Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Ich przygoda nie chce się skończyć, bo nie potrafią przestać szukać, a kolejne tropy prowadzą do coraz ciekawszych miejsc

Przyjaźnią się od lat i dzielą pasję do odkrywania tego, co nieznane. Odwiedzili prawie pół tysiąca miejsc, co zaowocowało opracowaniem i wydaniem dwutomowego przewodnika po zapomnianych miejscach Pomorza. Ale na nim ich przygoda się nie skończyła. Właśnie ukazała się ich trzecia książka „ZONA: Pomorskie. Przewodnik dla poszukiwaczy tajemnic”
Przy pracy nad przewodnikiem autorzy podzielili się „obowiązkami" – Michał Piotrowski (z lewej) pisał teksty, Marcin Tymiński skupił się na zdjęciach (fot. Karol Stańczak)

Przewodnik ZONA (zapomniane, opuszczone, niedostępne, anonimowe) zawiera ponad setkę miejsc w województwie pomorskim wartych odkrycia, zwłaszcza, że jak przekonują jego autorzy - Michał Piotrowski i Marcin Tymiński - lokalizacje ujęte w nowym przewodniku to już absolutnie perełki. Obaj uwielbiają ruiny, co ich w nich tak kręci?

- W tych przysłowiowych „ruinach" jest i przygoda i adrenalina, a także trochę sentymentu, który dopada nas czasami, bo osiągnęliśmy już wiek średni – śmieje się Marcin. - To naprawdę ciekawe doświadczenie zwiedzać miejsca na pograniczu istnienia i nieistnienia. Jeszcze istnieją, stoją, pełno w nich śladów po poprzednich właścicielach, a za chwilę tego wszystkiego może już nie być. Każda publikacja pozwala zachować o nich pamięć.

- Ważny był też czas – dodaje Michał. – Bo ten pierwszy  przewodnik robiliśmy w pandemii, czyli w momencie, kiedy wszystkie oficjalne miejsca były zamknięte, a pojawianie się gdzieś, gdzie teoretycznie mogli być ludzie, było wręcz niewskazane. Tak więc szukaliśmy miejsc odosobnionych. Co ciekawe, nie byliśmy jedynymi. Była na przykład taka sytuacja, że pojechaliśmy obejrzeć ruinę dworku pod Gdańskiem. Stała na terenie prywatnym, więc weszliśmy i pytamy, czy możemy do niej zajrzeć? A pani, z którą rozmawialiśmy, patrzy na nas i pyta: „A niech panowie powiedzą, czy coś na nasz temat się ukazało, bo tu ostatnio strasznie dużo ludzi przyjeżdża”. No cóż była pandemia, skoro nie można było pójść na molo, ludzie zaczęli szukać innych miejsc.

Zona Pomorskie

Pomysł na przewodniki po ciekawych miejscach Pomorza Michał przywiózł z południa Polski.

- Odkryłem tam taką serię, stwierdziłem, jakie to fajne, ciekawe, ale czy jest coś o Pomorzu? Okazało się, że nie ma – wspomina Michał. - No i zacząłem się zastanawiać, czy na Pomorzu mamy z czego taki przewodnik napisać. Stąd zaczęło się to całe szperanie. Zaczęliśmy jeździć i okazało się na przykład, że centralnie między zamkiem w Krokowej a innym odnowionym pałacem, jest mająteczek, o którym nikt nie wie. Jest też piękny dwór, tylko że zrujnowany i za chwilę pewnie się rozpadnie. Te, dwory, które miały szczęście, zostały odremontowane, służą i pięknieją, ale pomiędzy nimi jest mnóstwo poutykanych takich, o których nikt nie słyszał. One są równie piękne. Mają wieże, na ścianach stylizowane rzeźbienia, jakieś stiuki. Te wszystkie detale jeszcze gdzieś tam wyłażą spod 50 warstw szarej farby używanej w czasach PRL-u.

No właśnie – detale. ZONA to nie tylko świetna lektura dla fanów urbeksu, ale też niezwykła uczta dla miłośników detali - palonej cegły, zdobienia elewacji, klamek, fragmentów rzeźbionej belki nad wejściem. To zasługa zdjęć Marcina, które świetnie oddają klimat prezentowanych miejsc, wręcz pobudzają fantazję.

- Przy pracy nad przewodnikami, podzieliliśmy się z Michałem „obowiązkami" – przyznaje Marcin. - Michał pisał teksty i często wykonywał pracę archiwisty, dociekając różnych szczegółów, bo czasami okazywało się, że pewne informacje dotyczące niektórych miejsc były powielanie, ale nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Ja skupiłem się na zdjęciach, bo rzeczywiście bardzo to lubię, a te miejsca to fotograficzne samograje. Jako plenery są naprawdę niesamowite. Mocno skupiliśmy się na detalach, bo to one „robią" klimat w tych miejscach. Fragmenty sztukaterii i zdobień układających się w dziwne wzory, resztki kominków, wystroju... Te miejsca inspirują, by zrobić z nich coś więcej niż prostą dokumentację. 

By jednak tego dokonać panowie niejednokrotnie ryzykowali, że coś spadnie im na głowę lub się pod nimi obsunie. Czy się bali?

- Nieustannie – przyznaje Michał. - Mamy już jednak za sobą trochę doświadczenia, już wiemy, gdzie wchodzić, a gdzie nie wchodzić. W praktyce natomiast, nie ukrywamy tego, Marcin zawsze idzie pierwszy, bo jest lżejszy. Wchodzi na piętro i jak nie spadnie, to wchodzę ja. Oczywiście zawsze dokładnie się przyglądamy, jak w danym miejscu wygląda sytuacja. Są takie, gdzie absolutnie nie wchodzimy, bo widać, że to się za chwilę zapadnie. Wtedy nie ryzykujemy. Oczywiście zawsze może zdarzyć się jakiś wypadek, może coś polecieć na głowę, ale to też nie jest tak, że my się specjalnie o to prosimy. Nie jesteśmy wariatami.

 

Autorzy przewodnika zbierając materiały niejednokrotnie ryzykowali, że coś spadnie im na głowę. Na zdjęciu Borowy Młyn (fot. Marcin Tymiński)

Większość odwiedzanych przez Marcina i Michała miejsc jest opuszczona, niektóre mają swoich właścicieli, bywa że i dzikich lokatorów.

- Tam, gdzie jest pusto, to wiadomo, wchodzimy i nikt się nie czepia. Po prostu stoi ruina i można do niej wejść - opowiada Michał. - Są też miejsca oznakowane, np. tablicami „Nie wchodzić” czy „Monitoring”, ale okazuje się, że jest dziura w płocie, teren jest „wychodzony”, a monitoring nie funkcjonuje. Zazwyczaj jednak jest tak, że obok mieszka jakiś właściciel, miejscowy albo ktoś taki. W 99 proc. przypadków nie było problemu z wejściem. Zdarzało się sporadycznie, że trzeba było się podeprzeć jakimiś wcześniejszymi dokumentacjami w telefonie. Bo czasami ludzie się boją, że ktoś przyjechał i będzie kradł. Ze dwa razy zdarzyło nam się, że się legitymowaliśmy.

Raz ewidentnie mieli spięcie z właścicielem.

- Tylko nie pisz, gdzie to było – zastrzega ze śmiechem Michał. - Przyjechaliśmy na miejsce, do takiej wioseczki, za płotem była ruina dworu. Obejrzeliśmy ten płot kilka metrów w lewo, kilka metrów w prawo. Okazało się, że jest w miarę szczelny. No to dobra – mówię – przeskoczymy go. No i kiedy siedzieliśmy akurat okrakiem na tym płocie, podjeżdża samochodem jakiś gość, okazuje się, że właściciel i zaczyna się na nas drzeć. Był tak wkurzony, że nie było żadnego pola do negocjacji. Nie chciał nawet wysłuchać, o co nam chodzi i kazał wypierniczać. Potem okazało się, że do tego dworu nie trzeba skakać przez płot, wystarczy go obejść przez pole, jest brama, otwarta.

Miejscowi z reguły traktują ich życzliwie, niektórzy też skorzy do wspomnień, opowiadają, jak tutaj dorastali, grali w piłkę, jak coś się zawaliło, kim byli właściciele.

- To jest fajne, bo stąd biorą się dodatkowe historie, które prowadzą nas w nowe miejsca – mówi Michał. – Na przykład jak pojechaliśmy obejrzeć pałac Stążki, wyremontowany, ale pusty, bo nikt go nie chce kupić czy wynająć, wyszedł miejscowy i mówi: „Pałac jak pałac, a z tyłu w parku widzieliście te groby?” Jakie groby, w jakim parku? No i okazało się, że kawałek dalej jest właśnie ta „fajność”, zapomniane miejsce, na końcu parku dworskiego, w takim mocno zarośniętym zakolu rzeki - rozbite grobowce rodziny, która te Stążki kiedyś posiadała. Tam dopiero zapuściliśmy żurawia…

Wiele niespodzianek znajdowali w starych dworkach, które służyły kiedyś jako biura PGR. W niektórych z nich wciąż leży stara dokumentacja, protokoły.

- Leżą tak, powywalane z szaf. Czytałem na przykład protokół z wypadku w gorzelni – opowiada Michał. - Widzieliśmy całe tomy kart jałówek, dokumentacji kiedy i ile ton ziemniaków, buraków, cukru przyjechało. Ja wiem, że to nikogo teraz nie obchodzi, ale to jednak ślad przeszłości. Aż żal, że tam zgnije.

 

Dom w Lipiankach (fot. Marcin Tymiński) 
Opuszczony dom w Lipiankach (fot. Marcin Tymiński)

- Wielokrotnie w czasie wypraw rozmawialiśmy o stanie zabytków na Pomorzu, o obowiązkach właścicieli tych obiektów, a także o służbach konserwatorskich – dodaje Marcin. - Bilans, niestety, nie wypada korzystnie. Bodajże w dwóch obiektach rozpoczął się remont, jeden z inicjatywy słupskiej delegatury urzędu ochrony zabytków, co bardzo cieszy. Kilka obiektów zdążyło już zniknąć, za sprawą pożarów. Trochę gorzko żartujemy, że gdyby wszystkie zabytki były w dobrym stanie, nie mielibyśmy o czym pisać, ale zabytkowo mamy trochę „Polskę w ruinie".

Dlatego ZONA to świetna podpowiedź dla miłośników historii, sztuki i marzycieli, którzy szukają obiektów z przeszłością, by je odrestaurować i w nich zamieszkać. Z niektórymi prezentowanymi przez Michała i Marcina dworkami jeszcze dałoby się coś zrobić. Ludzie przecież podejmują się takich wyzwań, ale nie zawsze wiedzą, gdzie ich szukać. Czy zbierając te informacje myśleli w ten sposób?

- My byśmy woleli, żeby tak zostało – odpowiada Michał. - Jest jednak taki pałac w Zdrzewnie, nie mówię, że to dzięki nam, ale rzeczywiście pół roku po wydaniu naszej poprzedniej książki, ktoś zaczął przygotowywać ten teren pod inwestycje. Mam nadzieję, że ten pałac będzie odbudowywał. Z kolei pod Pelplinem jest taki dworek, który opisaliśmy i on faktycznie jest na sprzedaż, może znajdzie się jakiś kupiec, który w to zainwestuje i zrobi sobie rezydencję, aczkolwiek, to jest kupa kasy. Bo to nie tylko trzeba wyremontować, ale jeszcze zgodnie z zaleceniami konserwatora.

- Dla poszukiwaczy przygód to dylemat, bo jak już wspomniałem, zabytek zadbany to dla miłośników ruin, obiekt „nieciekawy” – przyznaje Marcin. - Niewielu jest jednak chętnych, by utopić naprawdę olbrzymie kwoty w pałac czy dwór i potem jeszcze go utrzymać. To temat na szerszą dyskusję czy np. nie powinno się tych ostatnich jeszcze stojących pałaców i dworów ratować np. przy bardzo mocnym wsparciu państwa. To naszym zdaniem byłoby o wiele lepsze niż „odbudowa” zamków piastowskich. Mamy bardzo zamożnego mecenasa kultury, szefa naszej perły w koronie wśród spółek skarbu państwa, który remontuje dwór w Borkówku Lęborskim. Gdyby wyremontował jeszcze kilka, a pewnie go stać, naprawdę można byłoby śmiało stawiać mu pomnik. Mówimy to bez złośliwości – zaznacza ze śmiechem. 

Tym przewodnikiem panowie zamykają temat Pomorza. Co nie znaczy, że porzucają swoją pasję.

- Absolutnie. Kłopot polega na tym, że paliwo podrożało, a poza tym, aby zobaczyć coś nowego musimy jeździć w ościenne województwa. Najbliższe plany to elementy na Warmii. Tam też są fajne, piękne pałace. Ja sobie ciągle tę naszą mapę uzupełniam, przyczepiam kolejne pinezki. No i potem jak znowu znajdziemy chwilę czasu, to wsiadamy w furę i jedziemy.

***

Michał Piotrowski - dziennikarz, urzędnik, ale też poeta i frontman trójmiejskiego zespołu Towary Zastępcze. Obecnie rzecznik marszałka województwa pomorskiego, wcześniej pracownik Biura Prasowego Urzędu Miejskiego w Gdańsku.

Marcin Tymiński - wieloletni rzecznik prasowy Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Gdańsku, a wcześniej dziennikarz trójmiejskich mediów. Aktualnie pracuje w PR w sektorze prywatnym.

Tajemnice Pomorza na YouTube

Wielbicieli duetu poszukiwaczy tajemnic odsyłamy do niedawno powstałego kanału Tajemnice Pomorza na YouTube, gdzie można obejrzeć krótkie filmowe relacje z opisanych przez nich wcześniej miejsc.

Resztki mostu w Uśnicach (fot. Marcin Tymiński)

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama