Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama
Inside Seaside 2025

Inside Seaside jak zwykle nie zawodzi. Udany pierwszy dzień, ale fajerwerki przed nami

Pierwszy dzień Inside Seaside Festival za nami. Muzycznie trudno mówić o jakichś odkryciach, ponieważ najlepsze dania zostaną zaserwowane w niedzielę, ale było kilka bardzo przyjemnych akcentów. Przede wszystkim jednak impreza się powiększyła i rozwinęła - niemal każdy zakamarek AmberExpo skrywa coś atrakcyjnego.
Inside Seaside  jak zwykle nie zawodzi

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Więcej miejsca, więcej atrakcji

Inside Seaside mógł się wydawać karkołomnym pomysłem, ale trzecia edycja pokazuje, że to nie miało się nie udać. Wszystko tu jest dopracowane i ze sobą współgra. Jest ładnie, czytelnie i przede wszystkim jakościowo.

Już nie trzy, a cztery hale mieli do dyspozycji organizatorzy. Pozwoliło to na stworzenie nowej przestrzeni - 100czni na wyjeździe, która jest zdecydowanie najbardziej atrakcyjną przestrzenią tegorocznego festiwalu. Nie chce się stamtąd wychodzić. Nie dość, że udało się przenieść klimat stoczniowego miejsca do pomieszczenia, to jeszcze znaleziono tam miejsce na modę, bary i scenę Radia 357, na której odbywały się rozmowy. Te - jak zwykle - cieszyły się dużym zainteresowaniem, a podczas spotkania z Marcinem Matczakiem trudno było zbliżyć się w pobliże sceny.

Bardzo dobrze została rozplanowana cała przestrzeń - dużo atrakcji na każdym kroku. Od sztuki, przez galerię plakatu, modę, winyle, silent disco, kino, świetlica, strefy partnerskie. I wszędzie byli ludzie - każdy chłonął to, co festiwal ma do zaoferowania.

Warto tu też powiedzieć o nowej, czwartej hali AmberExpo, która została wybudowana z myślą nie tylko o targach, ale też o wydarzeniach muzycznych czy produkcjach filmowych. Ulokowano tam mniejszą sceną, która dotychczas była w hali C. No i czapki z głów - kapitalnie jest to wszystko przygotowane. Dźwięk jest kapitalny. Bez względu na to, w którym miejscu się stanie czy usiądzie, wszystko się zgadza. Może to być zupełnie nowa jakość na trójmiejskim rynku koncertowym - to tylko kwestia czasu, jak będą tam się odbywać regularne występy.

Różnorodne brzmienia pierwszego dnia

Pierwszego dnia Inside Seaside widać było, że jeszcze sporo osób może się zmieścić i pewnie w niedzielę będzie dużo ciaśniej, ale i tak frekwencja dopisała. Dobrym przykładem był koncert Ścianki, na który trzeba było odstać swoje w kolejce. Sala na pierwszym piętrze AmberExpo pękała w szwach. Niemal każdy chciał chociaż przez chwilę zobaczyć występ legendarnego zespołu. Tym razem w wersji symfonicznej - komu się udało, ten wie, że było warto poczekać.

O dziwo wielkie publiczności nie zgromadziła Sigrid, która zagrała bardzo energetyczny koncert pełen popowej przebojowości. Młoda norweska piosenkarka urzeka swoją naturalnością i talentem, ale jednocześnie nieco nuży schematami i brzmieniem, które już bardzo dobrze znamy. Wielokrotnie miało się wrażenie, że te melodie już gdzieś słyszeliśmy. Niemniej - bardzo przyjemny koncert, który pokazał, że pop nie musi być multimedialnym show z milionem ozdobników.

Niesamowity za to był Altin Gun - zespół z Amsterdamu, który gra… turecką muzykę. Ta wielonarodowościowa zbitka muzyków tworzy absolutnie magiczne brzmieniowe pasaże, które porywają od pierwszych dźwięków. Mamy tu hipnotyzujące brzmienia zaczerpnięte z post-rocka czy psychodelii, ale też mnóstwo przebojowości. Wiele osób wyczekiwało tego koncertu i na pewnie się nie zawiodło, a ci, którzy nie znali bez wątpienia dodadzą kilka piosenek do codziennej playlisty.

Headlinerem soboty był australijski zespół Royel Otis. Powstali zaledwie sześć lat temu, a już dorobili się sporej popularności i wiernej publiki. To również muzyka, którą już gdzieś kiedyś słyszeliśmy. Indie rock pomieszany z shoegazem i przyjemnym popem. Panowie jeńców nie biorą - wychodzą i od razu porywają publiczność do tańca, przenosząc ich nieco w przeszłość, kiedy triumfy święciły takie formacje jak Block Party, The Wombats czy Two Door Cinema Club.

Przebojowości im nie brakuje. Energii tym bardziej - perkusista już na początku koncertu zdążył sobie rozciąć palec. Liderzy zespołu, Royel Maddell i Otis Pavlovic to dwa odmienne światy, Pierwszy wystylizowany na Kurta Cobaina, szalejący na scenie, drugi ukryty za mikrofonem schowanym w doniach i czapce z napisem „Gdańsk”. To wszystko jednak ze sobą bardzo dobrze współgra, ponieważ pokazuje całe spektrum alternatywy, z której czerpie zespół. Do tego pomysłowe wizualizacje i puszczanie oczka do publiczności, które trochę przypomina burzenie czwartej ściany w filmie. Ach, no i ten cover „Murder on the Dancefloor” Sophie Ellis-Bextor!

Niedziela bez chwili na oddech

Organizatorzy nie mieli litości. A może i mieli - dali nieco spokojniejszy zestaw na początek, aby nie zużyć całej energii. Tym samym w niedzielę można szaleć do utraty tchu. A będzie przy kim - surowi The Kills, bezkompromisowi King Gizzard & The Lizard Wizard, a także niezwykle taneczni The Pill, przebojowi Franz Ferdinand i energetyczni Deadletter na zamknięcie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
ReklamaNewsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Reklama