Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

Gniew: Po takiej tragedii życie już nigdy nie będzie takie samo

Miała zaledwie 24 lata, jej córeczka nieco ponad 11 miesięcy. Zginęły w najbardziej tragiczny sposób. W domu, w którym mieszkały, wybuchł pożar. Na ratunek było za późno... Ocalała tylko babcia dziewczynki. Trwa akcja pomocy dla rodziny.
Tragiczny pożar w Gniewie. Zginęły 24-letnia kobieta i jej 11-miesięczna córeczka
Po tragicznym pożarze w Gniewie, w którym zginęły 24-letnia kobieta i jej 11-miesięczna córeczka, trwa akcja pomocy dla rodziny.

Autor: Krystyna Paszkowska | Zawsze Pomorze

To była najtragiczniejsza noc w historii Gniewu na przestrzeni ostatnich około 30 lat. Wcześniej też zdarzały się pożary, ale nigdy w ogniu życia nie straciło maleńkie dziecko. Od tej tragedii minęły ponad dwa tygodnie. Mieszkańcy nadal są wstrząśnięci. 

Rozpaczliwa walka strażaków i ratowników

W niedzielę, 24 sierpnia, przed godziną 3.00 w nocy jeden z domów jednorodzinnych przy ul. Górny Podmur stanął w płomieniach. Informacja z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Tczewie była, krótka i rzeczowa.

- Po dotarciu pierwszego zastępu zastano objęty ogniem budynek jednorodzinny, a także patrol policji, który przed przybyciem straży pożarnej ewakuował z wnętrza jedną osobę – informował kpt. Michał Myrda, oficer prasowy komendanta powiatowego PSP w Tczewie. 

Dom przy ul. Górny Podmur stanął w płomieniach 24 sierpnia ok. godz. 3.00 | (fot. OSP Gniew)

Z ustaleń wynikało, że wewnątrz mogą znajdować się jeszcze dwie osoby. Po ich odnalezieniu natychmiast przystąpiono do ewakuacji i udzielenia pomocy. Niestety, u 24-letniej kobiety oraz jej niespełna rocznej córeczki nie stwierdzono oznak życia. Ratownicy natychmiast rozpoczęli resuscytację krążeniowo-oddechową. Pomimo intensywnych działań nie udało się przywrócić czynności życiowych obu poszkodowanym. 

Pożar został opanowany i ugaszony. W działaniach udział brało łącznie 9 zastępów straży pożarnej, 3 zespoły ratownictwa medycznego oraz policja.

To jednak tylko „suche” fakty. To, co się tam działo wykracza poza ludzkie pojęcie.

CZYTAJ TAKŻE: Pożar domu jednorodzinnego w Gniewie. Dwie osoby nie żyją

Los nie szczędził Michaliny

- Co za tragedia – mówi pani Hanna. - Znałam Michalinę od lat. Nadal nie mogę uwierzyć w to, co się stało. To była taka dobra dziewczyna. Los jej nie szczędził. Jako 16-letnia dziewczyna przeszła udar. Baliśmy się, że nie uda się przywrócić jej sprawności. Jeździliśmy z Michaliną na rehabilitację. To trwało dość długo, ale ona, na szczęście, stanęła na własnych nogach. Założyła rodzinę. Na świecie pojawiła się Charlotte. Kiedy mama Michaliny - po wypadku na basenie - nie była w stanie samodzielnie funkcjonować,  Michalina przeprowadziła się z córeczką do rodzinnego domu. Zajmowała się mamą, jeździła z nią do lekarzy, na zabiegi.

Pani Hani wciąż trudno jest mówić o tym, co się stało.

- Przecież Michalina i jej córeczka były dla mnie prawie jak rodzina – mówi pogrążona w smutku kobieta. - Charlotte była takim cudownym dzieckiem. Zawsze uśmiechnięta. To było takie żywe sreberko. A teraz już ich nie ma. I to w taki sposób. Nie umiem się z tym pogodzić.

Myśleliśmy, że to znowu „dżungla”

Zapytana, co pamięta z tej nocy, z trudem podejmuje rozmowę.

- To był jeden totalny hałas – wspomina pani Hanna. - Myśleliśmy, że to znowu „dżungla”, tak nazywamy jeden z pobliskich lokali. Dzięki Bogu, że tam stali policjanci.

Mieszkańcy przyznają, że po raz pierwszy mogli powiedzieć, że ta „dżungla” przyczyniła się do tego, że chociaż najstarsza domowniczka została uratowana. Jak mówią, prawdopodobnie dwóch chłopaków wychodzących z tego lokalu zauważyło, że dzieje się coś złego, że „idą kłęby dymu”. Zrządzeniem losu był też powrót do domu jednego z sąsiadów, pana Leszka. Przy budynku pojawiły się dwa radiowozy... To, co się wówczas działo, początkowo wyglądało jak działania na oślep. 

Mieszkańcy dostrzegli poświęcenie ratowników, którzy przyjechali do Gniewu (fot. OSP Gniew)

Jednak to właśnie sąsiedzi i policjanci z Gniewu oraz Pelplina jako pierwsi ratowali domowników z płonącego budynku. Słupy ognia w krótkim czasie sięgały nawet 3 metrów. Mimo to nie brakowało ludzi, którzy chcieli wchodzić w ogień, żeby tylko uratować mieszkańców objętego ogniem domu. Nie patrząc na własne bezpieczeństwo do budynku próbowali dostać się pan Leszek i starszy syn uwięzionej we wnętrzu pani Małgorzaty.

- Pani Małgosia ma, właściwie to miała pokój na parterze, a Michalina z córeczką na piętrze – mówią sąsiedzi. - Pani Małgosi udało się przejść do łazienki i stamtąd wołać o pomoc. Jakoś otworzyła okno. Dopływ powietrza sprawił, że ogień dosłownie wybuchł. Płomienie wychodziły z każdego pomieszczenia.

ZOBACZ TEŻ: Tragiczny pożar w Gniewie. Wstępnie wykluczono podpalenie, trwa śledztwo

Pan Leszek próbował wywarzyć drzwi wejściowe do domu.

- Niestety, nie udało mi się – mówi wciąż przeżywający tamtą noc mężczyzna. - Zdołałem jedynie wybić szybę w drzwiach. Fragmenty szkła wbiły mi się w rękę. Nawet w tych nerwach tego nie poczułem. Zacząłem wołać do policjantów, żeby podjechali radiowozem bliżej domu.

Wstrząsające przeżycia

Potem wszystko potoczyło się, jak w filmie akcji – szkoda tylko, że życie nie na niby, a naprawdę straciły dwie osoby.

Sąsiad z policjantami wskoczyli na radiowóz i w taki sposób uratowali panią Małgorzatę. Jak tylko znalazła się na zewnątrz domu wciąż powtarzała tylko jedno: „Michalina, Michalina, Charlotte. Ratujcie”. Panią Małgosią zajęli się strażacy i wkrótce ratownicy z Zespołu Ratownictwa Medycznego. Pozostali ochotnicy przez około pół godziny próbowali odszukać Michalinę i jej córeczkę.

- W domu były kłęby dymu – mówi Dariusz, strażak z Ochotniczej Straży Pożarnej w Gniewie. - Do wnętrza mogliśmy wejść jedynie z aparatami oddechowymi. Nie było nic widać, nawet na wyciągnięcie dłoni. Przeszukując po kolei każde pomieszczenie znaleźliśmy Michalinę i jej córeczkę. To było trudne doświadczenie. Jestem od wielu lat w straży, ale kiedy ginie dziecko i to w taki sposób, trudno jest się pogodzić z taką tragedią.

Mieszkańcy podkreślają, że strażacy dali z siebie wszystko. Wysoka temperatura, pełne zadymienie sprawiały, że żaden z ochotników nie mógł przebywać we wnętrzu dłużej niż kilka minut. Jednak nic nie mogło ich powstrzymać od odnalezienia młodej kobiety i dziecka.

- W domu nawet nie mieliśmy możliwości sprawdzić, czy one żyją – mówi inny strażak z OSP Gniew – Mateusz. - Jak najszybciej wynieśliśmy oboje i przekazaliśmy ratownikom.

(fot. OSP Gniew)

Mieszkańcy dostrzegli także poświęcenie ratowników, którzy przyjechali do Gniewu.

- Ciało Charlotte było takie wiotkie – mówi jedna z sąsiadek. - Ani u Michaliny, ani u Charlotte nie było oznak życia. Medycy przed długi czas próbowali przywrócić obu ofiarom funkcje życiowe. Jednego z nich koledzy musieli odciągnąć, bo nadal chciał próbować ratować ofiary. Nie chciał się poddać. To co dla nas było największą oznaką szacunku dla ofiar pożaru, to sposób w jaki ratownik potraktował ciało dziecka. Zazwyczaj ofiary po prostu układane są w specjalnych workach wprost na ziemi. Ten ratownik wziął ciało dziewczynki i położył je piersiach jej mamy. To był dla nas przejaw najwyższego szacunku i empatii wobec ofiar pożaru.

Próbowaliśmy się skontaktować z panią Małgorzatą. Po pożarze kobieta trafiła do szpitala. Stamtąd do swojego syna w Starogardzie Gdańskim. Wymaga wsparcia psychologicznego.

- To jeszcze za wcześnie, żebyśmy potrafili rozmawiać o tej tragedii – powiedział syn pani Małgorzaty. - Proszę uszanować naszą żałobę.

Trwa zbiórka pieniędzy na pomoc rodzinie

Już następnego dnia po tragedii ruszyła zbiórka pomocy dla pani Małgosi i jej rodziny. Na stronie zrzutka.pl założono zbiórkę pieniędzy.

„W pożarze rodzinnego domu rodziny Jeleniewskich życie straciły 24-letnia Michalina oraz jej 11-miesięczna córeczka Charlotte. Ogień odebrał nie tylko bliskich, ale i cały dorobek życia. Z płomieni ocalała mama Michaliny – 54-letnia Małgosia. W jednej chwili została pozbawiona córki, wnuczki, domu i wszystkich rzeczy codziennego użytku. Niedawno pożegnała męża, a dziś zmaga się z kolejną, niewyobrażalną stratą. Ukochane osoby stracił także Jeremiasz – partner Michaliny i ojciec małej Szarlotki. To dla niego oraz rodzeństwa i mamy Michaliny niezwykle ważne będzie długotrwałe wsparcie psychologiczne i terapia, które pomogą stopniowo podnosić się z tej traumy" - czytamy w opisie zbiórki.

Pani Małgosia jest znaną i lubianą mieszkanką Gniewu. Przez wiele lat pracowała jako nauczycielka, wychowując i wspierając kolejne pokolenia uczniów. Dziś to ona i jej najbliżsi potrzebują naszego wsparcia. Każda wpłata – nawet najmniejsza – ma ogromne znaczenie. Razem możemy sprawić, że w tym trudnym czasie Gosia, cała rodzina nie zostaną sami.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama
Reklama