast wsparcia pojawiała się kontrola z kuratorium.

Szukano winnych?
Ostatnią rzeczą, jaka jest potrzebna w szkole, jest kontrola, sprawdzająca przestrzeganie procedur. Trzeba jednak w tym miejscu postawić inne pytanie - czy jest prewencja, która mogłaby zapobiec tego typu dramatom? Bo kiedy mleko się rozleje, tak naprawdę niewiele możemy zrobić. Pozostaje sprzątanie.

To chyba też ważne.
Powiem brutalnie, są to mniej istotne sprawy. Ważne jest, co zrobiono, zanim doszło do tragicznej sytuacji. Po tragedii w Gimnazjum nr 2 zrodził się pomysł, by każdy uczeń szkoły podstawowej, gimnazjum czy szkoły średniej przynajmniej raz w roku miał obowiązkowe spotkanie z psychologiem czy pedagogiem.

Krzysztof Sarzała

Nawet jeśli nie zgłasza problemów?
Nawet wtedy. Pedagog czy psycholog powinien prewencyjnie poznać każdego ucznia podczas indywidualnych spotkań. Każde dziecko musi usłyszeć: Olu, Antku, jeszcze z tobą nie rozmawiałam. Spotkajmy się jutro o godz. 12-13 w moim gabinecie. Nie załatwi to wszystkich kwestii, ale przynajmniej dowiemy się czegoś o uczniach. Rzucamy ziarno, by dzieci wiedziały, że zawsze mogą przyjść do gabinetu w razie kłopotów, a rozmowa nie jest czymś strasznym. Rodzi się przy tym kolejne pytanie - czy nauczyciele, wychowawcy potrafią rozpoznawać uczniów w kryzysie suicydalnym?

Może w natłoku dziecięcych depresji trudno wyłowić potrzebujących natychmiast pomocy?
Ten natłok pokazuje, jak nieprzyjazny świat stworzyliśmy nastolatkom. Są to nierzadko dzieci zbyt kruche, delikatne, które nie potrafią poradzić sobie ze szkolnym stresem. Nie są przyzwyczajone, że w jakimś momencie nauczyciel zacznie wymagać, że narzucone zostaje tempo pracy. I zamiast pograć w grę, muszą odrobić lekcje. A przecież nie są to zbyt specjalne wymagania. Dzieci nie radzą sobie także ze szkolną subkulturą, czyli wymaganiami międzyrówieśniczymi, dotyczącymi ubioru, urody, stanu posiadania.

Nauczyciele mogą być bardzo mocno dotknięci tym, co się stało. Bywa, że ci, którzy mieli ostatnie lekcje z tym dzieckiem, zastanawiają się nad tym, czy czegoś nie dopełnili. Poza tym nauczyciele mają swoje osobiste problemy i śmierć ucznia może je uruchomić jak kostki domina. A wie pani, co jest w tym najgorsze? Bywało, że szkoła nie otrzymała pomocy, tylko była rozliczana. Zamiast wsparcia pojawiała się kontrola z kuratorium.


Co może w tej sytuacji zrobić dorosły?
Żeby dorosły mógł cokolwiek zrobić, musi wcześniej poznać dziecko. Niech to będą wspomniane wcześniej spotkania, indywidualne rozmowy. Tymczasem nikt nie jest skoncentrowany na dziecku, nie wiemy jak ono sobie radzi. Co ciekawe, kiedy oferowaliśmy szkołom zewnętrzny serwis psychologiczno-pedagogiczny, zauważyliśmy pewną prawidłowość. Gorsze szkoły były bardziej otwarte, za to nie zapraszały nas te dobre, renomowane. Słyszeliśmy, że nie ma takiej potrzeby, że świetnie sobie radzą, że mamy się nie wtrącać. Może uważano, że prośba o pomoc z zewnątrz rzuci cień na ich dobre imię?

Czy dziecko w kryzysie wymaga pomocy psychiatry?
Dzieci te z reguły nie mają zaburzeń psychicznych. To są kryzysy normatywne, rozwojowe, jakie przeżywa każde dziecko idące do szkoły, wchodzące w grupę rówieśniczą, przystosowujące się do nowych wymagań. Są to zwykłe sytuacje, w których każde dziecko ma prawo czuć się nieswojo. Dla kruchych dzieci odrzucenie przez grupę rówieśniczą staje się kryzysem nie do przezwyciężenia i wystarczającym powodem do rozważania lub podjęcia próby samobójczej. Zamiast jechać do szpitala psychiatrycznego, trzeba wcześniej zauważyć problem, zwracając uwagę na trzy czynniki - wspomniany już nieprzyjazny świat oraz na szkołę i rodziców. Szkoła jest zaburzona wskutek ostatnich działań polityków, a nauczyciele niechętnie podejmują codzienne problemy uczniów, urastające w oczach dorastającego dziecka do rangi potężnej tragedii. Rodzice są zbyt infantylni, skoncentrowani na sobie, by zauważyć codzienne trudności dziecka. Myślą - chodzi do szkoły, radzi sobie, nie pije, nie bierze narkotyków. I nie dostrzegają tych zwykłych problemów, ufając, że ich kruche jak szkło dzieci sobie poradzą.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama