Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza

In vitro w pigułce. Czego w programie rządowym zabrakło?

Od początku czerwca br. wraca finansowanie procedury in vitro z budżetu państwa. Każdego roku na ten cel zostanie przeznaczone 500 mln zł. Kto może ubiegać się o udział w programie? Jakie warunki trzeba spełnić? I czego zabrakło w ostatecznej wersji programu, uzgadnianego wcześniej z leczącymi niepłodność lekarzami? - mówi prof. Krzysztof Jan Łukaszuk z GUMed, współtwórca Klinik Leczenia Niepłodności INVICTA oraz pierwszej wspierającej płodność aplikacji iYoni.
Program in vitro 2024.

Autor: Canva | Zdjęcie ilustracyjne

Program in vitro 2024. Zasady finansowania

Szczegóły rządowego programu in vitro zostały przedstawione w ostatnią środę podczas konferencji minister zdrowia Izabeli Leszczyny. Oto kilka informacji w pigułce o założeniach programu, który ma być finansowany przez państwo od czerwca br. do końca 2028 r.

In vitro. Kto może ubiegać się o udział w programie?

Program obejmie:

  • pary ze stwierdzoną niepłodnością (konieczna diagnoza lekarska)
  • pary, które mimo regularnego współżycia przez 12 miesięcy nie doczekały się ciąży
  • pary powinny być małżeństwem lub pozostawać przez rok we wspólnym pożyciu. W drugim przypadku wystarczy oświadczenie.

Jeśli para rozpoczęła wcześniej procedurę in vitro, płacąc z własnej kieszeni bądź korzystając z programu samorządowego,  może zacząć od czerwca przystąpić do programu. Dalsze koszty zostaną pokryte przez państwo.

Kryterium wiekowe

  • 42 lata - to  granica wieku kobiety korzystającej z własnych komórek jajowych lub dawstwa nasienia
  • 45 - granica wieku kobiety korzystającej z dawstwa oocytów (komórek dających początek komórce jajowej) lub zarodka
  • 55 lat - granica wieku mężczyzny, decydującego się na ojcostwo
  • 40 lat dla kobiet i 45 lat dla mężczyzn - limit wieku  pacjentów przed lub w trakcie leczenia onkologicznego, korzystających z  pobierania i przechowywania gamet

Ile prób sfinansuje państwo?

  • Każda para korzystająca z własnych oocytów, może 4 razy skorzystać z procedury. 
  • Pary korzystające dawstwa oocytów, mają możliwość skorzystać 2 razy. 
  • W przypadku dawstwa zarodków  obowiązuje 6 cykli.

Państwo pokryje wszystkie koszty  związane z procedurą in vitro, z wyjątkiem leków, które  będą refundowane na ogólnych zasadach.

Brak regulacji rodzi ryzyko niekontrolowanego napływu komórek jajowych z Ukrainy i Hiszpanii

Rozmowa z  prof. dr hab n.med. Krzysztofem Janem Łukaszukiem, kierownikiem Zakładu Pielęgniarstwa Położniczo-Ginekologicznego GUMed, współtwórcą Klinik Leczenia Niepłodności INVICTA oraz pierwszej wspierającej płodność aplikacji iYoni.

Co pan sądzi o rządowym programie in vitro?
Jest to działanie w dobrym kierunku. Będziemy mieli program, który oddzieli kwestię finansów od trudnych decyzji, które i tak muszą podejmować pacjenci. Leczenie stanie się znacznie bardziej dostępne. Z dofinansowania będą mogły skorzystać pacjentki do 42 roku życia. Jest to szeroki zakres, sięgamy do granic naturalnej rozrodczości kobiet. Program uwzględnia także ważną kwestię dawstwa komórek jajowych. Kolejna sprawa - państwo będzie finansować cztery standardowe cykle in vitro. Patrząc na wyniki belgijskie, gdzie państwo dofinansowuje aż sześć cykli, widać, że skuteczność w każdym z nich jest porównywalna. Każdy cykl jest zwiększeniem szansy na ciążę o ponad 20 proc.

Program został opracowany po konsultacjach ze środowiskiem medycznym, w których pan także brał udział. Czy wszystkie wasze postulaty zostały zrealizowane?
Wcześniejsze ustalenia nieco różniły się od ostatecznej decyzji ministry zdrowia. Bardzo żałuje, że zrezygnowano z finansowania diagnostyki preimplantacyjnej dla osób z chorobami jednogenowymi.

Prof. Krzysztof Łukaszuk (fot. nadesłane)

Czyli?
Chodzi o sytuacje, gdy o dziecko starają się osoby z obciążeniem chorobami wywołanymi mutacją tylko jednego genu. Uważam je za jedno z najważniejszych wskazań do zapłodnienia pozaustrojowego. Jeśli pacjentki mają w swoich rodzinach ciężkie choroby genetyczne, rodzą im się dzieci, które umierają - są one pierwszymi osobami, które powinny skorzystać z tego programu, by mieć zdrowe potomstwo. Można podać tu przykład dwóch chorób - SMA i zespołu Werdniga-Hoffmanna. 

Dzieciom, które rodzą się z tymi chorobami podaje się obecnie pojedynczy zastrzyk z terapią genetyczną, który kosztuje prawie 10 mln zł. Nasze państwo leczy rocznie około 50 osób za 500 mln zł, czyli tyle, ile kosztuje cały program in vitro na rok dla kilkudziesięciu tysięcy par. 

Robiąc diagnostykę preimplantacyjną, moglibyśmy zdiagnozować nosicieli mutacji i zapobiec urodzeniu chorych dzieci. A przy okazji dowiedzielibyśmy się o wielu innych chorobach genetycznych, którym można zapobiec. Zwłaszcza, że terapia, jaką obecnie stosujemy, nie jest do końca skuteczna. Szkoda mi, że państwo przekazuje tak duże pieniądze na leczenie, którego można uniknąć zapobiegając wystąpieniu choroby. Niestety, mimo wcześniejszych zapewnień, nasza propozycja, by objąć finansowaniem diagnostykę preimplantacyjną, nie została ostatecznie uwzględniona.

Wiadomo dlaczego?
Otrzymaliśmy informację, że ze względów prawnych.

Czy inne kraje wprowadziły takie badania?
Tak. Preimplantacyjne badanie chorób jednogenowych funkcjonuje w Belgii, Francji, całej Skandynawii. To się państwu opłaca. Oszczędza się ogromne pieniądze na opiece nad chorymi dziećmi, całymi rodzinami, które wypadają z rynku pracy i funkcjonowania społecznego. To jest przewrócenie życia całej rodziny. Można temu dość prosto zapobiegać. Skoro powiedzieliśmy „a” wprowadzając bezpłatne zapłodnienie pozaustrojowe, mogliśmy też powiedzieć „b”.

Zapewne obawiano się zarzutów o selekcję zarodków i inżynierię genetyczną.
Inżynierię genetyczną? Leczenie SMA jest także inżynierią genetyczną, tylko prowadzoną na już urodzonym dziecku. Kolejną rzeczą, którą pominięto w programie jest dookreślenie kwestii pochodzenia komórek jajowych. Państwo nie wspiera banków komórek jajowych działających w Polsce. Brak regulacji rodzi ryzyko niekontrolowanego napływu komórek jajowych z Ukrainy i Hiszpanii. Obawiam się, że brak nadzoru może mieć konsekwencje dla jakości i bezpieczeństwa.

I na koniec zmiana tematu - od 1 maja rusza pilotaż, w którego ramach farmaceuci będą mogli wydawać tabletkę „dzień po” na receptę farmaceutyczną. Już teraz słyszymy, że ze względu na niejasność rozporządzenia farmaceutom grożą pozwy i za wydanie pigułki osobie nieletniej, i za odmowę wydania. Nie można było inaczej ominąć weta prezydenta?
Pojawia się obawa, że takie wydawanie tabletek może być niezgodne z poglądami części farmaceutów. Zatem nie w każdym przypadku osoba potrzebująca leku łatwo go zdobędzie. Alternatywą, co próbuję od jakiegoś czasu powiedzieć urzędnikom resortu zdrowia, byłoby wykorzystanie innych rozwiązań np. rozwijanej od trzech lat aplikacji iYoni, która nie tylko wspiera kobiety starające się zajść w ciążę oraz pragnące zadbać o swoją płodność, ale także pomaga świadomie myśleć o swoim zdrowiu i podejmować decyzje o planowaniu rodziny. Możemy w aplikacji nie tylko wypisywać recepty, ale także udzielać teleporad przez osoby, które znają się na antykoncepcji. Możemy monitorować zdrowie i zbierać informacje, edukować, by przed wzięciem tego leku nastolatka zrozumiała, jak to działa. W swojej pracy spotykam czasem kobiety po czterdziestce, które nie wiedzą, kiedy im się cykl zaczyna i jak przebiega. A co dopiero antykoncepcja! Powinno nam przede wszystkim zależeć, by kobiety były wyedukowane i dobrze rozumiały swoje ciało. Nadal robi się nie wystarczająco, by pomóc im w zdobywaniu rzetelnej wiedzy. A ta przecież ma znaczenie dla ich zdrowia.

Wystarczy wydać zgodę na wypisywanie w ramach aplikacji tabletek „dzień po”?
Tak. Osobiście mogę to robić bezpłatnie. Jeśli zainteresowanie będzie duże i trzeba będzie znaleźć innych lekarzy, to i tak państwo będzie mogło zapłacić nam mniej za poradę, niż farmaceutom.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaHevelka festiwal alkoholi
Reklama