Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Kiedy świat się wali, ty zostań stoikiem. A kiedy się nie wali – stoicyzm też nie zawadzi

Stoicyzm to nie jest filozofia ucieczki od świata, tylko odnalezienia się w nim takim, jaki on jest, wśród takich ludzi, jacy wokół nas żyją nim są – mówi Piotr Stankiewicz, pisarz i filozof, autor „Sztuki życia według stoików” i newslettera stoickiego.
Fot. piotrstankiewicz.pl

Stoicyzm liczy sobie mniej więcej 2300 lat. Co atrakcyjnego jest dziś w doktrynie, która powstała w czasach, kiedy ludzie nie tylko nie znali internetu, ani nawet silnika parowego, ale też wierzyli w historyjki o romansach i pijaństwie swoich bogów, a system społeczny i ekonomiczny był oparty o niewolnictwo?

Odpowiadając na tak postawione pytanie trudno jest uciec od kontekstu, od tego, co się dzieje w ciągu ostatnich dwóch miesięcy w Ukrainie oraz ostatnich dwóch pandemicznych lat. Mamy świat, który wypadł z zawiasów – mówiąc Hamletem. A stoicyzm jest właśnie taką filozofią, do której ludzie uciekają w niepewnych czasach. Wtedy źródła porządku, spokoju, czy kompasu wskazującego jak żyć, zaczynamy szukać raczej w sobie, niż w świecie zewnętrznym. Ale stoicyzm, to jest też dużo więcej. To wskazówki na temat autonomii moralnej jednostki, odpowiedzialności za wybór naszych celów i wartości, za kształtowanie naszego charakteru. I nawet gdyby czasy były spokojne – miejmy nadzieję, że takie wrócą – to on i tak jest szalenie atrakcyjny i zaskakująco aktualny. Jak się weźmie pod uwagę choćby to, co dzisiejsza nauka mówi o funkcjonowaniu ludzkiego mózgu, czy szerzej umysłu, okazuje się to bardzo zbieżne z tym, co stoicy sobie wyfilozofowali dwa tysiące lat temu. Podobnie w wymiarze politycznym. Wspomniał pan o niewolnictwie. Stoicy byli pierwszymi w cywilizacji zachodniej, którzy mówili, że niewolnik, barbarzyńca, czy kobieta, są tak samo ludźmi, i tak samo mogą rozwijać cnoty, jak wszyscy inni. Dzisiaj żyjemy w świecie, w którym ten pogląd stał się mainstreamem.

Trochę mnie pan zaskoczył mówiąc o odpowiedzialności. Panuje potoczne przekonanie, że stoicyzm to przede wszystkim oderwanie się, żeby nie powiedzieć obojętność wobec spraw tego świata.

Nie byłoby sensu rozmawiać, gdybym nie mógł pana niczym zaskoczyć (śmiech).

Padły trzy słowa na „o”: oderwanie, obojętność i odpowiedzialność. Z pierwszym się nie zgadzam – stoicyzm absolutnie nie polega na oderwaniu od życia. Stoicy są materialistami, w filozoficznym znaczeniu tego słowa. Uważają, że istnieje tylko ten świat, w którym żyjemy, świat materialny. Nie ma transcendencji, nie ma zaświatów, nie ma dokąd uciekać. Szczęście, spełnienie, wszystko to, co możemy osiągnąć - jest z tym życiu, które mamy, w tym świecie, który jest tutaj, wśród tych ludzi, jacy oni są. Stoicyzm to nie jest filozofia ucieczki od świata, tylko odnalezienia się w nim takim, jaki on jest. W stoicyzmie, zwłaszcza tym rzymskim, kładziono bardzo mocny akcent na konieczność zaangażowania społeczno-politycznego. W ogóle starożytni Grecy i Rzymianie żywili przekonanie, że pełnię człowieczeństwa osiągamy dopiero jako obywatele, jako członkowie podmiotu politycznego.

Piotr Stankiewicz

Przejdźmy zatem do drugiego „o” – obojętności.

To nie jest tak, że stoik jest obojętny. On po prostu koncentruje się na tych rzeczach, które są naprawdę „nasze”, to znaczy są zależne od nas w stu procentach. Z tego powodu nie zostaje mu wiele czasu, żeby się przejmować rzeczami na zewnątrz. Nie chodzi przy tym o to, żeby być nieczułym, cynicznym. Chodzi o to, żeby nie marnować energii na zajmowanie się bzdurami. Jeżeli moja żona jest chora, to oczywiście jest to ważna sprawa i nie mogę być obojętny. Natomiast, jeśli ktoś się o coś kłóci w internecie, czy coś głupiego powie, to są to rzeczy, które nie powinny być przedmiotem moich zainteresowań. I wreszcie po trzecie – odpowiedzialność. Jak najbardziej tak, tylko trzeba zdawać sobie sprawę, że każdy samemu definiuje swoje wartości, swoje cele w życiu i generalnie wykuwa swoją ścieżkę – i za to trzeba brać odpowiedzialność.

Zaczyna pan książkę od tezy, że o naszym życiu i szczęściu decydują w wyobrażenia, a nie rzeczy, których te wyobrażenia dotykają. Jak to się ma w odniesieniu do tego, o czym pan przed chwilą sam wspomniał, a więc wojny w Ukrainie i bestialstw, których doświadczają mieszkańcy tego kraju? Przecież to nie wyobrażenia unieszczęśliwiają tych ludzi.

Nie jest rolą filozofa by – kiedy ktoś ucieka przed bombami - wyciągać jakąś tam książkę i zaczynać tej osobie jakieś rzeczy tłumaczyć. Kiedy piszę, że o naszym życiu i szczęściu decydują wyobrażenia, opowieść o faktach, a nie same fakty, to oczywiście nie mówię tego w znaczeniu biologicznym. Jeżeli spadnie na mnie bomba i mnie zabije, to nie będę żyć, i będzie po temacie. Chodzi o co innego: w odniesieniu do mojego funkcjonowania, dużo bardziej od samych faktów, liczy się opowieść, w jaką sobie ułożę te fakty. Kiedy pan do mnie przed chwilą zadzwonił na Signalu, nie udało nam się porozmawiać, bo miałem niewłączony mikrofon. Jeżeli w takiej sytuacji ja sobie powiem, że to jest dowód na to, że ja się nie nadaję do udzielania wywiadów, że ja się nie znam na telefonach, „nie umiem w aplikacje”, albo – co więcej – że mnie się nigdy nic nie udaje, to sam sobie podetnę skrzydła. A przecież sam fakt, że coś nie zadziałało, nie sugeruje jeszcze za wiele. Większość konsekwencji tego, co się zdarzyło, zależy od tego, jak ja się do tego odniosę.

Unika pan rozważań metafizycznych czy teoriopoznawczych. Kiedy jednak stawiamy tezę, że sposób widzenia świata jest oparty o wyobrażenia, to na usta ciśnie się pytanie: czy w takim razie istnieje jakaś prawda poza tymi wyobrażeniami?

To jest bardzo dobre pytanie, bo sami stoicy często tu się „podkładają”. Kiedy czytamy, że to wrażenia, a nie fakty decydują o naszym życiu, to pobrzmiewa to trochę relatywizmem, jeśli nie cynizmem: każdy sobie decyduje, każdy sam rozstrzyga o tych wyobrażeniach. Zwłaszcza, jeżeli to przetłumaczymy na współczesny język i powiemy, że chodzi nie tyle o wyobrażenia, co narracje, jakie konstruujemy o świecie. Tak, od mojej opowieści, mojego sposobu interpretowania świata, bardzo dużo dla mnie zależy: czy będę wzmocniony i ugruntowany, jako podmiot, czy też będę umniejszony, zdeprecjonowany i sam będę rzucał sobie kłody pod nogi. Ale to bynajmniej nie znaczy, że można wszystko powiedzieć, wszystko ujdzie i jesteśmy putinowską w Rosją, w której fakty się nie liczą. A co do metafizyki… Generalnie stoicy wierzyli, że świat jest uporządkowany, dobrze zorganizowany, racjonalny, logiczny i generalnie dąży do jakiegoś tam większego dobra. Choć byli i tacy, którzy w to powątpiewali. W „Rozmyślaniach” Marka Aureliusza jest dużo takich miejsc, gdzie on stawia pytanie: czy to naprawdę jest tak, że ten świat jest taki uporządkowany, czy może jest bardziej chaotyczny i nieprzewidywalny? Marek Aureliusz wyciąga z tego wniosek, że niezależnie od tego, jaki świat jest, my musimy żyć po stoicku. I to jest bardzo współczesne odczucie, że niezależnie od tego, co w tym świecie się dzieje, to najmądrzejszą i najsensowniejszą postawą jest właśnie żyć po stoicku.

Najpopularniejszy chyba cytat z pism stoickich, to fragment przypisywanej Markowi Aureliuszowi „Modlitwy o pogodę ducha”, gdzie pada prośba by pogodzić się z tym, czego nie można zmienić, znaleźć odwagę, żeby zmienić to, co można zmienić i wreszcie, żeby mieć dość mądrości by odróżnić jedno od drugiego. Pomówmy zatem o tym rozróżnieniu.

Tak, to bardzo piękny fragment, nazywany także „Modlitwą anonimowych alkoholików”, dlatego, że jest zwyczajowo recytowany na otwarciu każdego spotkania ruchu AA. Dobrze, że pan powiedział, że jest ona przypisana Markowi Aureliuszowi, bo faktycznie nie jest to cytat z jego pism. Natomiast absolutnie mógłby być, bo to jest idealnie w jego duchu. Pyta pan: jak odróżnić? Stoik w każdej sytuacji, we wszystkim, co go spotyka, we wszystkim, co chce zrobić, powinien sobie zadać pytanie: co w takiej sytuacji jest rzeczą ode mnie zależną w stu procentach, a co jest całą resztą? Co mogę zmienić, co mogę ustalić, tylko na bazie mojego własnego myślenia i na tym się skoncentrować. To jest bardzo mocno postawione kryterium, bowiem okazuje się, że jedyne rzeczy, które są zależne od nas w stu procentach, to są wartości, którymi się staramy kierować, cele, do jakich dążymy, kierunek, w jakim staramy się rozwijać nasz charakter i te wyobrażenia, czy też opowieści o świecie, które staramy się podtrzymywać. Więc spotyka mnie jakaś sytuacja, powiedzmy, że ktoś zrobił coś, co mnie zdenerwowało. Czy nakrzyczę na tę osobę i zrobię coś raptownego, czyli rozwinę wartość bycia człowiekiem impulsywnym, skorym to gniewu? Czy postawię na wartość cierpliwości i wyrozumiałości? Oczywiście stoicy powiedzą, że raczej trzeba postawić na wyrozumiałość, choć nie zawsze. To jest mniej więcej ten schemat myślenia – że o każdą rzecz należy pytać: czy ona ode mnie zależy, czy już wpada do rzeczy niezależnych.

Emocje są pierwotne, są niezależne od nas. One się po prostu pojawiają. Czasami pozytywne, czasami negatywne. Cała sztuka polega na tym, żeby umieć na nie reagować w odpowiedni sposób. Wybierać tę drogę reagowania, która jest rozwijająca i wzmacniająca nas, a unikać zapiekania się w emocjach negatywnych.

Dr Piotr Stankiewicz

Stoicyzm zaleca unikanie uczuć negatywnych. Często jest jednak tak, że uczucia negatywne i pozytywne, to są dwie strony tej samej monety. Jeśli powiedzmy kibicuję jakiejś drużynie i idę na mecz licząc na radość z jej zwycięstwa, to jednocześnie przyjmuję ryzyko frustracji, bo przecież moi ulubieńcy mogą przegrać. 

 

Kibicowanie – o czym z góry wiadomo – to jest pewna konwencja, gra, na którą się godzę. Również na to, że będę się trochę frustrować przegraną. Nie chodzi o to, żeby tego unikać, tylko żeby pamiętać, że to nie jest najważniejsza sprawa na świecie. Natomiast na głębszym poziomie – na tak postawione pytanie odpowiedziałbym, że stoikom chodzi przede wszystkim o to, by unikać zapętlania się w emocjach negatywnych. Uczciwe stanowisko współczesnego reformowanego stoicyzmu, biorące pod uwagę to, co wiemy o psychologii człowieka, będzie takie, że przy dzisiejszej definicji słowa „uczucie” czy „emocja”, nie wolno mówić o ich unikaniu. Emocje są pierwotne, są niezależne od nas. One się po prostu pojawiają. Czasami pozytywne, czasami negatywne. Cała sztuka polega na tym, żeby umieć na nie reagować w odpowiedni sposób. Wybierać tę drogę reagowania, która jest rozwijająca i wzmacniająca nas, a unikać zapiekania się w emocjach negatywnych. Seneka pisze, że jeżeli coś straciłem, coś się stało niedobrego, to zaczynam płakać. I w jakimś wymiarze to jest naturalne. Natomiast jest taki moment, w którym łzy zaczynają płynąć z rozpędu, z bezwładności. I to należy to uciąć. Nie wkręcać się w tę spiralę emocji negatywnych.

Stoicyzm reformowany to brzmi trochę jak nazwa wyznania, jak judaizm reformowany, czy w ogóle reformacja w chrześcijaństwie. Jak stoicyzm ma się do religii?

Tradycja łączenia stoicyzmu z myślą, czy wiarą chrześcijańską datuje się co najmniej Renesansu. A patrząc jeszcze głębiej, możemy wskazać okres późnej starożytności, kiedy chrześcijaństwo uczyło się opisywać przekaz religijny, wiarę, objawienie językiem filozoficznym – i bardzo dużo zaczerpnęło wtedy z leksykonu stoickiego. Więc to się nie ze sobą nie wyklucza, ani nie kłóci. Wśród stoików jest wiele osób wierzących. Natomiast stoicyzm jest propozycją egzystencjalną, metafizyczną, która trafia też do ludzi, którzy są niewierzący, uważają za ateistów, lub którzy się nie mieszczą w ramach tradycyjnych religii.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama