Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

„Marzyciele epoki industrialnej”. Niezwykła wystawa w Gdańsku. Złota godzina nie przestaje zachwycać!

Samo pojęcie golden hour jest raczej określeniem używanym współcześnie, a oznacza chwilę tuż po wschodzie lub przed zachodem słońca – mówi Magdalena Mielnik, kuratorka wystawy „Marzyciele epoki industrialnej” w Zielonej Bramie, oddziale gdańskiego Muzeum Narodowego.
„Marzyciele epoki industrialnej”

Autor: MNG

Golden hour, czyli złota godzina uchwycona na obrazach przez dawnych mistrzów. To przepis na udany pejzaż?

Samo pojęcie golden hour jest raczej określeniem używanym współcześnie, a oznacza chwilę tuż po wschodzie lub przed zachodem słońca, gdy wszystko pięknie się mieni, gdy jest wyjątkowe, niemal złote światło. Tworzy się niezwykle romantyczny nastrój. W XIX wieku ogromną popularnością cieszyły się pejzaże przedstawione w nastrojowej wieczornej poświacie. Malarze eksperymentowali ze światłem. Poszukiwali ideału.

PRZECZYTAJ TEŻ: Wystawa „Felix Cassubia. Òd Gduńska tu – jaż do Roztoczi bróm!” otwarta w Żelistrzewie

Na wystawie „Marzyciele epoki industrialnej. Malarstwo w Gdańsku w XIX wieku” są obrazy, na których widać efekty inspiracji niezwykłym światłem natury.

Świetnym przykładem jest tutaj dzieło „Pałac Donny Anny koło Neapolu”. Należało do Louisy Wilhelminy Trauschke, mieszkanki Berlina, która w testamencie przepisała swoją kolekcję obrazów i rycin Muzeum Miejskiemu w Gdańsku, przedwojennej instytucji, której Muzeum Narodowe w Gdańsku jest kontynuatorem. Trzy prace z tej kolekcji możemy oglądać na wystawie. O samej fundatorce nie wiemy zbyt wiele.

Dlaczego ofiarowała kolekcję gdańskiemu muzeum?

Tego do końca nie udało się ustalić, być może pochodziła z Gdańska. Prócz dzieł sztuki ofiarowanych muzeum, przekazała też pieniądze ośrodkowi dla niewidomych w Gdańsku.

PRZECZYTAJ TEŻ: Muzeum to ludzie, czyli drugie życie rzeczy. Wystawa w Muzeum Miasta Gdyni

Pałac Donny Anny koło Neapolu” to niezwykle poetyczne dzieło.

Obraz Augusta Ferdinarda Schirmera, berlińskiego pejzażysty, nauczyciela gdańszczanina Alberta Wilhelma Juchanowitza, specjalizującego się w nastrojowych widokach. Przedstawia pałac w Posilipo koło Neapolu, należący do Donny Anny Carafy, księżnej z rodu Gonzagów, małżonki księcia Ramiro Felipe Núñez de Guzmán. Pałac przebudował dla księżnej dziadek, choć budowy nie udało się nigdy ukończyć. Ze względu na konflikt Ramiro z władcami Neapolu, małżonkowie musieli opuścić miasto.

Z kolei dwa wieki wcześniej było to ponoć miejsce schadzek królowej Joanny II, zabierała tam swoich wybranków, którzy po upojnej nocy byli zrzucani z okien do morza, aby nie zdradzili tajemnic królowej.

Legendy wiążą się także z osobą Donny Anny...Wiodła ponoć dość swawolny żywot. Miała organizować wystawne, nieobyczajne przyjęcia i jawnie rywalizowała ze swoją bratanicą o względy pewnego mężczyzny. Według opowieści, duchy kochanków obu kobiet nawiedzają nadmorski pałac.

Przedstawienie tego, a nie innego miejsca, było celowym zabiegiem artysty, zależało mu na uchwyceniu nastroju, dodatkowo atmosferę tworzyły ruiny zamku spowite zjawiskową przyrodą i magicznie zachodzące słońce. To dało niezwykły efekt.

Podobny nastrój ma też inny obraz z kolekcji Wilhelminy Trauschke, to pejzaż morski Carla Eduarda Detloffa, piękny widok przedstawiający zamek w Szkocji.

Co to za zamek?

Trudno zidentyfikować, który zamek na szkockim wybrzeżu obraz może przedstawiać. Może ten na wyspie Eilean Tioram? Budowla przypomina też nieco warownię Dunnottar, jednak linia brzegowa – patrząc od strony morza – wygląda tam inaczej. Dunnottar stoi na skalnym urwisku, a ten na obrazie jest jakby tuż nad wodą i blisko brzegu. Możliwe, że jest to widok na podstawie jakiejś ryciny lub wizja artysty na temat malowniczych szkockich ruin, i nie da się porównać tej budowli z żadną istniejącą? Uwagę widza przyciąga też maleńki element, związany z duchem nowoczesności tamtych czasów, po prawej stronie obrazu – za łodzią żaglową pokazaną na pierwszym planie, na wzburzonym morzu, w tle, widać maleńkie statki parowe.

Warto też zwrócić uwagę na pewien szkic ze zbioru Wilhelminy Trauschke, to uroczy, niewielki obrazek, na którym grupa kawalerzystów wjeżdża do wioski, płosząc gęsi. Jego autorem jest Wilhelm Alexander Meyerheim. Pochodził ze znanej gdańskiej rodziny artystów. Mieszkał i tworzył w Berlinie.

PRZECZYTAJ TEŻ: Wystawy i wykład noblisty podczas Zjazdu Fizyków Polskich na PG

Artyści podróżowali w poszukiwaniu idealnej natury oraz doskonałego światła. I to w różnych kierunkach.

Najsłynniejszym artystą podróżnikiem, pochodzącym z Gdańska, był w XIX wieku Eduard Hildebrandt, nazywany przez sobie współczesnych malarzem kosmosu. Zjeździł dosłownie cały świat i jego prace pokazywały widoki wybrzeży miast włoskich, skandynawskich, ale także egzotycznych miejsc, takich jak Japonia czy Brazylia. Ujmują jego nastrojowe pejzaże, m.in. brazylijskie wybrzeże z zielenią w zachodzącym słońcu. Malował też pejzaże morskie, i to w różnych odsłonach, i w słońcu, i w czasie sztormów, jak mało kto potrafił bawić się światłem. Słynął z tego. Uwieczniał spokojne nabrzeże z rybakami, jak na obrazie „Przy brzegu”, czy wzburzone fale na słynnym płótnie „Burza” ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie.

Warto tu wspomnieć, że najsłynniejsze w kolekcji Muzeum Gdańskiego było jego – zaginione w czasie II wojny światowej – dzieło „Pod równikiem”, do którego, jak pisano, każdy zwiedzający kierował pierwsze kroki… Obraz przedstawiał statek podczas sztormu, ze względu na niezwykłą kolorystykę, nadano mu drugi tytuł: „Niebieskie cuda”.

W obraz „Christiania” Alberta Wilhelma Juchanowitza można wpatrywać się godzinami.

To idylliczna scena na tarasie w świetle letniego poranka. Dwie młode kobiety w przepięknych sukniach przy ukwieconym stoliku, w tle – malowniczy widok na miasto nad wodą o niezwykłym kolorze. Temu obrazowi warto się przyjrzeć. Wielość szczegółów jest porywająca. Jest co podziwiać! Rzeczywiście, można wpatrywać się weń bez końca i cieszyć różnymi odkryciami. Za każdym razem zachwyca coś nowego.

Można na tym tarasie spędzić wakacje.

Podczas montowania tej wystawy wszystkim nam udzielił się wakacyjny nastrój. Sprawił to zwłaszcza jeden z pejzaży Roberta Reinicka. To „Amalfi” z 1840 roku, krajobraz namalowany w czasie podróży artysty do Włoch. Przedstawia malownicze wybrzeże Amalfi, morze z miasteczkiem w tle. Nieco zapomniana okolica, stara fontanna i natura, która pożera architekturę. Idealne światło! Światło, którego poszukiwano, te mieniące się kolory nieba i wody…

Zachwyca też obraz z kolekcji Augusta Kabruna – „Campagnola” z ok. 1830 roku autorstwa Heinricha Bürkela. Przedstawia wędrowców w górskiej grocie w okolicach Rzymu. Wszystko tu tonie w świetle zachodzącego słońca i fioletowych chmur.

PRZECZYTAJ TEŻ: Gdańsk piękniejszy niż kiedykolwiek

Oglądanie tych obrazów to jak pełna emocji podróż.

Urocze krajobrazy, romantyczne parki z wytyczonymi ścieżkami, scenki domowe z dziećmi, zwierzętami. Nastrojowe widoki. Portret dziewczynki z bukiem kwiatów. Nic dziwnego, że takie malarstwo ma długą tradycję i nie przestaje zachwycać. Naszą kameralną wystawę w niecały miesiąc obejrzało 1800 osób.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama