Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Niż demograficzny puka do drzwi. W tym roku wolne miejsca w przedszkolach to nie marzenie, a rzeczywistość

Niemal o połowę mniej uczniów niż w poprzednim roku brało udział w tegorocznej rekrutacji do szkół ponadpodstawowych na Pomorzu. Są wolne miejsca w przedszkolach i zerówkach – a za rok czy dwa to samo będzie w podstawówkach. Skutki niżu demograficznego widać coraz wyraźniej

Autor: ilustracyjne/pixabay

Gdańsk czy Gdynia od lat miały problem z „upchnięciem” w przedszkolach wszystkich chętnych dzieci. By zwolnić jak najwięcej miejsc, likwidowano np. sale do rytmiki, a sześciolatki wysyłano do zerówek w szkołach. Teraz sytuacja się zmienia: jest sierpień, a w przedszkolach są wolne miejsca. – Sytuacja demograficzna jest trudniejsza – słyszymy.

W tegorocznej rekrutacji w Gdyni we wszystkich przedszkolach przygotowano ok. 6 tys. miejsc, a do tego dochodzi nieco ponad tysiąc miejsc w podstawówkach, w których funkcjonują zerówki. I jak się okazuje – to zbyt dużo jak na tegoroczne potrzeby gdyńskich rodzin. Co więcej – po raz pierwszy nadal dostępne są miejsca w placówkach nie tylko na obrzeżach Gdyni, ale także w centrum miasta i dzielnicach, w których mieszka dużo młodych ludzi – Dąbrowie czy Karwinach. O nadal wolnych miejscach informuje 11 przedszkoli. I tak np. w przedszkolu na ul. Władysława IV – czyli w samym centrum – są jeszcze trzy miejsca dla maluchów i jedno dla sześciolatków. Wolne miejsca w zerówkach są w 13 szkołach podstawowych. Z kolei w Gdańsku – tylko dla pięcio- i sześciolatków – do „obsadzenia” jest jeszcze ponad 130 wolnych miejsc.

Podobnie jest w Słupsku, w tamtejszych przedszkolach nadal jest kilkanaście wolnych miejsc. 

– Mamy wolne miejsca po pierwszym etapie rekrutacji w elektronicznym systemie - zapraszała młodych rodziców Krystyna Danilecka-Wojewódzka, prezydent Słupska. – Jeżeli są osoby, które z jakichś powodów nie złożyły aplikacji, albo nie starały się o to, albo starali się o miejsce w innym przedszkolu i są gotowe przyjąć ofertę przedszkola miejskiego, to ta oferta jest aktualna. Zajęcia w naszych przedszkolach w różnych częściach Słupska to nauka języka angielskiego, rytmika, joga dla dzieci, basen, arteterapia, logopedia, terapie manualne czy terapie kompensacyjno-korekcyjne. Mamy opiekę nauczycieli, mamy wszędzie posiłki zgodne ze standardami.

Skąd w tym roku nagle tyle wolnych miejsc w dotychczas obleganych placówkach? I czy na pewno jest to tak zaskakujące?

Mało i coraz mniej

By przestać się dziwić, wystarczy zestawić ze sobą kilkanaście liczb. Dla porównania – na koniec 2023 roku w Gdyni mieszkało 8519 dzieci w wieku 3-6 lat, rok wcześniej było to 8930 dzieci, a w 2021 roku – 9128. W Gdańsku w ubiegłym roku liczba dzieci do czwartego roku życia zmniejszyła się w stosunku do roku 2022 o 741 (23165 maluchów).

Według najczarniejszej prognozy Głównego Urzędu Statystycznego liczba mieszkańców Polski do 2060 r. zmniejszy się z obecnych ponad 37 mln do ok. 26,7 mln osób. Dane są nieubłagane – niż demograficzny już nie puka, a wali do drzwi, a jeśli ta tendencja się nie odwróci, to każdy kolejny rocznik, najpierw w przedszkolach, potem w szkołach ponadpodstawowych, będzie coraz mniej liczny – wyliczało to ministerstwo edukacji jeszcze pod kierownictwem Przemysława Czarnka. Zakładano, że pomiędzy rokiem szkolnym 2022/2023 a 2030/2031 liczba dzieci w przedszkolach zmniejszy się o 322 tys. (o 22 proc.). W międzyczasie od roku szkolnego 2027/2028 będzie stopniowo zmniejszać się także liczba uczniów szkół podstawowych (o ok. 169 tys. w ciągu 4 lat). W tym samym czasie – jak zakładał resort edukacji – o niemal 280 tys. zmniejszy się liczba uczniów szkół ponadpodstawowych. Już rok temu, na początku 2023 r. ówczesny minister edukacji wysnuł z tych danych wniosek, że w ciągu trzech lat konieczne będzie zwolnienie 100 tys. pedagogów, stąd też pomysł przywrócenia im prawa do wcześniejszej emerytury.

PRZECZYTAJ TEŻ Dzięki gdańskiemu programowi in vitro na świat przyszło już 676 dzieci!

– To już widać, uczniów podczas tegorocznego naboru jest mniej – przyznaje dyrektor jednego z gdańskich liceów. – To będzie problem organizacyjny, bo prawdopodobnie w niektórych przypadkach trzeba będzie tworzyć klasy łączące rozszerzenia. Do tego dojdzie podział na grupy, a to dodatkowe koszty...

Rocznik, który od września 2024 r. rozpocznie naukę w szkołach ponadpodstawowych, jest pierwszym „pojedynczym” lub „pustym” rocznikiem – po tym, gdy zlikwidowano gimnazja i przez dwa lata do szkół szli uczniowie z 1,5 rocznika (powiększonych z powodu jednoczesnego rozpoczynania nauki w szkołach podstawowych przez 6- i 7-latki). W Gdańsku przygotowano dla nich niemal 4100 wolnych miejsc, podczas gdy rok wcześniej było to ponad 6 tysięcy miejsc. Wówczas i tak okazało się to zbyt mało, w pierwszym etapie rekrutacji do żadnej ze szkół nie dostało się niemal 900 osób. Jak będzie w tym roku – okaże się w piątek 9 sierpnia, gdy szkoły podadzą do publicznej wiadomości listy kandydatów przyjętych i nieprzyjętych.

– Ten tzw. pusty rocznik to ok. 220 tys. młodych ludzi, tymczasem, gdyby nie zrezygnowano z obniżenia wieku obowiązku szkolnego, byłoby w nim ponad 350 tys. uczniów – ocenia Mariusz Tobor, ekspert oświatowy firmy Vulcan, dostarczającej szkołom m.in. dzienniki elektroniczne i systemy rekrutacyjne. Tobor przygotował analizę stanu na oświaty na potrzeby samorządów. – Dopiero od roku szkolnego 2029/30, gdy zmniejszony rocznik odejdzie z techników, liczba uczniów szkół ponadpodstawowych ustabilizuje się na kilka lat, ponieważ przestaną na nią wpływać sprzeczne reformy oświaty.

Przedszkolna zadyszka

Zdaniem Tobora odejście obecnych ósmoklasistów, czyli pustego rocznika, to koniec destabilizującego wpływu reform minister Anny Zalewskiej z pierwszego rządu PiS na szkoły podstawowe. – Przez kilka lat będzie spokój w tym sensie, że każdego roku do szkoły będzie przychodziła podobna liczba uczniów – wyjaśnia. – Jednak potem szkoły podstawowe zderzą się z tym, z czym już teraz mają do czynienia przedszkola, czyli z postępującym niżem demograficznym. Już za cztery lata w skali Polski będzie o ok. 300 tys. pierwszaków mniej niż teraz.

Nowy niż demograficzny już teraz zaczynają odczuwać przedszkola.

– Dzięki stosunkowo wysokiej liczbie urodzeń, bezprecedensowemu upowszechnieniu wychowania przedszkolnego oraz przyjęciu do przedszkoli kilkudziesięciu tysięcy dzieci z Ukrainy w roku szkolnym 2022/2023 liczba przedszkolaków przekroczyła 1,5 mln. To był najwyższy wynik w historii Polski! – podkreślał Tobor. Za to w najbliższym roku będzie ich prawdopodobnie już o ok. 100 tys. mniej. W roku 2027/2028 liczba przedszkolaków spadnie poniżej 1,2 mln, a w ciągu kolejnych pięciu lat – jeśli spełnią się pesymistyczne prognozy demograficzne, ich liczba obniży się poniżej miliona.

Jak przyznaje Anna Krawczyńska, kierująca niepublicznym przedszkolem na dużym gdańskim osiedlu – po raz pierwszy od początku funkcjonowania placówki ma u siebie wolne miejsca. 

– Jeszcze rok temu o tej porze miałam listę rezerwową na wypadek, gdyby zwolniło się miejsce – mówi Anna Krawczyńska. – Dzisiaj w najmłodszej grupie mam kilka wolnych miejsc, a starsze są chyba obsadzone w całości tylko dlatego, że nie zabrano żadnego dziecka z ubiegłego roku.

Krawczyńska planuje rozszerzenie oferty i przyjmowanie dzieci od 2,5 roku życia (dotychczas do swojego przedszkola przyjmowała dzieci, które skończyły 3 lata). – Może rodzice zamiast jakiegoś żłobka albo opiekunki zdecydują się już na przedszkole – ma nadzieję.

Szczególnie, że – jeśli tendencja się utrzyma, samorządy pewnie będą ograniczały wydatki, związane z utrzymywaniem zmniejszających się placówek i zmniejszały liczbę oddziałów przedszkolnych. 

– Jeśli jedna grupa przedszkolna to 25 dzieciaków, to każdy rok szkolny będzie zmniejszać zapotrzebowanie na kadrę o 4 tysiące osób, oczywiście skali całego kraju – oblicza Robert Górniak, nauczyciel i twórca profilu Dealerzy Wiedzy. – To już widać w innych statystykach, które publikuję: równo rok temu dyrektorzy szukali 2800 nauczycieli przedszkoli, dziś – „tylko” 1800. Żadne inne stanowisko nie zaliczyło tak spektakularnego spadku zapotrzebowania od czerwca 2023 roku.

A to wszystko oznacza zwolnienia nauczycieli przedszkoli, mniejsze grupy, zachęcanie rodziców, by posyłali do placówek coraz młodsze dzieci, a niekiedy także likwidacja części placówek – w tym właśnie szansę na przetrwanie swojego niewielkiego przedszkola upatruje Krawczyńska.

Czas na rewolucję

Następne z problemem malejącej liczby uczniów zderzą się więc szkoły podstawowe. W ich przypadku jest – poza niżem demograficznym - jeszcze jedna przyczyna: rosnąca popularność edukacji domowej, zmniejszająca liczbę etatów dla nauczycieli w publicznych placówkach.

– Cały czas rośnie liczba uczniów spełniających obowiązek nauki i obowiązek szkolny poza szkołą – na obecną chwilę jest to 51 tysięcy uczniów (dla porównania – rok temu było ich 42 tysiące) – wylicza Robert Górniak na stronie Dealarzy Wiedzy. – Oni oczywiście w statystykach są, ale będąc w edukacji domowej zmniejszają liczbę otwieranych klas i potrzebnych etatów nauczycielskich – zakładając 25 osób w klasie i 30 lekcji tygodniowo, w edukacji domowej znikło 2 tys. klas i 1,7 tys. etatów dla nauczycieli.

– Szkoły podstawowe zaczną odczuwać kolejny etap niżu demograficznego o kilka lat później, ale już obecnie w wielu gminach sieć szkół jest zbyt rozdrobniona w stosunku do możliwości finansowych samorządu – przypomina z kolei Mariusz Tobor. - Zmniejszenie liczby uczniów nasili te problemy i wymusi przeprowadzenie zmian, czyli likwidację lub przeorganizowanie wielu szkół.

Natomiast według Marka Pleśniara, szefa biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, nawet tak drastyczne zmiany demograficzne mogą wyjść edukacji na dobre, a przynajmniej nie spowodować jej zapaści.

– To szansa, by ponownie przemyśleć cały system. Mniej uczniów to mniejsze klasy i lepszy kontakt ucznia i nauczyciela – uważa. – Obecnie w krajach rozwiniętych przyjmuje się, że w klasie powinno być maksymalnie 24 uczniów, bo tylko wtedy ten kontakt jest zapewniony, w tym wypadku takie oddziały mogłyby liczyć nawet po 16 osób, co mocno podniosłoby jakość nauczania.

A nauczycielka Jagoda Łoszewska mówi krótko: – Mamy coraz więcej uczniów z orzeczeniami i może w końcu będziemy mieli czas, żeby się nad każdym pochylić. No, chyba że nauczycieli też w końcu zabraknie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

a co się dziwić??! 15.08.2024 14:47
Skoro posiadanie i wychowanie dziecka staje się zagrożeniem i wątpliwej opłacalności interesem? Skoro posiadanie potomstwa z automatu stawia takich ludzi na słabszej pozycji życiowej? A świat "oferuje" tyle innych przyjemności.

niż puka? 15.08.2024 14:45
Kogo to obchodzi??! Nie ma sprawy, samorządom koszty spadną... Zamknie się parę szkół i przedszkoli, "zoptymalizuje" kadrę i nadal resztki będą się użerać z trzydziestoma gagatkami w klasie...

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama