Dziki to dla każdego samorządu temat delikatny. Założone przez pana Biuro Urbanistyki Wielogatunkowej ma ustalić możliwości minimalizowania liczby sytuacji konfliktowych związanych z obecnością dzików na terenie Gdyni. Czym zajmuje się urbanistyka wielogatunkowa?
W planowaniu miast i zarządzaniu miastami urbanistyka wielogatunkowa uwzględnia specyfikę i potrzeby innych gatunków niż człowiek. Można o tym przeczytać m.in. w wydanej przez Urbanlab Gdynia książce "Miasto wobec wyzwań", gdzie znalazł się rozdział Karoliny Kuszlewicz, "Miasto wielogatunkowe? Regulacje prawne dziś i w przyszłości". W skrócie mówiąc, miasto wielogatunkowe świadomie kształtuje koegzystencję różnych gatunków, w tym oczywiście człowieka, ale także i zwierząt – zwłaszcza tych, które są zdolne do odczuwania i mają w związku z tym swoje potrzeby, a można wręcz powiedzieć: interesy.
CZYTAJ TEŻ: Jak zniechęcić dziki do rycia w miejskich trawnikach?
W Gdyni żyje wiele dzikich zwierząt - dziki, lisy, kuny, pojawiają się sarny i mnóstwo ptaków, od żurawi po orły bieliki. Nasze wzajemne interesy mogą być sprzeczne...
Od razu trzeba podkreślić, że jak i w ludzkim społeczeństwie, tak z dzikimi zwierzętami nigdy nie będzie całkowitej harmonii. W przypadku ludzi mamy jednak instytucje i procedury, które służą próbom zharmonizowania tych interesów i rozwiązywania konfliktów. Podobnie możemy zarządzać napięciami na linii człowiek – zwierzęta.
Czy Gdynia będzie pierwszym miastem w Polsce, które próbuje dogadać się z dzikami?
Wcześniej już powstał program przeciwdziałania efektom obecności dzików na terenie miasta Poznania, w którym opisywano np. repelenty, czyli odstraszanie zapachowe, dźwiękowe, wizualne, również tzw. pasy zaporowe, które poprzez dostępność pokarmu mają zachęcić dziki do zostania w lesie. Był interesujący, ale nieco mniej rozbudowany i z tego, co wiem, nie został zrealizowany.
Ile dzików mieszka w Gdyni?
Tego nikt nie wie. Warszawa próbowała policzyć swoje dziki, ale okazało się, że nie jest to takie proste. Do niedawna można było tropić dziki zimą, szukając śladów na śniegu, ale z uwagi na zmiany klimatu jest to coraz trudniejsze. Można używać fotopułapek, obróż telemetrycznych z GPS. Wymaga to jednak umiejętnego przełożenia obserwacji na szacowany rozmiar całej populacji. Praktycznie żadne miasto nie wie, ile dokładnie dzików u siebie ma. Gdynia też.
Obecność dzików jednak wyraźnie konfliktuje mieszkańców. Jedni żądają wybicia całej populacji, inni przeciw temu protestują. Jak znaleźć kompromis?
Wiele osób wyraża obawy o kwestie estetyczne, wskazując na zryte trawniki, podnoszone są kwestie bezpieczeństwa. Wypadki, trzeba powiedzieć, zdarzają się bardzo rzadko, ale są też medialnie nośne. Kiedy dzik zaatakował na jednej z gdyńskich ulic kobietę i nieszczęśliwie uszkodził jej tętnicę, była to wiadomość głośna na całą Polskę. Dziki pojawiają się w miastach z wielu powodów, zresztą trudno znaleźć aglomeracje, gdzie nie ma dzikich zwierząt. Do tego dochodzą regulacje związane z afrykańskim pomorem świń, które sprawiły, że nie można już wywieźć dzików do odległego od miasta lasu. Wcześniejsze wywozy zwierząt, rozdzielanie dziczych rodzin też było dyskusyjną strategią, ale i tak bardziej humanitarną, niż to, co dzisiaj robimy. Obecnie z uwagi na zakaz relokacji niektóre miasta wprawdzie nie strzelają do dzików, zastępując polowanie odłowieniem zwierząt, ale i tak to się kończy ich uśmierceniem.
Strzelanie do dzików w granicach miasta, w pobliżu domów, przy placach zabaw, jak to się dzieje w Gdańsku, budzi u wielu osób głęboki sprzeciw.
Dostrzegamy to i proponujemy znalezienie wspólnych punktów w tym bardzo kontrowersyjnym temacie. Zgadzamy się wszyscy, że lepiej jest zapobiegać niż „leczyć”, to raz, a drugim wspólnym punktem musi być uznanie, że są miejsca w mieście, w których dziki się nie powinny pojawiać. Są to chociażby ruchliwe arterie w centrum, gdzie istnieje zagrożenie i dla samych dzików, i dla ludzi z uwagi na ryzyko wypadku komunikacyjnego. Dlatego należy zminimalizować liczbę sytuacji konfliktowych, ponieważ to one przekładają się w pewnym momencie na żądania podjęcia przez władze radykalnych działań, takich jak odstrzał.
Przecież to człowiek, budując osiedla w pobliżu lasów, wchodzi na tereny dzikich zwierząt. To myśliwi, polujący w pobliżu miast, sprawiają, że dziki uciekają na osiedla, gdzie czują się bezpieczniej.
Zgadzam się, że intensywność polowań w lasach też ma wpływ na liczbę sytuacji konfliktowych w mieście. Podobnie niekontrolowana suburbanizacja, którą z wielu zresztą powodów należy ukrócić. Nie wystarczy zatem działać punktowo, bo zwierzęta przemieszczają się niezależnie od granicy administracyjnej miasta. Powinniśmy zniechęcać dziki do wchodzenia tam, gdzie nie powinno ich być oraz stworzyć w okolicach miast miejsca, w których będzie im lepiej, niż jest obecnie.
Jak to zrobić?
Można brać przykład z Barcelony, gdzie według władz miasta dzięki kompleksowym działaniom udało się o 70 proc. zmniejszyć liczbę sytuacji konfliktowych, związanych z obecnością dzików. Barcelona ma układ bardzo podobny do Gdyni. Z jednej strony graniczy z morzem, z drugiej strony miasta rozciąga się park krajobrazowy. Wiadomo, że atrakcyjność terenów miejskich dla dzików wynika głównie z całorocznego dostępu do pokarmu, przeważnie bioodpadów. Stąd konieczność ich zabezpieczenia. W stolicy Katalonii także dochodziło do wywracania przez dziki miejskich śmietników przy granicy miasta z lasem, więc wymieniono pojemniki na takie, które się nie wywracają. Zauważono również, że dziki często korzystają z intensywnie pachnącego pokarmu, który mieszkańcy rozkładają dla kotów wolnożyjących na terenie zabudowanym.
Zabroniono dokarmiać koty?
Skądże! Rozdano specjalne pojemniki na pokarm, do którego dostęp mają już tylko koty, a dziki się do niego nie dostaną. Inną metodą, choć kontrowersyjną, było wycięcie buforowego pasa pomiędzy miastem a lasem. Dziki bardzo lubią kryć się w zaroślach, często wzdłuż cieków wodnych. Jest to dobre dla ich komfortu termicznego.Mając przed sobą odkryty, nasłoneczniony i suchy teren, mogą być bardziej skłonne pozostać w lesie. Tak czy inaczej tego typu działań jest więcej i zamierzamy złożyć w Barcelonie wizytę studyjną, by poznać stosowane tam najnowsze metody. Dzięki temu, jak i przeglądowi aktualnej literatury naukowej, stworzymy katalog możliwych rozwiązań, które nie będą śmiercionośne. Niektóre mogą ingerować w krajobraz, inne będą wręcz korzystne dla krajobrazu. Co ważne, będą to możliwe kierunki działań, ale ich faktyczną skuteczność należy zawsze oceniać w terenie, na co w przyszłości też będziemy starać się uzyskać finansowanie. Przy czym nasze działania mogą zminimalizować liczbę dzików w miastach, ale nie zmniejszymy jej nigdy do zera. Oznacza to, że choć konflikty są nieuchronne, powinno być ich jak najmniej. To już musi być decyzja samorządu, gdynianek i gdynian, czy bez zabijania zwierząt chcemy opanować to zjawisko. Mamy oczywiście nadzieję, że społeczność Gdyni się na to zdecyduje.
Czy nasadzenia konkretnych roślin lub likwidacja innych także pomoże w pozbyciu dzików z miasta?
To bardzo dobry kierunek. Niektóre rozwiązania są długoterminowe. Wiadomo, że dęby, buki czy drzewa owocowe są bardzo atrakcyjne dla dzików, gdyż ich owoce stanowią wysokoenergetyczny pokarm. Przebudowa drzewostanu wymaga jednak sporo czasu. Cieszy nas, że władzom miasta zależy także na takim długofalowym myśleniu. Bardzo dobrze wpisuje się to w model myślenia o mieście, w którym nie tworzy się jedynie planów z roku na rok. Są też działania krótkoterminowe. Już teraz Wydział Ogrodnika Miasta testuje różne sposoby nasadzania kwiatów. Wiadomo, że cebulki niektórych - tulipanów, krokusów - są dla dzików bardzo atrakcyjne. W ramach testowania odkryto, że dziki omijają z kolei hiacynty, które zawierają drażliwą dla tych zwierząt substancję. Kiedy na jednej rabacie posadzono obok siebie hiacynty i krokusy, dziki zryły trawnik, ale zjadły tylko cebulki krokusów. Inna metoda to stosowanie fizycznych barier w postaci np. gęstych kolczastych żywopłotów, w których dziki są naturalnie mniej skłonne ryć. Wiemy też, że dziki wybierają trawniki z uwagi na to, ile jest w nich życia. Kuszą te te z dżdżownicami, pędrakami i innymi małymi zwierzętami. Może więc przyjąć, że niektóre trawniki będą zryte, a te, na których nam zależy, trzeba bardziej chronić?
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Dziki wykopały w lesie niewybuchy! W akcji saperzy
Problemem w Gdyni są tory prowadzące do portu i rozsypywane wokół nich ziarno. To naturalne żerowisko dzików. Jak to rozwiązać?
W miejscach krytycznych powinniśmy sięgać po rozwiązania ostateczne, czyli stawianie ogrodzeń i odstraszanie. Przy torach w niektórych miejscach w Polsce umieszcza się urządzenia emitujące dźwięki, które odstraszają dziki czy sarny. Wymaga to jednak rozważenia lokalnych uwarunkowań, gdyż w mieście nie można emitować dowolnych hałasów. Warto także zastanowić się, czy w pobliżu miast należy bez ograniczeń uprawiać kukurydzę. Jest to świetna, wysokoenergetyczna baza pokarmowa dla dzików i innych zwierząt. I takie zasiewy przyciągają do miasta dziki...
Ile miasto będzie musiało wydać na proponowane przez ekspertów metody odstraszania dzików?
Będzie to przedmiotem naszych analiz. Oszacujemy wydatki i zestawimy je z kosztami alternatywnej strategii, czyli na przykład odstrzału. Trzeba porównać kwoty, jakie miasto płaci za nasadzenia konkretnych roślin z kosztami odtwarzania trawników. Niektóre z tych rozwiązań nie będą miały istotnego wpływu na wydatki, natomiast inne, jak na przykład odstraszanie akustyczne, budowa ogrodzeń, czy używanie preparatów zapachowych, co jednak też już robią zarządcy terenów, wymaga zarezerwowania konkretnych kwot. Sądzę jednak, że ten koszt nie powinien być wyższy niż koszt zlecania odstrzałów.
Kiedy zobaczymy pierwsze efekty waszej pracy dla Gdyni?
Wszystko zależy od tego, co zrobi gmina z naszymi rekomendacjami. Pierwszym etapem naszej pracy będzie stworzenie - na podstawie doświadczeń innych miast - katalogu rozwiązań oraz utworzenie modelu, który wskaże miejsca najbardziej konfliktogenne, w których należy zacząć działania. Jako naukowcy omówimy, które rozwiązania w ogóle mają szansę zadziałać i na jakiej zasadzie.. Będziemy więc pochylać się nad teoriami związanymi z zachowaniem dzików, pamiętając, że dzik się przyzwyczaja do niektórych rzeczy. Dlatego pewne rozwiązania trzeba stosować w kombinacji, a nie pojedynczo. Co więcej, trzeba zapewne będzie je okresowo zastępować, żeby w jednym miejscu były to różne rozwiązania następujące po sobie. Poza zniechęcaniem do wchodzenia do miasta, powinniśmy równolegle zachęcać dziki do pozostawania w lesie. Niech czeka na nie teren nieco ograniczony w użytkowaniu - żeby nie przyzwyczajać dzików do obecności ludzi - w którym tworzymy im dobre warunki. Jeśli będą tam np. babrzyska, czyli podmokłe miejsca idealne do tarzania się w błocie, dziki będą mniej skłonne, żeby wchodzić do miasta. Przy czym jeszcze raz podkreślam, że nie ma opcji i to nie jest naszym celem, żeby dziki całkowicie zniknęły z miasta. Musimy nauczyć się z nimi żyć To też edukacja, jak się zachowywać w kontakcie ze zwierzęciem, przekonanie mieszkańców żeby go nie dokarmiać. A także - egzekwowanie tego zakazu. Sądzimy, że jeśli Gdynia i inne miasta wdrożą takie podejście w sposób kompleksowy, ale też ze wsparciem z wyższych szczebli administracji, to uśmiercanie zwierząt stanie się wyjątkiem – rozwiązaniem zarezerwowanym wyłącznie na te sytuacje, kiedy wszystkie inne metody zawiodły.
























Napisz komentarz
Komentarze