Należę do pokolenia, które pamięta, że kiedyś światowy jazz (polski również) podlegał prostemu podziałowi, za którymi stały dwa plemiona fanów. Historia jazzu zawierała się w dwóch okresach. Od początku XX wieku do połowy lat 40. był to jazz tradycyjny, czasem dodatkowo dzielony na dixieland i swing. Natomiast od lat 40. ub. wieku zaistniał nowy gatunek, jazz nowoczesny, zaś jego pierwsze odmiany stylistyczne to be-bop, cool i hard-bop.
Podział miał swoje konsekwencje dla fanów. Albo się należało do obozu tradycyjnego, albo nowoczesnego – tertium non datur. Gdy w Polsce w połowie lat 50. XX wieku odwołano zakaz uprawiania jazzu (czego znakiem stały się dwa pamiętne festiwale jazzowe w Sopocie w latach 1956 i 1957), pojawiły się kluby jazzowe, czyli stowarzyszenia fanów. I owe kluby właśnie gromadziły albo miłośników jazzu tradycyjnego, albo nowoczesnego. W Gdańsku za jazzem nowoczesnym byli studenci z klubu „Żak”, a za tradycyjnym działający w klubie „Kwadratowa”.
Oba stowarzyszenia miały zespoły, które odnosiły od połowy lat 60. sukcesy na festiwalach. Laureatami konkursu Jazz nad Odrą we Wrocławiu od momentu jego inauguracji w roku 1964 przez lata byli „nasi”. Konkurs był podzielony na dwie części – w jednej jazz nowoczesny, a w drugiej tradycyjny. W pierwszej edycji główną nagrodę otrzymali wysłannicy „Żaka”, muzycy Kwartetu Ryszarda Kruzy. Ale rok później, obie główne nagrody zgarnęli jazzmani z Trójmiasta. W kategorii jazzu nowoczesnego triumfował Włodzimierz Nahorny ze swoim trio, a najlepszymi tradycjonalistami okazali się muzycy Flamingo. W latach 70. XX wieku podział na jazz tradycyjny i nowoczesny okazał się nieaktualny, oba kierunki stały bowiem w opozycji do rewolucji, jaką wywołała supremacja jazzu modalnego, a także pojawienie się fuzji z rockiem. Tymczasem konkurs zespołów tradycyjnych przeniósł się w r. 1973 do warszawskiego klubu „Stodoła” i tam powoli tracił na znaczeniu.
Dopiero na początku lat 90. prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego Stanisław Cejrowski namówił władze powiatu iławskiego na przeniesienie konkursu Złotej Tarki do specjalnie wybudowanego amfiteatru nad jeziorem, zaś jego atrakcyjnym dopełnieniem stały się koncerty wybitnych weteranów jazzu z całego świata. Weteranów jednak ubywa, zaś koncerty pod znakiem Old Jazz Meeting coraz mocniej skręcają w stronę jazzu mainstreamowego, łączącego swing z jazzem nowoczesnym. Zaczęto szukać nowej formuły konkursu dla tradycjonalistów. Przed trzema laty zlikwidowano np. barierę wieku (wynosiła 30 lat), co spowodowało, że konkurs wygrali muzycy z 50-letnim stażem na scenie. Jednak przywrócenie zasady, że konkurs ma promować stary jazz wśród młodych muzyków okazało się pułapką, bo w kolejnej edycji nie udało się zgromadzić sensownej liczby chętnych.
CZYTAJ TEŻ: O muzyce nade wszystko. Premiera „Baltic Sound”: „Łzy” jak dla Zauchy
Wydaje się jednak, że młodzi muzycy, kształcący się m.in. w wydziałach jazzu akademii muzycznych, zaczynają doceniać umiejętność grania w historycznych stylach, na tej samej zasadzie, jak klasyczni muzycy tworzą zespoły grające barok czy klasykę na instrumentach historycznych. Tegoroczny finał konkursu o Złota Tarkę, 8 sierppnia w Iławie, zgromadził pięć tzw. podmiotów wykonawczych. Zwycięzcą została wrocławska grupa Vertigo Swing Orchestra, z wokalistką Anna Nguyen, która nawiązuje do swingowej stylistyki Billie Holiday czy Helen Forrest. Kompetentną sekcję rytmiczną dopełniają dęciacy, ze stylowym saksofonistą Kacprem Mikołajukiem. Ale i trębacz potrafił zabłysnąć w armstrongowskim stylu w „Do You Know What It Means To Miss New Orleans”. Drugie miejsce w konkursie zajęła szwedzka bandżystka i perkusistka Linnea Carling. Świetna, z najmłodszego pokolenia słynnej na cały świat Carling Family. Szkoda, że nie wystąpiła z zespołem. Wypożyczony na okazję finału pianista starał się, ale odstawał o klasę od bandżystki. W gronie laureatów znalazł się też duet klarnecisty klarnecisty-weterana Kazimierza Szkutnika z bandżystą Kajetanem Drozdem.
























Napisz komentarz
Komentarze