Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

Nowa książka Tomasza Słomczyńskiego. Poruszający reportaż o Żuławach

Tomasz Słomczyński, po udanych książkach o Kaszubach i rodzinnym Sopocie, tym razem – w świetnej serii literatury faktu Wydawnictwa Czarne – postanowił podzielić się własną opowieścią o Żuławach .
„Delta” Tomasza Słomczyńskiego. Poruszający reportaż o Żuławach
„Delta. Przez Żuławy” Tomasza Słomczyńskiego to literacki reportaż o historii, traumie i tożsamości regionu

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

„Delta” – nowa książka Tomasza Słomczyńskiego o Żuławach

Ta opowieść, według autora: „nie miała być przewodnikiem po Żuławach, bedekerem żuławskim ani kompendium wiedzy na jakikolwiek temat”. Czym zatem ostatecznie „Delta” jest? Literackim reportażem, prozą podróżną, rozbudowaną analizą antropologiczną? Słomczyński poświęcił temu tematowi trzy lata swoich wędrówek – w sensie dosłownym i metaforycznym – w „poszukiwaniu tożsamości mieszkańców tej ziemi, ciężkiej, brzemiennej, opowiadającej historie”. 

CZYTAJ TEŻ: Kaszubskości oblicz wiele? Po lekturze „Welewetki” Stasi Budzisz

Zderzenie z walcem historii

„Delta” nie jest w związku z tym lekturą ani lekką, ani łatwą, ani przyjemną. To poruszająca książka o skomplikowanej historii tych ziem i jeszcze bardziej pogmatwanych ludzkich losach jej mieszkańców – z różnych okresów. Autor – poszukując tożsamości współczesnych Żuławiaków, skupia się jednak – z oczywistych powodów – głównie na latach wojennych i powojennych, od czasu do czasu sięgając nieco głębiej w przeszłość. Bowiem cezura zakończenia II wojny światowej jest tu chyba kluczowa dla zrozumienia tego, co zdarzyło się wtedy na tych terenach i co wciąż ma zasadniczy wpływ na budowanie lokalnej wspólnoty. 

To dramatyczne, często tragiczne historie przedwojennych i powojennych mieszkańców w zderzeniu z walcem historii. To pojedyncze losy, splecione w trudny do rozsupłania węzeł – takie, jak np. Eriki, Niemki, którą koniec wojny zastał tu jako nastoletnią dziewczynkę. Erika wkrótce zakochała się w przesiedleńcu Janku (a może raczej to on w niej się zakochał), aby urodzić mu pięcioro dzieci, ostatecznie rozstać się, ale nigdy nie rozwieść. Dla dzisiejszych Żuławiaków to – z jednej strony – bardzo osobista historia babci Eriki (której bohaterski żołnierz Armii Czerwonej wybił przednie zęby), kochającej swoje dzieci i wnuki; z drugiej zaś – tylko jedna z wielu rodzinnych sag, które krążą gdzieś nad żyznymi ziemiami żuławskimi, przez lata rodzącymi bogate plony, które żywiły kolejne pokolenia. 

Zupełnie inny przypadek to historia człowieka, który „przywrócił Żuławy do życia” – rolniczego, gospodarczego i osadniczego w okresie powojennym, Stefana Homana i zapłacił za to wysoką cenę w okresie stalinowskim, bo okazał się niewystarczająco entuzjastycznie nastawiony do nowej władzy. 

To także opowieść o obozie koncentracyjnym Stuthoff (jako muzeum funkcjonującym dopiero od roku 1962) i nadmorskim Sztutowie, którego dzisiejsi mieszkańcy żyją – jak wszyscy – swoimi codziennymi problemami, a nie tylko złowrogim cieniem wojennej przeszłości tego miejsca. Jeden z byłych księży sztutowskiej parafii zwykł podobno mawiać: „za zmarłych modlimy się pięknie, ale oni nic na tacę nie położą”. „Trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe”? Mimo (a może właśnie dlatego?), że ziemia wokół dzisiejszego muzeum (bowiem obóz koncentracyjny był zorganizowany na znacznie większym niż ono obszarze) wciąż przypomina o tragicznej przeszłości tego miejsca i 110 tysiącach ofiar, od czasu do czasu wypluwając na wierzch kolejne dowody masowych mordów? 

Między wiekiem XIX a powojniem

Czym są zatem dla autora tej książki i dla jej czytelników Żuławy? 

Tomasz Słomczyński po jednym z kolejnych spotkaniach autorskich podzielił się taką opinią: „Żuławy są dla mnie pewnym doświadczeniem, wcale niełatwym, ale z pewnością ważnym, dzięki któremu wiele dowiedziałem się o samym sobie. Ziemia, krajobraz, z początku irytujące, a nawet budzące niepokój, z czasem okazały się być mniej konfrontacyjne, zaczęliśmy się jakoś dogadywać. Wymagało to ode mnie przyjrzenia się samemu sobie, zadania sobie pytania o to, jaki jestem i czego oczekuję, określenia własnych granic, za którymi kończy się moja strefa komfortu. Jak mówią terapeuci i psychologowie: mam z Żuławami relację. Niełatwą ale ważną. (…) Pisanie więc jest czymś w rodzaju nawiązywania relacji z kawałkiem otaczającej nas rzeczywistości”.

Jest w książce Słomczyńskiego rozdział, poświęcony zarówno zachwytom nad Żuławami, jak i tym mniej entuzjastycznym opisom, pozostawionym w relacjach m.in. pisarzy i podróżników, którzy odwiedzili to miejsce. Przywołuje on teksty m.in. Franza Augusta Brandstätera z 1879 roku (gdańskiego nauczyciela i filozofa), Maxa Rosenheyna (z 1861 roku) czy też polskiego poety Wincentego Pola, autora szkicu „Na groblach”, który podróżował po Żuławach w latach czterdziestych XIX wieku. Relacjonuje też wrażenia ewangelickiego pastora Johanna Wedeke, podróżnika Ludwika Passarge (autora książki pt. „Z wiślanej delty. Tczew, Gdańsk, Żuławy, Malbork. Szkice z podróży 1856”) czy polskiego szlachcica Tadeusza Chamskiego, internowanego po powstaniu listopadowym i osadzonego na żuławskiej wsi Stogi Malborskie. 

Wszystkie cytowane relacje dotyczyły obyczajów i codzienności na Żuławach w XIX wieku. Trochę żal, że autor – skupiając się przecież w swojej książce raczej na najnowszej, powojennej historii tego regionu, nie dotarł do reporterskich relacji polskiego noblisty, Czesława Miłosza, którego rodzina (ojciec z matką oraz bratem) – po opuszczeniu rodzinnego Wilna, trafiła w roku 1945 właśnie na Żuławy, do wsi Drewnica (która jest zresztą w książce przywołana jako miejsce lokalizacji jednego z zachowanych wiatraków), gdzie zostali osiedleni. Niestety, matka poety wkrótce zmarła tam na tyfus i została pochowana na lokalnym cmentarzu (po latach jej szczątki przeniesiono do rodzinnego grobu w Sopocie). Cykl reportaży, publikowany wtedy m.in. w „Przekroju” doskonale wpisywałby się w powojenne poszukiwania nowej tożsamości nowych osadników.

Trauma nie tylko z powodu depresji

Dla czytelników, którzy nigdy z Żuławami nie mieli do tej pory styczności, „Delta” będzie z pewnością inspirującą wyprawą w nieoczywistą przeszłość – miejsc i ludzi. Dla tych, którzy – podobnie jak Słomczyński – chcieliby zbudować swoją własną relację (niekoniecznie łatwą i przyjemną), to lektura obowiązkowa, bowiem współczesne Żuławy mają nie tylko wiele do zaoferowania i odkrycia – zresztą nie tylko tym, którzy je pokochają. Każdy bowiem odnajdzie w tej książce takie Żuławy, na jakie zasłużył. Bo to przecież piękna kraina „w kratę”, nierównomiernie podzielona polderami, groblami, wałami antypowodziowymi i rowami melioracyjnymi. To kraina wiatraków, domów podcieniowych, bogata historią i wiarą przodków. Przestrzeń, która należy jednocześnie do mennonitów, „olędrów”, Niemców, Żydów, Polaków i Ukraińców. To obszar depresji – tej geograficznej, bo właśnie na Żuławach Wiślanych znajduje się ta największa w Polsce, gdzie w miejscowości Marzęcino stwierdzono punkt położony 2 metry 20 cm poniżej poziomu morza. Ten obszar depresji geograficznej zajmuje aż jedną trzecią całego regionu Żuław! 

ZOBACZ TAKŻE: Najniższa depresja w Polsce jest w Marzęcinie, lecz nie tak łatwo ją znaleźć

Ale to także i miejsce depresji ludzkiej, wywołanej traumą wojny i przeszłości. To przecież kraina osadników i nowych początków – to miejsce akcji osiedleńczych, przesiedleńczych i wysiedleńczych. Mała ojczyzna pionierów i skazańców. Czas migracji. Nowy cel kolejnych osadników – tych z Wołynia i tych z akcji „Wisła”. To korytarz dziejowy, w którym wielokrotnie wiał wicher historii. To ziemia „niczyjego” poniemieckiego mienia, na której powojenne gwałty i rabunki czerwonoarmiejców były na porządku dziennym, podobnie jak wizyty szabrowników i zwykłych bandytów. 

To region ziemi żyznej i brzemiennej, która dawała nadzieję i przynosiła wiarę na spokojne życie i nowy początek. To też ustronie ciche i spokojne, która miała przynosić ukojenie. Ziemie obce i nasze, ziemie ujarzmione i oswojone, ziemie niczyje i zawłaszczone. Ziemie odzyskane. Przez kogo, od kogo i dla kogo? 

To odzyskane dziedzictwo czy też tradycja, którą łączy nieprzerwany łańcuch kolejnych żuławskich pokoleń. Może to wszystko łączy pamięć, która ocala? Wspomnienia – te dobre, te złe i te najgorsze? Wspomnienia, wirujące gdzieś w tym żuławskim krajobrazie ponad głowami mieszkańców o „złożonej tożsamości” i koronami drzew? Bo przecież „żuławski pejzaż jest nieubłaganie pamiętliwy” – jak pisze autor.

Tomasz Słomczyński – „Delta. Przez Żuławy, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2025

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
ReklamaNewsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Reklama