Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

Wirtualne wyzwanie na śmierć. Twórczyni Kids Alert: Z bólem obserwuję, jak codziennie giną dzieci

Na podstawie analizy kont dwojga dzieci, które zginęły w listopadzie na Pomorzu, odkryliśmy bardzo niepokojący trend. Ma on w tym momencie milion zasięgu na Tik Toku – mówi Kinga Szostko, prezeska Fundacji Prospoleczna, analityczka OSINT (tzw. białego wywiadu), twórczyni aplikacji KidsAlert.
Wirtualne wyzwanie na śmierć. „Z bólem obserwuję, jak codziennie giną dzieci”
Trzy samobójstwa dzieci na Pomorzu, w ich telefonach znaleziono niepokojące treści. Ekspertka KidsAlert ostrzega przed trendami z TikToka

Autor: Canva | Zdjęcie ilustracyjne

Ratujmy Nasze Dzieci, logoW listopadzie na Pomorzu doszło do trzech prób samobójczych, zakończonych śmiercią chłopca z Pucka oraz dwóch dziewczynek – z miejscowości Czarne i z Tczewa. Wszystkie, dzieci zginęły w ten sam sposób. Czy to prawda, że podobne treści znaleziono na telefonach dwóch dziewczynek  w wieku 13 i 11 lat?

Tak. To są między innymi są nasze ustalenia.

Co to za treści i jak państwo do tego doszliście?

Zacznę od tego, że jesteśmy pomysłodawcami aplikacji  KidsAlert, ostrzegającej rodziców przed zagrożeniami, które znaleźć można w sieci. Specjalizujemy się w tym już od kilku lat i doskonale rozpoznajemy mechanizmy i treści rezygnacyjne,  które są pokazywane naszym dzieciom. Tutaj bym odesłała do ostatniego alertu, który w aplikacji KidsAlert się pojawił. Alarmujemy o ukrytych symbolach  samookaleczania w cyfrowym świecie dzieci.

CZYTAJ TEŻ: Nastolatkowie z Pomorza popełnili samobójstwo. Byli nękani w sieci? Jest śledztwo policji

Jak?

Dzieci, które się samookaleczają,  używają na przykład specjalnych emotikonek do zakładania kont w socjal mediach.

Pierwsze słyszę...

Nie pani jedna. Dlatego między innymi dorosłym rodzicom,  opiekunom, pedagogom tłumaczymy, co znajdujemy i na jakiej zasadzie znajdujemy w serwisach społecznościowych. Trzeba wiedzieć, że algorytmy dzieciaków w social mediach diametralnie  różnią się od algorytmów rodziców , a my tak naprawdę pokazujemy palcem, co w nich jest nie tak. Przy czym  robimy to oczywiście w ograniczonym zakresie,  bo nie chcemy traumatyzować naszych użytkowników. Natomiast chciałabym  zwrócić szczególną uwagę dorosłym na te przestrzenie, w których ich dzieci przebywają.

Oficjalnie wiadomo, z serwisów społecznościowych można korzystać po ukończeniu 13 lat. A jak jest naprawdę?

Obecnie w kategorii wiekowej 7-12 lat, czyli dzieci, których teoretycznie w ogóle nie powinno być na TikToku, mamy ich tam półtora miliona. 

Przy zalogowaniu trzeba chyba podać wiek...

Mówimy o wieku deklarowanym. Bo tak naprawdę nikt nie weryfikuje wieku użytkowników. Ośmiolatek, który oświadczy, że skończył 18 lat, ma dostęp tak samo jak dorosły do twardej pornografii i stron  pornograficznych oraz do Tik Toka, Facebooka i Instagrama. Nie obowiązują  więc żadne limity ograniczeń i mamy to, co mamy.

Wróćmy do trzech  śmierci samobójczych dzieci z Pomorza. Co znaleziono w ich telefonach?

Osobiście pracowałam przy analizie dwóch kont z Tik Toka, należących do 15-latka ze szkoły w Pucku i jedenastolatki z Tczewa. Nie mam na razie dostępu do danych dziewczynki z Czarnego, gdyż ten telefon jeszcze leży u biegłego. Mogę potwierdzić, że zarówno chłopiec, jak i jedenastolatka  poruszali się w tym samym algorytmie. Oboje wrzucali treści rezygnacyjne, repostowali je, dzielili się z nimi. Jedenastolatka dzień przed śmiercią -  a wiem o tym dokładnie, bo 21 godzin później  już poruszałam się  po jej śladach cyfrowych -  zrepostowała 400 filmików na Tik Toku. Wszystkie były dramatycznie rezygnacyjne, wszystkie zawierały informację, że za chwilę jej nie będzie, że ona nie chce żyć...

Czy rodzice, nauczyciele, ktokolwiek z dorosłych mógł mieć dostęp do śladów pozostawianych w sieci przez tę dziewczynkę? 

Tak, gdyż prowadziła ona konto publiczne i dzięki temu również ja mogłam przeprowadzić swoją analizę.  W toku działań operacyjnych dotarłam do kogoś z rodziny i ustaliłam, że te treści wzbudziły niepokój i zostały pokazane rodzicom. Niestety, wtedy już było za późno. 

Czuję ogromną bezradność, kiedy Pani o tym mówi. Nie można było zapobiec tragedii?

Aby zapobiec kolejnym tragediom, przede wszystkim musimy zabrać dzieci z socjal mediów, bo to nie jest miejsce dla nich. Mam trzy takie flagowe propozycje, które - jak słyszę - są niemożliwe do zrealizowania.  Po pierwsze to edukacja rodziców, która leży i kwiczy. Kolejne to rola decydenta, który nie jest zainteresowany bezpieczeństwem cyfrowym  małoletnich w tym obszarze. A po trzecie - odpowiedzialność platform. Tutaj również nie mamy żadnej mocy sprawczej, żeby cokolwiek wymusić na kimkolwiek. Tak naprawdę,  bezpieczeństwo cyfrowe dzieci obecnie nie istnieje w Polsce. Proszę sobie wyobrazić, że uporczywie zgłaszam posty podżegające do popełnienia samobójstwa, a one i tak nie znikają. 

Komu je pani zgłasza?

Tik Tokowi.  I nie ma żadnej reakcji.  Piszę o tym i mówię przynajmniej od 4 lat.  Jako zespół Kids Alert edukujemy, monitorujemy, jesteśmy wszędzie tam, gdzie zagrożone jest zdrowie i życie dzieci. Natomiast też nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego i też na pewno nie  uratujemy wszystkich dzieci, więc robimy ile możemy. 

Jak duży jest wasz zespół?

W naszym zespole działa prawie 20 osób. Aplikacja Kids Alert jest stworzona na podstawie aktywności młodych ludzi w sieci  i analizuje ich zachowania. Wyłapujemy wszystko, co trenduje, czyli zyskuje na popularności, co jest niebezpieczne, szkodliwe, co może przyczynić się do uszczerbku na zdrowiu dzieci. Monitorujemy takie zachowania, mamy swoje procedury i kiedy pojawiają się niebezpieczne trendy,analizujemy je wspólnie ze stowarzyszeniem fact-checkingowym, zajmującym się między innymi fake newsami. Wspomaga nas czasami Instytut Monitorowania Mediów, który jest w stanie precyzyjnie określić zasięg szkodliwych postów, jeśli są one w przestrzeni publicznej, czyli na podstawie otwartych kont. Następnie psycholog scala w jeden komunikat wszystkie wiadomości, które mamy do przekazania. Wrzucamy go w naszą aplikację, prosząc również dziennikarzy o umiejętne posługiwanie się tymi informacjami, tak żeby nie wywołać efektu Wertera. 

Czy wpisy, które znalazła Pani u chłopca i u dziewczynki z Pomorza, bezpośrednio  nawoływały do popełnienia samobójstwa, czy "tylko" sugerowały zły stan psychiczny tych dzieci? 

Powiem więcej – na podstawie analizy owych dwóch kont, odkryliśmy bardzo niepokojący trend. Będziemy o nim jeszcze informowali, natomiast teraz musimy na spokojnie zebrać wszystkie dane i przeanalizować treści. Tego nigdy nie robi się z dnia na dzień, więc teraz zespół jest skupiony na tym, co udało się odkryć „dzięki” śmierciom samobójczym z ostatnich tygodni.

Poinformowaliście o tym odpowiednie służby?

Zwróciliśmy się do tczewskiej policji, przekazując informację na temat „wyzwania”, które znaleźliśmy w telefonie jedenastolatki.

Reakcja?

Policjanci odezwali się po kilku dniach. Jestem też w kontakcie z prokuraturą.

Czy jest to trend, który może trafiać także do innych dzieci w Polsce? 

Tak, na 100 procent. Z tego, co ustaliłam w ostatnich dniach, ma on w tym momencie milion zasięgu na Tik Toku.

Unika Pani szczegółów...

Z premedytacją. Wiadomo, że trendy te się powtarzają. Nie chcę ich nagłaśniać, by przez to  w jakikolwiek sposób nie  przedostały się do informacji publicznej. Po to stworzyliśmy Kids Alert, żeby unikać efektów Wertera i dlatego nasza aplikacja jest skierowana tylko i wyłącznie do użytkownika dorosłego, żeby unaocznić, co się dzieje.

Co my, dorośli, możemy zrobić? 

Niezbędny jest przede wszystkim ścisły monitoring, w jakich przestrzeniach Internetu porusza się dziecko, co repostuje, co udostępnia, czy ma ukryte konta. Bardzo często nastolatkowie pozornie mają jedno, widoczne dla rodziców konto. Dopiero przy głębszej analizie okazuje się, że korzystają również z konta anonimowego, bez imienia i nazwiska. I tam  dziecko udostępnia treści związane np. z samookaleczaniem się. Według mojej opinii co drugie nastoletnie dziecko ma anonimowe konto w socjalnych mediach i wrzuca na nie to, czego nie chce, żeby zobaczyli najbliżsi. Mamy głęboki kryzys, jeżeli chodzi o edukację rodziców i w ogóle rozumienie świata cyfrowego dzieciaków. No i kolejnym głębokim kryzysem jest moda na cyfrowe pamiętniki. I tu nie chcę rzucać liczbami, bo tego jeszcze nie zbadaliśmy, nie jesteśmy w stanie.

Jak można znaleźć anonimowe konto dziecka? Jest na to jakaś metoda?

Metoda jest  jedna jedyna – to jest relacja z własnym dzieckiem. Czyli nie sprawdzanie telefonu, tylko po prostu zaprzyjaźnienie się. Podczas zamkniętych webinarów, szkoleń powtarzam – najpierw relacja, potem edukacja.  Rodzic przede wszystkim musi mieć relację ze swoim dzieckiem, żeby podzieliło się tym, czym aktualnie nie chce się z dzielić z jakiegoś powodu. Tak było właśnie w przypadku tych dwóch omawianych dzieci, że dorośli nie wiedzieli, nie mieli pojęcia, co się z nimi dzieje.

Nie można wymagać od dziecka, żeby miało zdolność pokierowania swoimi czynami, myślami na poziomie osoby dorosłej.

Żyjemy w odwróconej rzeczywistości. Nasze dzieci są pod parasolem ochronnym, nie wolno im samym wracać ze szkół,  a równocześnie telefony dostają, kiedy robią jeszcze w pieluchę. Nikt nie kontroluje tego, gdzie one wówczas są. Ludzie nie rozumieją, że w świecie cyfrowym czai się naprawdę najgorsze zło. I jeśli na nie trafi dziecko, to może być po dziecku. 

Logiczne wydaje się, że w takiej sytuacji po stronie dzieci powinny stanąć rządy państw. Niestety, jak wyjaśnili mi prawnicy, poszczególne kraje uciekają od stanowczych rozwiązań w obawie przed buntami społecznymi.

Wystarczy jednak spojrzeć na świat. Australia wprowadza od 10 grudnia 2025 r. zakaz korzystania z mediów społecznościowych dla osób poniżej 16. roku życia. Dania właśnie opracowuje przepisy, które zabronią dzieciom do 15 roku życia dostępu do platform społecznościowych.  Nie jest tak, że się boimy lub nie możemy czegoś zrobić. Konieczna jest tylko odpowiedź na pytanie, kto ma jaki wpływ na kogo, żeby dane zmiany wprowadzić.

ZOBACZ TAKŻE: Badacz propagandy: Bardziej od politycznej zastanawia siła dezinformacji medycznej

Potrzeba determinacji.

Jestem bardzo radykalna. Jeżeli mam na szali bezpieczeństwo dziecka, jego życie i zdrowie, to się nie cofnę przed niczym, żeby udało się wprowadzić zmiany, które będą miały na to zjawisko wpływ. Mam fundację od 11 lat, od przynajmniej pięciu zajmuję się przestrzeniami cyfrowymi. Przeszłam wszystkie możliwe ścieżki dotarcia do administracji portalu, dotarcia do polityków, dotarcia do tych, którzy mogą cokolwiek z tym zrobić.

Niestety wszystkie te ścieżki okazały się ścieżkami donikąd, więc na fali tej bezradności obiecałam rodzicom, którzy obserwują mnie w socjal mediach, że ich dzieci będą bezpieczniejsze. I tak powstał KidsAlert. Tłumaczymy zachowania, które są dla dzieci chlebem powszednim, na język dorosłych, pokazujemy symbole, mówimy co znaczą, pokazujemy czym i jak, w jakich przestrzeniach dzieci się komunikują, sygnalizujemy, że się okaleczają. Tłumaczę dorosłym ten  język, pokazuję niebezpieczeństwa, które zaczynają się rozpędzać efektem kuli śnieżnej. W ubiegłym roku alertowaliśmy o ostrych przedmiotach w cukierkach halloweenowych, w tym roku alarmowaliśmy o Szon Patrolach.

Po ostatnich przypadkach samobójstw dzieci na Pomorzu, marszałek Mieczysław Struk powołał specjalny zespół, który zajmie się tym niebezpiecznym trendem. Jest szansa, by był to wstęp do powstania obywatelskiego projektu zmian w prawie, ograniczających dostęp najmłodszych do social mediów?

Jeśli będę mogła zespołowi w jakikolwiek sposób merytorycznie pomóc, zrobię to. Natomiast w politykę się nie mieszam, bo to droga donikąd. Nie mam kompetencji ministra cyfryzacji, nie mam kompetencji Dyżurnetu, czyli zespołu ekspertów Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej, tworzących punkt kontaktowy do zgłaszania nielegalnych treści w Internecie. Zresztą oni też niewiele mogą. Jeśli natrafią na  niebezpieczne gry czy strony,  to jedyną możliwością, którą ma Dyżurnet, to jest zablokowanie tej strony w OSE, czyli w Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej, z której, no nomen omen, nikt nie korzysta. Widzę, jak odwlekany jest DSA (Digital Services Act czyli Akt o Usługach Cyfrowych) -  unijne rozporządzenie dotyczące platform internetowych i bezpieczeństwa w sieci. I kiedy słyszę kolejne wezwania w obronie wolności słowa, równocześnie z bólem obserwuję, jak codziennie giną dzieci.


Partner akcji

NDI, logo
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
ReklamaNewsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Reklama