Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

„Zawsze Pomorzanie”. Wspólnie tworzymy portret mieszkańców Pomorza [CZ. 7] Każda z fotografii to pretekst do opowieści

Znani i nieznani. Młodzi i starsi. Ci, którzy wciąż historię regionu tworzą, i ci, którzy odeszli, zostawiając tu swoje ślady. Mieszkańcy Pomorza otwierają przed nami rodzinne albumy, by opowiedzieć o swoich bliskich, ale i o własnych, nie zawsze prostych, drogach na Pomorze. Każda z fotografii to pretekst do opowieści. O ludziach i regionie. Tworzymy portret rodzinny Pomorzan. Oto siódma część naszej kolekcji.
„Zawsze Pomorzanie”. Wspólnie tworzymy portret mieszkańców Pomorza [CZ. 7] Każda z fotografii to pretekst do opowieści
2 lipca 1936 roku w kościele Chrystusa Króla w Gdańsku Jan Bianga poślubił Elżbietę Colbe

Autor: Arch. rodzinne

Alfons Karol Bennich

Fot. Arch. rodzinne

Może nie od zawsze Pomorzanin, ale za to z serca. Pozytywista i romantyk w jednym, miał dwie miłości – swoją żonę Janinę (i dzieci) oraz Gdynię. Trzecią jego cichą miłością był biznes. Miał żyłkę do interesów ale trafiał zawsze na ciężkie czasy. Jak nie I wojna światowa, to kryzys lat 30., jak nie naziści to komuniści. Legenda rodzinna mówi, że na wycieczkę do Gdyni przyjechał w 1929 roku, mając 38 lat, i tak się nią zauroczył, że w ciągu roku przeflancował spod Poznania całą rodzinę (żonę, czworo dzieci i guwernantkę) do domku kupionego w nadmorskiej dzielnicy koło dzisiejszego bulwaru. Był człowiekiem trzech światów – schyłkowego okresu zaborów, w którym się wychował i wykształcił w wyższych szkołach handlowych w Moskwie i Wiedniu, okresu suwerennej II RP, w którą uwierzył (tak jak w Gdynię) oraz czasu wojny i stalinizmu, które odebrały mu wszystko: biznes, samochód, oszczędności i dom. 

Pochodził z rodziny niemieckich fabrykantów z Łodzi związanych z przemysłem włókienniczym. Był człowiekiem trzech języków – niemieckiego, polskiego i rosyjskiego. W biznesie posługiwał się także francuskim i angielskim. W domu jednak mówiło się tylko po polsku. Inna legenda rodzinna mówi, że na początku prowadził z żoną sklep z tekstyliami na ul. Świętojańskiej w Gdyni. Potem zaś, jeszcze za II RP, kupił małą fabrykę papy w Jarocinie i zaczął ją rozkręcać. Niestety, po wrześniu 1939 przejęli ją naziści, a po 1945 komuniści. Państwo Polskie nigdy nie zwróciło mu ani jego spadkobiercom jego własności. Dom rodzinny po ponad 50 latach udało się jednak w całości odzyskać. Prawie wszyscy jego potomkowie żyją w rodzinnym mieście, są i będą na zawsze Pomorzanami.

 

Jan Bianga

Z żoną w Gdańsku Fot. Arch. rodzinne

Urodzony w 1910 roku w Sopocie Jan Bianga to postać wybitna, nie tylko dla gdańskiego boksu. W Mistrzostwach Polski 1930 i 1931 roku zdobył brązowe medale w wadze koguciej, Mistrz Pomorza w wadze koguciej w 1930, 1931 i 1932 roku, wicemistrz w wadze piórkowej w 1934 roku, mistrz roku 1938. Zwycięzca turnieju w wadze piórkowej I Igrzysk Rodaków z Zagranicy i Wolnego Miasta Gdańska, rozgrywanych w Warszawie w sierpniu 1934 roku. W latach 1933-1937 w barwach Gedanii, brał udział w walkach o drużynowe mistrzostwo Polski w 1933 roku dochodząc do półfinałów. W sumie wygrał 176 walk! W 1938 roku został trenerem pięściarzy Gedanii, w której współpracował z legendarnym Feliksem Stammem.

Pierwsze sportowe kroki stawiał w Towarzystwie Gimnastycznym Sokół w wieku 10 lat. 

- Jeszcze przed wojną skończył polską Wyższą Szkołę Handlową w Gdańsku. Biegle znał polski, niemiecki, angielski. Francuskiego i rosyjskiego nauczył się chyba już w obozie koncentracyjnym - mówi córka sportowca Barbara Bianga-Janczukowicz. - Jako pracownik Komisariatu Generalnego RP w Wolnym Mieście Gdańsku 1 września 1939 roku został aresztowany i więziony w Victoriaschule, a całą wojnę przeżył w obozach: Stutthof, Sachsenhausen, Mauthausen-Gusen. To była cena jego odmowy podpisania volkslisty.

Po wojnie kontynuował edukację w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Sopocie, a w Warszawie skończył AWF. Pracował m.in. w Hartwigu, prowadził treningi w Ogniwie Sopot, Gedanii, Gwardii, Polonii i klubie sportowym MW Flota.

Zmarł w 1982 roku. Spoczywa na cmentarzu katolickim w Sopocie. 

Ewa Ilińska (z d. Tomaszczyk)

Fot. Barbara Panow


Urodziła się w 1944 roku w Krakowie, gdzie schronili się przed gestapo działający w konspiracji rodzice. Po wojnie cała rodzina wyjeżdża do Warszawy, tam uzdolniona plastycznie Ewa kończy słynne, elitarne Państwowe Liceum Techniki Teatralnej, fascynuje ją malarstwo dekoracyjne i teatr, choć droga życia skręca w inną stronę. Jest rok 1965, szaleńczo zakochana wyrusza za swoją miłością do Gdańska. Rodzi pierwsze dziecko. 

W 1976 roku kończy studia na Wydziale Psychologii i Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego. Podejmuje pracę w szkole, jako nauczyciel plastyki i muzyki. Mimowolnie idzie w ślady mamy, która była nauczycielką do 78 roku życia. 

Zapewne także po mamie, która pisała wiersze dla dzieci, odziedziczyła lekkość pióra i serce do poezji. Na emeryturze zostaje słuchaczką warsztatów Literackich Gdańskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Bierze udział w spotkaniach literackich, występuje w spektaklach teatralnych w oliwskim Domu Zarazy. Jest członkiem Gdańskiego Klubu Poetów i Stowarzyszenia Autorów Polskich. Zostaje też jedną z bohaterek polsko-duńskiego projektu „Grudnie – rozmowy przy okrągłym stole”, gdzie prezentuje swoje wspomnienia dotyczące Grudnia’70 w Gdańsku. Świadkiem tamtych wydarzeń stała się przez przypadek, niedaleko stoczni było przedszkole, do którego chodziła jej córka. 

O jej poezji mówi się, że ukazuje rożne strony człowieka uwikłanego w życiowe pułapki. Wydała pięć tomów poezji.

Mieszka z mężem w Chwaszczynie, w domu z ogrodem, który od wiosny do jesieni pielęgnuje, jakby pisała wiersz. 

 

Agnieszka Lendzion

W obiektywie ojca, Wojciecha Lendziona

Uznana fotografka, absolwentka Liceum Plastycznego w Orłowie i łódzkiej Szkoły Filmowej, urodziła się w Gdańsku. To miasto, które kochała i które z czułością fotografowała, nawet przez bursztynowy obiektyw. „Stary Nowy Gdańsk” to album, który wydała wraz z ojcem – znanym trójmiejskim fotoreporterem  Wojciechem Lendzionem. 

W Gdańsku otwierała swoje wystawy, jedna, szczególnie dla niej ważna to „Przemijanie” w Centrum św. Jana z 2009 roku. Jej pasją była też fotografia tańca. Miała może 20 lat, gdy w Operze Bałtyckiej pozwolono jest przyjść na próbę „Dziadka do orzechów”. Wtedy nauczyła się patrzeć na tancerzy. Postanowiła zatrzymać w kadrze to, czego widz na scenie nie zobaczy, niewidzialny ułamek chwili. „Tancerze kończą swoją karierę bardzo szybko, jakże krucha jest ich droga. Na moich zdjęciach będą tańczyć zawsze – mówiła. Tak powstała książka „Taniec – filozofia życia”. O jej pracach ktoś powiedział, że w dobie kontrowersyjnej, często przerysowanej sztuki chciała wyjść do ludzi z nowym, delikatnym pięknem.  To w Gdańsku zaczęła marzyć o tym, by robić kino. - Całe życie chodzi za mną Kieślowski. Fascynuje mnie prosta opowieść o człowieku – wyznaje. Zostaje operatorem filmowym, drobna dziewczyna z ciężką kamerą zwracała uwagę. Śmiała się, że nosi na ramieniu jedną czwartą siebie. Zrealizowała kilka dokumentów.

Ostatnie lata spędziła w Warszawie, choć wierzyła, że Gdańsk na nią czeka i nie pozwoli jej odejść tak do końca. Bardzo chciała tu wrócić. 

Zginęła tragicznie w 2023 roku. Miała 43 lata. Spoczęła na gdańskim Cmentarzu Srebrzysko. 

Portret Pomorzan - zapraszamy na łamy i do naszego portalu

Raz w miesiącu na łamach tygodnika „Zawsze Pomorze” i w portalu www.zawszepomorze.pl pokazujemy fotografie i opowieści przedstawiające mieszkańców Pomorza. Zapraszamy Czytelników do zaprezentowania na naszych łamach i w serwisie ważnych fotografii z albumów rodzinnych i tym samym podzielenia się z nami historią swojej rodziny. By z nami tworzyć Portret Pomorzan.

Kontakt: [email protected]. i [email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
ReklamaNewsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Reklama