Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
ReklamaHossa Wiczlino Gdynia

Na wagarach od rzeczywistości. Tysiące dzieci po pandemii postanowiły nie wracać do szkoły

Niemal 4 tysiące uczniów w tym roku postanowiło zerwać ze szkołą. Przestali do niej chodzić, nie dostali świadectw do następnej klasy. - Nie wszyscy po prostu sobie szkołę zlekceważyli. Dla wielu z nich powrót do zwykłej nauki okazał się zadaniem ponad siły – uważa psycholog Żaneta Sopoćko
szkoła

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Kasia chodziła do szkoły codziennie. Każdego ranka siadała z rodzicami do śniadania, potem z plecakiem wychodziła z domu. Popołudniami siedziała w swoim pokoju, z książkami na biurku. Mama pamięta - nie poszła do kina, do cioci na rodzinną imprezę, rzadziej siadała z rodzicami wieczorami na kanapie – bo musiała się uczyć. Zdalna nauka zostawiła po sobie tyle różnych wątpliwości i problemów, że rodzice byli pod wielkim wrażeniem determinacji córki.

I dopiero w połowie maja dowiedzieli się, że Kasia owszem, wychodziła do szkoły, ale po kilkunastu minutach wracała do domu. Że nie było żadnej dodatkowej nauki.

- Dopiero gdy spotkałam Kasi nauczycielkę na ulicy, dowiedziałam się, że córki nie było w szkole od ponad dwóch tygodni – mówi jej mama. - Wszystkich nieobecności zebrało się niemal dwa miesiące.

Z Kasię nigdy wcześniej nie było szkolnych problemów. Mama regularnie zaglądała do dziennika elektronicznego, gdy trwała zdalna nauka, potem odpuściła.

- Gdyby Kasia była w podstawówce, pewnie zaalarmowano by nas wcześniej. Ale licealistów nie kontroluje się już tak bardzo, są prawie dorośli.

Dzięki temu, że rodzice się dowiedzieli, Kasia cudem prześliznęła się do następnej klasy. Niewiele brakowało, żeby nieobecności było zbyt dużo.

Mniej szczęścia miał Patryk – z powodu ponad 50 procentowej nieobecności nie został przepuszczony do ostatniej klasy technikum. Nie zaliczono mu żadnego przedmiotu. Ale ma ponad 18 lat, więc nie dotyczy go już obowiązek szkolny. Nauczyciele zaznaczali nieobecność w dzienniku elektronicznym, ale jeśli rodzice nie reagowali, to nie reagowała także szkoła.

Niemal 4 tysiące uczniów nie realizuje w tym roku obowiązku szkolnego - wynika z danych Systemu Informacji Oświatowej. Co oznacza, że zaznaczono im nieobecność w co najmniej połowie dni nauki.

Dorośli przejmowali się tym, jak sobie dzieci radzą podczas zdalnej nauki, ale potem, gdy wróciły do szkół, odpuścili. Wszystko wróciło na dotychczasowe tory, więc już jest w porządku. Tymczasem masa dzieciaków dopiero wtedy wpadła w kłopoty. Ktoś przestał dogadywać się z kolegami, ktoś dostał jedną jedynkę, potem drugą, potem jeszcze z innego przedmiotu… 

Żaneta Sopoćko / psycholog i terapeutka

Grzywna i sąd

Obowiązek szkolny obejmuje każde dziecko od siódmego do osiemnastego roku życia, bez względu na to, czy jest w podstawówce, czy szkole średniej. Ani ono, ani rodzice nie mogą samodzielnie decydować, czy dziecko będzie chodziło do szkoły, czy nie. Co więcej – rodzice finansowo odpowiadają za to, czy obowiązek szkolny jest realizowany.

- Zgodnie z art. 120 par. 2 ustawy o postępowaniu egzekucyjnym w administracji, nieuczęszczanie dziecka do szkoły skutkować będzie nałożeniem grzywny na jego przedstawicieli ustawowych (rodziców) w celu wyegzekwowania rodzicielskiego obowiązku zapewnienia regularnego uczęszczania dziecka na zajęcia – przypomina radca prawny Bożena Winnicka. - Ale już w razie wykonania obowiązku, czyli regularnego posyłania dziecka do szkoły, nałożone, a nieuiszczone lub nieściągnięte grzywny są umarzane.

Grzywna może być nadawana kilkukrotnie. Z ustawy wynika, że jednorazowo kara za niechodzenie do szkoły może wynosić 10 tys. złotych, a w sumie maksymalnie 50 tys. zł. W takim przypadku sprawa najczęściej trafia także do sądu rodzinnego, który ma obowiązek wyegzekwować od rodziców posyłanie dziecka do szkoły.

Upomnienia, grzywny i kary dotyczą jednak wyłącznie dzieci niepełnoletnich. W przypadku pełnoletnich - można tylko tłumaczyć i prosić.

Wolność od rygorów

Podczas zdalnej nauki nie trzeba było wstawać rano, nie trzeba było jechać do szkoły. Pojawiła się wolność od narzucanych przez szkołę rygorów. Potem, z dnia na dzień, trzeba było wrócić do szkolnej rutyny, do przygotowywania się do lekcji bez ulgowej taryfy, do nie zawsze łatwych relacji z kolegami i z nauczycielami. Jedni poradzili sobie z tym lepiej, inni gorzej, ale walczyli, a jeszcze inni się poddali.

- Już podczas zdalnej nauki mieliśmy przecież problem ze „znikaniem” uczniów – przypomina Joanna, wychowawczyni VII klasy w gdańskiej podstawówce. - Nie pojawiali się na lekcjach online, ciągle im się rwało połączenie, psuł sprzęt – takie tłumaczenia. Część z nich rzeczywiście miała problem, część musiała dzielić się sprzętem z rodzeństwem, inni po prostu uciekali od szkoły. Niektórzy od początku, inni dopiero po pewnym czasie.

W czasie pierwszej nauki zdalnej z tylko w Gdańsku sześć szkół podstawowych deklarowało, że 29 uczniów klas starszych nie otrzyma klasyfikacji ze względu na problemy wynikające z braku udziału w zdalnych lekcjach. Nie przesyłali wymaganych prac, nie uczestniczyli w zajęciach, tłumacząc, że zaspali lub zapomnieli. Cztery szkoły informowały, że 30 dzieci z klas I–III nie dostało promocji do następnej klasy, podając jako powód nauczanie zdalne. To najmłodsi uczniowie, którym nie pomogli rodzice.

W każdym niemal mieście zniknęła jakaś liczba dzieciaków. Nie wszystkie bez problemów pojawiły się z powrotem.

- Dorośli przejmowali się tym, jak sobie dzieci radzą podczas zdalnej nauki, ale potem, gdy wróciły do szkół, odpuścili – tłumaczy Żaneta Sopoćko, psycholog i terapeutka. - Trochę na zasadzie: wszystko wróciło na dotychczasowe tory, więc już jest w porządku. Tymczasem masa dzieciaków dopiero wtedy wpadła w kłopoty. Ktoś przestał dogadywać się z kolegami, ktoś dostał jedną jedynkę, potem drugą, potem jeszcze z innego przedmiotu… Wagary to dla wielu dzieci i nastolatków mechanizm obronny, bo nie widzą innego wyjścia, by uniknąć porażki czy braku akceptacji. A potem coraz trudniej wrócić bez pomocy z zewnątrz.

Nauczanie online nie służyło wszystkim jednakowo dobrze – przyznaje Joanna. - Niektóre dzieci odnalazły się w nim świetnie i działały nawet lepiej niż w realu. Ale np. dzieci z zaburzeniami koncentracji uwagi czy dyslektycy miewały olbrzymie problemy i nie zawsze udało się je po powrocie do „zwykłej” nauki opanować.

Wagary to dla wielu dzieci i nastolatków mechanizm obronny, bo nie widzą innego wyjścia, by uniknąć porażki czy braku akceptacji. A potem coraz trudniej wrócić bez pomocy z zewnątrz

Żaneta Sopoćko / psycholog i terapeutka

Znikające dzieciaki

Czasem może dziać się coś jeszcze trudniejszego.

- Kryzys związany z pandemią zachwiał bezpieczeństwem materialnym i emocjonalnym całych rodzin – przypomina Żaneta Sopoćko. - Dużo mówiło się problemach psychicznych dorosłych, ale przecież dzieci tak samo albo i bardziej odczuwają tę sytuację, bo kryzys najmocniej uderza w słabych. Czują się samotne w swoim lęku, czasami pojawia się depresja. Sposobem na radzenie sobie z życiem jest ucieczka od codzienności.

Kasia przestała chodzić do szkoły – jak się potem okazało – po tym, jak w ciągu kilku dni nie zaliczyła sprawdzianów z różnych przedmiotów. Zachorowała na covid, potem trudniej było jej się skupić, a zaległości było coraz więcej. Nie miała pojęcia, co robiła źle - uczyła się jak dotychczas, a jednak się nie udawało. Nie poszła na lekcje raz, drugi, potem znowu czegoś nie zaliczyła, więc uciekła kolejny raz. A potem – jak mówiła na spotkaniach z terapeutą – już tak wyszło. Nie zastanawiała się nawet, co się będzie działo, gdy rodzice się dowiedzą.

- Nie tylko dorośli, ale także dzieci i nastolatki odczuwają długofalowe skutki izolacji – przypomina Artur Garnuszewski, psycholog i psychoterapeuta. - W ciągu ostatnich lat psychiatrzy odnotowują więcej depresji, stanów lękowych, zaburzeń nerwicowych, problemów ze snem i apetytem, a także zespołu stresu pourazowego (PTSD) wśród dzieci i młodzieży.

Czasami – jak mówi - ucieczka od codziennych obowiązków to oczywiście przejaw braku odpowiedzialności. Ale czasami to sygnał problemów psychicznych. I tak samo jak rozumiemy dorosłego, który ma pocovidowe problemy w pracy, tak dziecko czy nastolatek ma prawo mieć problemy ze swoją rzeczywistością.

Gdzie można uzyskać pomoc

W razie gwałtownego pogorszenia stanu zdrowia psychicznego, braku wsparcia ze strony bliskich osób pomoc specjalisty można uzyskać m.in. za pośrednictwem kilku działających w Polsce specjalnych, telefonicznych oraz internetowych linii pomocowych. Należą do nich m.in.:

  • Dziecięcy telefon zaufania Rzecznika Praw Dziecka: 800 12 12 12,

  • Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę: 116 111

  • Telefon dla rodziców i nauczycieli w sprawie bezpieczeństwa dzieci: 800 100 100

  • Telefon zaufania dla młodych osób, prowadzony przez Fundację ITAKA: 22 484 88 04

  • Strona internetowa: pokonackryzys.pl


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaHossa Wiczlino Gdynia
ReklamaPomorskie dla Ciebie - czytaj pomorskie EU
Reklama Kampania 1,5 % Fundacja Uśmiech dziecka