Zakłócenia sygnału GPS. Kto lub co za tym stoi?
W sieci od razu zaczęły się pojawiać głosy, że to na pewno Rosjanie. Trudno się dziwić, ponieważ zakłócanie przez nich sygnałów GPS jest na porządku dziennym od paru ładnych lat, jednak w tym przypadku należy szukać odpowiedzi gdzie indziej. Aczkolwiek nie przeszkodziło to niektórym w snuciu teorii spiskowych, że za ostatni blackout w Gdyni nie odpowiada powalone drzewo, a właśnie Rosja.
Jeśli chodzi o zakłócenia, obstawiałbym opcję rosyjską, tym bardziej że wiosna obfituje w większą aktywność z tamtego regionu. Nie jest to sprawa ostatniego weekendu, widzimy to od kilku miesięcy, a pierwsze sygnały o jammingu pojawiały się już w marcu ubiegłego roku. Ewidentnie to są działania pochodzące z obwodu królewieckiego.
dr inż. kpt. ż.w. Jarosław Cydejko z Wydziału Nawigacyjnego Uniwersytetu Morskiego w Gdyni
Pojawiły się także głosy, że kłopoty z nawigacją spowodowane są manewrami Baltops, które przeprowadza na Bałtyku NATO. Rozpoczęły się one w środę, 4 czerwca i potrwają jeszcze kilka dni, do piątku, 20 czerwca.
Do tego na gpsjam.org obszar zakłóceń pokrywa się z działaniami wojsk. Jak jednak zauważa dr Jarosław Cydejko, na te dane trzeba wziąć poprawkę.
– Oczywiście, jest takie prawdopodobieństwo, jednak wydaje się to jedynie przypadkową zbieżnością wydarzeń. Jak wspominałem, to się dzieje od dłuższego czasu – słyszę od mojego rozmówcy. – Poza tym gpsjam.org jest mało wiarygodny, ponieważ zbiera informacje wyłącznie z samolotów. Dlatego widzimy, że obszar zakłóceń jest tak duży.

Ponadto dane są globalne, nie wiemy nic o wielkości jednostek, z których pochodzą, co również może wpływać na pokazywane tam informacje. A pamiętajmy, że pojazdy czy drony wyposażone w proste GPS-y, oparte tylko na jednej częstotliwości, są dużo bardziej podatne na zakłócenia. Profesjonalne, wykorzystujące trzy pasma, zauważą nieprawidłowości, ale nie powinno to specjalnie wpłynąć na ich działanie.
W związku z tym, nie można wykluczyć, że to właśnie wojsko sojuszu jest w jakimś stopniu odpowiedzialne za zakłócenia. Na morzu znajduje się kilkadziesiąt okrętów, śmigłowce oraz samoloty. Możliwe, że to element ćwiczeń lub po prostu zabezpieczenie wojsk przed lokalizowaniem niepożądanych obiektów. Wciąż jednak skala zakłóceń wydaje się jasno kierować główne podejrzenia w stronę rosyjską.
Drony bez kontroli
O większych problemach z nawigacją słychać od ostatniego weekendu, 14-15 czerwca. Wtedy to operatorzy dronów spotkali się z dziwnym zjawiskiem. Nagle ich urządzenia zaczęły znacząco przyspieszać i oddalać się od nich. Nie można było nad nimi zapanować. Operatorzy znajdowali je później na dnie morza.
Zdarzały się także sytuacje, kiedy drony po prostu spadały na ziemię z powodu utraty kontroli – urządzenia nie reagowały na żądania, zanikał także sygnał. Nie wspominając już o pokazywaniu błędnej lokalizacji. Często wskazania były nawet kilkaset kilometrów dalej od właściwego położenia.
Widać, że te działania są skierowane właśnie na powietrze. To tylko potwierdza rosyjskie działania w kierunku jakiejś ochrony przeciwdronowej i monitorowania przestrzeni powietrznej.
dr inż. kpt. ż.w. Jarosław Cydejko z Wydziału Nawigacyjnego Uniwersytetu Morskiego w Gdyni
Gdzie jest najbliższy Traficar? O tam, na morzu
Oczy ze zdumienia w ostatni weekend przecierali także użytkownicy Traficarów. Nagle pojazdy na minuty zamieniły się w amfibie. Jeśli ktoś chciał znaleźć auto, było to niemożliwe przy pomocy aplikacji, ponieważ wiele z pojazdów, według GPS-a, znajdowało… na otwartym morzu lub w obrębie obwodu królewieckiego.
– Wynika to z opierania całego systemu na prostych rozwiązaniach GPS. To wygodna opcja, nie widać alternatywnego rozwiązania, a w naszym regionie pomogłoby, na przykład, korzystanie z lokalizacji wykorzystywanej przez sieci komórkowe. Byłby to jakiś plan awaryjny – mówi dr Cydejko.
Łodzie na morzu czy na lądzie?
Do tego dochodziły problemy z położeniem łodzi, które były na morzu, jednak ich urządzenia lokalizacyjne wskazywały, że znajdują się w głębi lądu. Nic dziwnego, że ludzie zaczęli się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi.
Jak wyjaśnia dr Cydejko, wynika to z faktu, że pojawiły się przypadki spoofingu, który polega na tym, że sygnał nie tylko zanika, ale fałszowana jest również pozycja. I o ile statki są w stanie sobie z tym poradzić, korzystając z nawigacji optycznej czy radarowej, o tyle standardowe, proste odbiorniki nie są odporne na takie działania. Pojawia się po prostu fałszywa pozycja.
– Jest to typowa metoda spoofowania, gdzie po prostu kopiuje się obraz satelitów czy wyznaczeń pozycyjnych z tego miejsca, gdzie ten spoofer się znajduje – mówi dr Cydejko.
Napisz komentarz
Komentarze