Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Komandos zabił dziecko, a potem siebie. „Stało się generalnie coś złego w społeczeństwie”

Dramat w Redzie, gdzie komandos Formozy zabił dziecko, a następnie popełnił samobójstwo, wpisuje się w serię podobnych zdarzeń z ostatnich miesięcy. Dlaczego coraz częściej słyszymy o rozszerzonych samobójstwach? Jak rozpoznać pierwsze symptomy choroby? Czy można było zapobiec tragedii?. Rozmawiamy z psychiatrą dr. Maciejem Dziurkowskim, biegłym sądowym, ordynatorem oddziału w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Starogardzie Gdańskim.
policja

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

W ostatnią sobotę żołnierz Formozy zabił sześcioletnią córkę, a następnie popełnił samobójstwo. Miesiąc wcześniej płynąca promem kobieta wrzuciła do wody siedmioletniego syna, a potem sama wyskoczyła. Czy można mówić o nasileniu niebezpiecznego zjawiska tzw. rozszerzonych samobójstw?

Dla nas, psychiatrów, nie dzieje się nic nowego. Często obserwujemy tego typu tragedie ludzkie. Natomiast rzeczywiście od czasów pandemii stało się generalnie coś złego w społeczeństwie.

Zauważamy znaczne pogorszenie stanu psychicznego, niezależnie od wieku. Oddziały psychiatryczne, zarówno dla dorosłych, jak i dziecięco-młodzieżowe, dosłownie pękają w szwach. Ludzie oczekujący pomocy psychiatrów i psychologów, są wręcz upychani w szpitalach. U pacjentów widzimy też niepokojący procentowy powrót zachowań psychotycznych. Pojawiają się omamy, halucynacje bądź urojenia, czyli nieprawidłowe sądy, nieprawidłowy odbiór rzeczywistości, połączony z wrogim nastawieniem do różnych osób. I to może skończyć się tragicznie.

Dlaczego mówi pan  o „powrocie” psychoz?

W tak dużym nasileniu owo zjawisko osobiście oglądałem podczas studiów i na początku mojej pracy w psychiatrii. Była to końcówka lat 90. XX wieku, gdy mieliśmy do czynienia ze skutkami zmian społecznych dokonujących się w Polsce. Później, wraz z poprawą sytuacji ekonomicznej, nastąpiło wyciszenie. A dziś widzimy potworne wzmożenie tej tendencji, czego skutkiem są tzw. samobójstwa rozszerzone bądź zabójstwa w obrębie rodzin.

Co dzieje się w głowie człowieka, który zabija swoje dziecko, a potem siebie?

Analizując podobne przypadki jako biegły sądowy, doszedłem do wniosku, że najczęściej mamy do czynienia z zaburzeniami o charakterze psychozy. U człowieka wówczas dochodzi do nieprawidłowego odbioru rzeczywistości. Pojawiają się nieprawidłowe bodźce, których tak naprawdę nie ma w realnym świecie, a dana osoba je odbiera i źle analizuje w centralnym układzie nerwowym. Mózg każe robić jej rzeczy, których każdy z nas by nie zrobił. I wówczas dochodzi do tragedii.

PRZECZYTAJ TEŻ: Tragedia w Redzie. Nie żyje ojciec i jego kilkuletnia córka

Skąd się biorą te zaburzenia?

U przyczyny tych zjawisk może leżeć bardzo silna sytuacja stresowa, której normalnie człowiek nie może wytrzymać. I tu zapewne swoje dołożyła wojna, dziejąca się u granic Polski. Mogą to być także sprawy ekonomiczne, rozwody. I, co istotne, nie mówimy tu o depresji, w której takie rzeczy się nie zdarzają, chyba że jest ona powikłana stanami urojeniowymi, psychotycznymi.

Długo trwa taki stan?

Może on być krótkotrwały, ale skutki są dramatyczne.

Zdarza się, że człowiek po dokonaniu zabójstwa dziecka lub innego bliskiego otrząsa się, patrzy realnie na to, co się stało i, jeśli ma czas na refleksje przed przyjazdem rodziny, policji, w sposób świadomy popełnia samobójstwo. Z pełną świadomością tragedii.

Warto jeszcze dodać, że do takich zaburzeń może przyczyniać się przyjmowanie narkotyków, różnego rodzaju środków psychoaktywnych czy odurzających. Zdarzało się, że młodzi ludzie pod wpływem tego typu środków wyskakiwali przez okno. Przyczyną ich śmierci nie była depresja, ale krótkotrwała psychoza.

Czy można przewidzieć ryzyko pojawienia się psychozy?

Można. Cała nadzieja psychiatrów i psychologów pokładana jest w rodzinie.

Niestety, obserwujemy dziś gigantyczny kryzys rodziny. Gubimy kontakt z najbliższymi, rodzice nie mają czasu, by zobaczyć, z czym zmagają się ich dzieci, brakuje najprostszej rozmowy przy niedzielnym obiedzie. Także współpracownicy mogą jako pierwsi wychwycić, że coś nie tak jest z daną osobą.

Nawiązując do dramatu w Redzie, należy podkreślić, że szczególnie ważne jest to w instytucjach państwowych, a zwłaszcza w wojsku, gdzie takie sygnały powinny być wyłapywane z dnia na dzień.

Co jest sygnałem?

Radykalnie zmienia się zachowanie. Styl bycia, zainteresowania. Na przykład człowiek, który zawsze dbał o swój ubiór, przestaje być elegancki, zamyka się w domu albo radykalnie zmienia się jego podejście do kwestii religijnych, lub zaczyna się wypowiadać na tematy filozoficzne, których wcześniej nigdy nie poruszał. Bardzo niepokojącym sygnałem jest nagłe stawianie zaskakujących rygorów, wymagań w stosunku do rodziny, dzieci. To wszystko powinno spowodować szybką reakcję rodziny i współpracowników. Trzeba też mieć na uwadze, że osoba, która doznaje tego typu przeżyć wewnętrznych, nie powie: pomóżcie mi, zaprowadźcie do lekarza. Wręcz przeciwnie, te osoby czują się najczęściej zdrowe.

I tu pojawia się problem, bo nawet przy pacjencie gotowym się leczyć dostanie się do psychiatry przypomina drogę przez mękę.

Z tego powodu rodziny też wolą przeczekać. Izolować, ukryć gdzieś bliską osobę, odciąć ją od świata, by mieć święty spokój. A takie postępowanie kończy się tragicznie.

PRZECZYTAJ TEŻ: Polska Komisja o tragedii na promie: „zdarzenie”, a nie „wypadek”

Co więc należy robić?

Albo ściągamy do domu lekarza, albo wzywamy karetkę.  I trzeba mieć zawsze świadomość, że sytuacje, takie jak w Redzie, mogą się powtórzyć.

Kieruje pan oddziałem w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Starogardzie Gdańskim. Często przyjeżdżają do was karetki z pacjentami w psychozie?

Bardzo często. Mamy od kilkunastu do kilkudziesięciu przyjęć na dobę. Podobnie jest w szpitalu na gdańskim Srebrzysku, skąd przeważnie około południa dostajemy sygnał, że tamta izba przyjęć jest już zamknięta, i wówczas wszyscy pacjenci z całej Polski północnej – od Słupska po Elbląg – przywożeni są do nas.  

Jak leczy się pacjentów z psychozą?

Na szczęście, leczenie jest skuteczne. Pacjent często wymaga izolowania, zabezpieczania w pasy ochronne, podawania dużych dawek leków psychotropowych w formie iniekcji. Trwa to kilka dni. Potem przychodzi uspokojenie, włączane są leki w tabletkach, zaczynają się rozmowy z psychologami, terapeutami, i po kilku dniach, tygodniach człowiek otrzymuje wgląd w swój problem zdrowotny. A po miesiącu, dwóch możemy mówić o planowanym powrocie do społeczeństwa przy dalszej terapii w warunkach ambulatoryjnych, często związanej także z psychoterapią całej rodziny po traumie.

Psychoza może nawracać?

To już zależy od podłoża choroby. Jeśli mamy krótkotrwałe psychozy, wynikające z sytuacji stresowej bądź zażycia jakiejś substancji – psychoza już nie wróci. Natomiast jeśli w ten sposób ujawnia się choroba psychiczna, czyli schizofrenia, to należy mówić o leczeniu do końca życia.

ramka-samobojstwa

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama