Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Rosyjski żołnierz uciął Ninie łapy. Lekarze wszczepili jej protezy

Ninka to suczka, ma jakieś 5-6 lat, jest wojenną weteranką, która trafiła z Ukrainy do OTOZ Animals w Bojanie. Nie miała łap. Najprawdopodobniej obciął je jej rosyjski żołnierz. Zainteresował się nią tczewski weterynarz, specjalista chirurg i radiolog Maciej Malec. Skrzyknął trzech innych lekarzy, z którymi przeprowadził nowatorski zabieg wszczepienia psu dwóch protez osteointegralnych
Kliknij aby odtworzyć

Nina trafiła do OTOZ Animals w Bojanie z Ukrainy w ramach akcji sprowadzania zwierząt z terenów objętych działaniami wojennymi. 

- My bardzo blisko współpracujemy z Charkowskim Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami, które ciągle musi prosić o pomoc. Zresztą w miniony piątek przyjechał do nas kolejny transport psiaków z Ukrainy, takich bardzo poszkodowanych, bez łap, nóg, w ogóle ciężko mi o tym mówić – przyznaje łamiącym się głosem Ewa Gebert, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia OTOZ Animals z główną siedzibą w Bojanie. – To są psy po wypadkach komunikacyjnych, z terenów objętych działaniami wojennymi. Często dochodzi też do dramatów, bo właściciele giną, a one zostają tam same… Potem sąsiedzi dzwonią do wspomnianej organizacji zwierząt. My też wysyłamy im karmę, szczepionki. Niestety, zwierzęta, które do nas trafiają – zgodnie z prawem - są często ranne. Każdy z tych psów ma smutną historię. 

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Strażacy z Gdańska uratowali tonącego kota. Pomoc nadeszła w ostatniej chwili

Jedną z takich historii jest właśnie Nina. Kiedy okaleczona trafiła do Bojana, nie chodziła, była bardzo zalękniona i wycofana. Leżała, opiekunki wynosiły ją na załatwianie potrzeb fizjologicznych. Aby mogła się załatwić, była podtrzymywana na pasku czy ręczniku. 

- Przez pierwszy miesiąc, gdy ktoś do niej podchodził, odwracała głowę. W ogóle nie chciała patrzeć na człowieka. Była ogromnie wystraszona, nie wiedziała, czego ma się spodziewać – wspomina Ewa Gebert. – Ale po miesiącu, pod wpływem dobrej opieki pracowników schroniska, nagle zaczęła do nas się zbliżać, czołgać się, bo przecież nie chodziła. Patrzyła na nas już spokojnymi oczami.

Nina w drodze na pierwszą operację (fot. OTOZ Animals)

Cud pierwszy

Ninka wszystkim przypadła do serca. Pani prezes, współpracownicy i tczewski lekarz weterynarii, specjalista chirurg i radiolog, Maciej Malec, który z OTOZ Animals współpracuje już od ponad 30 lat, zaczęli szukać pomocy dla suczki, by mogła odzyskać łapy i radość życia. 

- Panie doktorze, prosimy o cud – tak Ewa Gebert zwróciła się do doktora Malca. – I po jakimś czasie ten cud się wydarzył – dodaje z uśmiechem.

Doktor Maciej Malec skrzykną trzech innych lekarzy: Elżbietę Ossowską, która prowadzi swoją praktykę w Sucuminie oraz dwóch chirurgów z Kliniki Weterynaryjnej Centrum w Bydgoszczy, gdzie odbyły się dwie operacje: Szymona Żyłę i Władysława Parzęckiego, jej właściciela. Wspólnie przeprowadzili nowatorski zabieg wszczepienia psu dwóch protez osteointegralnych. Pierwszy zabieg odbył się w lutym br., drugi sześć tygodni później. Cały proces planowany był jednak znacznie dłużej - od grudnia 2023 r. 

- Czekaliśmy z tym zabiegiem, aż ten pies został obłaskawiony. Wymagał ogromnej socjalizacji, musiał nauczyć się zaufać człowiekowi – opowiada dr Malec. – Przyznam też szczerze, że z tym rosyjskim żołnierzem to my trochę taką legendę stworzyliśmy, by wytłumaczyć sobie, co temu psu tak naprawdę się przydarzyło. To były rany cięte, więc bez wątpienia ktoś mu te łapy odciął, a on trafił do Bojana z terenów objętych wojną. Dziewczyny z OTOZu szukały jakiś alternatyw, dowiedziały się, że ktoś produkuje protezy na pasku. Ale byłem sceptyczny: na pasku to się nie da, może jedna, bo przecież pies to nie człowiek, który sobie przypnie protezę i będzie w niej chodził. Pies gdzieś skoczy, zeskoczy, to nie zdałoby egzaminu. No i w końcu, ponieważ współpracuję z taką firmą z Białegostoku IWET - kupujemy od nich implanty do operacji zespolno-kostnych, czyli po złamaniach – postanowiłem skontaktować się nimi. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że oni produkują takie protezy, jakie zastosowaliśmy u Ninki. To jest ich nowość, są piekielnie drogie i w Polsce wszczepiono ich może 4-5, ale jeszcze nigdy dwie jednocześnie. To protezy osteointegralne, które na stałe zespalają się z kością.

Protezy wykonuje się na indywidualne zamówienie, pod konkretnego zwierzaka. Te dla Ninki kosztowały ponad 17 tys. zł. Ich zakup sfinansował OTOZ Animals. 

- Wspomógł go właściciel jednej z tczewskich przychodni, pan Maciej Rogowski. Zresztą on też ogarniał całą logistykę tego przedsięwzięcia, prowadził rozmowy z firmą IWET, negocjował cenę. Tak więc to wszystko trwało i wymagało zaangażowania wielu ludzi – podkreśla dr Maciej Malec.

No i zaczęły się żmudne przygotowania do operacji.

- Przede wszystkim musieliśmy wykonać badania TK, bo same zdjęcia rentgenowskie to za mało – wyjaśnia Maciej Malec. - TK (też robione w Bydgoszczy) było potrzebne po to, aby na podstawie skanów można było stworzyć najpierw projekt tych protez. Inżynierowie z IWET przygotowali je, choć trwało to trochę czasu. Na początku otrzymaliśmy protezy z tworzywa sztucznego, żeby przećwiczyć sam zabieg, bo nikt z nas tego wcześniej nie robił. Pierwotnie miałem takie założenie, aby obie kończyny zrobić jednego dnia. Jednak z uwagi na to, że ta operacja była skomplikowana i długa (jedną łapę robiliśmy ok. 4 godzin), zdecydowałem, że zrobimy najpierw jedną łapę, ona się wygoi, zobaczymy, jak będzie ten proces przebiegał i po 6 tygodniach, zoperowaliśmy drugą kończynę.

Pierwsza operacja odbyła się w lutym, druga w połowie marca. Protezy zostały wszczepione w kości.

- To się nazywa proteza osteointegralna. Jest wszczepiana w kość, zrasta się nią jak normalny implant – mówi dr Malec, pokazując zdjęcie rentgenowskie Ninki. - Na tym koszyczku przyczepione są ścięgna, aby nie było przykurczów, na nim też obszyte są tkanki miękkie. Wykonaliśmy plastykę tego kikuta usuwając resztki nadgarstka. Tę część ortopedyczną robił Szymon Żyła, ja zajmowałem się tą plastyczną. 

Operacja Niny. Z prawej dr Maciej Malec, z lewej dr Szymon Żyła (fot. Klinika Centrum w Bydgoszczy)

Cud drugi

Szybko się okazało, że obie operacje były skuteczne. Wszystko goiło się idealnie, nie było żadnych powikłań. Sześć tygodni po drugiej operacji dr Malec pozwolił Nince chodzić. Odbyła pierwszy spacer, okazując dużo radości, szła pewnie, jakby chodziła od dawna, ciekawa świata zaglądała w różne zakamarki.

- Wstała jak gdyby nigdy nic, i poszła... I to jest dla mnie zadziwiające, bo człowiek po takim zabiegu leżałby przez pół roku albo i rok na rehabilitacji. A ona wstała i poszła, to było niesamowite. Sprawiło nam to ogromną satysfakcję, nam wszystkim, zaangażowanym w sprawę Ninki – przyznaje Maciej Malec.

ZOBACZ TAKŻE: Animalsi kolejny rok poprowadzą Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Starogardzie Gdańskim

Operacja, w której wzięła udział w sumie czwórka lekarzy odbyła się bezpłatnie. Koszt założenia takiej protezy w klinice to ok. 10 tys. zł przy jednej kończynie.

- Nie wzięliśmy za to ani złotówki. Chcieliśmy za wszelką cenę pomóc temu psu i włożyć w to jakiś wkład od siebie, nieodpłatnie pomóc animalsom – zaznacza tczewski weterynarz. - Parę osób w Polsce wszczepiło już te protezy, ale każdy z nas nabywał przy tej operacji doświadczenia, bo wcześniej wykonywali je sami sprawdzeni chirurdzy. Nigdzie tego nie oglądaliśmy, nie jest to też opisane w żadnej literaturze, poza endoprotezą biodra, ta akurat jest znana od wielu lat. Natomiast te protezy osteointegralne, polegające na odtworzeniu kończyny i umożliwienie zwierzęciu poruszanie się, to zupełna nowość. Jakaś część tych protez sprzedaje się na rynki zachodnie, ale wiadomo, tam społeczeństwo jest bogatsze i może sobie pozwolić na tego typu zabiegi.

Ryzyko jednak było - osteoliza.

- Wokół wszczepu mogło dojść do zaniku kostnego – wyjaśnia dr Malec. – Wtedy już nic się nie da zrobić, trzeba wyjąć protezy, wygoić rany i zakładać je na nowo. To jest problem znany z każdym implantem. Mam nadzieję, że Nince nic takiego się nie przydarzy.

Nina i jej zdjęcie rtg po drugiej operacji (fot. Klinika Centrum w Bydgoszczy)

Cud trzeci

Ninka funkcjonuje dzisiaj bardzo dobrze. Nie dość, że odzyskała przednie kończyny, ma też nowy dom. Nie mieszka już w schronisku.

- 50 proc. sukcesu zawdzięczamy pani Ewelinie, która opiekowała się tym psem i w końcu go zaadoptowała – podkreśla dr Malec. - Bardzo związała się z Niną, a suczka z nią. Ninka przez cały okres rekonwalescencji była u niej w domu. Dzisiaj pięknie chodzi, bawi się z innymi psami. Nie musi przyjmować żadnych leków. Dostawała je przez 10 dni po operacjach. Potem zdjęliśmy szwy. Ja czekałem z niepokojem, czy nie pojawi się tam ropowica, zakażenie, ale na szczęście nic takiego się nie zdarzyło.

- Ona trafiła do mnie do domu tuż przed operacją – opowiada 27-letnia Ewelina Korthals. - Byłyśmy już bardzo zżyte w schronisku. Pojawiały się dylematy, jak utrzymać swoje życie z nowymi obowiązkami. Ja zdecydowałam się na tę adopcję głównie dlatego, że Nina bardzo mnie pokochała, a ja ją. Ona mnie wyczuwała, słyszała, piszczała, sygnalizowała na cały OTOZ, że ja przychodzę do pracy. Więc, kiedy zapadła decyzja, że Ninka przejdzie operację i wszystko będzie ok., postanowiłam, że ją zaadoptuję. Po ciężkiej operacji w schronisku byłoby ją trudno upilnować. I przez to, że ona mnie tak kochała, a ja ją, było mi jej szkoda, wiedząc, że kończę pracę w schronisku i to będzie dla niej trudny okres, podjęłam decyzję, że zabieram ją do domu.

Rocznie OTOZ Animals podejmuje w Polsce ponad 6 tys. interwencji. Są to zwierzęta po wypadkach komunikacyjnych, psiaki zabierane z łańcuchów, z zapadniętymi bokami, nigdy nieleczone, ranne chore.  Prowadzi 10 schronisk w 30 miastach w Polsce (w tym 5 na terenie Pomorza) i Inspektorat Ochrony Zwierząt. Nie tylko dla zwierząt domowych, ale także hodowlanych, gospodarskich - mówi Ewa Gebert, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia OTOZ Animals

Pani Ewelina mieszka na wsi – z rodzicami – w Domatówku (powiat pucki). Nina ma wielkie podwórko, spokój, no i nie doświadcza takich bodźców, jak w mieście. 

- To było ważne, no bo skoro ona jest takim mocno straumatyzowanym psem, boi się dźwięków, ludzi – uzasadnia decyzję pani Ewelina. -  Moja rodzina na początku była przerażona, bo każdy zdawał sobie sprawę, ile to będzie mnie kosztowało pracy, energii, siły, dużego stresu, wiary, że to się powiedzie. Jednak przyjęli ją bardzo dobrze. Nawet jak odwiedzają mnie znajomi, to każdy jest wzruszony jej historią.

Społeczność Domatówka jest bardzo zainteresowana pieskiem, który idąc przez wieś stuka łapkami trochę jak konik kopytami.

- Zadają dużo pytań, wszyscy mają łzy w oczach poznając historię Ninki. Dzisiaj jest znacznie większa empatia dla zwierząt – przyznaje pani Ewelina. - Nawet nie spodziewałam się, że ta cała historia tak pięknie się zakończy. A Ninka to już nauczyła się tymi nowymi łapami kopać dziury w piasku.

Pani Ewelina poza Ninką ma też drugiego psa z Bojana – Milkę, która była psem łańcuchowym i dwa koty - też z adopcji, a jej rodzice mają yorka – Julka. Stąd też zmiana pracy, bo utrzymanie tego zwierzyńca nie jest łatwe.

To tylko jedna opowieść o psie, któremu zły człowiek wyrządził krzywdę. Jednak na doktora Macieja Malca, Ewę Gebert i innych dobrych ludzi czekają już nowe wyzwania.  Na pomoc czeka już samiec, któremu ktoś kijem bejsbolowym połamał łapy, a konkretnie oba nadgarstki. 

- Ma zniszczone oba stawy. Jest tam w Bojanie – mówi dr Malec. - Teraz przygotowujemy się, by mu to jakoś naprostować. To będzie o wiele trudniejsze niż ten zabieg, jaki robiliśmy Nince. Takich przypadków, niestety, jest wiele. Te schroniska nie biorą się z nieba. Pomagamy dalej.

- Kilka tygodni temu, Ewelina przysłała mi film, jak Nina po raz pierwszy sama zeszła ze schodów i to było niesamowite – mówi Ewa Gebert. - No i w ogóle, jak zaczęła chodzić, to tak sobie pomyślałam, że po tym całym psim dramacie, cuda jednak się zdarzają. Tutaj trzeba serca jak stodoła.

Nina ma się dzisiaj dobrze, przyzwyczaiła się do protez, kopie już nimi doły | Fot. OTOZ Animals

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama