Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

„Zawsze Pomorzanie”. Wspólnie tworzymy portret mieszkańców Pomorza

Znani i nieznani. Młodzi i starsi. Ci, którzy wciąż historię regionu tworzą i ci, którzy odeszli zostawiając tu swoje ślady. Mieszkańcy Pomorza otwierają przed nami rodzinne albumy, by opowiedzieć o swoich bliskich, ale i o własnych, nie zawsze prostych, drogach na Pomorze. Każda z fotografii to pretekst do opowieści. O ludziach i regionie. Tworzymy portret rodzinny Pomorzan. Oto pierwsza część naszego cyklu!
„Zawsze Pomorzanie”. Wspólnie tworzymy portret Pomorzan
„Zawsze Pomorzanie” – wspólnie tworzymy portret Pomorzan. Na zdjęciu Gertruda Colbe z d. Kinder z koleżanką, Gdańsk, początek XX w.

Autor: Archiwum rodzinne

Portret Pomorzan

Raz w miesiącu, na łamach tygodnika „Zawsze Pomorze” i w portalu www.zawszepomorze.pl prezentować będziemy fotografie i opowieści przedstawiające mieszkańców Pomorza. Zapraszamy Czytelników do prezentowania na naszych łamach ważnych fotografii z albumów rodzinnych i tym samym podzielenia się z nami historią swojej rodziny. Razem stwórzmy portret Pomorzan.

Kontakt: [email protected]


Stefan Chwin

Na nabrzeżu w Gdyni, 1955 r. (fot. archiwum rodzinne)

Urodził się w Gdańsku w 1949 roku. W latach pięćdziesiątych, jeszcze wtedy kilkuletni, przyszły znany i ceniony pisarz, rysownik i profesor UG, chodził do przedszkola przy ulicy Św. Piotra w Gdyni. Jego rodzice w Gdyni pracowali, więc wozili go tam codziennie pociągiem z Oliwy, gdzie rodzina Chwinów mieszkała. Ojciec był urzędnikiem Ministerstwa Żeglugi i pracował w biurze przy ulicy Derdowskiego. Matka była pielęgniarką w przychodni zakładowej przedsiębiorstwa rybackiego „Dalmor” przy ulicy Waszyngtona, niedaleko miejsca, gdzie dzisiaj wznosi się Courtyard Gdynia Waterfront. Co roku rodzina chętnie spędzała czas w Gdyni szczególnie w dniu Święta Morza. Żelaznym punktem świętowania był spacer na Skwer Kościuszki, a potem na Nabrzeże Pomorskie i oglądanie zacumowanego tam szkolnego żaglowca „Dar Pomorza”. Szczególną atrakcją było oglądanie cumującego przy Nabrzeżu Pomorskim statku „Jan Turlejski”. Był to parowiec, rybacki statek szkoleniowy. Spacer po Gdyni kończył się wspinaczką na Kamienną Górę, skąd oglądano port i miasto. Nie mogło się też obyć bez papierowej chorągiewki biało-czerwonej i waty cukrowej na patyku.

Gertruda Colbe, z d. Kinder

Z dziećmi, Gdańsk, lata 20. XX w

Przyszła na świat w Gdańsku w 1888 roku. Jej ojciec pochodził z Mazur, był mistrzem ciesielskim, matka, z domu Hajewska, urodziła się w Ostrzycach. Wszechstronnie uzdolniona Gertruda, pięknie grała na pianinie, najbardziej jednak kochała sport, zwłaszcza grę w tenisa. 

Wyszła za mąż za Romana Colbe, pracownika polskiej Dyrekcji Kolei Państwowych, w 1944 roku został zamordowany w Dachau. 

Urodziła siedmioro dzieci, jednak sopockie korty odwiedzała regularnie. Choć należała do gdańskiego klubu Gedania, nigdy nie grała wyczynowo. Swego czasu Muzeum Sopotu na jednej z wystaw prezentowało zdjęcie Gertrudy z następcą tronu pruskiego księciem Wilhelmem, którego w roku 1910 na sopockim korcie ograła z kretesem. 

Słynne były jej gdańskie obiady czwartkowe, które przed wojną urządzała dla przyjaciół artystów. 

Z pochodzenia Niemka, choć wyszła za Polaka, nie mówiła po polsku. Po wojnie chodziła na kursy języka polskiego do szkoły dla autochtonów. Organizowano je dla osób czujących się Polakami. Gertruda, jak mówi dziś jej wnuczka, Barbara, całe życie chciała być Polką. Poza najstarszą córką, która urodziła się w 1911 roku, wszystkie jej dzieci ukończyły polskie szkoły. 

Zmarła w 1963 roku, spoczywa w Sopocie. 

Franciszek Degutis

Na zapleczu cukierni w Sobieszewie, drugi z prawej, lata 60. (fot. archiwum rodzinne)

Wilnianin z dziada pradziada, rocznik 1906. Piłsudczyk. W czasie wojny więzień obozu koncentracyjnego we Frankfurcie nad Menem. 

Był znanym gdańskim cukiernikiem. W Wilnie terminował w słynnej cukierni Karola Sztralla, gdzie spotykali się wykładowcy, poeci, duchowni, stałym gościem był Konstanty Ildefons Gałczyński. 

W 1945 roku, jak twierdził - „wypędzony z Wilna”, najpierw trafił do Pszczółek, gdzie był kierownikiem piekarni w Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska. Później, z różnym powodzeniem, prowadził w Gdańsku lodziarnie, jedną przy ul. Królikarnia, budynek już nie istnieje. Córka Franciszka, Krystyna najlepiej pamięta cukiernię w Sobieszewie. Jako 15 - letnia dziewczyna, wraz z koleżanką, czasem pomagała ojcu. Czyściła blachy, sprzątała. Ojciec płacił za wykonaną pracę albo rewanżował się ciastkami. Małą Krysię rozpieszczał. Gdy chorowała, wypiekał dla niej bułeczki w kształcie kaczuszek, ptaszków, laleczek. Przed świętami robił długie cukierki na choinkę. Tradycją w domu był słynny tort na imieniny żony, kawowy, zdobiony kremowymi konwaliami, z napisem: Dla Maryni. 

Zmarł w 1984 roku w Gdańsku.

Konstanty Janczukowicz 

Z dziećmi na sopockim molo, lata 50. (fot. archiwum rodzinne)

Urodził się w 1900 r. w Petersburgu, ale do Gdańska przyjechał z Lidy, gdzie w latach 30. XX w. zamieszkał z żoną i dwójką dzieci. Gdy po zakończeniu II wojny nadszedł czas repatriacji, do Polski małżonkowie jechali już oddzielnie - w różnych kierunkach - Konstanty z siostrą i synem, Jadwiga z córką. Powód rozstania do dziś jest tajemnicą rodzinną. Konstanty najpierw zatrzymał się w Koszalinie, gdzie według niego było za dużo Niemców i za mało Polaków. Ruszył więc do Gdańska. Zamieszkał przy ul. Orzeszkowej 9. Pracował jako podreferendarz poczty, a potem uczył rosyjskiego w technikum telekomunikacyjnym. Na emeryturze, wraz z siostrą, zaczął robić swetry i pulowery na specjalnie zakupionej maszynie. Nigdy nie używał czerwonej nitki, bo nade wszystko nienawidził komunizmu, który skazał jego rodziców na tułaczkę, a brata na zesłanie na Sybir. 

W domu Konstantego nie było telewizora, było natomiast radio, z którego wiadomości wysłuchiwał regularnie co do minuty. Naturę miał protestancką, wnukowi mawiał: „Krzysieńku - najpierw obowiązki, potem przyjemności”. Kultywował szarą godzinę, gdy zapadał zmierzch, nie zapalał światła, tylko długo patrzył w okno i medytował.

Pod koniec życia, schorowany, nie chciał zamieszkać u syna, w Bydgoszczy. Tam jednak został pochowany, zmarł w 1980 r. upadku komunizmu nie doczekawszy.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Al 09.08.2025 23:40
Podtrzymuję propozycję stworzenia w Gdańsku Muzeum Imigracji, w którym będzie pokazana historia rodzin Gdańszczan z wyboru

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
ReklamaNewsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Reklama