Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Radi Gdańsk 80 lat Tuse
Reklama

Najdroższy nie znaczy najcenniejszy. Wartość zbioru polega przede wszystkim na jego wielkości

Adam Daszewski, emerytowany dziennikarz z Siemianowic Śląskich pocztówki z wizerunkami statków zbiera od 60 lat. I nie ustaje, choć w naszych czasach pocztówek już się nie wydaje i nie wysyła.
Adam Daszewski
Swoją pierwszą pocztówkę Adam Daszewski kupił w 1965 roku

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Skąd u mieszkańca Śląska zainteresowanie marynistyką? Otóż zaczęło się od lektury zeszytów z serii „Miniatury Morskie” wydawanej w latach 1958-78. A nawet nie lektury, bo – jak przyznaje – kiedy tata zaczął mu je kupować, on sam jeszcze nie potrafił czytać. Za to bardzo podobały mu się okładki. A potem nadszedł wiekopomny wiosenny dzień 1965 roku, kiedy to rodzice posłali małego Adasia po coś do kiosku. W okienku zobaczył pocztówkę ze statkiem. Tak go zaintrygowała, że poprosił kioskarkę by mu ją podała. Zza niej wyłoniła się następna, potem jeszcze następna. Ostatecznie kupił ich osiem – wszystkie, jakie były. 

Najbliższe wakacje spędzał nad morzem, skąd przywiózł już kilkadziesiąt morskich widokówek. W katowickich kioskach takiego wyboru nie było. Za rok były kolejne wakacje nad Bałtykiem i kolejne zakupy. Kiedy w 1971 roku, już jako świeżo upieczony student, zrobił pierwsze podsumowanie, naliczył 400 sztuk pocztówek. 

Dziś są ich 32 tysiące. „Elita”, czyli najcenniejsze, spoczywa w około 200 albumach. Reszta upchnięta jest w kartonowych teczkach. To jednak tylko część kolekcji.

Redaktor Kołłupajło i inni

W międzyczasie bardzo mnie zaintrygowały pamiątki z polskich transatlantyków i właściwie w tej chwili to jest co najmniej równorzędna pasja, jeżeli nawet nie ważniejsza.

Adam Daszewski / kolekcjoner pocztówek

Te pamiątki to głównie dokumenty drukowane: menu okrętowej restauracji, foldery, listy pasażerów, bilety, gazety statkowe. Te ostatnie drukowano na naszych transatlantykach, których mieliśmy przed wojną łącznie siedem. Początkowo były to gazety pisane na maszynie, potem drukowane na powielaczu atramentowym, natomiast Batory i Piłsudski miały już prawdziwe drukarnie. Zachowało się nawet nazwisko jednego z redaktorów: Kołłupajło. Brzmi trochę jakby wymyślił je Witold Gombrowicz, który wszak sam był pasażerem transatlantyku Chrobry, na pokładzie którego opuścił Polskę pod koniec lipca 1939. 

„Statki z Gdańska – ikony PRL-u”, wystawa w Gdańsku
Część zbiorów Adama Daszewskiego można oglądać w PAN Bibliotece Gdańskiej na wystawie „Statki z Gdańska – ikony PRL-u” (fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Gazetki zawierały najnowsze informacje z Polski i ze świata, jakie docierały na statek z kraju drogą radiową. Przedstawiały też relacje z samego rejsu: kto z nami płynie, co się wydarzyło, kto wygrał konkurs strzelecki, etc? Na niektórych zdjęciach widnieją ówczesne VIP-y – jak Melchior Wańkowicz czy Arkady Fiedler. Były i informacje praktyczne przed wpłynięciem do portu: jak się ubrać i co zabrać ze sobą do miasta, ile można wymienić gotówki.

W kolekcji Adama Daszewskiego są m.in. gazetki ilustrowane przez Mariana Walentynowicza, tego od „Koziołka Matołka”, który popłynął w rejs jako pasażer i został namówiony do narysowania kilku obrazków. Śląski pisarz Gustaw Morcinek, który uczestniczył w rejsie po Morzu Śródziemnym, też napisał relację do jednej z pokładowych gazetek.

– Bardzo chciałem ją zdobyć, kiedy pojawiła się na licytacji. I faktycznie wygrałem, tylko że zanim zdążyłem ją odebrać, do akcji wkroczyła Biblioteka Narodowa, która ma prawo do pierwokupu. No i niestety gwizdnęli mi to sprzed nosa. Nie mam Morcinka, nie wiem o czym tam pisał – żali się kolekcjoner.

Najcenniejsza czy najdroższa? 

Na pytanie o najcenniejszy egzemplarz w kolekcji, Adam Daszewski odpowiada pytaniem: 

Najcenniejszy czy najdroższy? Bo to trzeba rozróżnić. Za najdroższą polską pocztówkę dałem 1100 zł, a było to już dobrych parę lat temu. Teraz jestem ostrożniejszy, wyznaczam sobie pewne limity. Nauczyło mnie tego pewne wydarzenie. Licytowaliśmy kiedyś z moim dobrym znajomym pocztówkę z Roburem VI [polski masowiec przemianowany w 1940 na SS Zbaraż, zatopiony w tymże roku u wybrzeży Anglii – red.]. Biłem się z nim zaciekle, ale ostatecznie on przebił na 1600 zł i ją wziął. Kiedy ochłonąłem, bo w momencie licytacji człowiek trochę traci kontrolę, powiedziałem sobie: „Matko Boska, co ja bym zrobił, gdybym grał dalej?”. Czemu o tym opowiadam? Bo jakiś czas później kupiłem taką samą pocztówkę za 300 zł. To, że ktoś dużo płaci za jakiś przedmiot na licytacji nie oznacza, że on faktycznie jest tyle wart, tylko, że akurat spotkało się dwóch takich, którzy bardzo pragnęli to kupić.

Adam Daszewski / kolekcjoner pocztówek

Natomiast uwzględniając inny wymiar, niefinansowy Adam Daszewski najwyżej sobie ceni najstarszą pocztówkę w swojej kolekcji, z 1886 roku, z Hamburga. Chlubi się też kolekcją kartek z polskimi statkami i okrętami, wydanych w Wielkiej Brytanii w czasie wojny. Na przykład w 1940, od razu po zatonięciu Piłsudskiego, polska drukarnia w Glasgow wypuściła pocztówkę z wizerunkiem tego transatlantyku, zrobionym jeszcze w Gdyni. 

– Uważam, że ona jest absolutnie bezcenna, bo to jest pocztówka, której nie wydano przed wojną w Polsce, a wydano w Wielkiej Brytanii, jako pożegnanie dla Piłsudskiego. Oczywiście mam na myśli statek.

Sama wartość kolekcji też jest trudna do oszacowania. Ta kartka za 1100 to wyjątek. Większość kupowana była za pięć-dziesięć złotych. Wartość zbioru polega na tym, że jest on bardzo duży i – choć może niepełny – to jednak mocno zaawansowany.

Na tropie Jerzego Bałuka

Ślaski kolekcjoner bardzo ceni też sobie niektóre pocztówki malowane przez Jerzego Bałuka

– To niezwykła postać – ożywia się, kiedy przechodzimy do tego wątku. – Próbowaliśmy, jako nieformalne stowarzyszenie kolekcjonerów, czegoś się o nim dowiedzieć, bo to ewidentnie był najbardziej wzięty polski przedwojenny marynista. I nic.

Inny pasjonat marynistyki, komandor Marcin Mikiel, posunął się do tego, że spisał wszystkich Bałuków w Polsce i wysłał do nich pytanie, czy mieli w rodzinie malarza-marynistę. Otrzymał odpowiedzi mniej więcej od połowy adresatów. Nikt nic o nim nie słyszał. 

A to właśnie Bałuk namalował m.in. dwie serie reklamowych pocztówek dla Marynarki Wojennej, bardzo poszukiwanych dzisiaj przez kolekcjonerów. Ilustrował różne wydawnictwa, także na przykład album... Wedla. Tak, ten Wedel od słodyczy wydał w 1938 bardzo rzadką rzecz: dołączone do czekoladek kartoniki ze stateczkami. Było ich 50, trzeba było je zebrać i wkleić do albumu. 

Obrazki Bałuka widnieją też na naklejkach na bagaże. Adam Daszewski zbiera je także, choć to bardzo rzadkie trofea. Przeważnie, zgodnie z przeznaczeniem, naklejano je na bagaż, a potem zdzierano. Przetrwały tylko te, których ktoś – z sobie tylko wiadomych powodów – nie nakleił.

Popularne obrazki na listach pasażerów – też malował Bałuk. 

– Wszędzie go było pełno i zniknął. Nic nie wiadomo. Nie można ustalić gdzie mieszkał, kiedy zmarł.

Mało tego, skoro namalował setki obrazków, gdzieś powinny być też oryginały jego prac. Tymczasem żaden z około stu kolekcjonerów znanych redaktorowi Daszewskiemu, nie widział ani jednego oryginalnego obrazu Bałuka. 

Druga strona pocztówki

Pytam Adama Daszewskiego o największe kurioza z jego kolekcji. Wskazuje na pocztówkę z 1903 roku o wymiarach mniej więcej 35 na 25 centymetrów, czyli zdecydowanie większych niż format A4. 

– Została ona nadana z Budapesztu do Wiednia i jest w stanie idealnym. Żadnego zagięcia. Chciałbym zobaczyć jak dzisiaj Poczta Polska poradziłaby sobie z kartką tej wielkości. W jakim stanie doszłaby do adresata.

A skoro już o wysłanych kartkach mowa. Każda z nich ma na odwrocie jakąś historię. Niektóre z nich warte są opowiedzenia.

Na przykład pocztówka z Wilnem, czyli jednym z tzw. „francuzów”, czyli zakupionych w 1926 roku we Francji pięciu masowców, które stanowiły zalążek polskiej floty handlowej. Adam Daszewski kupił ją bardzo tanio. Dopiero w domu zauważył, że to pocztówka, którą kapitan Mamert Stankiewicz, bohater książki „Znaczy kapitan” Karola Olgierda Borchardta, wysłał z pierwszego rejsu Wilna do Szwecji do swojej drugiej żony. Bo był wielkim kapitanem, ale też wielkim miłośnikiem kobiet i żenił się trzykrotnie.

Na kartce opisywał spotkanie z konsulem, jakąś świetną zabawę w „towarzystwie z klasą” oraz rozwodził się nad zaletami pływania frachtowcem, który w odróżnieniu od żaglowca, wyciąga spokojnie i pewnie dziewięć węzłów, więc wiadomo kiedy się dotrze do portu. Kartka została wysłana do Tczewa, bo wtedy najwidoczniej właśnie tam mieszkali państwo Stankiewiczowie.

Adam Daszewski nosił się nawet kiedyś z zamiarem wydania tomiku z najciekawszymi zapiskami, jakie trafiły do jego kolekcji. I tak na przykład ktoś pisał z ze Stanów Zjednoczonych, że do jakiegoś swojego bliskiego krewnego, ale jeszcze ucznia, że gratuluje mu znakomitych stopni i w nagrodę przysyłam mu obrazek z pożarem w Nowym Jorku, który strawił tam w 1902 roku kilkanaście statków. „A jak będziesz dalej tak się uczył, to będę o tobie pamiętał i znowu ci coś ładnego przyślę” – kończył ów wujaszek z Ameryki. Albo: „Kochane Wujostwo, Niech Wujostwo nie wierzy w to, co o mnie usłyszy. Wpadłem w towarzystwo złych ludzi, którzy mnie oszukali, ale ja nic złego nie zrobiłem. Co nie zmienia faktu, że w tej chwili właśnie wchodzę na burtę statku i odpływam do Stanów Zjednoczonych. Adresu nie mogę podać”. I kolejna kartka, tym razem spod znaku złamanego serca, z Ameryki Południowej: „Tym statkiem płynąłem, a teraz już wyruszam w głąb kontynentu. Nie wiem co mnie spotka. Życzę Pani, żeby była Pani szczęśliwa, i żeby całe Pani życie upłynęło wspaniale. Będę zawsze pamiętał i tęsknił”. 

Dziś prawdziwych pocztówek już nie ma

Jakie będą dalsze będą losy kolekcji? 

Na pewno nie pozwolę, żeby ona się rozsypała. I mam gwarant w postaci córki, która wprawdzie aż tak się tym nie fascynuje, ale obiecała zadbać. Teraz jeszcze próbuję, tak ostrożnie, sprowokować 10-letnią wnuczkę, żeby też to polubiła. Muzeom nie za bardzo ufam. Wiem, że przyjąć – przyjmą, ale mam poczucie graniczące z pewnością, że to trafi na jakąś półkę, będzie się kurzyć przez 50 lat, nim może jakiś doktorant to odkryje i napisze na ten temat pracę.

Adam Daszewski / kolekcjoner pocztówek

Jak bardzo może się jeszcze rozrosnąć jego kolekcja? Kilka lat temu Adam Daszewski ogłosił na forum kolekcjonerów, że ma już wszystkie polskie powojenne pocztówki z flotą handlową. I co? O tego czasu dokupił jeszcze kilka pocztówek o których nie wiedział, że były wydane. Bo katalogów przecież nie ma. 

– Z moim przyjacielem z Pucka, także kolekcjonerem, Jackiem Janowskim, udało nam się skatalogować wszystkie pocztówki z dziesięciotysięcznikami. Było ich nieco powyżej setki. To kropla w morzu, ale czegoś trzeba zacząć.

Katalog wydali w… sześciu egzemplarzach. Przygotowują kolejne. 

– Być może te polskie powojenne statki handlowe uda się skatalogować. Ale trzeba mieć świadomość, że to nigdy nie będzie katalog zamknięty, bo zawsze ktoś może przyjść powiedzieć: „Kochani, tu jest taka pocztówka, której wy nie macie”. 

O nowe pocztówki pojawiające się na rynku raczej głowa ich nie musi boleć, bo tych się już nie wydaje. Choć potencjalnych obiektów do sfotografowania przybywa, bo światowa flota rozrasta się w oszałamiającym tempie. 

– Kto dzisiaj wysyła pocztówki? – pyta retorycznie śląski kolekcjoner i sam sobie odpowiada: – Ja wysyłam dlatego, że je zbieram, ale to prawda: w dzisiejszych czasach pocztówka umarła. Jeszcze kilkanaście lat temu, jak do Hamburga czy Londynu wpływał jakiś wielki wycieczkowiec, robiono z tego widokówkę. Teraz co najwyżej armator wydaje jakąś kartkę w celach reklamowych, ale zasadniczo każdy woli sobie zrobić komórką sweet-focię.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Marcin Mikiel 20.06.2025 22:03
Przyznaję, że z wieloma Bałukami udało mi się skontaktować, ale to nie czasy klasycznych książek telefonicznych i raczej ciężko wyszukać wszystkich. Niemniej co nieco o Jerzym Bałuku odkryć się udało. Jest tego co kot napłakał dlatego liczę , że może odezwie się p. Jacek Bałuk, który jak sądzę zajmuje się genealogią i możliwe, że jest w posiadaniu jakiegoś zdjęcia malarza. Tak czy inaczej nie przestajemy próbować.

Reklama
Reklama
Reklama