Dlaczego obecność psa i kota przy łóżku chorego jest tak ważna?
Teresa odchodziła w hospicjum. W tym czasie jej siedmioletnia kotka czekała na adopcję w kocim domu tymczasowym. Teresa była samotna, a dalsza rodzina z różnych względów nie mogła bądź nie chciała zaopiekować się zwierzakiem. Kiedy Teresa mówiła o kotce, z jej oczu płynęły łzy.
– Kot też był nieszczęśliwy – słyszę od osoby, która zaopiekowała się czworonogiem.
Labradorka Jazz z kolei była świadkiem śmierci swojego opiekuna. Podczas pierwszej wizyty na cmentarzu położyła się na grobie. Nie można było jej zabrać.
Zwierzęta czują nasz ból, stres, samotność.
– Zwłaszcza psy bardzo dobrze czytają nasze emocje i rozumieją je. Wiele zmysłów bierze w tym udział – tłumaczy Miriam Gołębiewska, biolog i zwierzęca behawiorystka prowadząca hodowlę psów na Kaszubach. – A to służy ludziom.
Badania pokazały, że wizyty zwierząt u chorych poprawiały nastroje depresyjne. Zwłaszcza w hospicjach, w których leżały osoby praktycznie czekające na śmierć, już bez leczenia paliatywnego, wizyta zwierząt powodowała zmianę nastroju i stanów depresyjnych.
Miriam Gołębiewska / biolog i zwierzęca behawiorystka
Wystarczy obecność. Terapeutyczna moc zwierząt towarzyszących
Co ciekawe, zwierzęta nie musiały nic robić. Wystarczyły ich obecność, położenie łba na kolanach, by wszystko się zmieniało – emocje, samopoczucie, pojawiała się nawet nadzieja i zmniejszał lęk przed śmiercią.
Niektóre psie zachowania czasem trudno wytłumaczyć. Pewien trener, znajomy Miriam Gołębiewskiej, opowiadał o niecodziennej sytuacji. Szedł przez park z suką rasy golden retriver. Pies bardzo grzeczny, który nigdy się nie wyrywał, nagle zaczął go ciągnąć w kierunku mężczyzny siedzącego na odległej ławce. Kiedy trener podszedł bliżej, zauważył, że człowiek ten miał spuszczoną głowę, twarz schowaną w dłoniach. Goldenka siadła przy nim i swoją głowę wsadziła mu w jego ręce. Tak długo człowiek i pies siedzieli razem.
Po jakimś czasie mężczyzna wstał z ławki. Powiedział, że miał myśli samobójcze i dopiero chwila spędzona z wtuloną weń suczką bardzo mu pomogła. Podziękował trenerowi i psu.
Zwierzęta w terapii: pies, kot, koń… Doktor na czterech łapach
O terapeutycznych zyskach płynących z kontaktów zwierzę-człowiek wiadomo już od dawna. I nie chodzi tu tylko o psy i koty. Swoje zasługi mają też konie. Miriam Gołębiewska przypomina historię francuskiego konia o imieniu Peyo (zwanego „Doktorem Peyo”), który wyczuwał osoby w stanie rezygnacji, depresji, lęku przed śmiercią. Jego talent objawił się podczas zawodów jeździeckich. Peyo w tłumie wyszukiwał osoby cierpiące fizycznie lub psychicznie, a następnie zatrzymywał się przy nich.
Lekarze ze szpitala onkologicznego w Calais mieli zauważyć, że „peyoterapia” pozwoliła na zmniejszenie dawek leków.
Zakład Opiekuńczo-Leczniczy w Drezdenku w lutym tego roku w ramach animaloterapii odwiedziły koza Bajka i owca Basia. Chorzy tulili i głaskali zwierzaki, a personel medyczny natychmiast zauważył poprawę nastroju i poczucia bezpieczeństwa pacjentów.
Dogoterapia. Pies przy łóżku chorego w praktyce
Najbardziej popularna jest jednak dogoterapia, której prekursorem miała być yorkshire terrierka Smokey. Znaleźli ją w 1944 r. w dżungli Nowej Gwinei amerykańscy żołnierze. Maleńka Smokey do końca wojny towarzyszyła rannym Amerykanom, podnosząc ich morale i pomagając zdrowieć. A potem służyła chorym przez kolejne 12 lat.
Beata Wilk, prawniczka od kilkunastu lat jest wolontariuszką gdyńskiej Fundacji Dogtor.
– Z labradorką Jazz pracowałam 11 lat, teraz do misji przygotowuje się dwuletni czekoladowy pudel Brownie – mówi Beata Wilk. – Jazz pracowała głównie z dziećmi, także z dorosłymi z niepełnosprawnością. Widok psa zawsze powodował żywiołową radość i uśmiech.

Beata Wilk podkreśla, że najważniejszy jest dobrostan zwierzęcia. Pies musi czuć się dobrze, być szczęśliwy i... niewykorzystywany. W zamian działa leczniczo. Jazz odwiedzała m.in. gdyńskie hospicjum dla dzieci „Bursztynowa Przystań”, była w Szpitalu Dziecięcym na Polankach w Gdańsku.
– Czasami się cuda działy – uśmiecha się wolontariuszka.
I dodaje:
Jestem za obecnością zwierząt przy chorym, dla którego relacja ze zwierzęciem staje się bardzo ważna. Człowiek jest istotą holistyczną. Nie da się oddzielić leczenia ciała od terapii duszy i umysłu.
Beata Wilk / prawniczka, wolontariuszka gdyńskiej Fundacji Dogtor
Higiena kontra potrzeby człowieka. Zakazy wstępu psów i kotów do szpitali
Kiedy Beata Wilk słyszy o obowiązujących w większości polskich szpitali zakazach wstępu dla zwierząt, nazywa je sztucznym, higienicznym obostrzeniem, które nie bierze pod uwagę potrzeb głęboko ludzkich.
– Czystość niekiedy jest ważniejsza od ciepła i szczęścia, na które nieuleczalnie chorzy mają mało czasu – mówi z przekonaniem.
„Karta praw pacjenta do kontaktu ze zwierzęciem towarzyszącym”. O co chodzi?
Prof. Tomasz Dzierżanowski, kierownik Kliniki Medycyny Paliatywnej WUM opublikował pod koniec listopada tego roku projekt „Karty praw pacjenta do kontaktu ze zwierzętami towarzyszącymi”. Sformułowane w siedmiu punktach zasady proponowanych zmian legislacyjnych zawierają m.in.:
- prawo do godności i więzi,
- równość w odwiedzinach („by obecność zwierzęcia towarzyszącego była traktowana na równi z prawem do odwiedzin członków rodziny i osób bliskich”),
- prawo do pożegnania
- zasady bezpieczeństwa i odpowiedzialności.
List poparcia dla „Karty praw pacjenta do kontaktu ze zwierzęciem towarzyszącym” został podpisany już przez niespełna 27 tys. osób protestujących tym samym przeciwko szpitalnym zakazom.
Czy prawo zabrania wizyt zwierząt w szpitalach?
Co istotne, zakazy, wbrew powszechnemu przekonaniu, nie mają nic wspólnego z wymogami służb sanitarno-epidemiologicznych.
– Inspekcja sanitarna w tym zakresie żadnych przepisów nie rekomenduje i nie reguluje – słyszę od Zbigniewa Zawadzkiego, rzecznika WSSE w Gdańsku.
Jak szpitale podchodzą do wizyt psów i kotów?
– Nigdy nie było pytania ze strony pacjentów o możliwość wprowadzenia psa – twierdzi Katarzyna Brożek, rzeczniczka spółki Copernicus (szpitale: Mikołaja Kopernika i św. Wojciecha, w Gdańsku). Dodaje przy tym, że psy asystujące już teraz po spełnieniu określonych warunków mogą wchodzić na teren szpitala.
– Na co dzień nie praktykujemy odwiedzin zwierząt na oddziałach – twierdzi z kolei Jarosław Cejrowski, rzecznik szpitala Dziecięcego Polanki.
W wyjątkowych okolicznościach – takich jak okres świąteczny, wakacyjny czy specjalne wydarzenia organizowane dla naszych pacjentów – zdarza się jednak, że udzielamy zgody na obecność zwierząt, ze względu na ogromną radość i pozytywne emocje, jakie takie wizyty niosą naszym podopiecznym. Podczas ostatniego Dnia Dyni organizowanego w październiku w szpitalu mieliśmy przyjemność gościć policyjnego psa, którego wizyta spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem pacjentów i personelu.
Jarosław Cejrowski / rzecznik szpitala Dziecięcego Polanki
Zwierzęta w hospicjach. Pies i kot przy łóżku chorego od lat
Inaczej do kwestii wizyt czworonożnych przyjaciół podchodzą hospicja.
– Nie mamy tego problemu – twierdzi Agnieszka Paczkowska, prezes Fundacji Hospicyjnej w Gdańsku. – Zwierzęta są przy bliskich, jeśli jest potrzeba. Zresztą, w hospicjach zwierzęta zawsze były. Mamy też profesjonalną dogoterapię, która koi zmysły i robi atmosferę. Uważam przy tym inicjatywę dr. Dzierżanowskiego za potrzebną, gdyż wcześniej ta kwestia nie została prawnie usankcjonowana.

Katarzyna Kałduńska, prowadząca Dom Hospicyjny w Pruszczu Gdańskim potwierdza, że w tego typu placówkach obecność zwierząt była od dawna możliwa.
Wiemy, że ludzie umierający potrzebują kontaktu ze zwierzętami. Są bardziej wyczuleni na duchowość. Inna sprawa to szpital, gdy pacjent leży na wieloosobowej sali, gdzie musi być reżim epidemiologiczny. Wówczas zwierzak przy łóżku to nie jest dobry pomysł. Różni ludzie leżą na tych samych salach. A co, jeśli inny pacjent ma alergię na kota? Za to hospicjum to jest koniec gry. Nie musimy tak bardzo reżimu przestrzegać.
Katarzyna Kałduńska prowadząca Dom Hospicyjny w Pruszczu Gdańskim
Bezpieczeństwo pacjenta i dobrostan zwierzęcia. Kiedy wizyta w szpitalu ma sens?
Agata, lekarka anestezjolog działająca na rzecz organizacji prozwierzęcych tłumaczy, że wszystko zależy też od kontekstu klinicznego. Na oddziałach, gdzie leżą chorzy z chemioterapią i obniżoną odpornością, wizyta zwierzęcia bywa dyskusyjna. Ponadto proponuje spojrzeć na problem z innej perspektywy.
Nie mylmy dobrostanu ludzi z dobrostanem zwierząt. Myślę, że szpital jako miejsce nagromadzenia bodźców, których zwierzę nie rozumie, może być dla nich trudny. Nie sądzę by, np., płochliwe koty, tak bardzo wrażliwe na dźwięki, na tym skorzystały. Co innego hospicjum będące już spokojniejszą przestrzenią. Po prostu nie każde zwierzę w nie każdym miejscu. Sama chciałabym móc mieć możliwość kontaktu ze zwierzęcym przyjacielem, jednak wiem, że nie każdy z nich byłby gotowy przemierzać szpitalne korytarze.
Agata / lekarka anestezjolog działająca na rzecz organizacji prozwierzęcych
Czy wizyta psa w szpitalu jest dla niego traumą?
Sylwia Najsztub, trenerka psów, behawiorystka, założycielka Fundacji Duch Leona nie uważa, że wizyta zwierząt w szpitalu byłaby dla nich traumą.
Jeśli pies pod opieką członka rodziny bądź przyjaciela przychodzi do chorego opiekuna, z którym jest mocno związany, to, poza stresem szpitala, emocje związane ze spotkaniem bliskiej osoby będą w nim pozytywne.
Sylwia Najsztub / trenerka psów, behawiorystka, założycielka Fundacji Duch Leona
– Mówimy o wizycie u osoby, która jest w stanie bardzo ciężkim. Sama chciałabym, aby – jeśli znajdę się w takiej sytuacji – odwiedził mnie mój pies. Jedna lub kilka takich wizyt nie zrobią zwierzęciu krzywdy. Nam, ludziom, także nie sprawia przyjemności bycie w szpitalu. Jednak towarzyszenie bliskiej osobie leżącej w szpitalnym łóżku jest niezwykle ważne nie tylko dla chorego, ale i dla osób odwiedzających. Także osób nie-ludzkich – podkreśla Sylwia Najsztub.
Dodaje, że osobiście przyprowadziła na oddział szpitalny psa zaprzyjaźnionej osoby. Są już bowiem szpitale, które nie robią z tym problemu.
Podobnie uważa Miriam Gołębiewska.
– Prawo do odwiedzania przez zwierzęta ciężko chorych właścicieli jest zdecydowanie dobrym pomysłem – mówi. – Są sytuacje, gdy pacjentom pozostają tylko emocje i złe samopoczucie. Zwierzęta mogą w tym momencie pomóc tam, gdzie pielęgniarki, lekarze rozkładają ręce. To jest czysta pomoc psychiczna.
Jakie zwierzę może odwiedzić chorego? Predyspozycje i zasady
Nie każdy zwierzak odnajdzie się jednak na szpitalnych korytarzach.
– Powinien mieć predyspozycje, lubić ludzi, nie może być agresywny. Musi mieć dobry kontakt z człowiekiem. Powinien pozostawać pod kontrolą – wylicza Miriam Gołębiewska. – Założenie powinno być takie – zabieramy ze sobą pupila, jeśli jest on dobrze wychowany. Moim zdaniem, większość właścicieli nie nadaje się do posiadania psów, co powoduje później również konflikty społeczne. Coraz więcej ludzi traktuje psy jak dzieci. A pies to zwierzę. Mimo, że go kochamy i mamy z nim dobry, emocjonalny kontakt, nie można zapominać, że to nie jest człowiek.
Zapachy szpitalne, szum aparatury mogą być sytuacją trudną dla zwierzęcia.
– Dlatego przyprowadzamy z wizytą jedynie psa stabilnego emocjonalnie, a nie takiego, który będzie cały czas szczekał lub próbował wszystkich gryźć – dodaje Sylwia Najsztub. – Myślę jednak, że nikt nie będzie zabierał do szpitala niezrównoważonego psa.
Kiedy opiekun znika. Co dzieje się ze zwierzęciem po śmierci właściciela?
Niestety, wiele tych wizyt skończy się wraz ze śmiercią opiekuna. Wtedy może zacząć się drugi, zwierzęcy dramat.
Zdaniem Sylwii Najsztub, podobnie jak u ludzi, wszystko zależy od środowiska. Jeżeli pies ma innych opiekunów, którzy zaspokajają jego potrzeby i sami nie popadają w depresję, to uniknie traumy. Gorzej, gdy zostanie z osobami w depresji. Wtedy jest mu o wiele trudniej.
– Widuję wiele psów z domów osób, które odeszły – przyznaje behawiorystka. – Jeśli ktoś się nad nimi pochylił, ich potrzeby są zaspokojone, to nie ma problemu. Podobnie jak z ludźmi – na wszystko potrzeba czasu.
Najgorzej jednak, gdy nikt nie zamierza pochylić się nad osieroconym czworonogiem.
– Codziennie spotykam się z sytuacją, gdy po śmierci opiekuna rodzina pozbywa się psa – stwierdza z goryczą w głosie założycielka Fundacji Duch Leona. – Jeśli trafia on wtedy do schroniska czy jakiegoś innego kojca, to przeżywa podwójną traumę. Każdego dnia odbieram telefony od rodzin, które z ochotą biorą dom, mieszkanie, majątek, ale wyrzucają psa. Powinno to zostać ustawowo zabezpieczone. Równocześnie uważam, że każdy opiekun powinien zaplanować, kto w razie jego choroby lub śmierci zajmie się psem. I warto zapisać to w testamencie.

























Napisz komentarz
Komentarze