Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Globus Polski. Bucza? Nie takie rzeczy uchodziły na sucho

Gdyby urządzić ranking największych politycznych zbrodniarzy wszech czasów, duże szanse na zwycięstwo miałby niepozorny kambodżański nauczyciel Saloth Sar, bardziej znany jako Pol Pot. W ciągu niespełna czterech lat (1975-79) rządów terroru Czerwonych Khmerów, którym przewodził, doprowadzono do śmierci około półtora-dwóch milionów ludzi, z czego 60 procent zostało zamordowanych bezpośrednio w egzekucjach. W liczbach bezwzględnych to oczywiście mniej niż wynosiła liczba ofiar Stalina, Hitlera czy Mao Zedonga, ale procentowo stanowiło to mniej więcej jedną czwartą mieszkańców Kambodży.

Pouczające są dalsze losy Pol Pota. Jego szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że zadarł, a mówiąc ściślej - wywołał wojnę z Wietnamem. Doprowadziło to do obalenia jego reżimu i ustanowienia w Phnom Penh rządu prowietnamskiego. Ponieważ jednak Wietnamczycy reprezentowali wówczas sowieckie interesy w Indochinach, zaczął się „koncert mocarstw”. A w nim Pol Pot mógł liczyć wsparcie nie tylko Chin, ale i Stanów Zjednoczonych. Komunistyczne Chiny popierały go zresztą od dawna. Sam Mao w latach 60. i 70. pouczał „Brata nr 1”, jak wprowadzać w życie zasady rewolucji kulturalnej i budować – po trupach – samowystarczalne państwo rolnicze. Zaś co do USA, to po upadku rządów Pol Pota Amerykanie, poza wsparciem finansowym, zadbali także o dostawy ze Światowego Programu Żywnościowego dla ukrywających się, początkowo w dżungli na zachodzie kraju, a potem w Tajlandii, oddziałów Czerwonych Khmerów. A także o to, by byli oni nadal uznawani za prawowitych przedstawicieli Kambodży w ONZ. W rewanżu Pol Pot wziął rozbrat z ideologią komunistyczną i ogłosił się zwolennikiem liberalnej demokracji i wolnego rynku.

Mimo coraz to nowych dowodów na ludobójczy charakter działań rosyjskiego wojska na Ukrainie – jest mało prawdopodobne, że Władimir Putin i rządzony przez niego kraj poniesie z tego powodu znaczące konsekwencje

Po zakończeniu zimnej wojny i wycofaniu wojsk wietnamskich z Kambodży Czerwoni Khmerowie, także z amerykańskim wsparciem, wraz z innymi ugrupowaniami brali udział w rozmowach dotyczących demokratyzacji kraju. Wyniku wyborów jednak nie uznali i wszczęli krwawą rebelię. Ostatecznie w 1997 Pol Pot został osadzony przez swoich towarzyszy w areszcie domowym, gdzie zmarł kilka miesięcy później, dożywszy 73 lat.  

Po co ten przydługi wykład historyczny? Po prostu – mimo coraz to nowych dowodów na ludobójczy charakter działań rosyjskiego wojska na Ukrainie – jest mało prawdopodobne, że Władimir Putin i rządzony przez niego kraj poniesie z tego powodu znaczące konsekwencje. Przecież Rosja „waży” dużo więcej niż Kambodża. NATO nie wyśle samolotów na Moskwę, jak wysłało na Belgrad. Trudno też by świat udawał, że największy (obszarowo) kraj na Ziemi nie istnieje. Poza tym Putin robił już wcześniej takie rzeczy w Czeczenii i Syrii i jakoś nic mu się nie stało. Owszem, prezydent Joe Biden deklaruje, że cena benzyny nie powinna zależeć od dyktatora, który popełnia ludobójstwo. Można zakładać, że zdania nie zmieni, ale to nie znaczy, że Ameryka za dwa i pół roku nie może zmienić prezydenta na takiego, który niekoniecznie się pod tym podpisze. A Francuzi już za kilka dni mogą zmienić chwiejnego Macrona, na panią, która jednoznacznie twierdzi, że Francuzom należy się tania benzyna, bez względu na wszystko. A przy okazji kwestionuje prawo Ukrainy do samostanowienia i chce osłabienia NATO. I raczej mało prawdopodobne by jej admiratorzy z polskiego rządu byli w stanie skłonić ją do zmiany zdania.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama