Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza

Muzyka prawdziwie światowa. Za nami 18. Globaltika

Organizatorzy Globaltiki najwyraźniej wychodzą ze słusznego założenia, że zwycięskiej formuły się nie zmienia i w tym roku skonstruowali program muzycznej części festiwalu na podobnej zasadzie, co w latach poprzednich. Na początek coś na łagodny rozruch, potem coś niecoś egzotyki, tuż po zapadnięciu zmroku coś wysublimowanego muzycznie, a na finał orgia tanecznych rytmów.
Muzyka prawdziwie światowa. Za nami 18. Globaltika

Autor: Fot. Michal Puszczewicz | gdynia.pl

Najtrudniejsze zadanie mają oczywiście artyści otwierający koncert, szczególnie ten piątkowy, kiedy publika dopiero się schodzi, rozpoznaje teren (choć bywalcy nie mają z czym się oswajać, bo otoczenie zmienia się nie wiele – mam wrażenie, że nie tylko skład stoisk handlowych i food trucków był ten sam, ale także sekwencja ich ustawienia była identyczne jak przed rokiem), poszukuje znajomych, etc. W przypadku występu Piotr Damasiewicz Into the Roots dodatkowym czynnikiem niesprzyjającym była pogoda. Festiwal zaczynał się w deszczu, który w czasie popisu polskich artystów padał coraz intensywniej. Na szczęście prawdziwie lunęło dopiero po bisie.

 Piotr Damasiewicz i Into the Roots

Góralszczyzna w polskiej muzyce rozrywkowej i jazzie wykorzystywana była wielokrotnie i na różne sposoby, nie zawsze twórczo i ambitnie. Jazzowy trębacz i multiinstrumentalista w swoim projekcie Into the Roots Piotr Damasiewicz podszedł do korzeni z szacunkiem. Nie próbował jej na siłę uwspółcześniać, czy wykręcać na swoją modłę muzyki wykonywanej przez towarzysząca mu kapelę z Suchej Beskidzkiej. Dialoguje z nią, traktując jako kontrapunkt do swoich elektronicznych szumów, ekstatycznych zaśpiewów i popisów na trąbce. Niezbyt liczna publiczność, która mimo deszczu wytrwała pod sceną, przyjęła ten występ bardzo ciepło.

Chwilę po tym, jak zakończyła się ulewa, na scenie stanęła Sahra Halgan, z Somalilandu. Ta dawna kolonia brytyjska w Afryce Wschodniej, po odzyskaniu niepodległości w latach 60. weszła w skład Somali, po czym na początku lat 90. oderwała się od niej po krwawej wojnie. Od tego czasu jej państwowości nie uznał jednak żaden kraj, dlatego Sahra swoją karierę traktuje jako okazję do przypominania międzynarodowej społeczności o istnieniu Somalilandu i do agitacji na rzecz jej uznania. I choć w w prowadzone przez nią w stolicy kraju, Hargeisie centrum muzyki i poezji ma na celu zachowanie kulturowego dziedzictwa Somalilandu, jej repertuar, to swoisty amalgamat nowoczesnej muzyki arabskiej i rocka. Nic dziwnego skoro perkusista grywał muzykę malijską, a francuski gitarzysta ma ewidentne rockowe inklinacje. Pod wieloma względami występ Halgan mógł kojarzyć się z ubiegłorocznym koncertem marokańsko-francuskiego kwartetu Bab L’Bluz. Tyle, że tam tradycyjne awiche traktowano jak gitary elektryczne, tu – przeciwnie – gitara elektryczna zastępowała tradycyjne instrumenty strunowe. Podobna jednak była transowa motoryka, melodyka, zaśpiewy.

ZOBACZ Globaltica 2023. W Kolibkach jak na bułgarskim weselu

Bułgarski klarnecista Ivo Papasov to prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalne nazwisko w gronie wykonawców tegorocznej Globaltiki. Jego wielka kariera, najpierw w rodzimym kraju, potem na całych Bałkanach, aż wreszcie wszędzie tam, gdzie ceni się wirtuozersko wykonywaną skoczną muzykę z tej części świata, trwa już ponad cztery dekady.

Ivo Papasov

Czasy, kiedy jego Weselna Orkiestra faktycznie przygrywała na weselach, odeszły w przeszłość. Nie tylko dlatego, że teraz mało kto mógłby sobie pozwolić na wynajęcie takiej gwiazdy na prywatny koncert, ale przede wszystkim ze względu na zmianę muzycznych upodobań lidera. Unowocześnił skład, dodając elektroniczne klawisze i gitarę elektryczną, a i podejście do repertuaru ma bardziej jazzowe, pozostawiając swoim instrumentalistom przestrzeń na improwizowane solówki. Będące znakiem firmowy Papasovabałkańskość” chwilami jest ledwo czytelna. Jedna z kompozycji gdyńskiego setu miała wyraźny rytmiczny puls funky.

Kto był zawiedziony niedostateczną tanecznością występu Bułgarów, powetował to sobie chwilę później, gdy na scenę wyszedł kubański Septeto Santaguero. Ten oktet (wbrew nazwie) z Santiago de Cuba, nie bawi się w unowocześnianie czy ulepszanie sprawdzonych formuł, odtwarzają muzykę jaka grano na Kubie w latach 40. i 50., i za którą „wyspę jak wulkan gorącą” pokochał świat. Koncert Kubańczyków był nieludzko wręcz perfekcyjny, nie dający publiczności ani chwili na wytchnienie. Pod sceną momentalnie pojawili się adepci i adeptki trójmiejskich szkół rumby, nadając chłodnemu i dżdżystemu wieczorowi charakter tropikalnej fiesty.

Sobota, drugi dzień, jeszcze chłodniejszy – jeśli chodzi o aurę, ale za to bezdeszczowy – rozpoczął się od występu wschodzącej gwiazdy muzyki gruzińskiej, wokalistki Leli Nakeuri z zespołem Caucasus. Gruzini pojawili się zresztą w Kolibkach już w piątek uczestnicząc intensywnie w towarzyskim życiu festiwalowej społeczności. Między innymi usiłowali wmówić piszącemu te słowa, że (rzekomo) wygląda zupełnie jak Gruzin. Ze sceny też intensywnie zachwalali uroki swojego kraju, zachęcając do jego odwiedzenia z taką pasją, że można było powziąć podejrzenie, iż ich przyjazd sponsorowało tamtejsze ministerstwo turystyki. Na repertuar ich sobotniego koncertu założyły się pieśni z rożnych stron Gruzji. I tu nie sposób uciec od refleksji, że w dzisiejszym świecie wpływy muzyczne tak się mieszają, czasem trudno rozpoznać skąd pochodzą oryginalne inspiracje. Niektóre z tych gruzińskich kawałków, zwłaszcza te spokojne, jednogłosowe, z akompaniamentem instrumentów strunowych, gdyby były śpiewane po angielsku, spokojnie mogłyby trafić na płyty współczesnych zachodnich gwiazd neofolku. Może dlatego, może też z ze względu na temperament artystów (jeden z nich zszedł między publiczność uczyć kaukaskich tańców) przybyszom z Kaukazu udało się przełamać „klątwę grania jako pierwsi” i zgromadzić pod sceną naprawdę sporą grupę publiczności.

Algiersko-tunezyjski duet Duoud to zdecydowanie największe zaskoczenie tegorocznej Globalticki. Artyści grający na arabskich lirach – oud (stąd gra słów w nazwie grupy: duo oud) potraktowali te instrumenty jako źródło dźwięków które następnie były poddawane elektronicznej obróbce tak, że praktycznie niewiele pozostało z oryginalnego brzmienia tych instrumentów. W efekcie byliśmy świadkiem setu tanecznej muzyki elektronicznej, na pograniczu techno. Bywalcy Globaltiki pokazali jednak, że są słuchaczami dalekimi od ortodoksji, tłumnie i radośnie ruszając w tany w rytm tej na wskroś nowoczesnej muzyki.

Trudno chyba o większy kontrast, niż ten między Duoud, a kolejnym wykonawcą: Susanną Baca. To kolejna na tym festiwalu, obok Sahry Halgan, bojowniczka – tym razem o godność czarnych mieszkańców Peru. Afroperuwiańczycy to mniej niż pięć procent populacji Peru i traktowani są tam jak obywatele drugiej kategorii. Baca, jest twarzą i głosem ruchu równouprawnienie. A przy okazji pokazuje światu niezwykle interesującą muzykę Peru Negra, całkowicie odmienna od andyjskiego folkloru, którego emblematem jest „El Condor Pasa” wygrywane na fletni pana. Tymczasem Música negra osadzona jest w tradycji afrokubańskiej, z elementami muzyki brazylijskiej, a nawet flamenco i fado. Występ 79-letniej piosenkarki miał zaskakująco kameralny wymiar, a jednak dzięki scenicznej charyzmie artystki i wirtuozerii jej gitarzystów, zapadnie nam na długo w pamięci. Tańcem słowem i śpiewem Baca wytwarza niepotarzane klimat porozumienia ze słuchaczami. Mimo, że porozumiewa się wyłącznie po hiszpańsku, jak publiczność, jak zaczarowana,przez ponad 70 minut śledziła każde jej słowo i gest, gromko nagradzając oklaskami.

Koniec festiwalu to już jednak zupełnie inne emocje. Zespół Mokoomba z Zimbabwe zapewnił dawkę wysokoenergetycznego afrykańskiego rocka, w którym mieszały się wpływy rożnych tradycji Czarnego Lądu, głównie południa kontynentu. Były też wtręty bluesowe i funkowe. Potężne brzmienie muzycy uzupełniali imponującą choreografią. I choć temperatura w Gdyni spadła poniżej 15 stopni, pod sceną odczuwalna była co najmniej jako dwukrotnie wyższa.

Po czymś takim nie pozostaje nic innego, jak niecierpliwie czekać na kolejną edycję tej – jednej z najbardziej oryginalnych i znaczących imprez muzycznych Trójmiasta.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama