Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Sahra Wojowniczka z mikrofonem w ręku walczy o uznanie dla swojego „nieistniejącego” kraju

Spośród artystów zaproszonych do Gdyni na 18. Festiwal Kultur Świata Globalitica największe zainteresowanie mediów wzbudziła Saha Halgan, wokalistka z Somalilandu – kraju, którego formalnie nie ma.
Sahra Wojowniczka z mikrofonem w ręku walczy o uznanie dla swojego „nieistniejącego” kraju

Autor: Fot. Marek Sałatowski

Naprawdę nazywa się Sahra Ahmed Mohamoud. Halgan to jej pseudonim. Nie tyle sceniczny, co życiowy. „Halgan” po somalijsku znaczy wojownik. Wojować zaczęła jeszcze nim w jej kraju wybuchła wojna. Jako 13-latka postanowiła, że będzie śpiewać. W muzułmańskiej społeczności, w której dorastała, sceniczne występy nie są mile widziane, delikatnie mówiąc. A co dopiero kiedy chodzi o kobiety. Zniechęcali ją do tego nawet najbliżsi: jako śpiewaczka nigdy nie zdobędziesz męża i nie będziesz miała rodziny – ostrzegali. Nie sprawdziło się. 51-letnia dziś Shara jest matką siódemki dzieci. Niemniej w tamtym czasie – mówimy o latach 80. – kariera sceniczna nie była jej pisana także z innych względów.

Z Mogadiszu i przeciw Mogadiszu

Tu jednak potrzebny będzie mały wykład historyczny, którego Sarah udzieliła mi w restauracji gdyńskiego hotelu Hotton, gdzie ona i jej zespół zatrzymali się w trakcie Festiwalu Kultur Świata Globaltica.

Somalia składa się z pięciu części: Somali włoskie, etiopskie, kenijskie oraz Somaliland angielski i francuski, obecnie znany jako Dżibuti – tłumaczy. – Somaliland nie był skolonizowany, był brytyjskim protektoratem. Niepodległość uzyskał 26 czerwca 1960 roku. I wtedy został uznany przez 50 krajów.

Wkrótce potem wolność odzyskało też Somali włoskie ze stolicą w Mogadiszu. Niebawem obie części połączyły się w jedno państwo, pod nazwą Republika Somalii, a jego rząd zaczął szukać sposobów przyłączenia pozostałych trzech części. Problem w tym, że należały one do sąsiednich państw, które nie zamierzały rezygnować z części swojego terytorium. Wywołało to całą serię konfliktów granicznych.

W 1969 roku w Somalii doszło do zamachu stanu i władzę na prawie ćwierć wieku objął generał Siad Barre.

To były ciężkie i twarde rządy – wspomina Sahra Halgan. – Rozpoczęły się masowe egzekucje, zabijanie ludzi na ulicy, masowe gwałty... Wszystkie te rzeczy, których robienie innym istotom ludzkim, wydaje się niewyobrażalne.

Wtedy wśród mieszkańców dawnego brytyjskiego protektoratu zaczęła dojrzewać myśl o secesji. Powstał Somalijski Ruch Narodowy (SNM). Dyktator nakazał ciężkie bombardowania Hargeisy, stolicy zbuntowanej prowincji. Na terenach zajętych przez siły rządowe, bezwzględnie rozprawiano się z rebeliantami.

ZOBACZ TEŻ: Muzyka prawdziwie światowa. Za nami 18. Globaltika

Gdy podejrzewano, że ktoś współpracuje z SNM, mordowano nie tylko jego, ale też całą jego rodzinę – relacjonuje Saha.

Ona sama jako 16-latka włączyła się do walki o niepodległość. Nie z bronią w ręku, ale jako pielęgniarka. Nie miała przeszkolenia, wszystkiego uczyła się przez praktykę. Mimo wszystko dobrze wspomina tamte czasy:

Na froncie byłam wreszcie wolna. Żołnierze mieli co innego do roboty, niż zakazywać mi śpiewania.

Co więcej, niektórzy ranni wręcz się tego domagali, kiedy brakowało środków przeciwbólowych. Twierdzili, że jej śpiew łagodzi ich cierpienie.

Generał Barre został obalony w 1991. Wtedy też Somaliland odłączył się od Somalii, ogłaszając niepodległość, której jednak nikt nie uznał.

Zbudowane przez kobiety

Sahra Halgan była już wtedy w Lyonie, we Francji, gdzie udzielono jej statusu uchodźcy politycznego. Imała się różnych prac, by utrzymać siebie i dzieci. M.in. była woźną w szkole. Nie rezygnowała z muzyki. W 2009 nagrała swoją pierwszą płytę. „Somaliland”, która jednak przeszła bez echa. Dopiero kiedy poznała perkusistę Aymerica Krola (Francuza z polskimi korzeniami) i gitarzystę Maëla Salètesa, jej muzyka nabrał dojrzałych kształtów. W 2015 ukazała się ich płyta „Faransiskiyo Somaliland”. Wcześniej, po ponad 20 latach emigracji, artystka zdecydowała się na powrót do ojczyzny, gdzie założyła centrum kultury Hiddo-Dhawr. Była to – i jest nadal – zupełnie pionierska placówka w tym, liczącym ponad 5 milionów ludzi, kraju.

Przed moim powrotem nikt nie odważył się na coś takiego – chwali się. – We Francji pracowałam jako funkcjonariuszka publiczna. Kiedy odchodziłam, dostałam odprawę. Częściowo z tej odprawy, częściowo z pożyczki z Banku Światowego, wysokości 50 tys. dolarów, wynajęłam działkę i zbudowałam centrum.

Warto powiedzieć kilka słów o tej budowie.

Mieszkańcy Somalilandu to społeczność wywodząca się od nomadów. Budową domów zajmowały się tam kobiety. Robiły to głównie z trawy i liści. Moje centrum, którego zadaniem jest zachowanie dawnej kultury mojego kraju, nawiązuje do tej tradycji: zbudowały je kobiety, wedle starych technik. Nie ma tam ceglanych czy kamiennych ścian. Wszystko jest wykonane z materiałów roślinnych. W każdy czwartek i piątek są wieczorki z muzyką. Ludzie przychodzą, grają, śpiewają, bawią się, tańczą… Po prostu żyją. Prowadzimy też kursy tańca i kursy muzyczne. Z tymi ostatnimi jest taki problem, że w centrum mamy tylko pianino i oud [lutnię arabską – red.].

Ambasadorka z obcym paszportem

Saha przyznaje, ze kobiecie nie jest łatwo prowadzić taką instytucję w muzułmańskim kraju. Choć, jak zaznacza, w Somalilandzie praktykuje się tolerancyjną odmianę islamu, nie brak jednak takich, którym nie w smak jest jej działalność. Przez pierwsze trzy lata po otwarciu centrum nachodzili ją różni oburzeni konserwatyści, z zarzutami, że to co robi jest niemuzułmańskie.

Przeżyłam wojnę, leczyłam ludzi, śpiewałam... Mam w sobie dość odpowiedzialności i mocy, żeby robić odważne rzeczy. A oni? Co robiliście podczas wojny? – pytałam jednego z drugim, a oni w odpowiedzi mieli tylko wyzwiska.

W końcu nie wytrzymała i zwróciła się do rządu z żądaniem by uspokojono intruzów, bo się inaczej będzie musiała się bronić. Od tamtej chwili nie ma już kłopotów z ortodoksami.

Jak to możliwe, że politycy słuchają śpiewaczki?

W rządzie są ludzie, z którymi pracowałam podczas wojny. Oni byli żołnierzami, ja sanitariuszką – wyjaśnia. – Więc mnie znają i szanują. Rozmawiam z prezydentem i mówię, co według mnie, jako kobiety, działa, a co nie działa. I on mnie słucha.

Wnętrze centrum kultury Hoddo-Dhawr, prowadzonego przez Sahrę Halgan w Hargejsie. Budynek zbudowały somalilandzkie kobiety, wyłacznie z materiałów roślinnych

Sugeruję, że z takimi „plecami” mogłaby postarać się o stanowisko ministra kultury. Historia muzyki zna takie przypadki. Ministrami kultury byli senegalski wokalista Youssou N’Dour, czy jeden z czołowych muzyków brazylijskich Gilbero Gil.

Dlaczego nie? – początkowo Sahra reaguje z entuzjazmem na te sugestię. – Na razie zajmuję się moim centrum, ale na takie zaproszenie prezydenta odpowiedziałbym pozytywnie. Z drugiej strony teraz mam więcej wolności. Wchodząc do świata polityki, byłabym związana konwenansami i nie mogłabym na przykład pójść sobie pewnego wieczoru potańczyć, tak jak mogę to robić teraz. Rola ambasadorki kulturalnej odpowiada mi zdecydowanie bardziej.

Ambasadorce kultury Somalilandu w wykonywaniu jej misji, jaką jest koncertowanie wszędzie, gdzie ją zapraszają i gdzie chcą jej słuchać, bardzo pomaga fakt, że ma także obywatelstwo francuskie. Z paszportem somalilandzkim można bowiem podróżować tylko do bardzo nielicznych krajów takich jak Tajwan, Wielka Brytania, Etiopia, czy Kenia.

Co powoduje, że choć Somaliland jest krajem bez wątpienia dużo bardziej stabilnym, niż Somalia, nie jest on uznawany na arenie międzynarodowej?

Zdaniem Sahry Halgan, przyczyną jest właśnie... polityczna stabilność jej ojczyzny.

Od 1991 pięciokrotnie wybieraliśmy prezydenta. Regularnie odbywają się wybory parlamentarne. Drugi prezydent Somalilandu pochodzi z Mogadiszu i wcześniej był premierem Somalii. A jednak pomógł nam zbudować armię, wprowadzić własną walutę, pomaga stanąć na nogi. Tymczasem w wielu krajach afrykańskich panuje dyktatura. I to one nie chcą uznać Somalilandu, bo to by je stawiało w złym świetle – tłumaczy artystka. – Niektórzy tylko czekają, aż coś złego stanie się w Somalilandzie, jakiś zamach.

Ty ciągle śpiewasz? Zajmij się czymś pożytecznym

Przygotowując się do rozmowy z Sahrą Halgan zajrzałem do „Rough Guide to World Music”, prestiżowej encyklopedii poświęconej muzyce świata. Ku mojemu zdumieniu w części omawiającej muzykę Afryki, pominięto całkowicie Somalię (nie wspominając już o Somalilandzie. Zresztą w ogóle muzyka Afryki Wschodniej w jest znana dużo mniej i grana dużo rzadziej, niż ta z zachodniej części kontynentu. Pytam o to Sahrę.

Prawdopodobnie jednym z powodów jest to, że w naszej kulturze bycie artystą, muzykiem nie jest dobrze widziane. Aż do dziś matka mi wypomina: ty ciągle śpiewasz? Zajmij się czymś pożytecznym. Dlatego stworzyłam to centrum kulturalne żeby móc śpiewać kiedy chcę i co chcę.

Dodaje, że odkąd jedyny w stolicy Somalilandu teatr został sprzedany jakiemuś prywatnemu inwestorowi, poza Hiddo-Dhawr nie było w Hargejsie innego miejsca do grania muzyki. Teraz to się trochę zmienia, powstają jakieś nowe, mniejsze centra.

Zresztą muzyka, którą ambasadorka kultury Somalilandu wykonuje na płytach i koncertach na świecie, też nie jest właściwie somalilandzka. Mieszają się w niej różne wpływy.

Każdy z mojego zespołu wnosi coś od siebie. Ja przynoszę piosenki, Aymeric ma duże doświadczenie w graniu muzyki za zachodniej Afryki, przede wszystkim z Mali. Maël wywodzi się z rocka, a klawiszowiec jest trochę pomiędzy tym wszystkim. Tworzymy więc coś, co jest jednocześnie bardzo tradycyjne, a przy tym współczesne – wyjaśnia wokalistka.

Słuchajcie i przyjeżdżajcie!

Na pożegnanie pytam co my możemy tu w Polsce zrobić dla sprawy Somalilandu?

Bardzo się cieszę, że mogę rozmawiać i uświadamiać ludziom, że taki kraj istnieje. Pokazać, że się rozwijamy, żyjemy w pokoju. I zapraszamy wszystkich do nas, żeby mogli zobaczyć jak żyjemy!


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama