Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

O pewnej porze dnia, w określonym oświetleniu krowa może być fioletowa

To, co go ukształtowało, to polski krajobraz, codzienność wsi, gdzie spędzał wakacje u babci. Ale też: rzeczywistość lat 90., w której dorastał, filmy animowane, gry komputerowe, graffiti, komiks – mówi Agata Abramowicz, kuratorka wystawy prac Sainera w Pałacu Opatów w Gdańsku Oliwie.
wystawa „Sainer. Koloor”, Pałac Opatów, Gdańsk

Autor: Anna Rezulak | MNG

Sainer, czyli Przemysław Blejzyk, rocznik 1988, ponoć mieszka w Gdyni.

Mieszka. Choć pochodzi i Akademię Sztuk Pięknych ukończył w Łodzi. W Gdyni ma nawet swoje dwa murale. Na budynkach przy ulicy Portowej. Ten z 2012 roku przedstawia postać płynącą łodzią. Ten wykonany rok później – zdążył już, niestety, wyblaknąć od słońca – młodego, dynamicznego golfistę. To czas, kiedy ta dynamika, ruch bardzo Sainera fascynowały.

Ciekawe, czy ci, którzy znają gdyńskiego Golfistę, wiedzą, że jego autor zrobił, i to jeszcze w czasie studiów, światową karierę!

Murale Sainer zaczął tworzyć na początku studiów artystycznych i szybko dał się zauważyć, w mig posypały się zaproszenia na ściany, najpierw w Polsce, potem w Skandynawii, Stanach Zjednoczonych, Francji czy we Włoszech. W ostatnich latach organizowano mu za granicą wystawy indywidualne. W Polsce, jak do tej pory, miał tylko jedną – w Lublinie.

PRZECZYTAJ TEŻ: Sainer w Pałacu Opatów. Niezwykła wystawa

Ale teraz jego prace możemy oglądać w gdańskim Muzeum Narodowym.

I nie są to murale, a malarstwo, które prezentuje zupełnie inny styl niż realizacje z pierwszych lat działalności artysty. Ten zwrot w twórczości Sainera jest na naszej wystawie widoczny.

Jego dawne prace to postacie, realizm magiczny i mocna kreska, to, co tworzy dziś, to niemal abstrakcyjny pejzaż, odważnie budowany prostymi formami i kolorem. Ale trzeba podkreślić, że, mimo iż na początku swojej drogi tworzył wielkoformatowe obrazy w przestrzeni miejskiej, to artysta, który ma wykształcenie klasyczne, i murale to tylko jedna ze ścieżek jego pracy.

Jak jego twórczość rozwijała się w latach 2014-2018, najlepiej ukazuje Szkicownik, porywająca seria malarskich miniatur.

Szkice przedstawiają motywy, które możemy znaleźć na jego muralach, ale i elementy wykorzystywane później w pracach na płótnie. Artysta niemal zawsze nosi szkicownik przy sobie. To odzwierciedlenie jego różnorodnych inspiracji w tym okresie.

Ponoć inspiruje go zwłaszcza spędzone na wsi dzieciństwo.

I nie tylko. Uznał, iż aby rozwijać się formalnie, musi uprościć temat dzieła. To samo robili przecież koloryści, jego mistrzowie. A więc pejzaż, martwa natura. Sainer sięga dziś po to samo.

Doszedł do wniosku, że by doskonalić formę dzieła, powinien malować to, co zna najlepiej. A to, co go ukształtowało, to polski krajobraz, codzienność wsi, gdzie spędzał wakacje u babci. Ale też: rzeczywistość lat 90., w której dorastał, filmy animowane, gry komputerowe, graffiti, komiks. Jest sporo źródeł, z których czerpie.

Nieraz wspominał, że gdy jako małego chłopca zabierano go do kościoła, z zainteresowaniem obserwował wszystko, co działo się dookoła. Już wtedy potrafił dostrzec magiczne, charakterystyczne światło architektury sakralnej. Tę specyficzną atmosferę nieraz można zobaczyć w jego obrazach.

Podczas otwarcia ekspozycji sugerował, by to kolor był dla zwiedzających przewodnikiem po wystawie.

Kolor jest dla niego bardzo ważny. Ten sam może być na różnych dziełach odczytany inaczej. Bawi się kolorem. Na jednym z najstarszych dzieł prezentowanych na wystawie jest wiejska chata, przed którą siedzą kobieta i mężczyzna. W tamtym czasie używał jeszcze kolorów monochromatycznych, ciemnych, brązów, szarości, i do nich dodawał jeden kolor dopełniający, na przykład pomarańcz albo róż.

Potem zaczął zestawiać kolory odważniej, zawsze jednak pamiętając o harmonii. Niebawem kolor stał się dla niego wyzwaniem. Stawiał sobie pytanie, co robić, by w pejzażu używać barw mocnych, świecących, wściekle różowych na przykład, ale stosować je tak, by nie wyglądały kiczowato. Kolor wykorzystywał, by ukazać zmieniającą się porę dnia czy oświetlenie, by ująć na płótnie upływ czasu w pozornie niezmiennym pejzażu.

PRZECZYTAJ TEŻ: Legnij le sã w brózdã, czyli łóżko z kaszubską ziemią w kościele św. Jana

Krowa na jego obrazie jest fioletowa.

Wszak o pewnej porze dnia, w określonym oświetleniu krowa może tak wyglądać. W pewnym momencie artysta przestał dokumentować rzeczywistość, uznał, że musi zapomnieć o tym, co wie, a zacząć malować to, co widzi. Wiemy, że drzewa mają zielone korony, ale czasem możemy widzieć je zupełnie inaczej. Oglądając te obrazy, poddajemy się wizji artysty, jego zabawie kolorem.

Czasem, jak na obrazie „Dzień na wsi”, to kolory oprowadzają nas po nim, tak działa zastosowany przez twórcę łańcuch kompozycyjny. Poddając się tej podróży, nasz wzrok prowadzony jest przez stopniowo zmieniające się barwy. Zwiedzanie obrazu to wspaniałe uczucie. Chwila, gdy to kolor nas prowadzi. Kieruje nasz wzrok. Sainer pracował dziewięć miesięcy, by osiągnąć harmonię form i kolorów na wielkoformatowym dziele stworzonym z 21 mniejszych i większych formatów. Swobodnie wykorzystując różne style malarskie, ukazał motywy, które otaczały go podczas pobytu na polskiej wsi. I choć na początku dzieło może wydawać się trudne w odbiorze, to każdy element pełni tu swoją rolę i idealnie współgra z pozostałymi. Ale taki efekt wymaga wyczucia. I doświadczenia.

Ile czasu w takim razie powstawał największy, dziesięciometrowy obraz na wystawie Ambient?

Dziesięć dni. Na tym płótnie dopiero widać, jakie ta długa i mozolna praca przy pierwszej kompozycji przyniosła znakomite rezultaty. W dziele tym zobaczyć możemy także postępującą syntezę form, a pejzaż i ilustratorsko ujęta postać dopełnione są pikselowymi liniami. I tak różne style, formaty i kolory komponują się ze sobą w doskonałej harmonii.

Szkicownik to dziesiątki małych obrazów, jest klucz do ich oglądania?

Zależy, czego się szuka. Oglądając klasycznie: od najstarszych do najnowszych dzieł, zobaczymy, jakie zmiany formalne zaszły w twórczości artysty. Na początku to były portrety rysowane mocną kreską, motywy inspirowane choćby ilustracją, komiksem czy graffiti. Potem na płótno wchodzi natura, pejzaż, kreskę i linię zastępują barwna plama i bardzo uproszczone formy. Taką drogę artysty możemy prześledzić.

Ale można też szukać konkretnych motywów, na przykład tych z realizacji murali albo z obrazów na płótnie. Można też, po prostu, podziwiać rzemiosło dobrego malarza. Tu widać, jak ono jest doskonałe. Do tego Szkicownika zawsze dobrze jest wracać. Za każdym razem odkryjemy coś nowego.

W procesie twórczym Sainerowi towarzyszy ponoć muzyka.

Tworzy, słuchając różnej muzyki, bardzo często jazzu. W jazzie, jak i w malarstwie, które uprawia, rządzi pozornie skomplikowana harmonia. Nic tu nie jest przypadkowe. Bywa, że ten ogrom elementów na płótnie nas przeraża. Ale jeśli wsłuchamy się w obraz jak w muzykę, poświęcimy mu więcej czasu, siebie, to odkryje przed nami swoje zasady i tajemnice.

Sainer przyznaje, że bardzo ważnym dziełem jest dla niego książka Kandinsky’ego „Punkt i linia a płaszczyzna”. W niej to słynny rosyjski malarz zaczął analizować związki muzyki i malarstwa, i u Sainera tę zależność widać. Inspiruje go budowa dzieła muzycznego. Wciąż szuka. Wychodzi poza medium, jakim jest malarstwo. Eksperymentuje. Gdy osiągnie zamierzony efekt, rusza dalej. I zabiera nas w tę podróż ze sobą.

PRZECZYTAJ TEŻ: Park Oliwski w latach 70. Początki parkowej galerii rzeźby

Wystawę „Sainer. Koloor” możemy oglądać w Pałacu Opatów, Oddziale Sztuki Nowoczesnej gdańskiego Muzeum Narodowego do 22 października.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama