Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Czy na Igrzyskach Olimpijskich obrażono Pana Boga? Chwin: Religie nie mogą żyć bez bluźnierstwa

– Dla wielkiej części wyznawców katolicyzmu dogmatem jest twierdzenie, że kultura europejska ma korzenie chrześcijańskie. Tymczasem Igrzyska Olimpijskie nie należą do tradycji chrześcijańskiej. Olimpiadę wymyślili pogańscy Grecy, wierzący w Zeusa i Dionizosa-Bachusa – mówi Stefan Chwin, pisarz, krytyk literacki, grafik, który wcielił się w rolę jednego z apostołów na obrazie Macieja Świeszewskiego „Ostatnia Wieczerza"

Autor: Krzysztof Ignatowicz

Żywy obraz, na którym grupa drag queens zapozowała przy stole podczas ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich, wywołał tysiące pełnych oburzenia komentarzy. Czy poczuł się pan dotknięty rzekomym pastiszem „Ostatniej Wieczerzy” Leonarda da Vinci , który tak naprawdę odwoływał się do innego obrazu - „Uczty bogów” Jana van Bijlerta?

Oczywiście, że nie. W sztuce pastisz jest rzeczą zwykłą. Posługiwała się nim masa pisarzy i malarzy.

Jednak chrześcijańska część świata uznała, że było to szyderstwo i kpina z wiary.

No, część tak rzeczywiście uznała. Myślę jednak o poważniejszej sprawie. Otóż wygląda na to, że religie nie mogą żyć bez bluźnierstwa. Część ludzi religijnych jest niesłychanie bluźnierstw spragniona, czeka na nie, by odważnie zderzyć się z bluźniercami.

I to zderzenie daje wierze siłę?
Bluźnierstwo wzmacnia religię i ożywia ją, ponieważ mobilizuje wspólnotę do „obrony wartości”. Wspólnota czuje się zagrożona, a takie poczucie sprzyja integracji.

Nawet jeśli jest trochę na wyrost? Jak Panu Bogu może zagrażać kilka barwnych postaci siedzących przy stole?

Oczywiście Panu Bogu nie zagraża w niczym. Ale chodzi tu o sprawy ziemskie – połączenie tematu religijnego z osobami LGBT. Sama myśl, że można mówić o religii katolickiej, posługując się symbolami z kręgu LGBT, jest uznawana przez wielu katolików za absolutnie niedopuszczalną. Przypomnę, że wedle Biblii Bóg spalił żywcem wszystkich gejów w Sodomie i Gomorze. Obraz spalonej Sodomy i Gomory jest obecny w religijnej podświadomości wielu wierzących, dlatego nie mają oni litości dla wszystkich tych, których uważają za grzesznych „dewiantów". Mówię o części społeczności katolickiej, która jest na te sprawy szczególnie uwrażliwiona. W związku z tym wszelkie skojarzenia elementów religijnych z tematem LGBT są traktowane jako jedno z największych bluźnierstw. A w Paryżu scenę Ostatniej Wieczerzy - jeśli nawet w zamierzeniu twórców nie była to Ostatnia Wieczerza – odgrywały osoby rozpoznawane jako ikony seksualne z kręgu LGBT. Drag queens, czyli mężczyźni przebierający się za kobiety. Coś takiego jest dla bardziej radykalnej części społeczności katolickiej niedopuszczalne. Nie do przyjęcia jest również kojarzenie grupy apostołów ze środowiskiem LGBT. I wielu katolików gotowych jest pchać przed prokuratora każdego, kto próbuje takie rzeczy robić.

Albo ruszyć na demonstracje, na barykady...
Żeby tylko na barykady. Najgorsze, że pojawia się agresja w relacjach międzyludzkich, nawet w rodzinach. To jest temat niebezpieczny w Polsce. Duża część Polaków mocno trzyma się tradycyjnych wyobrażeń religijno-etycznych. Przekonanie, że w Paryżu zbezczeszczono „Ostatnią Wieczerzę” współgra z sytuacją, w której na plakatach rozklejanych przy kościele w Płocku wokół głowy Matki Boskiej Częstochowskiej namalowano tęczową aureolę. Wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej jest najświętszą ikoną polskich katolików, dlatego wszelkie jej naruszenia są odczuwane jako szczególnie oburzające. Podobnie jest z „Ostatnią Wieczerzą”...

(fot. Krystyna Lars-Chwin)

Przed niespełna 20 laty odsłonięto w Gdańsku „Ostatnią Wieczerzę” Macieja Świeszewskiego, gdzie w roli apostołów wystąpili znani ludzie kultury, w tym także pan. Wtedy też niektórzy uważali, że dopuściliście się bluźnierstwa, udając apostołów, a wysłanie obrazu na EXPO w Mediolanie zostało zablokowane przez ówczesnego wicepremiera Janusza Piechocińskiego. Czyżby zapomniano, że dawni twórcy także umieszczali na obrazach swoich krewnych i znajomych?

Wahałem się, czy wziąć w tym udział. Poważne wątpliwości co do tego miał mój nieżyjący już znajomy, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przypomniałem mu wtedy ołtarz Wita Stwosza w Kościele Mariackim, gdzie szereg postaci wzorowano na mieszczanach krakowskich. Także żyjące wtedy kobiety traktowano jako wzór dla postaci aniołów, a nawet Matki Boskiej. Jest to bardzo stara praktyka, tolerowana zresztą przez Kościół. Wielcy malarze renesansu – Michał Anioł czy Caravaggio – chodzili po ulicach, zaglądali do tawern, szukając modeli do obrazów o treści religijnej. Nikogo to nie raziło.

Dlaczego kilkaset lat później zaczęło razić?

Wkraczamy na niebezpieczny temat psychologii człowieka religijnego. W Polsce należy mówić o tym ostrożnie i z szacunkiem, szczególnie jeśli dotyczy to osób mających skłonność do radykalizacji swoich odczuć i myśli. Z jednej strony widać u nich nadwrażliwość wobec wszelkich prób deprecjonowania religii. Z drugiej zaś podświadome pragnienie, by religia była właśnie co jakiś czas deprecjonowana, gdyż wtedy można przeistoczyć się w wojownika wiary, domagać się kary dla bluźnierców i zyskać pełniejsze poczucie własnej wartości jako osoba broniąca rzeczy świętych.

Czy odnosi się to do wszystkich religii?

Trudno powiedzieć, czy starożytni Grecy mieli podobne odczucia, gdy ktoś pozwalał sobie na żarty z Zeusa, Hermesa czy Herkulesa. Bo chociaż Sokratesa skazano za brak szacunku dla bogów, mam wrażenie, że obsesji bluźnierstwa tam jednak nie było. Wśród bogów i półbogów greckich byli i tacy, którzy sami chętnie poddawali się ośmieszeniu. Myślę tu o Dionizosie-Bachusie, satyrach, którzy brali udział w orgiach, także seksualnych. W religii greckiej nie było tak ostrego przeciwieństwa między seksem a sacrum, jak to występuje w religii katolickiej. Jeśli ktoś dzisiaj próbuje łączyć te dwie sfery, katolicy uważają to za skandal. Można mówić o skrajnej różnicy między tym, jak w wyobraźni katolika występuje Bóg Jezus, a jak w wyobraźni Greka pojawiał się bóg Dionizos. U katolika myśl o Jezusie jako istocie seksualnej wznieca przerażenie i popłoch. To przecież absolutnie niemożliwe, by Jezus pożądał jakiejkolwiek kobiety! Seks jest strefą zła, brudu, dewiacji. Jako przeciwieństwo życia duchowego w świętości, nie może mieć nic wspólnego z boskością. Z kolei w kulturze greckiej sacrum i seks były ze sobą powiązane. W religii katolickiej nie ma opiekunki życia seksualnego i miłosnego, takiej jaka pojawiała się w religii greckiej, rzymskiej, egipskiej czy sumeryjskiej. Chrześcijaństwo to wszystko unicestwiło, dając obraz matki Boga jako dziewicy, której życie było wolne od doświadczeń seksualnych. A tu nagle, w inscenizacji paryskiej, „powrócono do pogaństwa".

Do pogaństwa?

Internautów oburzyło, że podczas inauguracji paryskiej pojawił się także złoty byk. Dla niektórych był to „złoty cielec” z Biblii, potępiony przez Mojżesza i teraz znów bluźnierczo przywrócony światu. Nie tylko chrześcijanie są tak wrażliwi. Warto przypomnieć wyznawców islamu, którzy gotowi są zabijać za wiersze obrażające Mahometa.
Oczywiście, bo podobna struktura myślenia religijnego przejawia się także w innych religiach. Ale w przypadku paryskim jeszcze jedno wzburzyło katolików.

Co?

Dla wielkiej części wyznawców katolicyzmu dogmatem jest twierdzenie, że kultura europejska ma korzenie chrześcijańskie. Wszelkie kwestionowanie tego jest traktowane jako fałszowanie historii oraz uderzenie w Kościół - wspólnotę wierzących, która uważa się za dziedzica tej podstawowej tradycji. Tymczasem Igrzyska Olimpijskie nie należą do tradycji chrześcijańskiej. Wymyślili je pogańscy Grecy, wierzący w Zeusa i Dionizosa-Bachusa. Są one, w swoim duchu podstawowym, antychrześcijańskie jako kontynuacja starożytnego kultu. Szczególnie kultu nagich męskich i kobiecych ciał, widocznego w rzeźbie greckiej i czarnofigurowych wizerunkach sportowców na wazach greckich. W Grecji na Igrzyskach nikt nie występował w kąpielówkach, a nagie ciała zawodników były namaszczane oliwą, tak by uwypuklić wspaniałe, męskie umięśnienie. Wyobrażam sobie oburzenie dzisiejszych katolików, gdyby cofnęli się kilka tysięcy lat w czasie i musieli patrzeć na to, co się tam działo. Reżyser widowiska paryskiego przypomniał wszystkim, że źródła Igrzysk nie są chrześcijańskie. Są pogańskie, skojarzone na dodatek z kultem ciała i kultami orgiastycznymi. Na Igrzyskach greckich bogini miłości i udanego seksu, Afrodyta-Wenus, była obecna duchem podobnie jak Zeus, mitologiczny symbol męskiej potencji. Ciało ludzkie występowało w sportowych zawodach pod ich patronatem. Dzisiaj w olimpiadzie widzimy głównie kult ciała poddanego morderczym treningom. Kiedyś Igrzyska Olimpijskie były pogańskim Świętem Piękna Ludzkiego Ciała. Takiego święta nigdy nie znało chrześcijaństwo.

Czy powyższa argumentacja może obniżyć emocje towarzyszące ceremonii otwarcia Igrzysk?

Ależ, skądże! Ludzie spragnieni bluźnierstwa i tak znajdą tam swój żer. Kościół w społeczeństwach zachodnich znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. Szczególnie we Francji. Potrzebuje energetycznego wzmocnienia, które dają właśnie bluźniercy. Kiedy przez wspólnotę przebiega prąd elektryczny „antychrześcijańskiej prowokacji”, ona budzi się z letargu, przeobrażając się w społeczność walczącą z „wrogami religii”.
Może to wzmożenie jest dobre dla religii, ale czy nie stanowi zagrożenia dla społeczeństwa?
Zwykli, prości katolicy patrząc na paryskie „ekscesy” z jednej strony czują się ofiarami „szyderczej parodii”, z drugiej – znajdują alibi, że mogą zachowywać się agresywnie wobec wszystkich, którzy myślą inaczej niż oni. W sieci pojawiają się ataki, a nawet groźby karalne przeciw „progresywistom” lub „neopoganom”. Nie sądzę, by autor inscenizacji paryskiej miał intencję obrażenia kogokolwiek.

Tak? A dlaczego?

Nie wspomnieliśmy jeszcze o tym, że demokracja jest dzisiaj bardzo poważnym problemem dla chrześcijaństwa. Kościół, tak jak wszystkie religie monoteistyczne, mówi, że jest tylko jedna jedyna prawda nadana nam z góry, a on jest jej głosicielem i obrońcą. Musi zatem umacniać wiarę, czyli oczyszczać duszę wiernych z wątpliwości i pytań, które mogą wiarę osłabić. Natomiast istotą demokracji jest umiejętność życia w świecie wielu prawd, które mają prawo współistnieć ze sobą w przestrzeni publicznej. To jest dogmat demokracji. Kościół mówi: wolno ci wierzyć tylko w jednego Boga. Demokracja mówi: wolno ci wierzyć w różnych bogów albo być człowiekiem wątpiącym czy niewierzącym. Paryski performance mocno to podkreślił.

Jest jeszcze jedno ważne słowo: tolerancja. Nie rozwiąże tej sprzeczności?

Jeśli mamy przekonania demokratyczne, uznajemy, że drugi człowiek ma prawo uważać, że tylko Jezus jest prawdą, dodajemy jednak, że powinien dać innym prawo wierzyć nie tylko w Jezusa. Niestety, duch ekumeniczny nie dotyczy samej istoty religii. Tu mamy do czynienia z przeciwstawnymi dogmatami, co oznacza, że teologicznie problem jest nie do rozwiązania. A tolerancja? Jej warunkiem jest choćby chwilowe milczenie na temat różnic teologicznych, które nas dzielą. Obie strony zachowują uprzejmą rezerwę - trzymamy się własnych wierzeń, ale zawieszamy walkę o przekonanie drugiego twardymi argumentami. Nie nawracamy energicznie zbłąkanych, tylko np. wspólnie z katolikami, protestantami, prawosławnymi i ateistami pomagamy ludziom, którzy nie mają co jeść. Prawdziwa demokracja to próba wymyślenia pewnego rozsądnego sposobu życia, który przyjmuje, że istnieją różnice między ludźmi, ale są też rzeczy, które można i trzeba zrobić wspólnie, niezależnie od tego, w co i jak mocno wierzymy.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Czego nie rozumiesz!!! profesor ci wytłumaczy 09.08.2024 09:42
Obrażą cię i teraz będziesz musiał przeprosić. Czego nie rozumiesz? A gdy powiesz prawdę okaże się, że "no naprawdę" Czego nie rozumiesz? Oto karykatura wolności: narcyz bez empatii, szydzi, drwi i gardzi, i obraca twój dom w gruz Oto karykatura równości VIP-y w odrzutowcach a my "gehen zu fuss". Oto karykatura braterstwa Wielki Brat pozwolił mi pisać w ciasnej wnęce. Ech, jesteś przewrażliwiony, śmieszny, niepotrzebnie spięty, chory, nietolerancyjny i przeczulony. Wyprowadzą cios, a gdy się skulisz, powiedzą - żeś agresywny, artystycznie nieczuły i ciągle generujesz hejt

"Paryż mód częstą zmianą się chlubi... 04.08.2024 20:56
...a co Francuz wymyśli, to Polak polubi" Zalecam lekturę wzajemnych opinii Walezjusza i tych, którym przyszło jego rządy znosić. Na tym stolcu wypada... Pracuję dla francuskiej firmy. Niewiele się zmieniło.

Krzysztof 04.08.2024 15:31
https://youtu.be/3RxRggbbRmE?si=y1ORZeJIgmdZP92F

srutu tutu... 04.08.2024 14:25
Dawni (i nie tylko) mistrzowie szukali modeli, którzy byli anonimowi... Nic w ty zdrożnego... Inna sprawa, że wszyscy mamy te same żoładki (choć niektórych to stwierdzenie oburza...) i artysta też chce żyć. Sztuka żyje z mecenatu i sponsoringu. Oraz autokreacji. Więc jeśli mecenasa da się "dopieścić" podobizną w większym dziele, to się tę szansę wykorzystuje. I to już tak "niewinne", jak szukanie anonimowych modeli, nie jest. W Historii rzadko takie "akty przychylności" były pozytywnie przyjmowane, przez jednoznaczną interpretację pochlebstwa i/lub uległości. Tworzącym ten tekst umyka fałsz stwierdzenia "religia nie może żyć bez bluźnierstwa"... Umyka im również, jak odmiennie ten fakt w świecie jest interpretowany... To nie jest zwykle symbioza i dialog, to groźba i natychmiastowa penalizacja... Dlatego taka "jazda" jest możliwa tylko w "dość" wąskim zakresie "sacrum". Pozostałe potrafią radykalnie ukrócić takie "symbiotyczne" zachcianki i nie ma tam miejsca na "dialog" i "perskie oko". W naszej strefie kulturowej jest to sprawa moralności a nie legislacji. Po prostu, pewnych rzeczy się nie robi i już. Ale skoro jest interes do zrobienia?! W sztuce dawno się mówi, że gdy brak pomysłu i talentu, należy spuścić spodnie. I z tym mamy do czynienia.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama