Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
ReklamaHossa Wiczlino Gdynia

Polski gen przetrwania, czyli ocieplać domy, jeść mniej i taniej, zbierać chrust

Choć pojawiają się opinie, że polski gen przetrwania sprawi, że z nadciągającym kryzysem poradzimy sobie lepiej, niż mieszkańcy zachodniej Europy, ekonomiści i politycy ostrzegają, że nie będzie łatwo. Jak Polacy szykują się na trudne czasy?
Polski gen przetrwania, czyli ocieplać domy, jeść mniej i taniej, zbierać chrust
(fot. archiwum prywatne) 

Powoli zaczynamy rozumieć, że łatwo nie będzie. Inflacja zabiera coraz więcej pieniędzy z portfeli, zwłaszcza na zakup artykułów żywnościowych. I to nawet przy zerowym podatku VAT, obowiązującym zresztą jedynie do końca października. Zapowiadane wzrosty cen energii elektrycznej i gazu prędzej niż później przełożą się na budżety domowe.

Nie dość, że będzie drogo, to jeszcze niepewnie. Pojawiają się sprzeczne informacje o możliwości reglamentacji energii elektrycznej lub gazu. Obawy podsycają wypowiedzi polityków. Premier radzi ocieplać domy, minister edukacji ograniczyć jedzenie, a wiceminister środowiska już w czerwcu zaproponował Polakom zbieranie chrustu.

Czy zdajemy sobie sprawę z nadciągających trudności? I czy będziemy na nie przygotowani?

Jeszcze kupię agregat

Wieś Okoninki w gminie Kaliska. Wszędzie widać ślady nawałnicy sprzed dwóch tygodni, powyrywane z korzeniami drzewa, przygięte do ziemi połacie lasu. Lokalne trąby powietrzne pozrywały także sieci energetyczne, pozbawiając wiele wsi prądu.

ZOBACZ TEŻ: Na Pomorzu chrust przedmiotem pożądania. Zainteresowani zapisują się w kolejkach!

Wówczas część gospodarzy wyciągnęła z piwnic i z garaży agregaty prądotwórcze lub akumulatory, czekające na trudne czasy.

- Internet podłączam do akumulatora UPS - mówi mieszkający w Okoninkach od urodzenia Bogusław Bona. - Została lodówka, a że różnie bywa i w Internecie czytałem, że energii nie będzie,  chcę sobie kupić agregat na zimę na benzynę. Na spółkę z mieszkającymi obok rodzicami, którzy mają także zamrażarkę. Wiem też, że kolejni ludzie ze wsi agregaty kupują. Chociażby sąsiad, który  ma własne ujęcie wody,a bez prądu nic mu z kranów nie popłynie.

Gdy w domu temperatra spadnie do 15 stopni, należy jeść odpowiednie posiłki, czyli nieco bardziej tłusto. Wystarczy spojrzeć na Eskimosów, którzy muszą przetrwać w ekstremalnych dla nas warunkach. Do tego odpowiednio się ubierać i zmniejszyć metraż mieszkania, korzystając z 1 -2 pokoi, zamiast ze 120 metrów. Śpiwór puchowy zamiast kołdry rozwiązuje większość problemów, bo lepiej nas izoluje.

Na wsi ludzie wiedzą, że na zimę trzeba się przygotować. I że najpewniej jest liczyć tylko na siebie.- Jestem już zabezpieczony, na wiosnę kupiłem węgiel, w kwietniu drewna od sąsiada. By tak węgla na jesień nie używać - wyjaśnia Bogusław. - I te 1,5 tony węgla na zimę mi wystarczy.

Wie, że podwyżki są nieuniknione. Już teraz je widać. Za butlę z gazem w ubiegłym roku płacono 55 zł, w tym roku cena wzrosła do 135 zł. Ostatnio spadła do 115, ale słyszał, że znów ma iść w górę. Przyjdzie też prąd oszczędzać. Lodówka musi chodzić, ale piekarnik i pralka mogą już rzadziej być włączane.  -  Do tego trzeba będzie wybierać tańsze rzeczy w sklepach - mówi. - Zresztą pomidory, ogórki, fasolkę mamy, czego nie zjemy, trzeba podgotować i zamrozić. Zaprawię ogórki, buraczki, sałatkę warzywną, kompoty już mamy, bigos ugotuję i w słoiki. Całą zgrzewkę cukru kupiłem, do wiosny starczy. Brat ma kury, więc są i jajka. Jeszcze sól muszę dokupić, a pod koniec sierpnia rzeczy chemiczne.

Właściwie to jest gotowy. - Tu jest łatwiej, niż w mieście - dodaje. - Mamy własne źródła ogrzewania, żywność, no i jesteśmy już nieco zahartowani.

(fot. archiwum prywatne) 

Puchowy śpiwór i zapas wody

W niemieckich miastach, gdzie przygotowuje się już plany awaryjne na wypadek odcięcia od rosyjskiego gazu, mają powstać "wyspy ciepła". Są to hale, do których trafią osoby, których nie stać na ogrzanie własnych mieszkań. W takim Duesseldorfie, aby "oszczędzać energię i reagować na sytuację niedoboru gazu", ministerstwo gospodarki i ochrony klimatu chce ogólnie mniej ogrzewać jesienią i zimą - informuje Bild.

O tym, jak przetrwać w niskich temperaturach, wie doskonale pan Tomasz z Gdyni. Miłośnik przygód outdorowych, odbywających się na łonie natury

- Mam nieco większą świadomość niż przeciętny mieszczuch - przyznaje. - Nocowałem już w temperaturze minus 26 stopni, były to okolice Borów Tucholskich. Nie zmarzłem. To kwestia doświadczenia i posiadanie odpowiedniego sprzętu. Najszybciej zaczyna nam być zimno w stopy i w dłonie. Warto wyposażyć się w dodatkową warstwę skarpet przed snem. W skrajnych przypadkach, kiedy śpimy w lesie lub górach,  potrzebne będą buty puchowe. Do tego 10-2 pompek lub tzw. pajacyków pomaga w dobrym ukrwieniu. Nie należy również zbyt mocno przeforsować się w ciągu dnia. Jeśli jesteśmy zmęczeni, bardziej odczuwamy niższą temperaturę.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Gdzie są TE dzieci? Pewnie tam, gdzie te mieszkania, żłobki i przedszkola. Na baby boom raczej się nie zanosi

Gdy mówię o mrozie w mieszkaniu, Tomasz szybko poprawia, że temperatura będzie zapewne dodatnia, bo przy ujemnej doszłoby do porozsadzania rur.

Co więc trzeba robić, jeśli temperatura w domu spadnie do 15, 17 stopni?

- Należy jeść odpowiednie posiłki, czyli nieco bardziej tłusto - wylicza Tomasz. - Wystarczy spojrzeć na Eskimosów, którzy muszą przetrwać w ekstremalnych dla nas warunkach. Do tego odpowiednio się ubierać i zmniejszyć metraż mieszkania, korzystając z 1 -2 pokoi, zamiast ze 120 metrów. Śpiwór puchowy zamiast kołdry rozwiązuje większość problemów, bo lepiej nas izoluje.

Ten, kto mieszka w domu i ma kominek, powinien wcześniej sprawdzić, czy instalacja jest sprawna i zaopatrzyć w drewno do palenia. Kto posiada piec gazowy, też musi sprawdzić go przed zimą. Dobrze również jest wiedzieć, jak nasz organizm reaguje na konkretne temperatury.

W sytuacji, gdy brakowało wielu produktów żywnościowych, a państwo było w tej dziedzinie monopolistą, bardzo pomagały bezpośrednie kontakty z wsią i omijanie państwowego pośrednika. Trzeba pamiętać, że wiele osób przybyło wówczas ze wsi do miast. Było to więc zaopatrzenie typu rodzinnego. Szukano też znajomości na wsi. Można było liczyć na gospodarza, który potajemnie nocą ubijał prosiaka.

Monika Milewska / autorka książki "Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL"

Co Tomasz zrobi, gdyby doszło do wyłączeń prądu i gazu?

- Mieszkam na czwartym piętrze bloku i wiem, że przy braku prądu nie będę miał także wody, bo to pompka elektryczna ją pompuje - mówi. - Dobrze więc  mieć niewielki zapas wody na kilka dni. W bloku  nie ma gazu, jestem uzależniony od OPEC. Mam jednak kuchenkę gazową i benzynową, których używam podczas wypraw turystycznych. Koszt kupna takiej kuchenki i kartusza gazowego jest mniejszy, niż dzienny zarobek. I każdy, jeżeli chce spać spokojnie, jest w stanie to kupić . Nie ma jednak powodu, by popadać w paranoję - dodaje.

Bardziej restrykcyjnie do sprawy podchodzą preppersi, czyli osoby świadomie przygotowujące się na najgorsze sytuacje - wojny, kataklizmy, głód.

Krzysztof Lis, prowadzący w sieci blog  Domowy Surviwal na jednym z ostatnich spotkań z widzami opowiadał o koniecznych przygotowaniach na kryzys. To przede wszystkim zgromadzenie zapasów (nawet na kilka tygodni) żywności, w tym m.in puszek, cukru, makaronów, ryżu,  ale także paliwa. Trzeba także zgromadzić zapasy węgla wystarczające na następny sezon grzewczy. Drogo? Oczywiście, ale taniej już nie będzie. Jest także patent na wyłączenia prądu. Wystarczy akumulator samochodowy i przetwornica za kilkaset złotych, która zmienia napięcie z 12 na 230 volt. Akumulator przynosi się do domu, podłącza niezbędne urządzenia, rozładowując go maksymalnie o 20 procent.  Następnie montujemy ponownie w samochodzie i ładujemy, włączając silnik.

(fot. archiwum prywatne) 

Króliki na balkonie?

- Polacy poradzą sobie z kryzysem lepiej niż zachodnia Europa. Mamy przetrwanie zapisane w genach - powiedział  dwoma laty w wywiadzie dla tygodnika "Wprost" filozof Tomasz Mazur. Szkołą przetrwania były dla nas kolejne wojny,powstania, zabory, kryzysy. Żyje jeszcze pokolenie, które pamięta kolejki po mięso, kartki, produkty czekoladopodobne i... imprezy, podczas których stoły uginały się od jedzenia. Jakim cudem?

- W sytuacji, gdy brakowało wielu produktów żywnościowych, a państwo było w tej dziedzinie monopolistą, bardzo pomagały bezpośrednie kontakty z wsią i omijanie państwowego pośrednika - wyjaśnia Monika Milewska, autorka książki "Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL". - Trzeba pamiętać, że wiele osób przybyło wówczas ze wsi do miast. Było to więc zaopatrzenie typu rodzinnego. Szukano też znajomości na wsi. Można było liczyć na gospodarza, który potajemnie nocą ubijał prosiaka.

Wielu także na własny użytek zamieniało się w rolnika i uprawiało działki pracownicze. Dzięki temu można było liczyć na własne warzywa, owoce, kwitło przetwórstwo. Piwnice były wypełnione słoikami. Do tego jednak potrzebny był cukier i państwo po części uczestniczyło w tej produkcji.

- Podczas okupacji częste było hodowanie królików w ogródku lub na balkonie - mówi autorka "Ślepej kuchni". - .W okresie kryzysu lat 80. XX wieku powrócono do tego. Nawet pisma kobiece zachęcały wówczas do własnej hodowli. Myślę jednak , że dzisiaj ten pomysł mógłby się nie przyjąć. Zmieniła się nasza wrażliwość, a i brak mięsa byłby dla nas mniej dolegliwy, gdyby miał przyjść kolejny kryzys. Cukru także wielu z nas stara się unikać.

Monika Milewska zwraca uwagę na fakt, że od pewnego czasu wróciła moda na przetwory. Obecnie coraz więcej osób uważa, że to, co się zrobi samemu, jest zdrowsze, pozbawione chemii, jak to się mówi - nie oszukane.

Kiedy jest gorzej, liczy się drugi człowiek

Katarzyna Hipsz, babcia dwojga wnucząt, ma zapasy przetworów wystarczające na wiele miesięcy. Mówi , że zaprawy zaczęła robić od momentu, gdy urodziły się wnuki. Wcześniej pomagała mamie i babci, ale się zbytnio nie angażowała. Dziś tylko na powidła kupuje 20 kilogramów śliwek.

- Chciałabym wiedzieć, co dzieci jedzą - wyjaśnia. - Poza tym wszystko robię z własnych owoców lub owoców i warzyw kupowanych z pewnego źródła. Mam galaretkę z porzeczki czarnej, czerwonej, dżemy, powidła śliwkowe, na które dostałam  fantastyczny przepis od kuzynki szwagra z Podlasia, ketchup, gruszki w zalewie słodko-kwaśnej, cukinię, botwinkę, szczaw, ogórki.  I jestem gotowa na czarną godzinę. Kiedy znienacka ktoś się pojawi , zawsze mogę podać makaron z sosem pomidorowym lub pierogi z nadzieniem. Gospodyni powinna zawsze mieć co wyjąć ze spiżarki. Chociażby dla niespodziewanego gościa.

Katarzyna Hipsz gen przetrwania

POLECAMY RÓWNIEŻ: Czerwiec kolejnym miesiącem podwyżek. Masło i cukier droższe prawie o połowę

Katarzyna już jakiś czas temu zauważyła, że Polacy zaczynają przygotowywać się na kryzys, gromadząc "strategiczne" produkty. W ostatnich tygodniach w sklepach zaczyna brakować cukru.- Kiedy rozmawiam z paniami nawet młodszymi ode mnie, słyszę, że wybierają się lub już wybrały do sklepu po kawę, herbatę, olej, makarony, cukier - mówi. - Boję się, że może to wywołać sztuczną panikę. Oszczędność nie będzie duża, ale ludzie chcą mieć zabezpieczenie. Poza tym jesteśmy dziećmi komunizmu. Pamiętam czasy, gdy po wszystko stało się w kolejce, zdobywało. W domu moich teściów stał wykupywany cukier na kartki. I nie ma się czemu dziwić, bo na naszych rodziców, dziadków wpływała pamięć wojny. Moja babcia zawsze musiała mieć zapasy.

O ile na zawartość lodówki ma jeszcze jakiś wpływ, to już na ewentualne zawirowania z ceną i reglamentacją energii elektrycznej i gazu - niewielkie. - Z tym już będzie gorzej - przyznaje pani Katarzyna. - Jestem szczęśliwą właścicielką domku na wsi i najwyżej tam przesiedzę. Wiatrołomów jest sporo, rozpalimy w kominku, zbierzemy się większą grupą, każdy coś przyniesie.

Bo tak naprawdę, kiedy jest gorzej, liczy się drugi człowiek i jego wsparcie. Wtedy przetrwamy gorszy czas. W rodzinie, z przyjaciółmi.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaHossa Wiczlino Gdynia
Reklama Kampania 1,5 % Fundacja Uśmiech dziecka