Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę – te słowa Lecha Kaczyńskiego wypowiedziane 12 sierpnia 2008 na wiecu w Tbilisi, po rosyjskim ataku na Gruzję, zdają się brzmieć proroczo, szczególnie po rozpętaniu przez Rosję pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Obecnie, kiedy nowa administracja w Waszyngtonie przymila się do putinowskiej Rosji, jednocześnie stawiając pod znakiem zapytania sens dalszej obecności USA w NATO, pytania: kto następny i jaki plan ma Putin na Polskę – wydają się jak najbardziej zasadne.
Ultimatum wciąż aktualne
Zdaniem prof. Aleksandra Halla, historyka, działacza opozycji w czasach PRL, ministra w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, rosyjski prezydent nie ma jakiejś gotowej doktryny w stosunku do Polski. Oczywiście zależy mu na tym, by kontrolować ten obszar kontynentu, na którym leży Polska, ale jego taktyka zmienia się w zależności od rozwoju sytuacji militarnej i tego, co się dzieje na arenie międzynarodowej. Putin ma bardzo duży apetyt i na im więcej mu się pozwoli, tym większe prawdopodobieństwo, że rozszerzy horyzont swoich oczekiwań. Takim wielkim wstrząsem, który zmienił realia polityczne był niewątpliwie wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA.
– Zgadzam się ze twierdzeniem, że dla Europy jest to moment prawdy – mówi prof. Hall. – Wszystko wskazuje na to, że aktualni przywódcy zdecydowanej większości państw europejskich, zdają sobie sprawę, że coraz bardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym nie za bardzo możemy liczyć na pomoc amerykańską. W związku z tym mamy obowiązek stworzyć odpowiedni potencjał militarny, który będzie odstraszał Putina.
Według Aleksandra Halla dosyć miarodajny wykład tego, do czego Putin chciałby doprowadzić, znajduje się w dokumencie, nazywanym czasami ultimatum, który w grudniu 2021 roku rosyjski prezydent przedstawił Amerykanom. Zawierał on żądanie wycofania wojsk NATO, a w szczególności wojsk amerykańskich, z terytorium flanki wschodniej, czyli terenu państw bałtyckich i Polski. Nie oznacza to, że te terytoria miałyby od razu się stać przedmiotem agresji militarnej. Natomiast taka sytuacja zwiększyłaby możliwość różnorodnych nacisków: politycznych, ekonomicznych, czy różnorodnej gry wewnętrznej w tych państwach, zwiększając wpływy rosyjskie na tym obszarze.
W Sejmie nie ma partii Putina
Pytany o to czy w polskiej polityce dostrzega stronnictwa sprzyjające interesom putinowskiej Rosji Aleksander Hall zaprzecza.
– W parlamencie takich nie widzę. Na pewno to nie jest przypadek PiS. Owszem, PiS zbyt jednostronnie, żeby nie powiedzieć w sposób uniżony, prezentuje stosunek swój do Stanów Zjednoczonych, a zwłaszcza do nowego prezydenta i lekceważy potrzebę konsolidacji Europy i Unii Europejskiej.
Zdaniem historyka wynika to z przekonania, że w Brukseli za dużo się dyskutuje, a za mało robi. Tymczasem w polityce liczy się siła, a tę mają Stany Zjednoczone i w związku z tym politycy PiS uważają, że powinniśmy się kurczowo i za wszelką cenę trzymać Waszyngtonu.
– Ale w żaden sposób nie powiedziałbym, że to jest orientacja prorosyjska. Proszę sobie przypomnieć, że w 2022 roku nie tylko polskie społeczeństwo, nie tylko samorządy, ale również rząd Prawa i Sprawiedliwości oraz prezydent Duda zachowali się bardzo porządnie w sytuacji agresji rosyjskiej na Ukrainie. Konfederacja na pewno jest antyunijna i to jest oczywiście polityczny błąd, ale również nie postawię tezy, zwłaszcza po odejściu z tego ugrupowania Grzegorza Brauna, że to jest ugrupowanie prorosyjskie. Krzysztof Bosak, którego oceniam najwyżej z polityków tego ugrupowania, mówi, że trzeba na zimno analizować położenie Polski i optymalizować wykorzystanie szans z punktu widzenia polskich interesów. Nie może to być jednak podstawa do tego by twierdzić, jak robi to Donald Tusk, że to to jest „granie na Rosję”. To jest niesprawiedliwy zarzut – kończy Aleksander Hall.
Polacy – „nieprawdziwi Słowianie”
– Dla Putina Polska jest częścią tego wrogiego Zachodu. W dodatku uważa nas za kraj skrajnie antyrosyjski, podżegający Zachód przeciwko Rosji – tłumaczy dr Agnieszka Bryc z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, politolożka specjalizująca się w polityce zagranicznej Rosji.
Z drugiej strony, jak zauważa badaczka, jesteśmy dla Putina państwem, które pozwala konsolidować Rosjan antyzachodnio. Putin wprawdzie nie odcina się oficjalnie od tradycji leninowsko-stalinowskiej, ale ją przykrywa nowymi wielkoruskimi narracjami. I tak rocznica rewolucji bolszewickiej została przez niego zastąpiona innym świętem, obchodzonym tego samego dnia – mianowicie rocznicą wypędzenia Polaków z Moskwy (1612). Ma ona przypominać Rosjanom, że ponieśli ofiarę, by pozbyć się najeźdźców, i że w ogóle „wróg jest ciągle u bram”. I to właśnie Polacy są symbolem tego wroga. W dodatku wroga-zdrajcy, bo będąc częścią świata słowiańskiego, zdradziliśmy go na samym początku, przyjmując katolicyzm. Tymczasem prawdziwy Słowianin jest prawosławny.
Chwilowy reset
Pewien wyłom w tej narracji stanowiła wizyta Putina na Westerplatte z okazji 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Potwierdził wtedy, że wojna zaczęła się w 1 września 1939, a Polska była jej pierwszą ofiarą. Wcześniej w Rosji obowiązywała narracja, że początek wojny to niemiecki atak na Związek Sowiecki w czerwcu 1941. Sowiecką agresję na wschodnie terytoria II RP 17 września 1939, przedstawiano – podobnie jak w czasach ZSRR – jako wzięcie w obronę zamieszkującej tam ludności, a wymordowanie polskich oficerów wiosną 1940 pomijano milczeniem.
A jednak w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej na tamtejszym Polskim Cmentarzu Wojskowym Putin wraz z Donaldem Tuskiem uczcił pamięć zamordowanych. Był to pierwszy raz od czasów Michaiła Gorbaczowa, kiedy kiedy rosyjski przywódca wziął udział w uroczystościach katyńskich. Zaś krótko po katastrofie smoleńskiej rosyjska telewizja państwowa dwukrotnie wyemitowała w kanale ogólnokrajowym film Andrzeja Wajdy „Katyń”.
Zdaniem Agnieszki Bryc to wszystko było nie tyle gestem pod adresem Polski, co elementem ogólnej sytuacji politycznej.
– W 2009 roku Putin po prostu wchodził w reset z Amerykanami, a jego dowodem na dobrą wolę miało być także ocieplenie relacji z Polską – tłumaczy. – Potem jednak Putin rozpoczął zmianę narracji. To nie było jakieś jedno „cięcie”, ale stopniowa zmiana języka. Putin mówił o wartościach tradycyjnych, które przeciwstawiał zdeprawowanemu Zachodowi, nazywanemu pogardliwie „giejropą”.
Polska jako bufor
Badaczka przypomina, że jeszcze w roku 2007 na konferencji w Monachium Putin de facto zażądał, nie tyle cofnięcia decyzji przyłączenia Polski do NATO, ale wycofania wojsk amerykańskich z krajów, które dołączyły do sojuszu po 1997. I nigdy się z tego nie wycofał. Przeciwnie wiele razy powtarzał, że NATO oszukało Rosję, bo poszerzyło się o kraje, które Rosja postrzega jako swoją strefę buforową, co nie jest prawdą, bo NATO nigdy nie składało obietnicy, że nie będzie się rozszerzać.
Plany Putina obejmują przywrócenie tej strefy „bezpieczeństwa” Rosji. I nie chodzi tu o Białoruś czy Ukrainę, uznawane przez niego za integralną część imperium, ale kraje dawnego bloku komunistycznego.
– To jest bardzo groźne oczekiwanie, bo jeżeli Europa Środkowa zostałaby zamieniona w taką w szarą strefę, to by oznaczało prawo Rosji do decydowania o bezpieczeństwie, do mieszania się w sprawy wewnętrzne, do szantażowania, w zasadzie do wywierania takiej samej presji jak na Ukrainę. A tego, jako Polska, byśmy sobie nie życzyli.
Testowanie piątego artykułu
Jeśli chodzi o kwestie aktualnego mieszania się Rosji w polskie sprawy, dr Bryc uważa, że Rosjanie robią to tam, gdzie mają dobre podglebie.
– Nie jest trudno się mieszać w sprawy wewnętrzne państwa, które jest skrajnie spolaryzowane. Mamy rosnące nastroje antyukraińskie, które Rosjanie podsycają w chcąc wbić klin pomiędzy Ukrainę, a państwa, które ją wspierają. Mamy też coraz silniejszy obóz eurosceptyczny, któremu Rosjanie suflują hasła antyunijne, antyliberalne, antydemokratyczne, na przykład sugerując, że potrzebny jest, silny przywódca, że demokracja jest słaba, Unia Europejska się uwali, a świat zachodni jest na skraju upadku. Mamy wreszcie gwałtowny spór o ocenę polityki Donalda Trumpa.
Przy czym rosyjskie modus operandi, zdaniem Agnieszki Bryc, nie polega na tym, że wspiera się tylko jeden obóz. Należy podsycać skrajne opinie po obu stronach konfliktu.
– Jeżeli uspokoimy wewnętrzne spory, jeżeli przestaniemy wzniecać kolejne wojny polsko-polskie, to ograniczymy możliwość mieszania się w nasze sprawy wewnętrzne – konkluduje politolożka.
Pytana o prawdopodobieństwo militarnego ataku Rosji na Polskę odpowiada, że tego nie można wykluczyć.
– Putin tę decyzję może podjąć nawet w sytuacji, w której my będziemy uważać, że to jest bezsensowne, nielogiczne, nieracjonalne. Dokładnie tak samo jak było w 2022 roku. Mieliśmy wtedy głosy, że Putin nie zaatakuje Ukrainy, bo ma świadomość tego, że nie jest przygotowany na tę wojnę, i że Zachód pomoże Ukrainie. A jednak się zdecydował. Putin ma swoje własne kalkulacje, nie zawsze dla nas zrozumiałe. Do ataku skłonić go może choćby chęć przetestowania siły NATO, a konkretnie piątego artykułu [nakładającego na wszystkie kraje NATO obowiązek udzielenia pomocy zaatakowanemu członkowi sojuszu – red.], który dzisiaj jest podważany przez Trumpa. Pytanie brzmi: kiedy i gdzie Putin się zdecyduje działać? Tego nie wiemy, ale to, że będzie chciał przetestować NATO, to jest jasne.
























Napisz komentarz
Komentarze