Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

Nie doczekaliśmy się serialu o Sierpniu ’80. Dlaczego?

Po 1989 roku nie powstało na temat Sierpnia tego wymiaru widowisko filmowe, co „Człowiek z żelaza” czy „Robotnicy 80” – mówi prof. Krzysztof Kornacki, historyk i filmoznawca, współautor – z Arkadiuszem Bileckim – książki „Solidarność na ekranie”.
„Wałęsa. Człowiek z nadziei”
Robert Więckiewicz jako Lech Wałęsa z filmu „Wałęsa. Człowiek z nadziei”

Autor: „Wałęsa. Człowiek z nadziei” [screen z filmu], reż. A. Wajda, Akson Studio, Polska 2013

Sierpień ’80 to wielkie wydarzenie w historii Polski. W dodatku wydarzenie zwycięskie. Ale filmowo, mówiąc oględnie, słabo ograne.

I z odroczoną datą ważności. Bo jednak po kilkunastu miesiącach cały ruch Solidarności został „internowany”. Nasuwa się oczywiście pytanie – na ile tak ważne wydarzenie w historii Polski znalazło swoje odzwierciedlenie w kinie? Tuż po Sierpniu ’80, w okresie „karnawału Solidarności”, temat był mocno ogrywany przez polskie kino. Potem zniknął generalnie z radarów, także ze względu na cenzurę stanu wojennego. 

„Człowiek z żelaza” i „Robotnicy 80” to dwa sztandarowe przykłady filmów powstałych jeszcze przed 13 grudnia. Zrealizowano filmy, które wcześniej nie mogłyby powstać. Można żartobliwie powiedzieć, że to były najbardziej antykomunistyczne filmy zrobione za komunistyczne pieniądze. Obejrzała je ogromna liczba widzów. Zarówno na „Człowieka z żelaza”, jak i „Robotników 80” do kin poszło 5 milionów widzów.

Jerzy Radziwiłowicz jako Maciej Tomczyk w filmie „Człowiek z żelaza”
Jerzy Radziwiłowicz jako Maciej Tomczyk w filmie „Człowiek z żelaza” („Człowiek z żelaza” [screen z filmu], reż. A. Wajda, Zespół Filmowy „X”, Polska 1981)

Dwa filmy to jednak niewiele...

Było tego więcej… Polska Kronika Filmowa zmieniła w tamtym czasie swój profil. Pokazała strajk, używając wprost tego słowa, a nie nazywając tego, jak wcześniej, przerwami w pracy itp. Wiadomo, że stała za tym jakaś polityka informacyjna władzy, ale Polska Kronika Filmowa w tamtym momencie zdała egzamin. 

Co ciekawe, w specjalnym podwójnym wydaniu PKF, mającym potoczny tytuł „Strajk”, władza uznała za zasadne umieścić materiały z Grudnia ’70, żeby pokazać, iż teraz będzie dużo bardziej transparentnie. Ale szybko zdała sobie sprawę, że w kinach nie jest to najlepiej odbierane. Wśród widzów wzbierała złość, gdy widzieli, jak ludzie byli wówczas przez milicję bici. Wycinano więc te fragmenty w poszczególnych kopiach PKF.

Polska Kronika Filmowa była taką prawdziwą kroniką tamtych wydarzeń?

Przez wiele miesięcy towarzyszyła tym wydarzeniom w pozytywny sposób. I dla większości Polaków to było bardzo ważne, Polska Kronika Filmowa była popularna, niezależnie od jej propagandowego charakteru. Ale to „Człowiek z żelaza” Andrzeja Wajdy jest symbolem Sierpnia ’80.

Film, na który Polacy zagłosowali nogami, idąc masowo do kina, przez krytyków był jednak nie najlepiej oceniany.

Sam Andrzej Wajda był świadomy tego, że to jeden z jego słabszych artystycznie filmów. Ale nie miał czasu na to, żeby zrobić go lepiej. Już z samym scenariuszem było wiele zamieszania, jego ostateczny kształt rodził się w czasie zdjęć. Na przykład, nie było wiadomo, kim ma być syn Mateusza Birkuta. Ostatecznie stanęło na tym, że Maciej Tomczyk to ktoś na kształt Jerzego Borowczaka – jednej z osób, które zaczęły strajk. Ale wcześniej były też takie pomysły, iż powinien być to bohater, w którym widzowie rozpoznaliby Lecha Wałęsę, czyli „człowieka z żelaza”. 

Zdjęcia trwały, Marian Opania świetnie odtwarzał postać redaktora Winkla – ale postać mało bohaterską. Dlatego kiedy Bolesław Michałek, kierownik literacki zespołu X przyjechał na plan filmu, usłyszał od operatora Edwarda Kłosińskiego, że na razie to wychodzi im – przepraszam za wyrażenie – „człowiek z gó...a”.

Do tego dochodzą pewne nielogiczności fabularne, mechaniczne połączenie materiałów dokumentalnych z filmem fikcjonalnym czy patetyczna tonacja, nawet w grze Krystyny Jandy, która w „Człowieku z marmuru” miała zupełnie odmienny charakter. Przy czym dodajmy na obronę filmu, że ów patos był generalnie nastrojem tamtej chwili…

To w czym tkwi siła tego filmu?

W tym, że on, po prostu, musiał powstać jako zapis czasu, niezależnie od tego, jaka będzie jego wartość artystyczna. Nie mógł sięgnąć artystycznych wyżyn, jak „Człowiek z marmuru”. Tamten scenariusz był gotowy od kilkunastu lat, „Człowiek z żelaza” powstawał ad hoc. Ale nie na to zwracali uwagę jurorzy w Cannes, którzy nagrodzili go Złotą Palmą. To był szczególny moment, kiedy estetyka musiała ustąpić przed etyką, kiedy sprawa przez wielkie „s” była ważniejsza niż sztuka (przez małe „s”).

Krystyna Janda  i Adam Ferency w filmie „Człowiek z żelaza”
Krystyna Janda  i Adam Ferency w filmie „Człowiek z żelaza” („Człowiek z żelaza” [screen z filmu], reż. A. Wajda, Zespół Filmowy „X”, Polska 1981)

„Robotnicy 80” to dokument o ludziach strajku tamtego Sierpnia.

To film dla tych, którzy lubią historię, z dzisiejszego punktu widzenia raczej nudny. Od czasu do czasu proponuję go studentom do obejrzenia. I reakcje są chłodne. Bo w filmie występują głównie gadające głowy. Tymczasem dla mnie – także jako historyka – śledzenie konfliktu, jaki się rozgrywa na ekranie, jest ciekawe. To dramaturgia dziejącej się na naszych oczach historii, a jednocześnie niezwykła szermierka słowna. W tym dokumencie jest też pokazane tło strajku, tego, co działo się na zewnątrz Sali BHP. 

Ale to ostatnie jeszcze lepiej zaprezentował Ireneusz Engler w filmie „Sierpień”. Notabene był to film zrealizowany przez – znienawidzoną przez stoczniowców – telewizję publiczną. I ta produkcja filmowa, poza „Człowiekiem z żelaza”, „Robotnikami 80” i niektórymi wydaniami Polskiej Kroniki Filmowej, należy do najważniejszych obrazów, które pokazują wydarzenia Sierpnia ’80.

Był jeszcze zestaw nowel „Solidarność, Solidarność”.

Ale dopiero w 2005 roku. Tymczasem te wyżej wymienione filmy były bezpośrednią rejestracją tamtych dni. I ówczesnych widzów to zaskakiwało – bo wreszcie można było obejrzeć na ekranie najważniejsze, przełomowe wydarzenia polityczne bez cenzury. „Robotnicy 80” byli już właściwie po kilkunastu dniach od nakręcenia pokazywani na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, który w tamtym czasie odbywał się jeszcze w Gdańsku, w budynku NOT, niedaleko Stoczni Gdańskiej. I ci, którzy go oglądali, mieli nadzieję, że tak teraz będzie. Ale jak wiemy, po kilkunastu miesiącach władza tę nadzieję pogrzebała.

W III RP po ten temat twórcy też się jakoś ochoczo nie schylali.

Tego, co polskie kino wyprodukowało, żeby nie powiedzieć „wypluło” z wielkim trudem, a dotyczyło Sierpnia, jest naprawdę niewiele. Więcej mówiło się w kinie o stanie wojennym, który był epilogiem do „karnawału Solidarności”, niż o samym chwalebnym momencie Sierpnia ’80. Owszem, powstawały już w III RP filmy dokumentalne – choć bez tego rozmachu czy kinowych ambicji, co „Robotnicy 80” – ale żaden z nich nie niósł większych emocji społecznych, choćby ze względu na ograniczony zasięg odbioru tego rodzaju filmów, zwykle pokazywanych w telewizji (dziś w takich kanałach, jak TVP Historia). 

Po 1989 roku nie powstało na temat Sierpnia tego wymiaru widowisko filmowe, co „Człowiek z żelaza” czy „Robotnicy 80”.

„Człowiek z…” Konrada Szołajskiego, parodia filmów Wajdy („Człowiek z…” [screen z filmu], reż. K. Szołajski, Figaro Film Production, Polska 1993)

Filmowcom łatwiej filmuje się klęskę i porażkę niż sukces.

To tylko jedna z przyczyn, ta uniwersalna. Wiadomo, jak w słynnej sentencji: „Nic tak nie ożywia gazety, jak trup na pierwszej stronie”. Ale w tym przypadku były też inne, moim zdaniem poważniejsze, przyczyny. Najważniejszą była szybka dekonstrukcja mitu Solidarności po 1989 roku, spowodowana m.in. „wojną na górze”, która się rozpoczęła na początku lat 90., a także transformacją gospodarczą, która wypchnęła pewne grupy społeczne na margines. Tymczasem Solidarność w sierpniu roku 1980 traktowana była przede wszystkim jako ruch robotniczy. Inteligenci byli pomocnikami, niejako akuszerami, a rodził – trzymając się tej metaforyki – kto inny. 

Tymczasem na początku lat 90. Polska marzeń solidarnościowych, Polska szerszych mas społecznych nie została urzeczywistniona. Co zresztą ciekawe, jeśli po 1989 roku temat Solidarności wracał, to w zdecydowanej większości przypadków bohaterami byli inteligenci, elita, a nie robotnicy. Robotnicy odeszli w przeszłość wraz z Sierpniem ’80, a jeśli się pojawiali, to często jako roszczeniowi bohaterowie, którzy nie potrafią sobie poradzić w III RP.

To, że w 1992 roku Władysław Pasikowski pozwolił sobie na bluźniercze potraktowanie mitu Janka Wiśniewskiego w „Psach”, a publiczność przyjęła tę scenę z poczuciem „schadenfreude”, wskazywało na zmianę nastrojów społecznych. To, że Polacy śmiali się podczas słynnej sceny, nie wynikało – a przynajmniej nie tylko – z toporności intelektualnej czy moralnej widzów, ale z poczucia zdrady. To była chwila gorzkiej satysfakcji, że ktoś śmieje się z ideałów, które miały budować nową Rzeczpospolitą, a nie budowały.

I mit Sierpnia szybko zniknął z ekranu.

Wpływ na to miały także przemiany ideowe w środowiskach inteligenckich – w tym twórczych – które aspirowały do bycia elitą kraju. Zaczęto atakować Solidarność za jej narodowy (czy, jak pisano, nacjonalistyczny) i katolicki w dużym stopniu fundament. Przekonywać, że demokracja i kapitalizm wymagają aktywności, że skończyło się państwo opiekuńcze… Powstał wtedy szereg groteskowych, a nawet szyderczych obrazów, jak „Człowiek z…” Konrada Szołajskiego, „Kraj świata” Marii Zmarz-Koczanowicz, „Mięso” Piotra Szulkina itp.

Wracam jeszcze do nowel „Solidarność, Solidarność”.

Za tym projektem stał Andrzej Wajda. Powstał on z jego inicjatywy na 25-lecie Solidarności. Kilka nowel pokazuje Sierpień ’80 w tonacji tyrtejskiej, patetycznej. I z tej perspektywy Sierpień ’80 jawi się jako mit. Ale mit, który straciliśmy – mit wspólnoty obywatelskiej, wartości solidarnych, a nie egoistycznych. 

Skoro jesteśmy przy Wajdzie, przypomnijmy film „Wałęsa. Człowiek z nadziei” – tam Sierpień, co zrozumiałe, został pokazany, ale sam film powstawał z pragmatycznych powodów obrony Lecha Wałęsy przez Wajdę, i raczej nie łączył, ale znowu dzielił. Podobnie nie połączył Polaków film „Strajk” Volkera Schlöndorffa. Ten ostatni to zresztą przypadek symptomatyczny: autorem ekranowego wizerunku Sierpnia był reżyser niemiecki, a nie polski...

Nie doczekaliśmy się serialu o Sierpniu ’80.

Tu i ówdzie temat się pojawiał, ale nigdy na wyłączność. Np. w popularnym serialu „Stulecie Winnych” były dwa odcinki, których akcja dotyczyła Sierpnia. To była taka popkulturowa wersja tych wydarzeń, nieco unowocześniona. Nacisk położono w niej na kobiety walczące czy raczej wspierające strajk. 

Inny popularny serial – „Dom” – kończy się na Sierpniu 80. roku, kiedy jeden z bohaterów odwiedza żonę w szpitalu, a wokół panuje atmosfera radości z podpisania porozumień sierpniowych – przy czym żona właśnie umiera, co znowu zabarwia ów zbiorowy entuzjazm gorzką nutą. 

W innych serialach pojawiały się jakieś migawki z tamtego czasu, ale nie było tego wiele. Szkoda. Bo to rzeczywiście mógłby być materiał na serial, zrobiony dziś, np., dla jakiejś platformy streamingowej.

To dlaczego nie jest?

Bo Solidarność dzisiaj w przestrzeni publicznej żyje, według mnie, życiem społecznie rachitycznym, w wąskich środowiskach, które kultywują jej pamięć. Zresztą, obawiam się, że nawet gdyby powstał serial o Sierpniu, to z doraźnych politycznych powodów jedne osoby by eksponował, drugie – spychał w cień. 

Pozostał mit Sierpnia, mit, który – dopóki jesteśmy tak podzieleni – nie ma, moim zdaniem, szans na ucieleśnienie. Może zresztą taka jest rola mitu – żebyśmy wiedzieli, co straciliśmy…

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
ReklamaNewsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Reklama