Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Radi Gdańsk 80 lat Tuse
Reklama

Bilety na Open'er Festival są drogie? Szef Alter Artu: Nie są. I trzeba o tym mówić

O Linkin Park, zmianach na rynku festiwalowym, cenach biletów i przyszłości Open’era rozmawiamy z Mikołajem Ziółkowskim, szefem Alter Artu, który organizuje festiwal. W ciągu zaledwie piętnastu minut rozmowy, dowiedzieliśmy się więcej, niż moglibyśmy przypuszczać.
Bilety na Open'er Festival są drogie? Szef Alter Artu: Nie są. I trzeba o tym mówić
Mikołaj Ziółkowski, szef agencji Alter Art, organizatora Open'er Festival

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Patryk Gochniewski: Na początek muszę zapytać cię o Linkin Park. Wydaje się, że sam zespół jest wciąż zaskoczony skalą tego powrotu - że mogą wyprzedać Wembley czy Stadion Olimpijski w Berlinie. No i właśnie teraz, mając tylko potwierdzenie wielkości tej nazwy - czy kiedykolwiek wcześniej sondowaliście ściągnięcie ich? Okazji było mnóstwo - 2012, 2014 czy 2017 rok. Czy też nigdy dotychczas nie był to zespół, który był w kręgu waszych zainteresowań?

Mikołaj Ziółkowski: Linkin Park miał swoją ścieżkę funkcjonowania i też swego rodzaju polską strategię. Temat oczywiście się pojawiał, ale nie będę mówił o szczegółach.

Teraz jednak w końcu się udało.

Tak, i bardzo też wierzyłem w ten powrót. A wiedziałem o nim długo wcześniej, niż zaczęły pojawiać się pierwsze plotki. Miałem poczucie, że trzeba spróbować, ale też mieliśmy wewnętrze dyskusje - czy to się uda, czy się nie uda. Uważam, że ten powrót został zrealizowany w optymalny sposób. To się udało z powodu wielu czynników, ale głównym jest ten, że to zawsze był zespół. To nigdy nie był sukces jednej postaci.

CZYTAJ TEŻ: Nine Inch Nails gigantami drugiego dnia Open'era. Czy to był najlepszy koncert tej edycji?

Jest to bezsprzecznie jeden z największych powrotów nie tylko w ostatnich latach, ale w historii muzyki w ogóle.

To jest modelowy przykład, jak powinno się zachować w tak trudnej sytuacji. Chyba nie dało się tego zrobić lepiej. Był czas na żałobę, był czas na przetrawienie i przetrwanie tego, ale też pomysł jak dalej to dziedzictwo kontynuować. Jakościowo jest świetnie - zostało to doskonale przekonstruowane, nowa płyta jest bardzo dobra. To przykład na to, że można, a wiele jest przykładów, że powroty się nie udawały.

Fakt, że Linkin Park w końcu pojawią się na Open’erze to chyba ukłon w stronę tego dojrzalszego widza.

Byłem na jednym z ich arenowych występów i muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony, jak zróżnicowana wiekowo była publiczność. To tylko pokazuje ponadczasowość tej muzyki. Połowa publiczności to ci, którzy z zespołem wzrastali, a połowa to nowi, młodzi, którzy zachwycili się nową odsłoną Linkin Park.

Mam jednak też takie poczucie, że ta sytuacja pokazała jak świetnym piarowcem jest Mike Shinoda. To jedna z tych sytuacji, której wielu się spodziewało, ale jednocześnie nie spodziewał się nikt. Że to będzie wyglądało właśnie w ten sposób.

Rozumiem, co przez to chcesz powiedzieć, ale to są przede wszystkim czysto ludzkie dylematy. Uważam, że zostało to zrobione idealnie. Wiele lat przerwy, oddany hołd dla zmarłego wokalisty i powrót na nowych zasadach, ale z poszanowaniem przeszłości. Wszystko się tutaj zgadza i jestem przekonany, że przed tym zespołem jest wielka przyszłość.

Wracając jednak do festiwalu. Wiemy, jak wiele zmieniło się po pandemii, do tego mamy coraz bardziej agresywną ekspansję Live Nation, które zaczyna monopolizować rynek, a także wykonawcy, którzy idą drogą kilku headlinerskich występów w jednym miejscu. Zatem gimnastyka z waszej strony musi być spora.

Tak to teraz wygląda. Po prostu. Obecna struktura rynku muzycznego jest wielkim wyzwaniem dla festiwali. Nigdy w historii muzyki nie było takiej popularności koncertów headliningowych, koncertów stadionowych, koncertowych aren. Nigdy też tak wiele ludzi nie uczestniczyło w koncertach. To jest oczywiście fantastyczne, ale jednocześnie wszystkie strony muszą się jakoś dopasować. Staramy się walczyć o to, co jest kluczem muzyki i dawać ludziom możliwość w uczestniczeniu w czymś dobrym i różnorodnym. Bo też nie wszyscy artyści będą artystami stadionowymi - grają taką, a nie inną muzykę. Naszym zadaniem jest znalezienie im wszystkim miejsca. To właśnie daje festiwal - odnajdą się tu wykonawcy, którzy grają dla pięciu, jak i siedemdziesięciu pięciu tysięcy ludzi. I żeby ułożyć taki program we współczesnym świecie muzycznym, tak zróżnicowany, tak wielowątkowy, żeby były i te zespoły stadionowe, i te największe odkrycia, jest wielkim wyzwaniem.

Porozmawiajmy chwilę o cenach, żeby raz na zawsze zamknąć tę trwającą od wielu lat dyskusję. Słyszy się, że jest drogo, ale ja zawsze powtarzam, że nie jest. Ponieważ tysiąc złotych za cztery dni z niemal setką wykonawców wciąż jest atrakcyjną kwotą. Nawet bilety jednodniowe, kiedy możemy zobaczyć kilkunastu wykonawców w cenie jednego biletu - i to nawet niedającego najlepszych miejsc - na koncercie stadionowym, wydają się atrakcyjne cenowo.

Tak jest. Dokładnie tak to wygląda i uważam, że trzeba o tym mówić, ponieważ - tak jak zauważyłeś - istnieje przeświadczenie, że karnet jest drogi. Nie jest, ponieważ jeden dzień, podczas którego zobaczysz dwudziestu wykonawców, kosztuje tyle, co bilet na płytę na stadionie. A nawet mniej. Do tego dochodzi bardzo zróżnicowana publiczność, inne emocje - to jest jednak zupełnie inna przestrzeń niż wielka arena. Inaczej doświadczamy tych koncertów, wychodzimy ze swoich baniek.

Ty to rozumiesz, ja to rozumiem, ponieważ jesteśmy z tym rynkiem związani zawodowo. Ale wciąż wydaje mi się, że możemy mówić o aspekcie edukacyjnym festiwali, o emocjach, jednak to wciąż headliner przyciąga.

Oczywiście, zgadzam się z tym. Jednak każda z tych spraw - w moim odczuciu - jest tak samo ważna. Należy także pamiętać, że festiwal jest żywym organizmem, który się rozwija i zmienia. Każdy festiwal jest inny i inaczej reaguje na zmiany technologiczne, pokoleniowe, na nowe wartości. Nie zmienia się jednak to, że festiwale muszą grać swoją różnorodnością, tworzyć atrakcyjny program. Ponieważ jeśli nie zareagują na zmiany, po prostu znikną. A mamy przecież kilka takich przykładów. Nie można koncentrować się wyłącznie na headlinerach - to trochę nasze motto, którym staramy się kierować.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

m 17.07.2025 10:25
tak, tak, panie z alter art, a jak wytlumaczysz, ze w Belgii Deftones za plyte jest za 290 zl, a wy chcecie 450 zl? Jak wytlumaczysz to, ze QotSA jest drugie najdrozej na trasie, gdzie na Wegrzech jest az o 200 zl taniej? Tez jest tanio i trzeba o tym mowic?

Lukasz 08.07.2025 11:31
ss

Lukasz 08.07.2025 11:30
Zacznę od tego, że bardzo dobrze, iż Open’er w ogóle jest — a jeśli ktoś uważa, że da się go zrobić lepiej, to do roboty, zamiast narzekać po czatach. Jest też sporo festiwali poza Polską. Tyle tytułem wstępu, teraz przejdźmy do szczegółów. Byłem na kilku (4–5) edycjach — na tej ostatniej poddałem się presji moich nastoletnich córek (dla gimbazy to świetny festiwal: mnóstwo celebrytek i youtuberek, z którymi można robić selfiaki). Wcześniej bywałem jeszcze za czasów, gdy była scena World Stage. Co widzę? Festiwal się zmienia — i to bardzo wyraźnie. Moje córki (w wieku 9 i 13 lat) bawiły się świetnie. Nagłośnienie jest znacznie lepsze. Namioty są większe. Zniknęły toytoye a rzeczy WCTron. Jest znacznie więcej bardzo różnorodnych aktywności. Dla mnie jednak: zbyt dużo rapu i hip-hopu — ale może tak trzeba. Zbyt dużo muzyki dogrywanej z komputerów zamiast granej na żywo — ale może tak to dziś wygląda. Zbyt mała różnorodność: zniknęło etno, brakuje bluesa, reggae i podobnych gatunków. Lubię muzykę, uwielbiam dobre koncerty, ale jeśli mam wybór, to na festiwale jeżdżę poza Polskę (London Jazz Festival, North Sea Jazz Festival — w tym roku po raz czwarty, Primavera Sound). Dla mnie to lepsza oferta — w większości na żywo, bardziej zróżnicowana, a i z wiekiem moje gusta skręcają w stronę jazzu, bluesa czy dobrego folku. Dodam, że nie jestem milionerem — pracuję na etacie, odkładam, jeżdżę tam, bo tak wypoczywam. Wydaje mi się, że Open’er jest drogim festiwalem i nie jest prawdą to, co mówi Mikołaj. W porównaniu z takimi festiwalami jak Glastonbury, Roskilde, Sziget czy Primavera Sound wypada słabo. Owszem, karnety na cały festiwal dla osoby dorosłej są najtańsze w przypadku Open’era (1139 zł), podczas gdy Primavera to 1420 zł, Roskilde 1462 zł, Sziget 1792 zł, a Glastonbury 2030 zł. Ale każdy z tych festiwali oferuje znacznie więcej scen i koncertów. Na Open’erze mamy 7 scen i 70 koncertów — to najmniej spośród wszystkich wymienionych. Przeliczając średni koszt koncertu: • Open’er: 16,27 zł/koncert (70 koncertów), • Roskilde: 7,90 zł (8 scen, 185 koncertów), • Primavera: 6,34 zł (16 scen, 224 koncerty), • Sziget: 1,79 zł/koncert (blisko 1000 występów), • Glastonbury to przypadek ekstremalny: 0,51 zł/koncert — blisko 100 scen (około 10 głównych) i aż 3972 występy. Oczywiście, że te statystki nie mają wartości praktycznej bo przecież nikt nie ilość a jakość (subiektywnie rozumiana) się liczy. Nikt nie pójdzie na wszystkie koncerty bo nie ma takiej możliwości i potrzeby. Niemniej oddają one nieco obraz rzeczywisty. Nie wiem, jaka jest misja i wizja Mikołaj i Alter Art w zakresie Openera ale wyraźnie widać, że największe zagraniczne, i konkurencyjne festiwale inaczej do spraw podchodzą. Dlatego uważam, że przestrzeń na dalsze zmiany jest i trzymam kciuki. P>S> Heineken mógłby poprawić jakość piwa. Byłem z dziećmi więc wypiłem całe dwa, przez cały festiwal. Jedno z kega i było to traumatyczne doświadczenie. Wstyd dla całego Heinekena za (chyba) pozbywanie się piwnych złogów magazynowych na festiwalach. Drugie już z puszki i dało się wypić. Kulinarnie kto co lubi.

Łukasz 07.07.2025 22:49
Zacznę od tego, że bardzo dobrze, iż Open’er w ogóle jest — a jeśli ktoś uważa, że da się go zrobić lepiej, to do roboty, zamiast narzekać po czatach. Jest też sporo festiwali poza Polską. Tyle tytułem wstępu, teraz przejdźmy do szczegółów. Byłem na kilku (4–5) edycjach — na tej ostatniej poddałem się presji moich nastoletnich córek (dla gimbazy to świetny festiwal: mnóstwo celebrytek i youtuberek, z którymi można robić selfiaki). Wcześniej bywałem jeszcze za czasów, gdy była scena World Stage. Co widzę? Festiwal się zmienia — i to bardzo wyraźnie. Moje córki (w wieku 9 i 13 lat) bawiły się świetnie. Dla mnie jednak: zbyt dużo rapu i hip-hopu — ale może tak trzeba. Zbyt dużo muzyki dogrywanej z komputerów zamiast granej na żywo — ale może tak to dziś wygląda. Zbyt mała różnorodność: zniknęło etno, brakuje bluesa, reggae i podobnych gatunków. Lubię muzykę, uwielbiam dobre koncerty, ale jeśli mam wybór, to na festiwale jeżdżę poza Polskę (London Jazz Festival, North Sea Jazz Festival — w tym roku po raz czwarty, Primavera Sound). Dla mnie to lepsza oferta — w większości na żywo, bardziej zróżnicowana, a i z wiekiem moje gusta skręcają w stronę jazzu, bluesa czy dobrego folku. Dodam, że nie jestem milionerem — pracuję na etacie, odkładam, jeżdżę tam, bo tak wypoczywam. Wydaje mi się, że Open’er jest drogim festiwalem i nie jest prawdą to, co mówi Mikołaj. W porównaniu z takimi festiwalami jak Glastonbury, Roskilde, Sziget czy Primavera Sound wypada słabo. Owszem, karnety na cały festiwal dla osoby dorosłej są najtańsze w przypadku Open’era (1139 zł), podczas gdy Primavera to 1420 zł, Roskilde 1462 zł, Sziget 1792 zł, a Glastonbury 2030 zł. Ale każdy z tych festiwali oferuje znacznie więcej scen i koncertów. Na Open’erze mamy 7 scen i 70 koncertów — to najmniej spośród wszystkich wymienionych. Przeliczając średni koszt koncertu: • Open’er: 16,27 zł/koncert (70 koncertów), • Roskilde: 7,90 zł (8 scen, 185 koncertów), • Primavera: 6,34 zł (16 scen, 224 koncerty), • Sziget: 1,79 zł/koncert (blisko 1000 występów), • Glastonbury to przypadek ekstremalny: 0,51 zł/koncert — blisko 100 scen (około 10 głównych) i aż 3972 występy. Oczywiście, że te statystki nie mają wartości praktycznej bo przecież nikt nie ilość a jakość (subiektywnie rozumiana) się liczy. Nikt nie pójdzie na wszystkie koncerty bo nie ma takiej możliwości i potrzeby. Niemniej oddają one nieco obraz rzeczywisty. Nie wiem, jaka jest misja i wizja Mikołaj i Alter Art w zakresie Openera ale wyraźnie widać, że największe zagraniczne, i konkurencyjne festiwale inaczej do spraw podchodzą. P>S> Heineken mógłby poprawić jakość piwa. Byłem z dziećmi więc wypiłem całe dwa, przez cały festiwal. Jedno z kega i było to traumatyczne doświadczenie. Wstyd dla całego Heinekena za (chyba) pozbywanie się piwnych złogów magazynowych na festiwalach. Drugie już z puszki i dało się wypić. Kulinarnie kto co lubi.

OjK 07.07.2025 16:18
Byłem na kilku Openerach - tych, gdzie jednego dnia miałem na jednej scenie min. jeden zespół który uwielbiam, plus drugi w podobnym klimacie który też lubię. Więc jak 24' (FF i Maneskin) był super, 23' również (QotSA i Arctic Monkeys) to można było zapłacić za dwa koncerty +- 500zl wtedy to faktycznie ma sens. Ale nie zapłacę 500zl za jeden 1,5h występ otoczony z jednej i drugiej strony jakimś kompletnie innym stylem muzyki który mnie kompletnie nie interesuje. I teraz dla porównania, za Rock am Ring płacę mniej, a cały dzień scena jest zasypana muzyką którą lubię. A wy co odwalalacie? Łączycie rockowe LP z jakimś pościelowym popem. Pewnie gdyby w jeden dzień grali razem LP, Muse i Massive to pewnie, 500zl byłoby uczciwą ceną. Ale mam wrażenie, że to celowo zostało tak rozbite. I myślę że Foo Fighters zamknęło mi erę Openera. Czas przerzucić się na zachód na stricte rockowe festiwale, bo różnicy cenowej między Rock am Ring / Hellfest a Openerem już nie ma. A jakościowa ogromna.

Taki jeden 07.07.2025 07:11
Bilety może i nie drogie dla niektórych, ale jak się słucha tylko jednego wykonawcę z każdego dnia to już nieciekawe wygląda.

Tomek 06.07.2025 22:42
Bzdura, cena jest zdecydowanie za wysoka. Na koncertach chodzi o jakość a nie ilość. Nie interesuje mnie większość zespołowych zapchaj dziur i na pewno normalnie bym za nich nie zapłacił. Lineup był tak skonstruowany że każdego dnia jeden, max dwa zespoły mi odpowiadały a ich koncerty są tańsze niż jednodniowy karnet i dłuższe. Oczywiście impreza jest mega fajna i dobrze że się odbywa ale ceny są zdecydowanie za wysokie.

Jadeitowy 06.07.2025 19:36
Byłem dwa razy, zawsze bawiłem się ok, ale nie było to coś w stylu "wow, muszę tu wrócić" ot dobry festiwal. Cena? Jak najbardziej w porządku. Na pewno nie drogo jak za taką ilość koncertów.

hihot.md 06.07.2025 18:31
Jak ludzie płacą 1000 (zł czy EUR - nieważne - płacą) to znaczy, że nie jest drogo. A z czegoś taki Mikołaj musi mieć na nowego SUVa czy kolejną kawalerkę do flipu.

ifeelverblah 06.07.2025 16:16
10-20 zł to maksymalna cena za taki koncert. Niby dlaczego drożej?

True 06.07.2025 15:28
To nie jest wywiad, tylko materiał sponsorowany. Bilety na koncerty NIN w Berlinie, Pradze czy Amsterdamie były dużo tańsze niż jeden dzień na Openerze. A nagłośnienie na tym kretowisku wcale nie jest lepsze.

Niezadowolony 06.07.2025 14:56
580 za dzien to paranoja. Trzeba mowic wlasnie o tym zdzierstwie a nie na odwrot.

tgzg 06.07.2025 13:43
Stek bzdur. Pojechałem w czwartek wyłącznie dla Nine Inch Nails. Całkowity koszt zamknął mi się w kwocie 1000 zł. Szczęście że udało się dojechać PKP i bilet kupiłem z drugiej ręki, taniej niż oficjalnie, ze strony organizatora. Inaczej byłoby jeszcze drożej.

Andrzej 06.07.2025 11:55
Bilety zupelnie nie odwierciedlaja jakości 580zl za 1 dzien to w ch*j drogo. Te strefy to zwyczajni sponsorzy z tandetnymi nagrodami typu naklejki, samych dobrych artystów jest max 4-5 po za nimi opener to dno. Juz nie wspominając tego skamu 80zł za podwózkę taksówka do bloku 3km. Gdyby nie ineteresujący mnie zespół to bym nie pojechał ogólnie nie polecam mocne mid.

Kamyk 06.07.2025 01:37
Tak, 20 wykonawców, chyba na plakacie. Max 2-3 koncerty, bo tak jest to ustawione, że zanim dojdziesz z jednego na drugi to się kończy. Dramat. Nigdy więcej.

ReklamaZiaja włosy rosinna pielęgnacja
Reklama
Reklama