Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

Popijając dzisiaj szampana za wolność ojczyzny pamiętajmy, jak tworzyły się jej zręby po trudnym okresie zaborów

Większości z nas wydaje się, że zakończenie Wielkiej Wojny, ogłoszenie pokoju, przyjazd Piłsudskiego do Warszawy z niewoli w Magdeburgu, oznaczały wielką cezurę – wróciły czasy normalności, a na okoliczność końca wojny strzelały tysiące korków z butelek szampana. Radość była, ale jak wyglądało realne życie?
Popijając dzisiaj szampana za wolność ojczyzny pamiętajmy, jak tworzyły się jej zręby po trudnym okresie zaborów
Powojenny powrót Pomorza, Kaszub do Polski nastąpił po wielu miesiącach, a więc 11 listopada 1918 r. nie było szans na celebrowanie radości zarówno z powodu zakończenia koszmaru wojny, ale i zmiany tożsamości narodowej. Na zdjęciu Józef Piłsudski podczas nierozpoznanych uroczystości religijnych w 1919 r.

Autor: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Niestety, by powiedzieć o tym, co mogło się dziać na terenie Pomorza w chwili, gdy z pociągu wysiadał Piłsudski, należałoby uczciwie przyznać, że rozebrana na części przez zaborców Polska znalazła się na obszarze dotkniętym przez wojnę szczególnie.

Jak oszczędzać najlepsze zboże na potrzeby armii

Nie doświadczyliśmy tego, szczególnie na Pomorzu, co kraje na zachód od Niemiec, czyli wyczerpujących, ale mało efektywnych walk okopowych, przerywanych wykrwawiającymi obie strony bitwami walnymi jak dla przykładu bitwa pod Verdun, czy też wojny podwodnej, której celem było odcięcie państw Ententy od wsparcia zza oceanu. Jednak z racji pozostawania przez cały okres wojny istotnym zapleczem mobilizacyjnym i zaopatrzeniowym Reichswehry ludziom w prowincji Prusy Zachodnie, bo tak wtedy mówiono o Pomorzu, nie żyło się łatwo.

Przystąpienie Stanów Zjednoczonych Ameryki do wojny oznaczało, że ogromny potencjał ekonomiczny nowego uczestnika wojny postawi Niemcy w niezwykle ciężkim położeniu, bo nie tylko okręty wojenne US Navy walczyły z U-bootami, ale przede wszystkim flota handlowa przewoziła do Europy tony zaopatrzenia pozwalającego na swobodne prowadzenie wojny w czasie, gdy Niemcy musieli regularnie ograniczać normy żywieniowe.

Konsekwencją takiej sytuacji było to, że z każdym miesiącem wojny niemieccy urzędnicy musieli wymyślać kolejne rozwiązania pozwalające oszczędzać najlepsze zboże na potrzeby armii i ograniczać ilość kartofli wkładanych do garnka z zupą.

40 g chleba na tydzień

Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, że kartki na chleb obowiązujące w czasie I wojny światowej były małymi kwadracikami z wizerunkiem niemieckiego orła. Choć wyglądał dumnie, to jego rozpostarte skrzydła kryły fakt, że w końcowym okresie wojny można było na nie zakupić zaledwie 40 g chleba na tydzień. Ale przecież kartek nie wprowadzono dla utrudnienia życia mieszkańcom, ale po to, by przejąć pełną kontrolę nad wyrabianiem produktów, które w warunkach wojennych nie mogą być dostępne w wystarczającej ilości dla ludności, bo przede wszystkim mają zapewnić siły żołnierzom walczącym na froncie. To, że jest to konsekwencja wcześniejszych ograniczeń polegających na dodawaniu do chleba wojennego (K-Brott) początkowo 5%, później 10, 15 i 20% kartofli to inna sprawa, bo dla mieszkańców Pomorza nie była to rzecz niezwykła, albowiem kartofle dodawali do ciasta chlebowego dla przedłużenia jego świeżości, trwałości.

Mówiąc o pieczywie w czasie Wielkiej Wojny warto przypomnieć, że w jej połowie ustawodawstwo krajowe lub zarządzenia lokalnych dowódców wojskowych ograniczały możliwość odwiedzenia kawiarni celem przejrzenia prasy, wypicia kawy i zjedzenia pszennej bułeczki. Oczywiście, kawiarnię mogłeś odwiedzić, ale królowały w niej ersatze (zamienniki) prawdziwej kawy, a pszennych ciastek i bułeczek nie było.

Powołanie do służby dawało szansę na jedzenie

Z każdym dniem konfliktu trudności wewnętrzne w Niemczech stawały się bardziej dotkliwe. Przede wszystkim gospodarka została podporządkowana zwycięstwu, co w warunkach normalnych oznaczało celom wojennym. Ze względu na potrzeby wojenne wiele przedsiębiorstw poddano zarządowi wojskowemu, a wiele innych scentralizowano dla uzyskania większego potencjału produkcyjnego - okupant naszego Pomorza wstrzymywał swobodną pracę i rozwój przedsiębiorstw bezpośrednio spoza branży militarnej, jeżeli od ich produkcji nie zależały cele wojenne. Na potrzeby wojenne przetapiano nawet kościelne dzwony.

Ze względu na wyjątkowo krwawe walki na froncie francuskim potrzeby osobowe Reichswehry były tak duże, że wiele zakładów padało, bo liczba pracowników powołanych do wojska uniemożliwiała kontynuowanie produkcji. Powołanie do służby, mimo zwiększenia prawdopodobieństwa śmierci od kuli, dawało szansę na jako takie wyżywienie, bo większość środków spożywczych z rynku krajowego przeznaczano na zaopatrzenie wojska.

Oczywistą konsekwencją blokady morskiej Ententy i USA było ograniczenie nie tylko importu żywności z zagranicy, ale również czegoś tak prozaicznego, popularnego w państwie niemieckim, a więc również na wkrótce polskim Pomorzu, śledzia (z racji sprowadzenia jego połowów wyłącznie do wód przybrzeżnych pozostających pod kontrolą niemiecką). Oczywiście, Bałtyk z racji na swoje odosobnienie w systemie mórz pozostawał doskonałym źródłem śledzia, białka.

W dzień piekarni pilnował policjant lub patrol wojskowy

Choć Pomorze nie było obszarem, na którym odbywały się działania wojenne, to jednak z racji powołań do wojska produkcja rolnicza znacząco spadła, a przeważającą jej część i tak przesyłano do fabryk przygotowujących konserwy wojskowe pozostawiając na miejscu na tyle znikome zapasy, że w ostatnich tygodniach wojny piekarnie mogły być czynne wyłącznie w dzień, by ukrócić wszelkie spekulacyjne próby handlu surowcem i produktem w porze nocnej. W dzień piekarni pilnował policjant lub patrol wojskowy, co miało zapewnić spokój przy sprzedaży chleba

Zaciąganie pasa wynikające z braków zaopatrzeniowych, znaczącego podniesienia cen, skutkowały wprowadzeniem szeregu regulacji, które miały uregulować rynek i zapewnić powszechną dostępność podstawowych racji żywnościowych, które choć na swój sposób gwarantowane przez państwo, pod koniec wojny spadły nawet do 1000 kcal w postaci dania jednogarnkowego wydawanego na głowę z ulicznej garkuchni. Niedogodności te dotyczyły zarówno polskiej ludności na terenie Prus Zachodnich i terenów Kongresówki zajętych przez Prusy, jak i samych okupantów. Cierpieli równo.

Potrzeba matką wynalazków 

Oczywiście, znacznie łatwiej było żyć rolnikom lub właścicielom ziemskim, którzy dysponując własnym produktem nie musieli stosować się do tak drakońskiej diety, choć trzeba jasno powiedzieć, że komendanci garnizonów, którym nadawano uprawnienia policyjne z dużą swobodą stosowali drakońskie kary walcząc w ten sposób z unikaniem dostaw obowiązkowych i spekulacją żywnością.

Potrzeba matką wynalazków, więc naukowcy opracowywali kolejne produkty zastępcze i wbrew temu, czego może się spodziewacie, nie chodzi o kawę z korzenia łubinu lub żołędzi, a o związki chemiczne takie jak sacharyna, która z racji słodkiego smaku gwarantowała poczucie błogości w ciężkich, wojennych czasach. Oczywiście na sacharozie człowiek długo nie pociągnie, więc mimo pojawiania się takich ewenementów ludność cierpiała głód. 

Katastrofalna sytuacja ekonomiczna, aprowizacyjna, negatywnie wpływała na nastroje społeczeństwa pomorskiego. W niektórych miastach dochodziło do protestów i strajków szybko tłumionych przez wojsko i policję. Nastroje społeczne pogarszało nie tylko to, że jakość produktów była coraz gorsza, ale również to, że po serii klęsk na froncie, w Rosji upadł carat, wybuchła rewolucja październikowa, a 3 marca 1918 roku zawarto pokój z Niemcami, co pozwoliło na niezwłoczne wycofania się z wojny i poprawę losu ludzi. 

11 listopada nie było szans na celebrowanie radości

11 listopada 1918 roku podpisano układ rozejmowy nakazujący zwrot Francji przez Niemcy Alzacji i Lotaryngii, wycofanie armii niemieckiej z Belgii oraz oddanie w ręce aliantów większości dział, wszystkich samolotów i okrętów podwodnych. 

Szczegółowe uzgodnienia pokojowe miały być przeprowadzone w trakcie konferencji pokojowej w Wersalu pod Paryżem. 

Co ciekawe, wiele było głosów, które mówiły, że mimo rozejmu na wschodzie Niemcy odnoszą sukcesy. Faktem jest to, że powojenny powrót Pomorza, Kaszub do Polski nastąpił po wielu miesiącach, a więc 11 listopada nie było szans na celebrowanie radości zarówno z powodu zakończenia koszmaru wojny, ale i zmiany tożsamości narodowej.

Biorąc to pod uwagę, 11 listopada 1918 roku – data odzyskania przez sporą część Polski niepodległości – miał na Pomorzu charakter symboliczny. Jednocześnie, wkrótce okazało się, że Polacy musieli podjąć wielomiesięczną walkę o utrwalenie granic odrodzonego państwa, a także przejąć od Niemców ziemie pomorskie przyznane Polsce w trakcie rozmów pokojowych w Wersalu. 

Jak łatwo zrozumieć, gospodarka kraju odrodzonego po zaborach i jednocześnie walczącego o granice musiała uwzględniać potrzeby wojska. Kto za to płacił? Oczywiście obywatele. W kraju obowiązywała reglamentacja, która trwała do zakończenia wojny polsko-bolszewickiej w 1921 roku (choć system kartkowy na opał podtrzymano do końca sezonu grzewczego 1921/22). 

Handel reglamentacyjny i propaganda

Wydawane przez władze lokalne kartki stały się ważnym nośnikiem propaństwowej propagandy. Dlatego można na nich znaleźć portrety przywódców ówczesnej Rzeczypospolitej: Józefa Piłsudskiego, Ignacego Paderewskiego, Józefa Hallera. Na kupony towarowe trafił także prezydent USA Thomas Woodrow Wilson, który upominał się o polską niepodległość na forum międzynarodowym. Na blankietach pojawiały się również symbole patriotyczne. Reglamentację żywności zniesiono dopiero w 1921 roku, po zakończeniu wojny z bolszewicką Rosją.

Handel reglamentacyjny jest sprawdzonym narzędziem polityki gospodarczej na czasy kryzysowe, co najczęściej sprowadzało się do wyraźnej przewagi popytu nad podażą, naturalnego dla okresu konfliktów wojennych. W czasach pokoju narzędzie to stosowane jest w razie wystąpienia klęsk żywiołowych lub nieurodzaju w znaczący sposób ograniczającego plony istotne dla życia. 

Choć większość z nas kojarzy go z tuszowaniem błędów w polityce gospodarczej czasów socjalizmu, to jednak w rzeczywistości jest to system gwarantujący możliwość uzyskania bez większych problemów za sprawą wydawania stosownych pakietów pożywienia z magazynów rezerw materiałowych, co ma zapewnić spokój społeczny, a także minimalne warunki przeżycia.

Na terenie Pomorza, w okresie Wielkiej Wojny wprowadzono mieszany system reglamentacji, który większość żywności kierował na potrzeby wojska i osób je obsługujących (np. kolejarze), a podstawowe racje żywnościowe kierował w ręce uprawnionych w bardzo niskiej, preferencyjnej cenie, jednocześnie dopuszczając możliwość zakupu tych samych dóbr w wolnej sprzedaży w cenach, które za Gierka i Jaruzelskiego nazywano komercyjnymi. 

System kartkowy podlegał częstym zmianom i potrafił być zależny od miasta, które kartki żywnościowe wydawało. Podstawowo, mieszkańcy Pomorza mogli zakupić chleb, cukier, sól, smalec, a na kartki dostępne tylko dla wybranej grupy uprawnionych – mąkę, kaszę, groch, ryż, herbatę, ziemniaki i węgiel. 

Kartki żywnościowe, co do zasady, wydawano mieszkańcom dużych ośrodków miejskich wyłączając jednocześnie z systemu mieszkańców mniejszych ośrodków, w których specyfika zamieszkania w domach z ogrodami pozwalała na uprawę warzyw, drobiu, królików, a nawet pozyskania drewna opałowego, które z racji przeznaczenia węgla dla zakładów produkcyjnych i maszyn parowych napędzających pociągi czy też pancerniki. 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama
Reklama