Coraz więcej pacjentów leczy się według internetu
Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę objawy, by w kilka sekund uzyskać możliwą diagnozę. Wielu pacjentów traktuje takie informacje jak pewnik i zamiast przyjść do lekarza po pomoc, zgłasza się do gabinetu wyłącznie po potwierdzenie swoich przypuszczeń.
CZYTAJ TEŻ: Polacy krytycznie o SOR-ach. Głównym problemem długi czas oczekiwania na lekarza
Zaskakujące sposoby „leczenia”
„Fakt” opisuje przypadki pacjentów, którzy stosowali nietypowe metody leczenia na podstawie internetowych porad. Jedna z kobiet przez trzy miesiące nosiła temblak, wierząc, że to pomoże na ból łokcia. Inni próbowali leczyć ostrogi piętowe okładami z octu, w którym moczyli wcześniej żyletki, lub stukając stopą o podłogę kilkadziesiąt razy dziennie.
– Oni wiedzą lepiej, co im jest i jak to leczyć. Czasem naprawdę trudno ich przekonać, że internetowa „diagnoza” nie zastąpi profesjonalnej terapii – mówi rehabilitantka Katarzyna Kuś.
„Dr Google” potrafi przestraszyć
Lekarze przyznają, że część internetowych diagnoz bywa trafna, ale zdarzają się też takie, które sugerują poważne choroby, nie mając z nimi nic wspólnego. To często wywołuje u pacjentów niepotrzebny stres i lęk.
Dlaczego medycy nie korzystają z AI w diagnozach?
Choć dostęp do sztucznej inteligencji i internetowych narzędzi diagnostycznych jest powszechny, Kodeks Etyki Lekarskiej jasno określa, że lekarz ponosi pełną odpowiedzialność za swoje decyzje kliniczne.
– Nie ma sensu korzystać z AI do diagnozy. To, czego potrzebuję, mam w materiałach z kursów lub mogę zapytać bardziej doświadczonych kolegów – mówi rehabilitantka.
Jej zdaniem w internecie są jedynie ogólniki, a prawdziwe umiejętności wymagają wielokrotnego ćwiczenia pod okiem specjalisty. – Żadna sztuczna inteligencja nie nauczy terapii manualnej na zablokowany odcinek szyjny – podsumowuje.
























Napisz komentarz
Komentarze