Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Makurat Serwis Audi w Gdańsku

Jak Lasacy leśniczego Jeske ustrzelili, ale jego grób uratowali

Bikerzy, joggerzy i aktywni spacerowicze ze Skórcza i okolic znają pewnie to miejsce. Obelisk z tablicą upamiętniającą śmierć leśniczego. Stoi przy drodze z Czarnego do Karszanka, albo za Rysiową Górką, patrząc od strony Głuchego. W sobotę (18 czerwca) przypada 91. rocznica tego dramatu. Wiecie jak to było?
Fot. Andrzej Kowalski

Był ostatni dzień roku szkolnego. W szkole w pobliskim Karszanku (dzisiaj jest tam świetlica wiejska) zorganizowano z tej okazji przyjęcie. Na zaproszenie kierownika szkoły stawiła się miejscowa elita. Jednym z gości był leśniczy Leśnictwa Karcznia Paweł Jeske. Służbista, zawzięty wielce na złodziei drewna i kłusowników.

O tym, że „leśny” będzie tego wieczoru balował w szkole wiedziała cala okolica. To była dobra okazja, by zakłusować. Jak już wspominaliśmy, „leśny” straszne był zawzięty i czujny. Nigdzie nie ruszał się bez służbowej broni. Kiedy impreza trwała w najlepsze, wyszedł na szkolne podwórze zapalić papierosa. Wtem w głębi boru padł strzał. Doświadczony leśniczy „na ucho” zorientował się w którym miejscu mogą być kłusownicy, chwycił strzelbę i pobiegł.

Obelisk z tablicą upamiętniającą śmierć leśniczego stoi przy drodze z Czarnego do Karszanka (gm. Osiek, pow. starogardzki)   Fot. Andrzej Kowalski

Jego ciało znaleziono o czwartej rano. W wyniku późniejszego śledztwa stwierdzono, że Paweł Jeske przyłapał na gorącym uczynku dwóch przestępców. Doszło do strzelaniny, w której leśniczy otrzymał śmiertelny postrzał.

Tożsamości morderców nigdy nie ustalono. Zadziałała lasacka wersja omerty. Wszyscy wiedzieli, nikt nie puścił pary z ust.

Leśniczego pochowano na cmentarzu w Osieku. W chwili śmierci miał 36 lat.

Kiedy jakiś czas temu proboszcz postanowił zlikwidować jego, od dawna nieopłacany przez nikogo grób, Lasacy [mieszkańcy leśnych południowo-zachodnich rejonów Kociewia, stanowią grupę przejściową między Kociewiakami a Borowiakami – red.], choć mieli go za zawziętego służbistę, nie pozwolili.

Tę historię usłyszałem od starych, pamiętających jeszcze tamte czasy leśników, kiedy w latach 1987-88 pracowałem w Nadleśnictwie Lubichowo.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaPomorskie dla Ciebie - czytaj pomorskie EU
Reklama Kampania 1,5 % Fundacja Uśmiech dziecka