Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Czyje jest miasto? Dlaczego aktywiści zbojkotowali Budżet Obywatelski Gdyni

Czego uczy Budżet Obywatelski? Cwaniactwa, korzystania ze znajomości, oszustwa. Uczy nieuczciwości, która się po prostu opłaca – pisze Martyna Regent, aktywistka miejska z Gdyni.
korty Arki w Gdyni

Autor: Wojciech Ogrodnik

Tegoroczny Budżet Obywatelski nie był w Gdyni okazją do świętowania. Frekwencja znowu spadła, zrezygnowano nawet z transmisji z ogłoszenia wyników. Do bojkotu BO w Gdyni nawoływał właściwie jeden post na Facebooku stowarzyszenia Miasto Wspólne. Czy przyczyniło się to do kiepskich wyników, które są i tak z roku na rok gorsze, zgodnie z ogólnopolskim trendem? To raczej wątpliwe. Zbojkotowali je po prostu rozczarowani mieszkańcy.

Nie zniechęcaliśmy mieszkańców do brania udziału plebiscycie BO tylko z tego powodu, że jako narzędzie partycypacyjne, naszym zdaniem, po prostu nie działa. Nawoływaliśmy do bojkotu dlatego, że obchody święta partycypacji w Gdyni, miejscu, w którym jesteśmy jako mieszkańcy i społeczeństwo obywatelskie, uznaliśmy po prostu za czystą perwersję. Sto milionów zmarnowanych na lotnisko, utrata Parku Rady Europy, próba sprzedaży fragmentu Polanki Redłowskiej pod hotel, zakusy na deweloperkę na terenie kortów tenisowych Arki, #przemyskagate - te sprawy stoją, niestety, w absolutnej sprzeczności ze zdaniem, że to mieszkańcy są najważniejsi.

Podstawowym zadaniem narzędzia budżetu obywatelskiego jest wyedukowanie mieszkańców jak działa miasto - w jakich ramach możemy się poruszać, wymyślając projekt, jak wygląda proces inwestycyjny i jakie procedury temu towarzyszą. Tworzenie projektu ma pozwolić poznać miejskie i globalne dokumenty strategiczne, w które go należy wpisać. Budżet obywatelski ma rozwijać kompetencje mieszkańców do współdecydowania o tym, jaka czeka nas przyszłość w naszym miejscu zamieszkania.

Martyna Regent: Podstawowym zadaniem narzędzia budżetu obywatelskiego jest wyedukowanie mieszkańców jak działa miasto

Tymczasem realizuje on zgoła odmienne cele.
Pierwszy - łatanie dziur: niedofinansowane rady dzielnic wydzierają środki z BO do realizacji niespełnionych od lat postulatów mieszkańców. Wnioski składają radni, którzy mają do dyspozycji zupełnie inne narzędzia. Ze strony władz widzimy za to pozorowanie otwartości na pomysły mieszkańców („świetny pomysł, zgłoście w BO”), czy poddawanie pod głosowanie zadań, które gmina musi realizować w ramach działań własnych, ale nie ma na nie pieniędzy (takie jak karetki czy wozy strażackie).

Drugi - promocja władz: nachalna promocja polityków kosztem wnioskodawców, promocja przyszłych kandydatów i pomijanie lub jawne eliminowanie osób niewygodnych. Odwracanie uwagi od faktu, że partycypacji nie ma, że kiedy chcemy zmiany, to nie działają petycje czy inicjatywy lokalne, dyskusje publiczne odbywają się pro forma, a ponadustawowe konsultacje są tylko przykrywką dla decyzji, które mogłyby napotkać krytykę. Rada BO nie ma mocy sprawczej ani wpływu na uczciwą ocenę projektów z „czarnej listy”, bo jest zdominowana przez członków lub sympatyków Samorządności Wojciecha Szczurka. Wiem, byłam członkinią jej pierwszego składu.

Czego uczy BO? Cwaniactwa - kiedy punkt do głosowania na projekt przychodni napotykamy przy okienku rejestracji, a szkolny na szkolnych grupach w mediach społecznościowych. Korzystania ze znajomości - kiedy nie mamy szans z grupą sojuszniczych organizacji z krzyżową promocją własnych projektów w naszej dzielnicy, czy projektem promowanym przez wiceprezydenta na jego „prywatnym” profilu. Oszustwa - kiedy wychodzi na jaw przechodnia baza peseli jednego z radnych, który nie ponosi za posługiwanie się nią konsekwencji. Uczy nieuczciwości, która się po prostu opłaca.

Proces uświadamiania mieszkańców, że cały budżet miasta jest obywatelski - bo należy do obywateli - jest wyłącznie kwestią woli politycznej lub braku tej woli. Komu służy BO, jeśli nie mieszkańcom? Służy propagandzie lokalnej władzy.

Takie rozmywanie celów i przemocowy PR po cichu i konsekwentnie odbierają mieszkańcom prawo do kontroli władzy. Jeśli nie wiemy, co jest na stole, bo odkryto przed nami tylko zawartość jednej tacy - skąd mamy wiedzieć jak się tym podzielić? W wyniku partycypacji wszyscy mieszkańcy powinni zyskiwać na tym podziale równo, poprzez zwiększenie jakości ich codziennego życia.

Aktywny mieszkaniec jest zasobem, który w wielu sprawach chętnie wyręczy urzędnika (BO w Gdyni zajmowała się w tym roku jedna osoba). Podstawą aktywności społecznej jest jednak wiedza o tym, jak działa miasto. Bez wyedukowania mieszkańców nie skorzystamy z tego zasobu. Jeśli nie rozpoczniemy głębokiej reformy BO, to pozostaje nam jedynie patrzeć z nadzieją na nowe pokolenie aktywnych mieszkańców (w odróżnieniu od tak zwanych aktywistów, których władze nie lubią) wychowanych na kiełkujących szkolnych budżetach obywatelskich. Jeśli tylko pozwolimy dzieciom decydować o ich zasadach i nauczymy regularnie je modyfikować na podstawie ewaluacji i w oparciu o etyczne wartości.

Proces uświadamiania mieszkańców, że cały budżet miasta jest obywatelski - bo należy do obywateli - jest wyłącznie kwestią woli politycznej lub braku tej woli. Komu służy BO, jeśli nie mieszkańcom? Służy propagandzie lokalnej władzy. Należy bronić legendy szczęśliwej Gdyni - jednego z najważniejszych materiałów, z których zbudowano to miasto. Dlatego spójrzmy krytycznym okiem na konsultacje społeczne i bojkotujmy je, jeśli nie ma już innej drogi, żeby o nich rozmawiać.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama