Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

W czasach, gdy ja pracowałem w urzędzie, nie było tam żadnych romansów 

Zaznaczam, że powieść tę pisałem przez kilka miesięcy - na długo przed miasteckim referendum. Przewidziałem w niej wynik tego głosowania. Ktoś po przeczytaniu mojej książki napisał na Facebooku, że jestem prorokiem – śmieje się Konrad Remelski, autor książki „Cecylka i Lucjan, czyli samorządowy romans”
Konrad Remelski
(fot. archiwum autora) 

Wójt Cecylka i jej podwładny Lucjan. Mieszkańcy okolicznych gmin, w tym i Miastka, gdzie mieszkasz, już z wypiekami na twarzy próbują rozszyfrować, kto się kryje pod tymi imionami?

Na wstępie zaznaczam, że moi bohaterowie nie mają swoich pierwowzorów w rzeczywistości. Choć, oczywiście, pewne skojarzenia co do Cecylki mogą się pojawić… Bo przecież takich Cecylek, pań – wójtów, burmistrzów, sołtysek w naszym kraju jest wiele.

Takich, czyli jakich?

Takich, które zdobyły władzę przez przypadek. Nie mają pojęcia o pracy w samorządzie, nie potrafią współpracować z ludźmi i nagle za namową grupy jakiejś sfrustrowanej społeczności fuksem wygrywają wybory. Potem takie przypadkowe osoby w kierowaniu gminą odnoszą nieprzypadkowe porażki. Na marginesie dodam, że o prezydentkach miast, które zachowywałyby się tak, jak Cecylka nie słyszałem.

Cecylka...

Jak Lucjan, ma około pięćdziesiątki. Była kierownikiem i sprzedawcą w sklepie mięsnym. Nie ma matury, ma natomiast niewyparzony język...

Delikatnie powiedziane. Klnie jak szewc…

Jest osobą po miłosnych przejściach. Po przejściach jest i Lucjan. Skończył wyższe studia matematyczne, pracuje w urzędzie, w wydziale finansowym. Jest samotny, w życiu miał może ze trzy dziewczyny, na dodatek mieszka z matką. Trochę z niego niedorajda życiowy. Choć zawodowo sprawdza się. Zwłaszcza gdy bezwzględna pani wójt wydaje mu rozkazy. Zakochał się nieszczęśnik w tej Cecylce, która jest nieznośna, która go wykorzystuje, która go lekceważy.

ZOBACZ TEŻ: Traf chciał, że moja pieczeń zrobiła salto i wylądowała na spodniach sekretarza

Akcja zaczyna się jednak nie w urzędzie, a w szpitalu, gdzie główny bohater dochodzi do siebie po operacji – złamanego, być może z powodu nieszczęśliwej miłości – serca. Ta operacja to akurat twoja historia. Zresztą wiele tu też nawiązań do twojej reporterskiej roboty. Byłeś dziennikarzem lokalnej gazety przez kilkanaście lat.

Miałem niedawno operację zastawki serca, ale zaznaczam, nie jestem Lucjanem, choć opisałem tu sytuacje, które w szpitalu przeżyłem osobiście. Ale mamy tu na przykład wybory Miss Wsi, które rzeczywiście w latach 90. organizowałem w podmiasteckiej Łodzierzy. Historia o tym, jak pytaliśmy kandydatki do tytułu Miss o to, czy gnój to a/ obornik, b/ kompost czy c/ mały wiejski chłopiec i rezolutna panna od razu wybrała odpowiedź c/... jest prawdziwa. Prawdziwa jest też propozycja pewnego kierowcy tira, który zadeklarował, że zasponsoruje zwyciężczyni konkursu  tygodniowe zwiedzanie Niemiec, tym tirem… Gdy wraz z dyrektorem szkoły zaniepokojeni spytaliśmy, jak sobie to wyobraża, gdzie dziewczyna będzie spała, bezceremonialnie odparł: Tu, ze mną, na pace... Kiedy spojrzeliśmy na niego zadziwieni, dodał: Nie myślcie sobie, że w głowie mam tylko to! Ja mam już pięćdziesiąt lat!

Takich Cecylek, które zdobyły władzę przez przypadek. Nie mają pojęcia o pracy w samorządzie, nie potrafią współpracować z ludźmi i nagle za namową grupy jakiejś sfrustrowanej społeczności fuksem wygrywają wybory. Potem takie przypadkowe osoby w kierowaniu gminą odnoszą nieprzypadkowe porażki. Na marginesie dodam, że o prezydentkach miast, które zachowywałyby się tak, jak Cecylka nie słyszałem.

Konrad Remelski / autor książki „Cecylka i Lucjan, czyli samorządowy romans”

Pracowałeś przez wiele lat w Urzędzie Miejskim w Miastku.

Od razu zaznaczam, że gdyby ktoś chciał szukać Lucjana w miasteckim urzędzie, nie znajdzie go tam. Ale praca w urzędzie to była dla mnie, jako autora tej książki, niewątpliwie inspiracja. Niektóre z tych historii trudno byłoby wymyślić.

Na przykład?

Sytuacja, kiedy Cecylkę, czyli nową panią wójt spotkał wielki afront. Pojechała do powiatu po czek w ramach Polskiego Ładu. Wszystkie gminy dostały po prawie dziesięć milionów na inwestycje, a Miluszki niecałe trzy miliony. Po powrocie do gminy natychmiast zwołała kierownictwo urzędu. W końcu okazało się, że wniosek, który sama podpisała, był nieprawidłowo sporządzony. Tak było też, przyznaję, i w Miastku. Teraz kiedy już jestem na emeryturze, zdradzę, że przez te 13 lat będąc urzędnikiem na dość eksponowanym stanowisku, na sesjach, na spotkaniach, naradach, bardzo rzadko mogłem mówić to, co myślę... Teraz, mogę wreszcie sobie pofolgować jako pisarz. A ponieważ czas szybko biegnie i w Miluszkach zmienia się jak w kalejdoskopie, ci którzy przeczytali moją książkę, czekają już na ciąg dalszy.

Bardzo barwne są opisy alkoholowych libacji, taka balanga w „Stokrotce”... To wyobraźnia podpowiedziała?

(śmiech) Chyba każdy, kto swego czasu bawił się na spotkaniu integracyjnym w zakładzie pracy odnajdzie tu i swoje przygody. Te wspólne tańce, te węże, te gry i zabawy plebejskie...

Zacytujmy:

„Kiedy Rynkowski zaśpiewał Jedzie pociąg z daleka, wszyscy zrobili pociąg właśnie. Lucjan był wagonikiem zaraz za Cecylką. Podłączył się rękoma do lokomotywy, czyli Cecylki, obejmując ją wpół. Aż jej trudno było się poruszać. - Lucek, bo się uduszę! No to zszedł rękami trochę niżej, aż w prawie niebezpieczne miejsca. - Lucek, bo dostaniesz zaraz w pysk! Zakochany szybko odłączył swój wagonik i wycofał się zawstydzony. Już nie było "ciuch-ciuch". Pociąg zatrzymał się na najbliższej stacji.".
Pisałem tę książkę przez kilka miesięcy, mógłbym się pokusić nawet o określenie „z doskoku”. Kiedy przypomniało mi się coś zabawnego – od razu zasiadałem do komputera. A tak się zżyłem z Cecylką i Lucjanem, że każdego dnia sam byłem ciekaw, co też mi wykombinują.

Cecylka i Lucjan, czyli samorzadowy romans

To trochę podsumowanie twojej pracy w urzędzie?

Za moich czasów nie było tam żadnych romansów, o ile sobie przypominam. Żaden z kolegów nie chciał też popełnić samobójstwa, tylko z tego powodu, że nie zadzwoniła do niego jego ukochana. Lucjan tymczasem, z powodu kobiety kombinował, jak tu odejść z tego świata. Rozpatrywał wszystkie warianty samobójstwa, między innymi chciał odkręcić gaz w swojej kuchni, zapominając o tym, że ma kuchenkę elektryczną... Chciał też powiesić się na klamce szpitalnych drzwi, ale przestraszył się, że mu nie wyjdzie i ludzie zaczną komentować: - Ten to nawet porządnie powiesić się nie potrafi!". Ledwo zaczynałem pisać o Cecylce i Lucjanie, a już pamięć przywoływała obrazy sprzed lat.

Jakie to obrazy?

Przypomniałem sobie, że kiedyś zagadnąłem na korytarzu burmistrza na temat Dnia Samorządowca, burmistrz bardzo się śpieszył i rzucił mi tylko na odchodne: - Dobrze. Kup tam im po pączku! Oczywiście później zreflektował się i zlecił mi zamówienie obiadu dla wszystkich urzędników w pobliskiej restauracji. Była przystawka, zupa, drugie danie, a nawet deser. Innym razem, będąc w nowo otwartej kaplicy cmentarnej burmistrz podszedł do mnie i powiedział, że mam poprowadzić uroczystość ...otwarcia kostnicy. Że co? Że jak?  Wyrazić swoją radość z jej otwarcia, czy smutek, że kiedyś wszyscy tu się znajdziemy? Takie miałem dylematy... Ale jakoś z tego wybrnąłem, dłuższą wypowiedź cedując na burmistrza i proboszcza.

Zakładamy, że „Cecylka i Lucjan” to nie jest książka o miłości, jeśli już to o miłości do władzy.

Akcja toczy się gdzieś w Wielkopolsce. Może to być dowolna gmina w kraju, o której Andrzej Zaucha śpiewał: „Knajpa, kościół, widok z mostu”. Ostatnio ktoś mi opowiedział o pewnym wójcie  z gminy niedaleko Kalisza. Zresztą pokazywała go telewizja. To wójt, który w pracy permanentnie się upija, a po kielichu awanturuje się, obraża petentów. Ponoć dobry człowiek z niego, lubiany, tylko jak wypije staje się nieznośny. Policja przyjeżdża pod urząd na okrągło. To przecież temat nie tylko na książkę, ale i na film. Myślę zresztą, że i moja książka nadawałaby się do sfilmowania. W roli Cecylki świetna byłaby na przykład żona wójta Wilkowyj z serialu „Ranczo", aktorka Viola Arlak.  Co do Lucjana, to takich aktorów mikrych, chudych, pod pięćdziesiątkę, którzy nie wylewają za kołnierz -  jest wielu…

"Cecylka i Lucjan, czyli romans samorządowy"

W książce pojawiły się też prawdziwe wydarzenia z ostatnich dni. Referendum w gminie (które odsuwa Cecylkę od władzy) i wojna w Ukrainie (na której Cecylka próbuje coś ugrać politycznie).

Referendum, które rzeczywiście niedawno odbyło się w Miastku sprawiło, że pani burmistrz straciła stołek. Za odwołaniem głosowało ponad 4600 osób. Doszło do sytuacji, która teraz intryguje całą tutejszą społeczność, otóż prezes szpitala, która wcześniej została odwołana przez panią burmistrz, została teraz mianowana przez premiera pełniącą obowiązki burmistrza Miastka. Zaznaczam jednak, że książkę pisałem przez kilka miesięcy - na długo przed miasteckim referendum. Przewidziałem w niej wynik tego głosowania. Ktoś po przeczytaniu mojej książki napisał na Facebooku, że jestem prorokiem (śmiech)

Prezes szpitala to też jedna z bohaterek twojej książki.

Tak, ale to prezes szpitala w Miluszkach, zwolniona z pracy przez Cecylkę. Już mam pomysł na to, co się z nią dalej będzie działo. Teraz jednak wszystkich ciekawi co innego. Wciąż pytają: Ten Lucjan to kto?

Kto?

Jeszcze raz podkreślam - wymyśliłem Lucjana.

Zaznaczam jednak, że książkę pisałem przez kilka miesięcy - na długo przed miasteckim referendum. Przewidziałem w niej wynik tego głosowania. Ktoś po przeczytaniu mojej książki napisał na Facebooku, że jestem prorokiem

Konrad Remelski / autor książki „Cecylka i Lucjan, czyli samorządowy romans”

Wierzą?

Wierzą, nie wierzą. Nikt jeszcze nie znalazł nigdzie takiego Lucjana jak ten mój. Bo on jest tylko w tej książce. Ale generalnie - takich Lucjanów o złamanych sercach w naszym kochanym kraju jest wielu.

Które kawałki najlepiej ci się pisało?

Z niektórych sam się śmiałem.

Na przykład?

Jak rodzinie Cecylki udało się namówić ją na startowanie w wyborach. „W trakcie Złotych Godów rodziców Cecylki szczególnie upierdliwy szwagier powtarzał: - Cecylka, ty tak ładnie przy sklepie i w sklepie porządek robisz, to i całe Miluszki posprzątasz!... - W sensie, że pozamiatam? - żartowała. - Poza tym znasz ludzi, uśmiechasz się do nich. Byłabyś dobra - nalegał. - Znasz pół gminy, sprzedajesz świeży towar i nawet psy się cieszą, kiedy im rzucisz resztki pod fajrant. - I co, psy będą na mnie głosować? - Nie no,  ich rodziny, to znaczy właściciele. - Ale one są bezdomne, a te, które mają właścicieli, to jak im powiedzą, że mają na mnie oddać głos? Szczekiem? - przekomarzała się ze szwagrem". Najbardziej jednak podobają się dialogi  między Lucjanem a Cecylką.

Ona go na okrągło objeżdża. Za wszystko.

Ostra kobitka. O dziwo, paniom urzędniczkom nie bardzo się to podoba, ale panom urzędnikom, owszem. Nie wiem co z nią dalej zrobić. Mogę zdradzić, że po nieudanej karierze samorządowej wróciła do sklepu mięsnego...

Chce nawet ściągnąć tam Lucjana.

Ale czy on na to pójdzie? Tak jest zakorzeniony w tym urzędzie… Pracuje tam prawie 20 lat! No, ale Cecylce pewnie sprzedawanie kiełbasy znowu się znudzi i być może rzuci się w wir, tym razem, wielkiej polityki. Przecież takie sytuacje w Polsce się zdarzają, wystarczy przeanalizować życiorysy nawet bardzo znanych polityków… Cecylek na pęczki!

Konrad Remelski, „Cecylka i Lucjan, czyli samorządowy romans”, Wydawnictwo Region, Gdynia 2022


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama