Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Lechia może grać o złoto

Mecz Lechii Gdańsk z Zagłębiem to kwintesencja futbolu. Tak, wiem, że wielu kibiców Lechii, oglądając go, kręciła głową. Biało-zielonym nic się nie udawało, grali zaskakująco słabo. To Zagłębie, niżej notowane w tabeli, było drużyną kreująca grę. Właśnie do tego zdążyli już przyzwyczaić piłkarze gdańskiej drużyny. A jednak tym razem było inaczej. Być może to właśnie był ten moment, który trenerzy, dziennikarze i kibice zwykli nazywać kryzysem. Pucharowa wpadka Lechii z III-ligowym Świtem Nowy Dwór Mazowiecki, średni w wykonaniu Lechii mecz z Górnikiem Zabrze i niewiele lepszy z Wartą Poznań mogły być potwierdzeniem tego stanu.
(Fot. Lechia.pl)

Stara piłkarska prawda mówi, że jeśli nie możesz wygrać meczu, to musisz go zremisować. Ale żeby to zrealizować, trzeba mieć moc, charakter i siły fizyczne. Nawet jeśli nie wychodzi na boisku to, co powinno, to, co zostało wypracowane na treningu, powiedziane w szatni przed meczem. Jeśli drużyna jest świadoma tego, co się dzieje na boisku i na co ją stać, jest w stanie wyjść z tarapatów.

Tak było w sobotę, 6 listopada na Polsat Plus Arenie w Gdańsku. Kibice, którzy oglądali ten mecz z wysokości trybun i przed telewizorami, nie byli zachwyceni grą Lechii, bo do zachwytów było daleko. Ale każdy, kto choć trochę lubi piłkę nożną, zdawał sobie sprawę, że tylko prezentując taką wartość, jak determinacja, można coś w tym meczu ugrać. Oczywiście, czasem jest tak, że jak się bardzo chce, to nic nie wychodzi. Lechia ma jednak nowy bardzo cenny argument, czyli sztab trenerski z Tomaszem Kaczmarkiem w roli głównej. Jak mówią fachowcy w takich sytuacjach, Kaczmarek świetnie „przeczytał grę”. Widział, co się na boisku dzieje i wprowadził w odpowiednim momencie zawodników, którzy mogli diametralnie zmienić niekorzystny dla Lechii wynik. W przeciwieństwie do tego, co zrobił trener Dariusz Żuraw, który wcześniej zdecydował się na obronę wyniku 1:0 dla Zagłębia, i wprowadził do gry zawodników defensywnych.

To była woda na młyn ambitnie i ofensywnie grającej w ostatniej fazie meczu Lechii. Sycylijski Niemiec, czyli Marco Terrazzino, dwa razy udowodnił, że jego piłkarskie CV nie jest przypadkowe. Najpierw kapitalnie wykorzystał miejsce wokół siebie i precyzyjnie strzelił przy słupku bramki Dominika Hładuna, a w doliczonym czasie rozwiał wszelkie wątpliwości co do swoich możliwości. Pośrednio wykorzystał w najlepszy ze sposobów szybkość Malijczyka Bassekou Diabate, mądrość Portugalczyka Flavio Paixao, i ze stoickim spokojem uderzył piłkę tak, że nie obroniłby jej chyba żaden bramkarz świata.

Lechia wygrała nie tylko w doliczonym czasie gry, ale wręcz w ostatniej akcji meczu. Ona zrekompensowała kibicom męki przeżywane przez większość spotkania biało-zielonych z Zagłębiem. I raczej będzie przez kibiców długo pamiętana…

Mecz z Zagłębiem pokazał po raz kolejny potencjał piłkarzy, a raczej drużyny Lechii, dowodzonej przez trenera Kaczmarka. Jest na tyle duży, by już dziś upatrywać w niej jedną z tych drużyn, która powinna walczyć o mistrzostwo Polski.

Lechia - Zagłębie 2:1 (0:1)

Bramki: Marco Terrazzino 84. i 90+5, Filip Starzyński 6. rzut karny


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama