Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Czy Słupsk wchłonie sołectwa gminy? Decyzja coraz bliżej

Do końca lipca ma być gotowy ostateczny projekt ministerialnego rozporządzenia w sprawie zmian granic administracyjnych miasta Słupsk. Włodarze Słupska chcą powiększenia swojego terenu kosztem kilku sołectw sąsiedniej gminy. Według wstępnych, nieoficjalnych planów, Słupsk miałby „dostać” ok. 40 proc. powierzchni o którą zabiega. W Słupsku tę informację przyjmują z zadowoleniem i podtrzymują swoje deklaracje wsparcia nowych mieszkańców, ale w gminie Słupsk zgody na takie rozwiązanie nie ma.
W maju mieszkańcy gminy Słupsk pojechali do Warszawy, aby pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów wyrazić swój sprzeciw wobec inicjatywy miasta Słupska, dotyczącej poszerzenia granic kosztem siedmiu gminnych sołectw (fot. Gmina Słupsk).

Samorządowcy Słupska już po raz trzeci czynią starania, by „przytulić” do siebie sąsiednie sołectwa z gminy Słupsk. Pierwsze próby włączenia niektórych z tych sołectw miały miejsce w 2008 roku, ale wówczas nie było na to zgody MSWiA. W 2015 roku pomysł urodził się na nowo, ale wówczas to sami radni z niego zrezygnowali – po protestach mieszkańców. Tym razem w Słupsku walczą o przyłączenie gminnych sołectw: Bierkowo, Włynkówko, Strzelinko, Krępa Słupska, Płaszewko oraz Siemianice z fragmentem sołectwa Swochowo-Niewierowo.

Władze miasta swoje plany tłumaczą chęcią urbanizacji i rozwoju. Wskazane sołectwa, na które „chrapkę” ma Słupsk, leżą u jego granic i mają większą powierzchnię, niż ma obecnie całe miasto. Po ich wchłonięciu miasto, kosztem gminy, przejęłoby ok. 58 kilometrów kwadratowych powierzchni (obecnie ma 43 kilometry kwadratowe) oraz ok. 6900 mieszkańców (na koniec 2020 roku miasto liczyło ok. 90 000 mieszkańców).

Raczej jednak tak się do końca nie stanie, gdyż wstępny projekt zakłada włączenie tylko część z tych sołectw gminy Słupsk. Mowa o sołectwach Siemianice, Bierkowo oraz częściowo sołectwie Płaszewko. To około 40 proc. terenu o jakim marzyli w Słupsku, gdyż ma to być bowiem pewien kompromis między interesami miasta i gminy. Łącznie miasto miałoby zyskać na tej operacji 2,2 tys. hektara powierzchni oraz przyjąć mieszkańców tych wsi.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wojna o granicę w Słupsku. W tle oskarżenia o rasizm

W Słupsku z wstępnej propozycji są zadowoleni i podtrzymują swoje obietnice dane mieszkańcom gminy, których chcą do siebie włączyć, że utrzymają i będą modernizować im istniejącą infrastrukturę, będą kontynuować rozpoczęte już inwestycje, a także utrzymają placówki oświatowe z zachowaniem dotychczasowej kadry. Mieszkańcy sołectw, które trafiłyby do miasta Słupsk, nadal mogliby liczyć na bezpłatne zajęcia na basenie oraz utrzymanie i wsparcie działalności wszystkich funkcjonujących na terenie Ochotniczych Straży Pożarnych, świetlic, klubów sportowych. Miasto gwarantuje też ewentualnym nowym mieszkańcom objęcie ich komunikacją miejską MZK Słupsk, zapewnienie dostępu do środków w budżecie obywatelskim i to na poziomie nie mniejszym niż obecny fundusz sołecki. Nowych mieszkańców miałaby też obowiązywać jednakowa polityka (ceny i opłaty) w zakresie gospodarki wodno – ściekowej oraz gospodarki odpadami. Mieszkańcy (rolnicy) mieliby również zachować prawo do hodowli bydła, trzody chlewnej i drobiu.

Te wszystkie argumenty nie przekonują ani mieszkańców zainteresowanych sołectw z gminy Słupsk, ani nawet mieszkańców pozostałej części gminy. Już wcześniej aż 99 proc. mieszkańców gminy Słupsk – przy frekwencji aż 81 proc., zadeklarowało, że nie chce zostać mieszkańcami miasta i woli pozostać administracyjnie w gminie. W wyniku konsultacji w mieście Słupsk 80 proc. mieszkańców – przy frekwencji ok. 24 proc. - było za przyłączeniem nowych sołectw.

Moim priorytetem było i jest uczynienie wszystkiego, aby do zmiany granic nie doszło. Gdyby jednak miało się tak stać, zgodnie z mandatem radnych, deklarowałam otwartość na rozmowy o przekazaniu miastu Słupsk nie całych sołectw, a wybranych terenów niezurbanizowanych, o czym strona przeciwna nie chciała nawet słuchać

Barbara Dykier / wójt gminy Słupsk

Wójt gminy Słupsk Barbara Dykier podkreśla, że żadne wiążące decyzje jeszcze nie zapadły i przez kilka ostatnich dni uczestniczyła w kolejnych ważnych dla tej sprawy spotkaniach w Warszawie, m.in. wzięła udział w pracach zespołu do spraw Ustroju Samorządów, Obszarów Miejskich i Metropolitarnych oraz w posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu. Wójt komentuje, iż wstępny projekt, który trafił do mediów i który co prawda ogranicza wniosek miasta, nie jest żadnym kompromisem ani porozumieniem.

- Moim priorytetem było i jest uczynienie wszystkiego, aby do zmiany granic nie doszło. Gdyby jednak miało się tak stać, zgodnie z mandatem radnych, deklarowałam otwartość na rozmowy o przekazaniu miastu Słupsk nie całych sołectw, a wybranych terenów niezurbanizowanych, o czym strona przeciwna nie chciała nawet słuchać – uważa wójt Barbara Dykier.

ZOBACZ TEŻ: Konflikt o granice Słupska trwa w najlepsze. Miasto chce być większe kosztem gminy

Pomysł miasta Słupsk, aby włączyć a swoje granice część gminy, nie bardzo popierają też inni włodarze z powiatu słupskiego, w tym starosta Paweł Lisowski, który jakiś czas temu jasno zadeklarował. - Stanowisko powiatu słupskiego, co do propozycji zmiany granic, jest negatywne. Mam wrażenie, że to wszystko jest jakąś totalną abstrakcją, gdyż zajmujemy się sprawami, które odciągają nas od tych, które są niezwykle istotne i ważne. Wszyscy przyjęliśmy decyzję miasta Słupsk, a przede wszystkim nagły tryb, z niedowierzaniem i zaskoczeniem – mówił starosta.

Projekt włączenia konkretnych sołectw do granic administracyjnych miasta Słupsk nie jest jeszcze ostatecznym rozwiązaniem, które może trafić do rozporządzenia. Wszystkie decyzje w tej sprawie na szczeblu państwowym mają zapaść jeszcze w lipcu.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama