Dyskusję zarysowaną w temacie „Granice pamięci zbiorowej. Polacy w armii III Rzeszy”, sprawnie poprowadziła Magdalena Lemańczyk. W roli ekspertów wystąpili Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk, Andrzej Hoja i Ryszard Kaczmarek.
Punktem wyjścia do rozmowy była wystawa w Muzeum Gdańska zatytułowana „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy” – wokół której rozpętała się polityczna burza. Niewątpliwie debata nad tym zagadnieniem toczy się na dwóch poziomach: politycznym i historycznym, o czym była mowa także 5 sierpnia 2025 r. w Senacie.
Potomkowie „naszych chłopców” to dzisiaj już miliony obywateli – głównie polskich
Historyk Ryszard Kaczmarek przypomniał liczby: „Z trzech milionów osób, które podpisały volkslistę, milion sto tysięcy to byli przedwojenni obywatele Polski, którzy już wtedy deklarowali się jako mniejszość niemiecka. Kolejne milion dziewięćset tysięcy to byli Ślązacy i Kaszubi. Dlatego dziś ten problem jest tak bardzo regionalny, wpisany w historię Śląska i Kaszub, i kompletnie nieznany niemal gdzie indziej”.
Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk zauważyła w związku z tym, że: „nasze wyobrażenie pamięci z trudem wielkim przebija się do świadomości mieszkańców Polski. Wystawa uwidoczniła niekompatybilność historii regionów pogranicza z historią centrum”. I dodała, że jej zdaniem ta wystawa jest etapem naszych społecznych dialogów.

Andrzej Hoja przypomniał najważniejsze założenie wystawy w Muzeum Gdańska: „450 tysięcy naszych chłopców, przede wszystkim ze Śląska i Pomorza Gdańskiego, służyło w różnych rodzajach broni armii III Rzeszy. Ich potomkowie to dzisiaj już miliony obywateli – głównie polskich. Dlatego wszystkich bohaterów naszej wystawy łączy to, że dzisiaj ślady ich potomków są na tym samym Pomorzu”.
Nie chcemy chować głowy w piasek
Komentarze i pytania z sali, padające ze strony senatorów KO i Lewicy, nikt z PiS nie przyszedł na debatę, były jednocześnie opowieścią o własnych zmaganiach z dziadkiem z Wehrmachtu. Na taki – niemalże coming out – zdecydowali się senatorowie Anna Górska z Kościerzyny, Ryszard Świlski z Gdańska i Kociewia i Piotr Masłowski z Rybnika.
ZOBACZ TEŻ: Wystawa „Nasi chłopcy”. Historycy bronią Pomorzan wcielonych siłą do Wehrmachtu
Polityczną stronę debaty, pod wspomnianą już nieobecność senatorów i posłów PiS, komentowali Stasia Budzisz i Artur Jabłoński. Piszący te słowa zwrócił uwagę jeszcze raz na nie traktowanie regionów pogranicza jako pełnoprawnego podmiotu życia społecznego, ale jako regionu skolonizowanego. Konsekwencją tego jest oczekiwanie od nas „schowania dokumentów, schowania pamięci, chowania głowy w piasek”.
Jak przekonywała m.in. Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk: „To rodzi z czasem wybuch emocji. To rodzi zmniejszanie zaufania społecznego. Nie możemy okrzepnąć w Polsce jako społeczeństwo obywatelskie”.
Konkluzja z senackiej debaty może być taka, że takie wystawy, jak ta w Gdańsku, są nam wszystkim potrzebne. Również jako narzędzie pomocne w powszechnej edukacji, o potrzebie której wspominali w dyskusji także Jack Słomión i Anna Cupa.
Nie są „hańbą i skandalem” – jak krzyczą prawicowi populiści. Za Andrzejem Hoją powtórzę na sam koniec, że jest to ścieżka dla wielu milczących dotąd rodzin na Pomorzu Gdańskim i Śląsku, które nie potrafiły się dotąd odnieść do faktu służby w Wehrmachcie ich ojców i dziadków, by: „mieli jakiś punkt odniesienia dla siebie, dla wyrobienia sobie zdania”.

























Napisz komentarz
Komentarze