Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Globus Polski. Nakaz zawracania, czyli co poszło nie tak

W moim ostatnim felietonie opublikowanym jeszcze w "Dzienniku Bałtyckim" (9 lipca br.) naśmiewałem się z deklaracji Jarosława Kaczyńskiego, że będzie walczyć z nepotyzmem w szeregach PiS. Ktoś z Państwa jeszcze pamięta tamte szumne zapowiedzi? Albo co z nich wynikło? Obawiam się, że nie bardzo.
Dariusz Szreter
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Minęło niespełna pięć miesięcy, a my mieliśmy spór wokół "lex TVN"; orzeczenie TK o prymacie prawa polskiego nad unijnym i dyskusję o perspektywie polexitu; kryzys humanitarny i stan wyjątkowy przy wschodniej granicy; dymisję Gowina i zabiegi wokół utrzymania większości parlamentarnej przez Zjednoczoną Prawicę; awanturę z Izraelem i USA po nowelizacji ustawy reprywatyzacyjnej; pół miliona euro dziennie kary za Turów; kolejne pół miliona za niezawieszenie Izby Dyscyplinarnej SN; odrzucenie przez Sejm (także głosami posłów PiS z Pomorza) projektu ustawy metropolitalnej dla Trójmiasta; miliony ministerialnych dotacji dla Bąkiewicza; śmierć pani Izabeli z Pszczyny i wywołane nią dyskusje o zagrożeniu życia i zdrowia kobiet po ubiegłorocznym zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego; kolejne orzeczenie TK, tym razem uznające część Europejskiej Konwencji Praw Człowieka za niezgodną z polską konstytucją; dramatyczne zapowiedzi samorządowców o kurczących się - przez Polski Ład - wpływach do przyszłorocznych budżetów gminnych; i na deser zapowiedź obowiązkowego rejestru wszystkich ciężarnych Polek. A do tego rekordowa inflacja, brak zdecydowanych reakcji rządu na kolejną falę pandemii, o regularnych wyskokach ministra Czarnka, nie wspominając. A temu wszystkiemu towarzyszą kolejne wycieki coraz smakowitszych maili ze skrzynki Dworczyka. Mało?

Niewątpliwie wchodząc na rynek wydawniczy z nowym projektem "Zawsze Pomorze" nie możemy narzekać na brak tematów do opisywania. Przypomina mi się sytuacja sprzed prawie 32 lat, kiedy zaczynałem pracę w powstającej na fali wolnościowych przemian "Gazecie Gdańskiej". Gwałtownie zmieniał się świat, Europa, Polska, Pomorze. Zespół składał się po części z dziennikarzy zweryfikowanych negatywnie w stanie wojennym, po części z tych którzy pierwsze szlify zdobywali w prasie podziemnej, a po części z takich jak ja - zupełnych nowicjuszy. Naiwnie, sądziliśmy wtedy, że rzeczy zmierzają ku dobremu. Chcieliśmy ten proces opisywać, wyjaśniać zawiłości transformacji, wskazywać najszybszą i najefektywniejszą drogę dołączenia do demokratycznego, wolnego i zamożnego Zachodu. I chyba w najśmielszych snach nie sądziliśmy, że po trzech dekadach znajdziemy się w sytuacji, w której rynek zostanie zdominowany przez media sprzyjające rządowi i otwarcie zwalczające opozycję. Że doczekamy czasów, w których TK będzie orzekać czy dostęp dziennikarzy do informacji publicznej jest zgodny z konstytucją, a parlament ustawowo zakazywać im wstępu do miejsc, gdzie dzieją się rzeczy ważne i bulwersujące. Kiedy w Sejmie będzie leżeć projekt zakazujący manifestacji pod hasłami tolerancji (Stop LGBT), a impreza, podczas której głosi się hasła ksenofobiczne i nawołuje do agresji, zyska rangę wydarzenia państwowego.

Co poszło nie tak? I jak zawrócić z tej drogi?


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama