Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

Czy Chopin wygrałby Konkurs Chopinowski? Jak sztuka radzi sobie w bojach z arytmetyką

Najbardziej przegrani w Konkursie Chopinowskim są ci, którzy przegrają i przestaje się o nich mówić. Bo ci, którzy odpadną przy sprzeciwie publiczności, a zwłaszcza krytyki, to tak naprawdę wygrali - mówi Monika Zytke, dyrygent, dr hab. sztuki muzycznej
Czy Chopin wygrałby Konkurs Chopinowski?  Jak sztuka radzi sobie w bojach z arytmetyką
„Czy Chopin wygrałby Konkurs Chopinowski?” – muzyczne spotkanie z Moniką Zytke, 16 listopada, godz. 17, Dom Zarazy, Stary Rynek Oliwski 15 w Gdańsku

Autor: Michał Kurowski

Czy Chopin wygrałby Konkurs Chopinowski” to tytuł twojego listopadowego programu w oliwskim Domu Zarazy. Spytam wprost: Wygrałby?

Pytanie, czy w ogóle by wystartował? Jestem przekonana, że z własnej woli nigdy by się na coś takiego nie porwał. Publiczne występy to nie była jego bajka. Nawet koncertów nie lubił grać.

Skąd w ogóle to pytanie?

Na pewno z kontrowersji wokół werdyktu jury tegorocznego, ale i wcześniejszych edycji Konkursu Chopinowskiego. Krążyły komentarze, że tak wielu wybitnych pianistów zostało wręcz niezauważonych, że być może i sam Chopin odpadłby tu na starcie. Tymczasem on sam mówił przecież, że jego etiudy najlepiej gra Liszt… Konkurs wzbudził ogromne emocje, nie tylko wśród muzyków. Dociekano, jak w ogóle można „zmierzyć” piękno gry, gdy poziom wszystkich uczestników był tak wysoki!

CZYTAJ TEŻ: Publiczność go uwielbia, ale werdykt jury był inny. Gdańszczanin nie zagra w finale Konkursu Chopinowskiego

A zatem, jak mierzą się z tym zadaniem jurorzy?

Niestety, są skazani na system oceniania, który - moim zdaniem - jest wielce niedoskonały. Bywam jurorką w konkursach muzycznych, mam w tej materii spore doświadczenie. Tegoroczny werdykt był wyjątkowo kontrowersyjny. Ostatni, który budził podobne emocje zdarzył się w roku 2010, gdzie zwyciężyła pianistka, na której występy w poszczególnych etapach niewielu zwróciło uwagę. Okazało się też, że po tamtym konkursie wszystkie filharmonie chciały gościć na swoich scenach laureata II miejsca… Tak wielkim konkursom jak chopinowski będą zawsze towarzyszyły ożywione spekulacje i teorie spiskowe. Jestem od nich daleka, ale już na podstawie tej arytmetyki oceniania widać, jak sama zasada jest źle skonstruowana. Nie jest to metoda porównawcza, a oceniająca poziom indywidualnie, jak w szkole. Na pewno odbywa się to ze szkodą nie tylko dla pianistów, ale i samego konkursu. Ten, właśnie zakończony, był kontrowersyjny właściwie od początku…

Monika Zytke: - Krzywdą największą jest odrzucenie kogoś na początku konkursu, bo tych, którzy dostali się do trzeciego etapu publiczność zapamięta (fot. Michał Kurowski)

Od początku?

W opinii nie tylko słuchaczy, ale i krytyków muzycznych, dziennikarzy, pianistów, niezakwalifikowanie się Mateusza Dubiela do kolejnych etapów to coś niezrozumiałego absolutnie. W II etapie odpadł Gabriele Strata i to była – jak komentowali niektórzy - strata dla konkursu przeogromna. Werdykty wciąż zaskakiwały. Finalny był zaskoczeniem może nawet dla samego zwycięzcy! Podczas ogłoszenia nazwiska laureata zamiast huraganu braw zaległa cisza… A przecież w takich chwilach emocje powinny wybuchnąć! Ludzie we foyer Filharmonii Narodowej do drugiej w nocy czekali na ogłoszenie wyników… Rozczarowanie było ewidentne. Obdarowany Eric Lu, to rzecz jasna, bardzo dobry pianista, jednak w czasie konkursu, zupełnie bez formy, wszak jeden ze swoich występów w III etapie musiał przełożyć na inny termin, bo dopadła go niedyspozycja. Generalnie szkoda mi tego artysty, żal, że stał się bohaterem tej sytuacji, tych komentarzy… Ten werdykt to był naprawdę szok.

Może i dla samych jurorów?

Tak powiedział przewodniczący jury po I etapie - że wyniki go zaskoczyły i w II etapie nie usłyszy tych, których był pewien… Jurorzy raz wysłuchawszy uczestnika oceniają go punktacją od 1 do 25 i oddają arkusze punktacji po każdej sesji bez możliwości poprawki, nawet, gdy wśród kolejnych pianistów ktoś według nich zagra lepiej. To są mankamenty oceny wysokościowej, nie porównawczej. Tylko etap pierwszy dopuszcza weryfikację oceny – jurorzy mają karty do końca. Może się zdarzyć też tak, że wszystkich uczestników ocenią prawie po równo, a wtedy o przejściu do kolejnych etapów decydują ledwie setne punktu. Moim zdaniem lepsze byłoby głosowanie na konkretnego artystę, trochę jak w wyborach. Punktacja też jest niezbędna, ale porównawcza, by jurorzy naprawdę wskazywali wprost, kogo chcą słuchać w następnym etapie. System oceny, który tu obowiązuje to już nawet nie jest arytmetyka, to jest coś, co w sztuce nigdy nie zadziała.

Sztuki nie da się zmierzyć linijką – to twoje słowa.

Pamiętam, gdy swego czasu, po znakomitym starcie pływaczka Otylia Jędrzejczak szła łeb w łeb z Petrią Thomas, a na mecie wyprzedziła ją – jak komentowano - o … „pół paznokcia”! To te setne, które jednak w tym przypadku mierzy maszyna, które da się policzyć. Jak zmierzyć te „pół paznokcia” w sztuce? Dlatego lepiej wyróżnić osobowości. W tegorocznym konkursie odpadł ktoś tak wyjątkowy jak Gruzin David Khrikuli.

Jeden z komentatorów powiedział o jego występie: „Nie wszystko mi się podobało, ale uważam, że jest bardzo wyrazisty i to jest atut w tym konkursie”.

Ten zachwycający talent co prawda wszedł do finału, ale nie dostał ani jednej nagrody. Jak to możliwe?! Niestety, system skali ocen jest tu absolutnie niespójny. W regulaminie istnieje zapis, że jurorzy powinni wykorzystywać całą skalę ocen od 1 do 25, gdzie w zakresach po kilka stopni podane są oznaczenia: „słaby”, „poniżej średniego”, „średni”, „dobry”, „bardzo dobry”, „wyjątkowy”, „doskonały”. I już to budzi kontrowersje. Czy „wyjątkowy” naprawdę jest gorszy od „doskonałego”? I co to znaczy „słaby”, kiedy każdy uczestnik pierwszego etapu wyeliminował sześciu konkurentów w dwustopniowych eliminacjach! Do konkursu było przecież ponad sześćset zgłoszeń! To już są najlepsi z najlepszych, a jury ma wybrać tych naj naj spośród nich. Jednak regulamin mówi, że jurorzy powinni wykorzystywać pełną skalę ocen, czyli 1 punkt dawać najsłabszym spośród tych najlepszych, a nie jakoś ogólnie „słabym”. Ale jurorzy tak nie robią – w I etapie najniższa ocena była 8, a w IV – 15. Czyli punktacja z 25-stopniowej zrobiła się na koniec 10 -stopniowa, tak więc o wszystkim decydowały setne, jak nie tysięczne. Dlatego system ocen „linijką” w muzyce nie może się sprawdzić. Jurorzy powinni sobie powiedzieć: „Tak, tego artystę chce słuchać dalej, a zatem musi on przejść do kolejnego etapu”. Po prostu. W konkursie nie oceniamy ich poziomu, który jest wysoki z zasady, musimy porównać ich między sobą – to jest istota sprawy.

Ktoś kiedyś próbował coś zmienić w tej sprawie?

Może za kulisami, tego nie wiem. Kiedyś zresztą było jeszcze gorzej, bo juror musiał oddać kartę ocen bez możliwości poprawki po każdym występie. Dziś z kolei jest w jury możliwość dyskusji o uczestnikach. Choć czy takie debaty mogą coś zmienić? Jak widać po tegorocznym konkursie, niekoniecznie. Inna jest sytuacja, gdy w konkursie jest ewidentny lider, wyprzedzający pianistyczny peleton – wtedy nagroda nie budzi wątpliwości. Tak było w przypadku Rafała Blechacza (2005) czy Bruce’a Liu (2021). W tym drugim przypadku nawet dziennikarze muzyczni przyszli na finał w koszulkach z wizerunkiem aktora Bruce’a Lee, chcąc czytelnie zaprezentować jurorom, kto tu jest najlepszy (śmiech). Ale na tym samym konkursie kolejne nagrody – od II do VI – budziły już kontrowersje. Leonorę Armellini uplasowano dopiero na miejscu piątym… Byłam potem na jej koncercie, gdzie zapowiadający ją konferansjer powiedział: „Laureatka II miejsca… Nie mam racji, powiedzą państwo? A może powinienem rację mieć?”. Pierwszy i jedyny raz w życiu widziałam, jak konferansjer dostał owację na stojąco. Włoszka była uważana za jedną z najbardziej pokrzywdzonych w tym konkursie. Podobnie jak teraz Khrikuli. To osobowość. Budził emocje, więc dostawał skrajne oceny, np. w II etapie od 12 do 24. Ale gdyby jurorzy mogli głosować porównawczo, a nie wystawiać stopnie jak w szkole, być może inaczej by to wyglądało.

Charyzmę da się zmierzyć?

Konkursy muzyczne to są przede wszystkim emocje, w jakimś sensie indywidualne, ale nie zawsze, często charyzma wykonawcy udziela się zbiorowo. Te emocje podbija też przecież sama muzyka! 

Najbardziej przegrany w historii Konkursu Chopinowskiego?

Na pewno przegranym nie był – choć przegrał - słynny Ivo Pogorelić, pianista którego Martha Argerich uznała za geniusza i zrezygnowała z udziału w pracach jury, gdy ów nie dostał się do finału konkursu w 1980 roku. Potem już wszyscy chcieli słuchać i oglądać tylko jego!

Już w 1981 roku zagrał w wypełnionej po brzegi nowojorskiej Carnegie Hall, choć zwycięzca konkursu z roku 2005, wspomniany Rafał Blechacz, zadebiutował tam dopiero kilka lat później.

Krzywdą największą jest odrzucenie kogoś na początku konkursu, bo tych, którzy dostali się do trzeciego etapu publiczność zapamięta.

Jak Piotra Pawlaka.

Ujął publiczność błyskawicznie. Wygrał też konkurs w plebiscycie radiowej Dwójki. Pamiętam wenezuelską pianistkę Gabrielę Montero, laureatkę III miejsca w konkursie z 1995 roku, pierwszej nagrody w ogóle wtedy nie przyznano. Znakomita improwizatorka, która ujęła mnie swoją grą. Myślę jednak, że jej umiejętności improwizatorskie nie były dobrze widziane przez jurorów, że odcięły jej drogę na szczyt, podobnie jak w tym roku pianiście z Malezji, który przyznał się, że gra jazz. To i tak wspaniale, że ci improwizatorzy docierają jednak do kolejnych etapów, kiedyś nie było to możliwe, uważano, że to „takie niechopinowskie”. I to mnie akurat bardzo dziwi, bo właśnie kto jak kto, ale Chopin wielkim improwizatorem był. Ci, którzy mieli szczęście go kiedyś słuchać pisali, że jego utwory są genialne, ale improwizacje to jest dopiero majstersztyk! 

A zatem?

A zatem, myślę, że najbardziej przegrani w konkursie są ci, którzy przegrają i przestaje się o nich mówić. Bo ci, którzy odpadną przy sprzeciwie publiczności, a zwłaszcza krytyki, to tak naprawdę wygrali. Transmisje konkursowe oglądało ponad milion ludzi każdego dnia! Mateusza Dubiela na pewno zapamięta wielu. Zresztą był laureatem Ogólnopolskiego Konkursu Chopinowskiego. Tym bardziej dziwne, że odpadł po pierwszym etapie. Oczywiście, artysta może akurat nie mieć formy, ale - jak się okazało - brak formy w tym roku nie był problemem...

Wygląd, zachowanie uczestnika konkursu ma dla słuchaczy jakieś znaczenie?

Mojej studentce, która studiowała też filozofię zaproponowałam swego czasu temat pracy magisterskiej: „Wpływ czynników pozamuzycznych na odbiór muzyki”. To była głęboka analiza porównawcza biorąca pod uwagę różne konfiguracje, różne wykonania.

Co wykazały badania?

Czasem okazywało się, że strój nie ma znaczenia w ogóle. Z kolei zachowanie, dynamika na scenie triumfowały. Tak było przecież w przypadku Pogorelića, swoim oryginalnym sposobem bycia ujął publiczność. Wracając jeszcze do jurorowania… Mam wrażenie, że po tych długich przesłuchaniach, przy kilku punktacjach jednego dnia juror nie będzie się już zgadzał ...sam ze sobą. Choćby dlatego, że może być po prostu zmęczony. Dlatego istotne jest według mnie patrzenie na człowieka, a nie na uczestnika konkursu. W końcu, wybieramy najlepszego czy stawiamy stopnie? 

Trudno być jurorem w konkursach muzycznych...

To jest męka. Zwłaszcza gdy poziom uczestników jest wyrównany. Zdecydowanie prostsze jest ocenianie podczas egzaminów, tu wszystkim można postawić piątkę, w konkursie tym wszystkim na równi utalentowani ludziom, grającym ten sam repertuar nie mogę dać pierwszego miejsca. Trzeba kogoś wybrać. Na jednej z grup na FB komentowało konkurs kilkadziesiąt tysięcy osób. Często byli to laicy, ale oceniali uczestników z takim wyczuciem, taką wrażliwością i emocjami, ze znawstwem wreszcie, że naprawdę byłam pełna podziwu. To są te pozytywne strony Konkursu Chopinowskiego, który jednoczy ludzi wokół muzyki, i to tej z najwyższej półki. A zatem sprawdziła się idea inicjatora konkursu, Jerzego Żurawlewa. To, o czym marzył to rozpropagowanie muzyki Chopina, która sto lat temu, a tyle w 2027 roku będzie miał konkurs, była w regresie, stawała się niemodna...

Dziś, im większe kontrowersje wokół werdyktu, tym większa liczba słuchaczy…

Doszło do tego, że przed Filharmonię Narodową wezwano policję, bo ludzie prawie bili się o wejściówki.

Tworzyły się komitety kolejkowe…

Bilety na przesłuchania konkursowe rozchodziły się, dosłownie, w kilka minut! Ludzie przychodzili o 4 rano, by zdobyć wejściówki na godzinę 10! Trochę mi żal, że ludzie tak się nie biją o miejsca na koncerty muzyki klasycznej na co dzień. 

***

„Czy Chopin wygrałby Konkurs Chopinowski?” – muzyczne spotkanie z Moniką Zytke, 16 listopada, godz. 17, Dom Zarazy, Stary Rynek Oliwski 15 w Gdańsku. Wstęp wolny 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
ReklamaNewsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Reklama