Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

Parafrazując Sienkiewicza, który pisał o 1647, że to dziwny rok, można to samo powiedzieć o 1989

Gorbaczow chciał zmienić stosunki między państwami bloku wschodniego na bardziej partnerskie, ale ostatecznie okazało się że nikt tego partnerstwa z Moskwą nie chce – mówi dr Przemysław Ruchlewski zastępca dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności do spraw naukowych i zbiorów
Parafrazując Sienkiewicza, który pisał o 1647, że to dziwny rok, można to samo powiedzieć o 1989
Dr Przemysław Ruchlewski jest zastępcą dyrektora ds. naukowych w Europejskim Centrum Solidarności

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Od kiedy generał Jaruzelski wiedział, że ma wolną rękę od Michaiła Gorbaczowa co do dalszego postępowania z opozycją w Polsce?

W 1986 roku Gorbaczow ogłosił politykę głasnosti i pierestrojki, jednocześnie wysyłając do pierwszych sekretarzy całego bloku wschodniego jasny sygnał: My do was już nie będziemy „wchodzić”. Doktryna Breżniewa nie obowiązuje. Radzicie sobie sami. Musimy liberalizować te systemy, bo nie wyrabiamy gospodarczo. W Polsce takim zwiastunem nadchodzącej zmiany była amnestia dla więźniów politycznych z 1986 roku. Po niej sądy nie wydawały już wysokich wyroków, istniały oczywiście kolegia, wzywano przeciwników systemu na rozmowy profilaktyczno-ostrzegawcze ale było czuć zmiany. Pamiętajmy jednak, że do końca był to system zbrodniczy. Do dziś nie wyjaśniono śmierci księży związanych z Solidarnością – Stanisława Suchowolca, Stefana Niedzielaka i Sylwestra Zycha. Za tymi zgonami mogła stać Służba Bezpieczeństwa.

Czy motywacja Gorbaczowa była czysto ekonomiczna, czy za jego decyzją stały jeszcze jakieś inne powody?

Wyścig zbrojeń pokazał, że Związek Sowiecki jest niewydolny gospodarczo, nie jest w stanie prześcignąć Stanów Zjednoczonych. Zwłaszcza w wyścigu kosmicznym. A długotrwała wojna i coraz dotkliwsze porażki ponoszone w Afganistanie pokazywały, że Rosjanie nie są w stanie skutecznie kontrolować sytuacji w bezpośrednim sąsiedztwie swoich granic. W 1986 w Rejkiawiku doszło do przełomowego spotkania na linii Reagan-Gorbaczow. Wiadomo już było, że Związek Radziecki nie jest w stanie sprostać twardej grze Amerykanów.

Czy Gorbaczow wyznaczył jakieś granice, poza które nie mógł, czy nie chciał się cofnąć?

Wiadomo, że czegoś takiego, jak możliwość upadku Związku Sowieckiego w ogóle nie dopuszczał. Mówił jedynie o pewnych reformach. Ponieważ objął władzę podczas kryzysu gospodarczego w swoim kraju, dążył przede wszystkim do przełamania stagnacji gospodarczej. W tymże roku 1986 doszło do wybuchu w elektrowni jądrowej w Czarnobylu, co też pokazało, że państwo nie potrafi sobie radzić z takimi sytuacjami. Dlatego Gorbaczow zainicjował politykę pierestojki, czyli przebudowy. Chciał zmodernizować gospodarkę, ale czy chciał też zwiększyć swobody obywatelskie? Do pewnego stopnia tak, ale raczej chodziło mu o ograniczenie korupcji i ocieplenie stosunków z Zachodem. Niemniej ramach polityki głasnosti, czyli jawności, chciano znieść cenzurę prewencyjną. Były też inne działania, które miały zmienić trochę świadomość Rosjan. Na przykład walka z powszechnym w Sowietach alkoholizmem poprzez podniesienie ceny wódki. I to akurat spowodowało ogólne niezadowolenie obywateli ZSRR. Tak czy siak, to była pewna wola zmiany, która spotykała się z oporem konserwatywnych działaczy KPZR. Widząc ten opór Gorbaczow jeszcze bardziej intensyfikował reformy polityczne. W efekcie w 1989 roku cały blok komunistyczny się zatrząsł. Najpierw od Związku Sowieckiego zaczęły się odsuwać państwa zależne, a potem republiki związkowe. Gorbaczow nie potrafił sobie poradzić nawet z maleńką Litwą, mimo że Moskwa wysłała tam czołgi. To jak miał sobie poradzić z Ukrainą, z Białorusią, czy państwami Azji Centralnej? Po prostu było to niemożliwe. On chciał zmienić stosunki między państwami bloku wschodniego na bardziej partnerskie, wiedział, że te oparte na polityce siłowej są kosztowne i nieefektywne, ale ostatecznie okazało się że nikt tego partnerstwa z Moskwą nie chce. W efekcie w grudniu 1991 doszło do rozpadu Związku Sowieckiego, ale nie to w 1986 roku to było zamiarem Gorbaczowa.

Czy Rosjanie mieli jakiś w ogóle scenariusz rozwoju sytuacji w Polsce, kiedy Jaruzelski zaczął się dogadywać z Solidarnością?

Kiedy w 1986 roku Gorbaczow zapowiedział, że nie będzie się mieszał w wewnętrzne sprawy państw bloku wschodniego, był to sygnał wysłany do ich przywódców, żeby komuniści przygotowali do wyzwań, jakie przyniosą kolejne lata i tak zreformowali swoje kraje, żeby utrzymać w nich władzę. Przecież Okrągły Stół nie był po to, żeby oddać władzę opozycji, tylko żeby się z nią tą władzą, a zarazem odpowiedzialnością za złą sytuację gospodarczą – podzielić. Oczywiście, nim doszło do rozmów Kiszczaka z opozycją, polskie władze poinformowały Rosjan o takich planach i dostały na to przyzwolenie. To było o tyle istotne, że część polskiego „betonu” partyjnego oponowała przeciw szukaniu porozumienia z Solidarnością. Tylko, że od tego momentu władza stała się zakładnikiem tych rozmów, a dialog stał się jedyną możliwością.

Jako drugiego „ojca” sukcesu Solidarności, obok Ronalda Reagana, wymienia się Jana Pawła II. Na ile jego wpływ na rozwój wydarzeń prowadzących do przemian roku 1989 miał charakter symboliczny, a na ile realny?

Trzeba powiedzieć wprost: Jan Paweł II był papieżem-politykiem. Mógł on zadzwonić praktycznie do każdego przywódcy światowego i zostać wysłuchany. Rozmawiał z Margaret Thatcher, rozmawiał z Reaganem. Dlatego od samego początku kierownictwo PZPR widziało w Wojtyle groźnego przeciwnika. Trudno przecenić też znaczenie jego wizyt w Polsce. Pielgrzymki z roku 1983 i 1987 podtrzymywały na duchu, pokazywały, że to umęczone społeczeństwo może się podnieść. Że choć Solidarność jest zdelegalizowana, można o niej głośno mówić, można się spotykać z Wałęsą, można tez przyjmować delegację Wałęsy w Watykanie. Papież był swoistym ambasadorem naszej wolności, drogi do demokracji. Na pewno bez niego, bez jego działalności, byłaby ona trudniejsza.

A na ile Amerykanie byli zainteresowani tak daleko idącymi zmianami w Europie Środkowo-Wschodniej? Czy nie mieli też obaw przed całkowitą przebudową geografii politycznej tego rejonu?

Amerykanie nie do końca chcieli upadku Związku Sowieckiego. Wiadomo, że lepszy jest stary przeciwnik, którego znamy, niż nowy, który może czymś zaszkodzić, powodować nowe problemy.

A kto miał być tym nowym przeciwnikiem?

No właśnie, tego oni sami nie wiedzieli. Wiedzieli natomiast przed jakimi problemami stają: to była z jednej strony kwestia rozbrojenia Europy, a z drugiej zjednoczenia Niemiec. To przecież George Bush senior, ówczesny prezydent, zdecydował, że jednoczenie się kontynentu europejskiego, na którym Amerykanom zależało, musi się zacząć od likwidacji granicy wewnątrzniemieckiej. Najważniejsze zatem stało się dla niego przekonanie wszystkich, także państw Zachodu, którzy bali się tego zjednoczenia. Na Starym Kontynencie zawsze było żywe przekonanie że jak te dwa państwa niemieckie się zjednoczą, to znowu dojdzie do hegemonii Niemiec w Europie. Trzeba więc było się dogadać z Gorbaczowem, z jego ministrem spraw zagranicznych Edwardem Szewardnadze, i tak zaplanować to zjednoczenie, żeby wszyscy partnerzy je w końcu zaakceptowali.

Sowieci nadal mieli swoje wojska w NRD.

Tu dotykamy drugiej kwestii, o której wspomniałem – rozbrojenia. Jeżeli upada państwo, które ma broń atomową, trzeba brać pod uwagę co się z nią dalej będzie działo. Kto będzie ją kontrolował. Czy to będzie ekipa, z którą będzie można się dogadać? Amerykanie mieli na pewno dużo tego typu pytań i szukali skutecznych rozwiązań. Przecież na początku lat 90. w Rosji była taka bieda, że Amerykanie wysyłali tam żywność. W jednym z takich punktów w Petersburgu kręcił się Władimir Putin, który zapewne też się dorabiał na tych transportach żywnościowych. Amerykanie nie chcieli, żeby rosyjskie elity polityczne zupełnie upadły. A wracając do kwestii samego wycofywania wojsk sowieckich z Europy: za ich wyjście z NRD, co było kluczową decyzją Gorbaczowa, zapłaciły Niemcy Zachodnie. Nawiasem mówiąc Sowieci nie chcieli się wycofywać przez Polskę, tylko przez Czechosłowację i przez Węgry. Wtedy też opozycjoniści z Węgier, ale też i Havel, bardzo mocno się sprzeciwili, bo przecież wcale nie było powiedziane do końca, że Sowieci wyjdą także z Polski. A jak widzimy wojskowe transporty wyjeżdżające z Niemiec przez Polskę, no to pojawia się myśl: stąd się też wycofacie. To była pewna gra, która ilustruje, że nie było tak, że Sowieci zupełnie upadli i wszystko już było rozstrzygnięte na naszą korzyść.

Ostatnią próbą ocalenia Związku Sowieckiego przed rozpadem był pucz Janajewa w sierpniu 1991. Czy to mogło się udać?

Wydaje mi się, że nie. To była próba przejęcia władzy przez grupę twardogłowych aparatczyków, której celem było wycofanie się z wszelkich reform. 19 sierpnia Janajew ogłosił wprowadzenie stanu wyjątkowego, oznajmił, że pierestrojka się kończy i wezwał obywateli do zachowania spokoju, ale tylko część wojska go poparła. Protestowali obywatele, a członkowie tego gremium, które miało zarządzać tą nową Rosją, byli niezdecydowani. Po dwóch dniach stało się jasne, że pucz wygasa. 21 sierpnia wieczorem puczystów aresztowano i do Moskwy powrócił Gorbaczow. Przez te dwa dni świat przyglądał się temu wszystkiemu zszokowany. Przypomnę przy okazji, że puczystów poparli tacy dyktatorzy jak Saddam Hussein czy Muammar Kaddafi. 

4 czerwca 1989 to nie tylko dzień pierwszych częściowo wolnych wyborów parlamentarnych w Polsce. Tego dnia chińskie władze komunistyczne krwawo stłumiły studenckie protesty, pokazując, że tam totalitarna władza nie ma zamiaru iść na żadne ustępstwa. Czy z perspektywy czasu, uwzględniając dzisiejszą pozycję Chin na arenie międzynarodowej, nie było to bardziej znaczące wydarzenie dla dziejów świata, niż ta nasza transformacja?

Wydaje się, że chyba tak. 4 czerwca 1989 tutaj, w Polsce, to była pokojowa droga do demokracji, pokojowe wybory. Tymczasem w Chinach tego dnia doszło do stłumienia protestów, które się trwały od półtora miesiąca, i w których uczestniczyło ponad milion osób. Protesty objęły w tym czasie w sumie 80 miast i 600 uczelni. To była naprawdę masowa rewolucja i Chińscy decydenci postanowili, że trzeba temu położyć kres siłowo. Do teraz nie wiemy ile było ofiar śmiertelnych, ale z pewnością co najmniej kilka tysięcy osób. Chiny zamiast na wejść na drogę demokracji wybrały totalitaryzm, ale z taką kapitalistyczną twarzą. Od tego momentu Chiny zaczęły się zmieniać gospodarczo. Z biednego zacofanego kraju stały się potęgą ekonomiczną. Ale panuje tam ustrój, gdzie jest tylko jedna partia, której podporządkowane jest całe życie polityczne.

Może więc nie do końca niesłusznie kojarzymy tę datę tylko z wolnością i demokracją?

Parafrazując Sienkiewicza, który pisał o 1647, jako roku dziwnym, że 1989 to też był dziwny rok. Zaszło wtedy wiele wydarzeń, które mają wpływ do dziś na naszą rzeczywistość. Można mówić o wielu różnych rewolucjach, które miały miejsce wtedy na całym świecie. Chociażby w Ameryce Łacińskiej nastąpił upadek dyktatury Stroessnera w Paragwaju, zmiany w Wenezueli, pierwsze wolne wybory w Brazylii, upadek Pinocheta i pierwsze od lat wolne wybory w Chile. A także obalenie Manuela Noriegi w Panamie. Rok później mamy początek bardzo brutalnej wojny w Jugosławii, która przypomniała światu o koszmarze ludobójstwa. W Azji, poza Chinami, o których mówiliśmy, w Birmie doszło do obalenia tamtejszej przywódczyni Aung San Suu Kyi. Był też nieudany zamach na Filipinach. Rosjanie wyszli z Afganistanu, kończąc ponad dziesięcioletnią wojnę. W Republice Afryki Południowej nastąpił zmierzch apartheidu, po tym, jak prezydentem został Frederick Willem de Klerk. Rok później zalegalizowano tam wszystkie partie opozycyjne, a więzienie po 27 latach opuścił Nelson Mandela. Widać więc, że to była kluczowa data w historii świata, co zresztą potwierdza Putin, próbując teraz podważyć ustalony wówczas porządek. Niestety, ten 1989 jest, w moim odczuciu, trochę zapomnianym świętem, jakbyśmy lekceważyli tę datę, dystansowani się od niej. A przecież to Europa wtedy najbardziej zyskała, zjednoczyła się po dekadach przedzielenia żelazną kurtyną. 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

był... 31.05.2025 13:34
Był sobie robotnik przodująca klasa Miał stałą robotę i miał na pół basa A jeszcze do tego za niewiele kasy Mógł dostać mieszkanie i jechać na wczasy Strajkował wiecował wojował z komuną Wznosił palce w górę śpiewał "Mury Runą" W salonach mówiono "Ciemny lud to kupi" Bo polski robotnik jest wielki i głupi I mury runęły bez większego huku Trochę go przygniotły znalazł się na bruku Tak oto zostali zdradzeni o świcie A w salonach dalej salonowe życie.

zdarzył się taki przypadek... 31.05.2025 13:32
i natychmiast ruszyły łokcie i pięści w wyścigu "Do żłobu"... Ludowi się dało "wolność" od dochodów a reszta zajęła się moszczeniem w "polskim dworze" byle dalej od "folwarku", który oddano w pacht....

konie kują... 31.05.2025 13:29
...a żaba nogę podstawia... Po raz kolejny dostaliśmy szansę od procesów dziejowych, z którymi mieliśmy niewielkie związki. Takich dat można wymienić wiele (Mickiewicz 1812 ?) i większość z nich koncertowo spapraliśmy. Więc może zamiast łzawych wspominek czas wyciągać wnioski??!

taaa... działo się i nadal dzieje na świecie... 31.05.2025 13:26
Zawsze coś się kończy, a coś zaczyna Nie wspominamy jednak tej daty, ponieważ nam, w kraju nad Wisłą, nie kojarzy się ona z niczym pozytywnym. Może poza nieco złośliwą "satysfakcją"... Bardziej kojarzy się początkiem okresu dwudziestoletniej "wielkiej smuty" i straconych szans, gdzie zwaśnione stada kundli szarpały kraj, nie mogąc dojść do porozumienia, kto ma na tym zarabiać... No bo przecież nie obywatele??! Gdyby nie UE, tak byłoby do dzisiaj... Najważniejszą zaletą UE stało się narzucenie formalizmów redystrybucji oraz zewnętrzna kontrola wydatkowania, która ograniczyła jawne zawłaszczanie środków. Ale na wszystko są sposoby, co "Gdańsk" bardzo dobrze wie...

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
ReklamaNewsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Reklama